23 kwietnia 2017

Rozdział 38

Stawiam lampkę na łóżku, siadam po turecku w połowie łóżka i włączam ją, Harry wyciąga się na nim i dotyka mojego kolana, swoją nogą. Obserwuje mnie, jak szukam odpowiedniego lakieru do paznokci i jak nie mogę się zdecydować co do odcieniu różu. Wybieram ten bardziej wyrazisty i zaczynam malować paznokcie po uprzednim zmyciu. Harry trąca moje kolano i próbuje mnie rozproszyć, ale jestem nieugięta. Kończę pierwszą rękę, kiedy ktoś dzwoni do drzwi.
-Oczekujesz kogoś?- pyta.
-Nie, nie wiem kto to...- mówię.
-Pójdę sprawdzę...- mówi Hazz, na co posyłam mu buziaczka. Jego bose stopy oddają specyficzny głos i słyszę jak przekręca zamki.
-Dobry wieczór list do Pani Kylie Bennington. Może Pan odebrać?- pyta mężczyzna.
-Jasne, a czemu tak późno?- słyszę głos Hazzy.
-Nie wyrobiłem się i trzeba było dokończyć. Moje uszanowanie!- odpowiada listonosz.
-Do widzenia.- kończy Harry i zamyka drzwi.
Wraca do sypialni i siada na łóżku.
-Otwórz to...- mówię, na co zręcznie odpakowuje list.
-To zaproszenie, na ślub Twojego taty jak sądzę...- mówi i podaje mi je. Uśmiecham się szeroko odczytując wszystko po kolei, oczywiście znając każdy detal, ale ważne jest to, że je mam. Pod spodem małym druczkiem ręcznie dopisane jest: "Kochanie, mam nadzieję, że zaszczycisz wszystkich swoim wystąpieniem"... Uśmiecham się szerzej.
-Tata chce, żebym zaśpiewała...- mówię, na co Harry uśmiecha się.
-To super, możesz zagrać coś swojego...- mówi, na co kiwam głową i spoglądam na niego. Patrzy na mnie i chyba nie wie co krąży mi po głowie. Ja chyba też tego nie wiem... Ale...
-Harry?- zaczynam.
-Hm?
-Będziesz mi towarzyszył na ślubie mojego taty?- pytam, na co jego oczy stają się okrągłe, a usta lekko rozchylają. Milczy, ale to z zaskoczenia, chyba, że jest przerażony.
-Wiesz... Jeśli nie chcesz ze względu na mnie to popatrz na swój wzgląd... Poznam Cię z moim dziadkiem, z różnymi szychami w świecie biznesu muzycznego...
-Ale ja?- pyta cicho.- Ja nie jestem kimś wielkim, jak Ci wszyscy ludzie, którzy tam będą...- mówi.
-Ja też nie jestem wielka, ani Hailey, ani ktokolwiek, wszyscy będziemy gośćmi, a wielcy będą tata i Amy.- mówię, na co on się uśmiecha.
-Naprawdę, chcesz żebym pojechał z tobą na ślub?- pyta jeszcze raz.
-Bardzo tego chcę...- mówię i on aż podnosi się z łóżka i wpija w moje usta. Tkwimy w pocałunku dość długo, gdy on się znów kładzie.
-Jadę na ślub Chestera Bennigtona... Gemma oszaleje...- mówi, na co uśmiecham się szeroko.
Dokańczam drugą rękę i pozostawiam ją do wyschnięcia, nakładam utwardzacz i czekam aż wszystko już będzie super. Gdy już moje paznokcie są nówka-sztuka odkładam lampę na szafkę i swój zestaw z lakierami. Wstaję z łóżka i poprawiam majtki, które co nieco się obniżyły... Top spadł mi na jedno ramię. Idę do toalety umyć zęby. Spoglądam na siebie w lustrze i widzę, jak śmieją się moje własne oczy, są rozbawione, a szczęśliwe, są docenione. Docenione... Sprawdzam drzwi i wracam do niego, pisze coś na telefonie i uśmiecha się szeroko słysząc dźwięk odpowiedzi. Jestem prawie pewna, że to Gemma :). Kładę się do niego, ale jest mi zbyt gorąco by wchodzić pod kołdrę. Harry obserwuje mnie, a ja jego, więc układając swoją poduszkę jego dłoń wędruje do mojego topu i opuszcza ramiączko, które doprowadza mnie do szału. Patrzę na niego, a on się uśmiecha.
-Tak lepiej...- mówi, na co ja się uśmiecham.
-Bo widać mi bardziej cycki?- pytam.
-To swoją drogą, a je i tak widzę, bo się przebijają przez koszulkę...- mówi, a ja spoglądam na nie. Rzeczywiście.
-Odpowiednio o nie zadbałeś, więc mają prawo...- stwierdzam, a on się uśmiecha.
-Ostatnio gdzieś czytałem, że jeżeli sutki przebijają się i są twarde to świadczy to o pociągu jaki ma właścicielka do obiektu, z którym ma do czynienia, albo jest jej zimno.- mówi Harry, na co ja się uśmiecham.
-Jest mi gorąco, więc to może świadczyć o jednym...- mówię z uśmiechem, na co Harry zagryza wargę.
O nie.
Znów seks?
-Nie mam dziś już werwy kochanie, jestem padnięty...- mówi, jakby czytając mi w myślach.- Chociaż, jakbyś mnie tak porządnie rozpaliła to kto wie...- mówi wsuwając rękę pomiędzy moje nogi.
Te jego usta, o mój Boże.
Nachylam się nad nim swoimi piersiami i dotykam nimi jego torsu.
-Jutro...- mówię, na co on uśmiecha się szeroko.
-Masz jak w banku. A zamierzasz spać w topie?- pyta ostentacyjnie.
-A mam?- pytam unosząc brwi.
-Bez...- mówi, na co uśmiecham się szeroko i ściągam go przez głowę. Jego oczy stają się większe i uśmiecha się na ich widok. Kładę się na boki tyłem do niego i zgaszam swoją lampkę.
-Dobranoc...- mówię, na co on burczy pod nosem i przysuwam się do mnie. Sunie palcem po majtkach i niżej i niżej, łapie dłonią za piersi i zasypia. Leżąc blisko mnie. Ranek jest z jednej strony fantastyczny dlatego, że leży H. koło mnie, ale z drugiej budzik zmusza nas do wstania. Harry mruczy tylko i pozostaje niewzruszony na jego dźwięk. Wyłączam go i wstaję ściągając dłoń Hazzy z mojej piersi. Marudzi coś pod nosem, ale potem znów cicho zasypia. Ja idę do łazienki z telefonem w dłoni i topem, chyba dokładnie nie wiem co robię. Załatwiam poranne potrzeby i staję przed lustrem. Spoglądam na moje włosy, które ułożyły się. Ubieram top i robię sobie zdjęcie unosząc go lekko do góry ukazując brzuch i nisko położone majtki, wysyłam je do Harry'ego i zaraz kolejne, jak stoję bokiem i lekko się nachylam do przodu wypinając pośladki. Zawiązuję top i idę robić śniadanie dla nas. Stwierdzam, że nie chce mi się robić czegoś wytwornego, więc gotuję mleko na nasze ulubione płatki do tego kawa. Czytam nowinki na portalach społecznościowych i odpisuję na SMS Hailey mówiąc jej jednocześnie, że zabieram ze sobą Harry'ego. Komentuję jej zdjęcie z sesji i odpisuję mamie, która pyta co u mnie. Zakładam włosy za ucho i mieszam mleko. Drzwi od mojego pokoju otwierają się i Harry z małymi oczami i z telefonem w dłoni wychodzi z niego.
-Kylie...- mówi niskim, zachrypniętym głosem.- Mam to dodać do mojego fap - folderu?- pyta unosząc brew.
-Byłoby sexi, jakbyś sobie robił dobrze do tych zdjęć...- mówię i mieszam mleko.
-Niegrzeczna...- mówi z szerokim uśmiechem.
-Zawsze i wszędzie...- odpowiadam i on szeroko się uśmiecha. Idzie w mój stronę i gdy mieszam mleko, łapie mnie za uda i przysuwa swoje biodra do moich, ociera się w jakimś określonym rytmie. Mało tego... Czuję jak się podnosi, więc by jeszcze go rozjuszyć kręcę mocniej pośladkami. Wypinam się bardziej, a jego dłonie łapią za moje włosy, zaczesuje je do tyłu i łapie za nie lekko.
-Zostańmy dziś tutaj i pokochajmy się trochę...- mówi mi do ucha, na co się uśmiecham.
-Musimy iść do szkoły...- mówię cicho nie przestając poruszania biodrami.
-Moglibyśmy powtórzyć to ze wczoraj... W łóżku... Patrzylibyśmy w lustro...- mówi.- Robisz wtedy takie podniecające miny Kylie...- dodaje, na co ja się uśmiecham.
-Bardzo?- pytam wyłączając gaz.
-Dochodzę na sam widok Ciebie takiej...- mówi cicho, na co ja czuję, że zaschło mi w ustach. Zagryzam dolną wargę i nalewam mleko do miseczek. Odkładam rondel na kuchenkę i obracam się przodem do Harry'ego. Kładę dłoń na jego torsie i sunę nią w górę, zatrzymuję ją dopiero we włosach lekko za nie ciągnąc.
-Jesteś boski...- mówię i staję na palcach, by zatopić swoje usta w jego, od razu z kopa. Jego dłonie dotykają całe moje ciało, a języki lawirują wokół siebie, z naszych ust wychodzą ciche jęki, które łączą się w jedną piękną całość. Hazz podnosi mnie, obraca i sadza na wyspie przybliżając się bliżej moich rozszerzonych ud. Mruczy mi w usta i odrywa je, by dotknąć szyi. Przechylamy się lekko do tyłu i Hazz zaczyna sunąć ustami po mojej klatce piersiowej.
-Ky, jedną lekcję sobie odpuśćmy, chcesz siedzieć jak na szpilkach?- pyta i ściska moje piersi zasłonięte topem.
-A co jest pierwsze?- pytam i wyjękuję cicho jego imię.
-Bloom...- mówi, na co ja otwieram szerzej oczy i dotykam jego policzka.
-Harry musimy jechać...- mówię, na co on podnosi na mnie wzrok, siadam do pionu, a on patrzy na mnie zawiedziony.
-Aż tak zależy ci na lekcji z nim?- pyta.
Kręcę głową przecząc i mówię:
-Chodzi o tej konkurs, muszę być na bieżąco...- Harry wywraca oczami i puszcza mnie, by wziąć miskę. Łapię go za rękę.
-Ale dziś...- mówię przysuwając swoje usta do jego.- Zamierzam być na górze...- mówię i muskam jego dolną wargę. Na jego twarzy pojawia się uśmiech.
-Przed lustrem?- pyta.
-Przed lustrem...- potwierdzam, na co daje mi całusa i sięga po nasze miski. Zjadamy śniadanie i wypijamy nasze kawy, Harry zakłada koszulkę z koncertu, którą ode mnie dostał i uśmiecha się szeroko, gdy zaczynają mi się świecić oczy na jej widok. Ubieram się (no.204) - https://www.polyvore.com/no.204/set?id=208998755 w sypialni podczas, gdy Harry, jak sądzę, idzie zapalić na balkon. Narzucam na plecy jasną bomberkę i spinam włosy w niechlujnego warkocza, a z boku wychodzą mi kosmyki włosów. Psikam na siebie perfumy i łapię za torebkę. Harry gasi papierosa i wypuszcza ostatni dym z ust i wchodzi do środka cicho odchrząkując. Dopiero teraz, gdy nie oślepia go słońce zauważa mój strój.
-O żesz kurwa...- mówi, na co przenoszę na niego wzrok. Jestem zaskoczona...- Myślisz, że teraz Cię puszczę do szkoły, jak gdyby nigdy nic? Zamierzam zostać i doprowadzić Cię do krzyku...- mówi, jakby to była oczywistość.
-Harry, przestań!- chichoczę.- Chodź!
-Kylie, kurwa, wiesz, jak na Ciebie działam, mój penis się podnosi, a Ty ubierasz się w ten sposób i chcesz tak po prostu iść?- unosi brwi, na co zaczynam się śmiać.
-Dojedziemy do szkoły, ja dotrę na lekcje, a Ty możesz pójść do łazienki i zajrzeć do fap- folderu...- mówię, na co on unosi brew.
-To nie jest zły pomysł, ale...- mówi, na co ja się śmieję i łapię za jego kluczyki.
-Chodź!- poganiam go.
-Ja wolę z tobą...- mówi cicho idąc wystrój drzwi.
-Jesteś niemożliwy...- mówię, na co on się uśmiecha łobuzersko.
-Możesz mi tak mówić, podnieca mnie to...- mówi mi do ucha i szczypie mnie w tyłek, gdy zamykam drzwi.
-A co Cię nie podnieca, to będę mówiła tylko to słowo?- pytam, na co zaczyna się zastanawiać.- Wszystko kojarzy ci się z seksem zboczeńcu...- zaczynam się śmiać i kręcę głową.
-Wszystko co mówisz...- mówi, na co ja mam lekkie załamanie i wzdycham cicho. Harry łapie mnie za dłoń i schodzimy po schodach w dół. Uśmiechamy się do portiera i idziemy w stronę jego auta. Otwiera mi drzwi i zamyka je, gdy siedzę w środku. Zaraz wsiada obok i włącza silnik. Zerka na moje nogi, zerka na mnie całą... Jest niewyżyty, z ręką na sercu mogę to powiedzieć.
-Ky, a mogę Ci coś zaproponować?- pyta po chwili.
-Seks?- unoszę brwi, na co on zaczyna się śmiać.
-Dzięki, że pamiętasz...- mówi, na co się śmieję.- Ale coś innego...- mówi.
-No to słucham...- mówię i obserwuję go.
-Gdybym teraz zjechał z drogi i pojechał z tobą do takiego parku narodowego niedaleko lotniska i tam byśmy skonsumowali nasze fizyczne pragnienie złączenia się...- mówi z nadzieją, na co ja wzdycham cicho.
-Harry...- zaczynam.- To wciąż jest seks.
-Ale Ky...- mówi, na co ja się załamuję po całej linii.
-Jesteś niewyżyty...- mówię, na co on się zaczyna śmiać.
-Jeżeli mam przed sobą wypięte cudeńko takie jak Ty, czy górujące nade mną, to dziwisz się?- pyta.
-Ja to mam na co dzień...- odpowiadam inteligentnie, na co Harry unosi brwi.- Wypnę się do lustra, złapię moje piersi, dotknę się... Wszystko mam...- mówię.
-A dotykasz się?- pyta mnie, na co wywracam oczami.- Bo jak tak chciałbym to zobaczyć jako widz...
-Po pierwsze - każda kobieta się dotyka...- mówię, na co Hazz mi się wtrąca.
-Nieprawda...- mówi.- Z jedną jak kiedyś spałem to nie wiedziała co jej robię, że czuje się tak bosko...
-...a po drugie... nie będziesz oglądał tak intymnych sytuacji kobiety...- mówię.
-Ale się dotykasz prawda?- pyta mnie, na co opuszczam głowę.
-Kiedyś tak, poznawałam własne ciało, ale niedługo po tym, jak zaczęłam, pojawił się pierwszy chłopak i byłam zaspokojona...- mówię z uśmiechem.
-Boże, ja bym chyba umarł, jakbym Cię oglądał dotykającą się...- mówi i staje na światłach. Przenosi wzrok na mnie.
-To wygląda jak kobieta, która uprawia seks, ale bez faceta... Proste i znajome...- odpowiadam, na co Harry kręci głową nie zgadzając się ze mną.
-Co innego, gdy to facet doprowadza dziewczynę do orgazmu, a co innego, gdy to ona sama się do niego doprowadza... Co bardziej podnieci faceta? Jasne, że jej robota...- mówi.
-Nie patrzyłam na to pod takim względem...- mówię.
-A widzisz, Ky... Uczysz się dopiero...- mówi.- Ale muszę sie kiedyś położyć u siebie i spróbować sobie Ciebie wyobrazić... Myślę, że będzie ciekawie...- mówi, na co ja się uśmiecham.
-Będę twoją seksualną fantazją...- mówię, na co on się uśmiecha.
-Jesteś odkąd Cię poznałem i tylko myśląc o tobie potrafię tak mega dojść...- mówi i rusza, na co czuję się doceniona.
-Przestańmy o tym gadać już...- mówię.
-Jak sobie życzysz...- mówi i dojeżdżamy w ciszy do szkoły. Nasi znajomi tradycyjnie stoją przed szkołą i nawet nie zauważają, że przyjechałam z Harry'm. Holly jedynie patrzy na mnie, jakby zaraz miała mnie zabić, ale uśmiecham się do niej, na co Hazz zaczyna się śmiać. Wysiadamy z auta, łapiemy za swoje rzeczy i idziemy w stronę znajomych. Zakańczają palenie i grupą podążamy pod salę na lekcję z Bloomem.
-Przeczytałaś wszystko?- pyta Alana, łapiąc mnie pod ramię.
-Wczoraj, ale w pewnym momencie przysnęłam...- mówię, na co ona chichocze.
-Nudne to trochę, ale mieć szóstkę i Blooma warto się pomęczyć...- mówi, na co ja się uśmiecham i potwierdzam jej słowa. Na pierwszym piętrze nauczyciel ma dyżur i wszyscy mówimy do niego "Dzień dobry!", wpuszcza nas do sali, gdzie zajmujemy miejsca i chwilkę później dzwoni dzwonek. Siadam na swoim miejscu, Hazz obok i ma dziwną minę.
-Co Ci jest?- pytam wyciągając notatki.
-Nie powinnaś była się tak ubrać...- mówi, na co ja spoglądam na siebie nie wiedząc, o co mu właściwie chodzi.
-Bloom zjadał Cię wzrokiem... A ja znam ten wzrok...- mówi, na co wywracam oczami.
-Harry, to wciąż jest nauczyciel i mam w nosie, jak na mnie patrzy, ja się cieszę, jak podobam się tobie, a nie jemu...- mówię, na co na twarzy Harry'ego pojawia się lekki dołeczek. Splatam pod stolikiem nasze dłonie i uśmiecham się do niego szeroko. Lekcja się zaczyna. Bloom wykłada temat i pisze na tablicy zagadnienia na sprawdzian, który ma być w przyszłym tygodniu. Przepisując z tablicy zauważam, jak opinają się na jego pośladkach eleganckie spodnie. Uśmiecham się pod nosem, gdy widzę dziewczyny zapatrzone w ten widok, ja sama spoglądam przez ułamek sekundy, ale to nie zmienia faktu, że głównie skupiam się na przepisywaniu. Bloom siada przy biurku i daje nam jeszcze chwilę czasu, czekam aż wszyscy skończą i nauczyciel będzie kontynuował.
-Kylie, czy już skończyłaś?- słyszę głos profesora, na który równocześnie z Harry'm podnosimy wzrok.
-Tak...- mówię.
-W takim razie poproszę Cię o pomoc...- mówi Bloom, na co czuję, jak momentalnie dłoń Harry'ego ląduje na moim udzie.- Ale powiem Ci to na zewnątrz, by nie przeszkadzać pozostałym...- mówi.
Kiwam głową, a Harry zaciska rękę. Podnoszę na niego wzrok, na co puszcza i przeklina pod nosem. Idę przez klasę i Bloom puszcza mnie przodem.
-Pan Dyrektor prosił, by przyjść po dokumenty związane z olimpiadą, mogłabyś je przynieść?- pyta, na co lekko się uśmiecham i kiwam głową. Podążam ku schodom.

Harry
Słyszę stukanie jej obcasów i po chwili ono zanika. Najprawdopodobniej gdzieś ją wysłał, skoro nie słychać obcasów to musiała zejść na dół, bo przecież nie poleciała... Bloom wchodzi dopiero chwilę po ustaniu stukotu obcasów, co znaczy, że... Skurwiel jeden patrzył na jej dupę, na jej - moją dupę i nikogo innego. Na jego twarzy króluje zajebisty uśmieszek. Oczywiście! Zajebiście! Tak ją omami, że jeszcze ją w tym wyrucha, bo na pewno o to mu chodzi. Nie ma takiej dupy na świecie, jak jej... Dziwić się, nie dziwię, ale go zabiję, jeśli będzie ją podrywał, albo chciał dotknąć, albo...
Kylie wraca po kilku minutach i z uśmiechem oddaje papiery Bloomowi, który nie jest tak odważny, by patrzeć na jej pupę przy ludziach.
Siada i uśmiecha się do mnie. Mięknie mi wszystko, a tylko jedno rośnie, ale to już ostatnimi czasy nieświadomie. Odwzajemniam ten uśmiech i piszę ołówkiem w jej zeszycie, podczas, gdy Bloom zaczął już dalej mówić, zdanie:
"Ty. Ja. Dziś. Kino?" - ona odczytuje i szeroko się uśmiecha.
Odpisuje: "Randka?" Uśmiecham się szeroko i zagryzam z podekscytowania dolną wargę.
"A będziemy się całować?" – piszę, a ona kiwa głową.- "No to randka J"- piszę.
Bloom omawia dalej temat prosząc o przeczytanie tekstu źródłowego Mike'a, który prawdopodobnie sms-ował z Nancy. A w tym czasie ja spoglądam sobie na skupioną na lekcji Kylie, która od czasu do czasu zerka na mnie, by się do mnie uśmiechnąć.
-Przygotujcie proszę eseje, którego temat macie na 259 stronie w podręczniku...- mówi nauczyciel i w tym czasie dzwoni dzwonek. Pakuję książkę do mojego plecaka i Kylie wstaje ze swojego krzesełka, stając przy mnie, ja siedząc podnoszę wzrok i przyglądam się jej idąc wzrokiem coraz wyżej. Uśmiecham się do niej i obserwuję, jak wyciąga włosy do przodu. Mruga do mnie okiem i czeka, aż będę gotowy.
-Sprawdziłam i grają dziś o 19:30 „Legion Samobójców" ale nie wiem, czy się skusimy...- mówi do mnie, ma co ja się uśmiecham.
-Czemu? Przez pół nagą Harley Quinn?- pytam ją, na co ona kiwa głową.
-Nie będziesz patrzył na jej tyłek...- mówi jakby to była oczywistość. Podoba mi się taka jej postawa.
-Wiesz, że ja patrzę tylko na twój...- mówię jej zjeżdżając wzrokiem niżej, ona się uśmiecha.
-Nie wierzę ci...- mówi i zasuwa swoje krzesełko. Zapinam plecak i wstaję na równe nogi, by iść z nią na lunch.
-Ky, przyrzekam ci, że twój jest najlepszy na świecie...- mówię jej, na co ona się uśmiecha.
-Tylko dlatego, że chcę bardzo zobaczyć ten film na niego pójdziemy, ale w momencie, gdy będzie jej pupa będę ci zasłaniała oczy...- ostrzega, na co zaczynam się śmiać. Zgodzę się na wszystko, byleby spędzić z nią kolejny miły wieczór. Już mamy opuszczać salę, gdy słyszę głos nauczyciela wołającego imię mojej... Kylie. Rośnie mi ciśnienie.
-Możesz chwilę zostać?- pyta, na co Ky się zatrzymuje i kiwa głową. Wzdycham cicho i mówię jej, że zaczekam przy mojej szafce. Odbieram z jej rąk książkę i idę, by włożyć ją do mojej szafki. Gary zaczepia mnie na schodach, a obok niego stoi Holly.
-Dziś mamy próbę po zajęciach u Josha, pamiętasz?- pyta mnie.
-Przyjadę zaraz po.- odpowiadam.
-A co robisz po próbie?- pyta Gary.- Idziemy z The Rough do klubu, ponoć Bernie wyhaczył dla ciebie jakąś laskę...- mówi zaczynając się śmiać. Holly też się śmieje i przenoszę wzrok na nią. Jak mogłem być takim debilem, naprawdę jak mogłem...
-Już mam plany.- odpowiadam krótko i chcę iść dalej, ale zatrzymuje mnie.
-Jakie niby? Bez swoich kumpli?- unosi brwi Gary.
-Moich kumpli?- zaczynam się ironicznie śmiać.- The Rough to nasi przeciwnicy, jakbyś nie wiedział, a ty sam wszedłeś w ich szeregi...- mówię mu, Gary zaśmiewa się.
-Jak mój najlepszy kumpel zmienił się w jakiegoś dziwnego, w ogóle nieimprezującego cieplaka, który w ogóle nie ma kontaktu z kobietami, jak kiedyś to co się dziwisz... Niby masz jakąś laskę ze swoich stron, ale nikomu jej nie przedstawiłeś ani nic, zaczynam się zastanawiać, czy ona w ogóle istnieje.- mówi, na co Gary podnosi mi ciśnienie.
-Odpierdol się.- mówię krótko i chcę znów iść.
-Mam nadzieję, że nie stałeś się pedałem, czy coś...- mówi i zaczyna się śmiać i wtedy puszczają mi nerwy. Zeskakuję na stopnie dwa niżej, gdzie stoi i łapię go za fraki, wydaje mi się nawet, że podnoszę go do góry.
-Co kurwa!- mówi podniesionym głosem Gary, a Holly szarpie mnie, bym go zostawił.
-Odpierdol się od mojego życia kutasie i sprawdź czy nie masz HIV-a od seksu z tą dziwką...- mówię mu, na co Holly zaczyna piszczeć.
-Ja chociaż uprawiam seks, a ty?!- mówi Gary wytrzeszczając oczy, na co z całej siły przygwożdżam go do ściany i uderzam kilka razy jego plecami. Holly zaczyna piszczeć, a ja z odległości kilku metrów słyszę głos Kylie, która wypowiada moje imię coraz głośniej. Schodzi w dół.
-Uprawiam więcej seksu w ciągu tygodnia niż ty w całym swoim życiu i jestem bardziej zaspokojony, niż ty kiedykolwiek byłeś.- syczę i odkładam go na ziemię, gdy mocny uścisk ręki Kylie na moim przedramieniu. Gary patrzy na Kylie, która intensywnie patrzy na nas dwóch.
-Co tu się dzieje!- pyta sycząc. Jest zła.- Gary co się stało?- pyta go, na co ja patrzę na nią ze złością, że to mnie pierwszego nie poprosiła o wytłumaczenie.
-Zaproponowałem Hazzie imprezę i powiedział, że ma inne plany, więc uznałem, że stał się dziwakiem i zachowuje się jak pedał...- mówi Gary, na co ja zasysam głośno powietrze przez nos. Kylie ściska jeszcze bardziej moją rękę.
-A ty przypadkiem nie jesteś jego kumplem?- mruży oczy Ky.- Jak śmiesz nazywać tak swojego własnego kumpla, który oddał i nie zaprzeczaj, oddał ci swoją laskę do ruchania, hm?- mówi, a oczy Gary'ego robią się okrągłe, Holly aż otwiera buzię.
-To ja zdecydowałam kogo wybieram...- mówi blondynka pretensjonalnie wysokim głosem.
-Weź ty chociaż nie pierdol głupot...- mówi do Holly, na co ja podnoszę na nią wzrok. Przysięgam kocham ją taką... Jest taka podniecająca. I Gary i Holly patrzą na nią wryci.- A ty Gary, zastanów się następnym razem co mówisz, bo jak on się wkurwi to cię zabije i masz świadomość, że jest do tego zdolny. Ja wtedy nie zareaguję, a Holly będzie piszczeć jak po orgazmie i nikt nie zwróci na nią uwagi. I będziesz naprawdę biedny.- mówi Kylie i ściskając dalej moją rękę prowadzi mnie na dół. Idzie tak szybko w tych szpilkach, że nie mogę za nią nadążyć, a jej ręka ściska mnie jeszcze bardziej. Na dole puszcza ją, a ja zauważam biały odcisk dłoni, dopiero po chwili zaczyna dopływać tam krew.
-Dziś jestem twój rozumiesz?- mówię jej z uśmiechem na twarzy. Idziemy w stronę jej szafki.
-Za co?- uśmiecha się do mnie szeroko.
-Za te twoje słowa, a kiedy przeklęłaś... Kuurwa.- mówię jej, na co ona chichocze i zaraz przestaje. Robi się zakłopotana.
-Hazz, co robisz po zajęciach?- pyta.
-Mam próbę z chłopakami, a potem mamy randkę...- mówię, a ona kiwa głową i chyba lekko wzdycha z ulgą.- A co szybki numerek przed wyjściem?- pytam ją, na co ona uśmiecha się.
-To po...- mówi z uśmiechem na twarzy i układa swój kod, po czym szafka zwalnia blokadę.- Muszę przyjechać na 16 do szkoły z powrotem, bo profesor Bloom musi mi wytłumaczyć jeszcze rzeczy, których nie umiem...- mówi.
-Będziecie w szkole sami?- unoszę brwi, na co ona wywraca oczami.- Sami?? Kylie on może zrobić z Tobą wszystko...- mówię jej, na co Kylie odbiera ode mnie książkę.
-Będzie mi tłumaczył filozofie, których nie umiem, a filozofie są zawsze na tego typu olimpiadach.- tłumaczy, na co ja głośno wzdycham. Kylie odrzuca swoje włosy do tyłu.
-Alana nie może przyjść z tobą? Lewis?- pytam, na co ona kręci głową.
-Obydwoje mają już plany i nie mogli dziś, a ja na pewno skończę to do 19:00, więc przyjechałbyś po mnie i pojechalibyśmy na randkę.- mówi, a to ostatnie słowo działa na mnie kojąco.
-Jeśli on cię dotknie...- zaczynam, na co Kylie przenosi na mnie wzrok.
-Harry...- mówi.- Proszę cię nie zaczynaj...
-Ja tylko mówię...- unoszę ręce w geście obronnym. -...masz mi wówczas powiedzieć i zabiję go...- mówię.
-On mnie nie tknie.- mówi pewnie.
-Nie bądź taka pewna, ja znam swój gatunek. Miałem takie samo zachowanie, jak przyszłaś do tej szkoły jak i on.- mówię jej, na co ona wywraca oczami. –Chodź jeść...- mówię jej, na co wzdycha z ulgą. Eleanor i Alana rozmawiają z Mike'iem i Lewisem, więc Kylie uśmiecha się do nich i szepcze cicho, że idzie trochę do dziewczyn, na co kiwam głową. Podążam do swoich kumpli i wychodzimy ze szkoły, słuchając jak dziewczyny świergoczą o najnowszych plotkach szkoły. Odpalam papierosa i widzę wzrok Kylie, gdy to robię. Zaciągam się, czuję się trochę winny, więc piszę do niej sms-a, żeby się nie gniewała. Eleanor proponuje dziewczynom wspólny wypad na drinka, albo po prostu na jakieś zakupy. Obydwie zgadzają się i umawiają na przyszły weekend, Alana się śmieje, że jej brat dostał świra, jak się dowiedział, że Kylie siostra to Hailey Baldwin, bo jest jej cholernym fanem. Kylie się śmieje i mówi, że to miłe.
-Hazz?- mówi Lewis.
-Hm?- unoszę brwi pytająco zaciągając się nikotyną.
-Jak ci się układa z tą dziewczyną?- pyta, a Mike przyłącza się do pytania. Wydmuchuję dym i uśmiecham się.
-Chłopaki, układa to za dużo powiedziane, ja jestem z nią w wolnym związku.- mówię.
-Wolnym?- dziwi się Mike.- Wolny oznacza, że możesz sypiać z innymi, a ty tego nie robisz...- wnioskuje.
-Bo nie potrzebuję...- uśmiecham się ponownie.- Uwierzcie mi, jak się z nią widzę to nie wychodzimy z łóżka.- mówię, na co oni się uśmiechają.
-Czemu nam jej nie przedstawisz?- pyta Jordan.
-Bo ona jest bardzo nieśmiała i wolimy ukrywać swój "związek", od początku chcieliśmy dyskrecji i dla nas liczy się czas razem. Jesteśmy z kompletnie różnych półkul i nasi znajomi też się różnią, nie wpasowalibyśmy się w te towarzystwa, więc stwierdziliśmy, że tak będzie lepiej...- mówię i zaciągam się papierosem.
Eleanor zaczyna na nas burczeć, że spowalniamy je, więc Jordan puszcza je do przodu. Trzymają się pod ręce i żwawym krokiem idą w stronę knajpki, gdzie przesiadujemy przerwę na lunch.
-A Kylie?- pyta Mike, na co przenoszę na niego wzrok.
-Co Kylie?- pytam.
-Fajna jest, nie poruchałbyś?- unosi brwi. Uśmiecham się pod nosem i spoglądam na jej zaznaczające się łydki z każdym krokiem w tych szpilkach.
-Pewnie, że bym poruchał, ale to niezależna laska, pewnie ma tam kogoś na boku jak ja...- mówię.
Wchodzimy do knajpki i siadamy w rogu całą ekipą. Dziś to ja i Kylie zamawiamy sałatki dla naszych znajomych. Staję z nią przed kasą i widzę, jak czyta spis sałatek, jakie posiadają.
-Mike mnie zapytał, czy bym Cię poruchał...- mówię jej, na co widzę, że jej uśmiech rośnie.
-Co odpowiedziałeś?- pyta.
-Że jasne, ale pewnie masz kogoś na boku jak i ja...- mówię, na co ona się uśmiecha szeroko, przenosi na mnie wzrok i spada jej on na moje usta. Zagryza delikatnie swoje i się uśmiecha.
-Kylie, nie podrywaj mnie...- mówię jej, na co ona uśmiecha się i składa zamówienie.
(...)
-Freud generalnie jest trudny...- mówi Bloom wertując kartki i znajduje dla mnie notatki oraz zadania, które chce bym wykonała. Podsuwa mi je. Przyglądam się im i otwieram trochę szerzej oczy.
-To są zadania typowo studenckie...- mówię.- Na takim poziomie chyba nie jestem.
-Kylie, dasz sobie z nimi radę...- mówi ze spokojem Bloom.- Myślę, że nie powinny ci sprawić problemu. Trzy godziny poświęcisz maksymalnie, a da ci to dużo.- mówi.
-Drużynie...- poprawiam go z uśmiechem. On także się uśmiecha.
-Skupiam się na tobie, bo oni mogą ci pomóc aczkolwiek nie ma co liczyć w dużej mierze na Lewisa, czy Alanę. Dziewczyna, która była w ubiegłym roku była podobna do Ciebie, Twojego zaangażowania i wiedzy o co tu dużo mówić, ona robiła tam wszystko.
Podnoszę wzrok na profesora i uśmiecham się, bo dał mi do zrozumienia, że to dzięki mnie możemy wygrać, bo jestem niepodważalną podstawą tej drużyny.
-Rozumiem...- uśmiecham się szerzej. Bloom wstaje i szuka jeszcze czegoś w teczce. Mój telefon zaczyna brzęczeć, a na ekranie pojawia się napis: Harry. Nauczyciel widzi, że ignoruję telefon.
-Odbierz, może to coś ważnego...- uśmiecha sie lekko i szuka dalej.
Podnoszę telefon do ucha i mówię: "Tak?"
"Słonko, skończyłem, jadę po Ciebie..."
"Poczekaj chwilę..."
Odsuwam słuchawkę od ucha i przenoszę wzrok na profesora.
-Panie profesorze, czy my już będziemy kończyć?- pytam nieśmiało.
-25 minut i będzie po wszystkim...- mówi, na co ja wracam do rozmowy.
"Ja skończę najpóźniej za 30 minut, poczekaj przed szkołą..."
"Dobrze, a wszystko tam w porządku?"- pyta, na co się uśmiecham.
"Tak, nie martw się..."
"Bo wiesz, jakby..."
"Żadnego jakby... Do zobaczenia!"
"Papa"
Rozłączam się i patrzę, na nauczyciela, który znalazł to czego szuka.
-Chłopak?- uśmiecha się do mnie.
-Nie, przyjaciel...- czuję, że oblewa mnie rumieniec. Dobrze, że mam puder na twarzy.
-Idziecie na randkę? Hm?- wypytuje, na co czuję się z deka skrępowana. Potakuję i zaczynam przyglądać się materiałom, które jeszcze dla mnie wynalazł. Omawia je w bardzo fajny żartobliwy sposób biorąc pod uwagę konwencje psychologiczno-filozoficzne, które w Waszyngtonie nie zostały mi dokładnie przekazane. Mam w tym zaległości, ale załatwię je w ten weekend. Gdy kończy swój wywód patrzy na zegarek i stwierdza, że z deka te 25 minut przedłużyło się do prawie 40, więc zaczynamy się szybko zbierać. Do torebki wkładam materiały, wstaję z krzesełka, poprawiam spódniczkę (No.208) -http://www.polyvore.com/no.208/set?id=209792789 i nakładam na plecy płaszczyk.
-Dziękuję za pomoc panie profesorze...- uśmiecham się.- Dużo mi to dało i ja sama dam z siebie 150%, by szkoła dostała odpowiednią nagrodę.- dodaję, na co on sie uśmiecha.
-To fajnie, że są jeszcze ludzie w twoim wieku, których nie obchodzi tylko własny interes, a też tego, co ich otacza.
Uśmiecham się i żegnam się krótkim: "Do widzenia".
Schodzę po omacku po schodach i idę ku drzwiom. Otwieram je i widzę samochód Hazzy oraz jego twarz oświetloną przez światełko telefonu. Słysząc dźwięk trzaskających drzwi podnosi znad niego wzrok i zaczyna mnie obserwować. Od góry do dołu, od dołu do góry. Podobam mu się, bo w jego policzkach wytworzył się dołeczek, co znaczy, że się uśmiecha. Wsiadam do jego auta i nachylam się w jego stronę, by dać mu buziaka. Nachyla się i wpija w moje usta bardzo namiętnie.
-Gdybym był tam z tobą przez tyle czasu to nie wiem, jakby wytrzymał patrząc na Ciebie w takiej okazałości.- mówi, na co ja się uśmiecham. Harry rusza i wyjeżdża z parkingu. -Nie dobierał się do ciebie?- pyta, na co wzdycham.
-Hazz to nauczyciel.- mówię.
-Facet.- poprawia mnie i mknąc przez pustawe ulice Londynu wsuwa dłoń między moje uda i zaciska ją na tym prawym. W radiu leci „Love Shot", a że znam słowa śpiewam, Harry słysząc mój głos uśmiecha się i podśpiewuje pod nosem.
-Uwielbiam ją...- mówię i kontynuuję śpiewanie „You got me love shot, honey..."
-Ma fajne słowa.- mówi Harry, na co kiwam głową.
-Bardzo... Najlepsze jest: „Call the doctor, check my pulse..."- Harry uśmiecha się na mój zaśpiew.
-„Something hit me like a cannonballs."- dośpiewuje i uśmiecha się szerzej. -Ja pierdziele wyglądasz bosko.- mówi.
-Poczekaj, aż to ściągne...- mówię zaczepnie, na co on ściska moje udo, syczę cicho. Uśmiecha się do mnie i chcę sunąć dłonią wyżej, na co zatrzymuję jego rękę, przenosi wzrok na mnie i obserwuje moje usta.
-Może odpuścimy sobie kino i pojadę gdzieś do lasu, przeniosę cię na tylne siedzenia...- proponuje, na co ja chichoczę.
-I co będziesz ze mną tam robił?- pytam głupio z szerokim uśmiechem.
-Jak to co, słonko?- uśmiecha się tak, że w jego policzku pojawia się dołeczek.- Będę cię całował... Dotykał i jeszcze więcej...- mówi, na co zagryzam w uśmiechu dolną wargę. Hazz zatrzymuje się na światłach i przenosi na mnie wzrok.
-A co jeśli, ja nie będę chciała?- pytam zaczepnie, na co z zaskoczenia przybliża dłoń do mojej kobiecości.
-Zmuszę cię...- mówi pewnie i strzela gumką od moich stringów.
-To podchodzi pod paragraf...- unoszę brwi.
-Naprawdę wtedy nie będzie mnie to obchodziło...- mówi i z piskiem opon rusza, na co się szeroko uśmiecham. Jego dłoń pozostaje na moim udzie do zaparkowania przy budynku kina. Sporo ludzi idzie w stronę kas, sporo par trzymających się za ręce.
-Chodźmy...- mówi Harry wysiadając ze swojej strony. Ja także to robię i poprawiam spódniczkę, Harry okrąża auto i obejmuje mnie w biodrach. Idziemy równym tempem, a z naszych twarzy nie schodzą uśmiechy.
-Tylko spojrzysz na jej tyłek...- mówię widząc plakat „Legionu Samobójców".
-Ukarzesz mnie potem jakoś?- pyta mnie zaczepnie.
-Oczywiście, że tak...- mówię.- Ugryzę cię...- mówię, na co on zaczyna cicho się ze mnie śmiać.
-A gdzie?- pyta.
-W szyję...- odpowiadam mu, na co na jego twarzy rośnie uśmieszek. Zawadiacki jak cholera. Czuję, jak jego ręka schodzi niżej na moje pośladki i lekko je szczypie, na co daję mu lekkiego kuksańca, by nie robił tego przy ludziach.
-Hazz...- mówię cicho, na co on nachyla się i daje mi buziaka. Podchodzimy do kasy, kupujemy bilety, popcorn i dwa bilety i kierujemy się w stronę sali, wyznaczonej na bileciku. Idziemy w róg sali, specjalnie tam Harry wybrał bilety, by się całować swobodnie.
-Nie mogę się na ciebie napatrzeć...- mówi mi do ucha i podnosi plastikowy rozdzielnik foteli. Przytulam się do niego, a on bierze moje nogi na swoje. Dzięki temu nawet wygodniej trzymać nam popcorn i oczywiście Harry może zanurzyć swoje dłonie pod spódniczką. Film się zaczyna.

Rozdział 34

-Musisz poznać moją rodzinę...- mówię do niej prowadząc ją za rękę.
-Ten ostatni rząd, co tak głośno klaskał to twoja rodzina?- unosi brwi.
Z uśmiechem potwierdzam i gdy idziemy w ich stronę, a scenę zajmują przedszkolaki, zauważam mamę, że stoi cała zapłakana po występie z piosenką napisaną przez Kylie i trochę przeze mnie. Gemma z szerokim uśmiechem rzuca się w ramiona Kylie unosząc ją do góry z podekscytowania, wiem, jak mojej siostrze podoba się jak Kylie śpiewa i że jest jej fanką :).
-Boże to było super!- piszczy moja siostra, a mama staje u mojego boku i uśmiecha się szeroko.
-Synku, mam nadzieję, że Ci się z nią uda...- mówi tak, że tylko ja ją słyszę. Uśmiecham się do niej szeroko i całuję ją w czoło, jej dłoń mocno zaciska mój bok. Moja rodzina wychodzi na zewnątrz, chcę przedstawić wszystkich mojej pięknej, która zresztą jest pod ostrzałem zachwytów mojej siostry, kuzynek, dwóch cioć i babci od strony mamy.
Puszczam moją mamę, do której podchodzi Robin i daje jej chusteczki. Witam się z dziadkiem, wujkami i kuzynami, którzy są dla mnie jak bracia.
-Siema brachu!- mówią Matty i Ben.
-Świetny występ, skąd wytrzasnąłeś taką laskę?- pyta pierwszy i ogląda się za moją Kylie.
-Gdzie się gapisz?- besztam go z uśmiechem. -Ona jest moja. Nie szykuj się nawet.
-A szkoda miałem ochotę podbijać...- mówi z uśmiechem.
-Tylko byś spróbował...- mówię mu.
Kylie uśmiecha się, gdy kobiety przedstawiają jej się, a widząc wzrok babci, która kwitnie rozmawiając z moją Ky powoduje u mnie szeroki uśmiech. Gemma puszcza do mnie oko i daje mi znak, że powinienem ratować Kylie przed ciociami. Tak więc przepraszam facetów i obejmuję Kylie od tyłu i całuję ją w głowę. Jej dłoń ląduje na mojej koło jej szyi i splata nasze palce ze sobą.
-Harry to był piękny występ!- piszczy ciocia Ruth, a ciocia Dee jej wtóruje. Babcia uśmiecha się do mnie i podchodzę do niej, by ją mocno przytulić.
-Wiesz, co kochanie?- mówi dotykając dłonią mojego policzka.- Za każdym razem, jak przyjeżdżasz coraz bardziej wyglądasz jak brat Twojego dziadka, żołnierz - George. Mój śliczny chłopczyk.- mówi i całuje mnie w policzek, a przy okazji chce mi coś powiedzieć na ucho.- Ślicznotkę sobie wybrałeś...- mówi i znów całuje mnie w policzek.
Uśmiecham się szeroko i wracam do mojej Kylie. Ona uśmiecha się szeroko.
-Było super, Harry...- mówi z szerokim uśmiechem.
-Wiem, jestem z nas bardzo dumny, a to jak grałaś przeszło wszelkie moje oczekiwania.- mówię i całuję ją w skroń.
-Chodźcie! Idziemy na teren zbiórki.- mówi mama.- Po takim koncercie przyciągnięcie więcej ludzi.- mruga okiem do Kylie, na co ta się szeroko uśmiecha.
Tak więc kolumna rodziny Selley'ów i Styles'ów idzie przez park, moja mama z uśmiechem rozmawia z Ellą, moją kuzynką i ciociami tłumacząc im jakieś nowe ozdoby, które zakupiło miasto, by udekorować plac ratuszowy i park. Babcia prowadzona przez Gemmę cały czas ogląda się za siebie i patrzy na nas, uśmiechając się i mówiąc coś do mojej siostry. Matty zostawia brata, który pomaga dziadkowi i dochodzi do nas.
-Kylie, palisz?- pyta moją piękną, na co ja się uśmiecham. Przypomina mi się rozmowa sprzed kilku godzin.
-Bardzo rzadko, okazyjnie. Raczej potępiam palenie.- mówi uśmiechając się lekko.
-A będziesz zła, jak wezmę Harry'ego na małego papierosa?- pyta ją spoglądając na mnie.
Kylie podnosi na mnie wzrok i patrzy na mnie znacząco, po czym wypowiada swoje zdanie na ten temat.
-Niech on sam zdecyduje...- mówi patrząc mi w oczy, jej poważna mina i lekki cień uśmiechu wyrażają wiadome intencje. Podoba mi się taka.
-Matty spasuję...- mówię, na co ona uśmiecha się i opuszcza wzrok na drogę, którą podążamy.
-Rzuciłeś?- pyta mnie kuzyn.
-Staram się ograniczać, zauważyłem ostatnio, że nie wyciągam tak jak kiedyś śpiewając.- tłumaczę się, na co czuję, że Kylie mocniej ściska mój bok i uśmiecha się szerzej. Matty zdziwiony z deka odchodzi do swojej siostry, która go woła. Idę z nią sam, a ona aż podskakuje.
-Z czego się tak cieszysz?- pytam ją, na co ona unosi wzrok na mnie.
-Odmówiłeś...- mówi z szerokim uśmiechem.- Jestem dumna z ciebie ty mój pięknisiu...- dodaje wpatrując się w moje usta, a ja wiem co to znaczy.
Moja mama wskazuje miejsce zbiórki, tam wszyscy się kierują, a Ky bierze mnie na bok. Swoje rękoma obejmuje mi szyję i wpija się w moje usta najpierw delikatnie, a potem mocniej i namiętniej.
-Kylie...- mówię w jej usta uśmiechając się.- Ty jesteś niegrzeczna...- wtrącam w czasie przerwy na oddech.
-Zamknij się.- mówi cicho i wpija się ponownie w moje usta. Moje ręce niegrzecznie schodzą w jej tylnie kieszenie, a jej dłonie wplatają się we włosy, buzuję, aż normalnie mam ochotę zabrać ją do łazienki. Nie przestajemy, zbyt nam dobrze, a gdy pomiędzy pocałunkami z naszych ust wychodzą ciche jęki wiem, że naprawdę jest dobrze.
-Boże, a wy znowu?- mówi Gemma. Ona na pewno mi tego nie przerwie.
Nie przestając całowania Ky pokazuję siostrze środkowy palec, na co ona zaczyna się śmiać i krzyczy do rodziny: Znalazłam ich, przyssali się do siebie. Wszyscy zaczynają się śmiać, nawet Kylie, która wcześniej tak zaabsorbowana zdaje się być na końcu fazy podniecenia.
-Chodź już...- mówi mi w usta, po czym odrywa się i jednym ruchem wyciąga telefon z mojej kieszeni i sprawdza stan swoich ust. Uśmiecha się lekko, a ja się dziwię, że są nienaruszone, splata nasze dłonie i idziemy do mojej rodziny. Gdy tylko wychodzimy z zakrętu Gemma zaczyna się śmiać.
-Wytrzyj się.- mówi do mnie, na co Kylie patrzy na mnie i zaczyna się śmiać. Wyciąga z kieszeni chusteczkę i wyciera mi usta, na co się krzywię z bólu.
-Coś ci powiem Hazz.- mówi Kylie, gdy znów jęczę z bólu.- Chcesz być piękny, musisz cierpieć i basta.
Gdy siadamy za stołem, gdzie razem z Ky mam przyjmować chętnych do przekazywania datków na dom dziecka moja Kylie dostaje powiadomienie, że Hailey oznaczyła ją na zdjęciu
Gdy siadamy za stołem, gdzie razem z Ky mam przyjmować chętnych do przekazywania datków na dom dziecka moja Kylie dostaje powiadomienie, że Hailey oznaczyła ją na zdjęciu. Z uśmiechem odblokowuje telefon i wyświetla jej się zdjęcie, na które uśmiecha się szerzej. Przedstawia ono je dwie przytulające się i śmiejące.
-Zobacz jak je podpisała.
Zjeżdża palcem w dół i pokazuje mi opis: Włączył mi się syndrom siostrzanej tęsknoty. Tęsknię za Tobą Kylie! xx.
-Kocham ją ponad życie...- mówi pod nosem i komentuje zdjęcie mnóstwem serduszek.
Do stołu podchodzi Pani, która chce przekazać 50 funtów, Kylie od razu do niej zagaduje, mówi jak ciężko jest dzieciom żyć bez rodziców, chociaż tak naprawdę nie zna sytuacji, ale dobrze gra i przekonuje, że każdy funt się liczy i każdy funt może zmienić ich sytuację. W rezultacie kobieta daje nie 50, a 100 funtów, z czego moja mama prawie pada z radości. Podchodzi do Kylie, gdy tamta odchodzi, przytula ją od tyłu i całuje w policzek. Ten widok powoduje u mnie dziwne uczucie na sercu, coś takiego ciepłego, Ky oblewa się rumieńcem i zaczyna się tłumaczyć, że to nic takiego, ale moja mama ukróca jej słowa mówiąc: Kochanie, to wspaniałe, że tak Ci zależy! Kylie zabiera się za namawianie kolejnych ludzi, którzy są chętni do kupna pojedynczych wyrobów ceramicznych dzieci z domu dziecka. Tylko, że jej dar do przekonywania w ciągu dwóch godzin sprzedaje wszystkie talerzyki i kubeczki. Moja mama licząc pieniądze nie może uwierzyć, że wszystko poszło. W ciągu dwóch godzin Kylie, bo ja się generalnie wstydzę cokolwiek mówić, zarobiła dla dzieciaków ponad dwa tysiące funtów. Poza tym zachęca ludzi do dawania datków, żartuje z nimi, zagaduje do dzieciaków i widzę, jak świetnie się bawi, a ze zbiegiem godzin ma tyle samo energii ile miała. Gdy jednak powoli dochodzi wieczór moja Ky cicho i dyskretnie ziewa, a w jej oczach widzę zmęczenie. Ukradkiem spogląda na kolejki niedaleko, ale gdy pytam, czy chciałaby pójść - przeczy i wtula się w moje ramię zamykając na chwilę oczy. Moja mama ma energii za nas wszystkich, bo teraz ona przejęła pałeczkę i namawia ludzi, którzy pojawiają się przy naszym stanowisku, Gemma też już pada, ale jeszcze trzyma się z Robinem, który też ma już dosyć wrażeń jak na jeden dzień.
-Ale dobrze mi się na tobie drzemie.- mówi mi do ucha Kylie, na co szeroko się uśmiecham i całuję jej czoło.
-Możesz położyć głowę na moich kolanach...- mówię jej, na co ona się śmieje.
-Nie będę robiła zamieszania wokół siebie.- mówi cicho.
-Moja mama od dziś kocha Cię bardziej ode mnie, więc jakbyś się rozłożyła na stole od zbiórki, słowa by Ci nie powiedziała...- mówię jej, na co ona chichocze.
-Co ty...- śmieje się.
-Naprawdę...- mówię.- Nigdy z Gemmą nie złowiliśmy jej tylu kupców, a Ty w ciągu dwóch godzin sprzedałaś wszystko.- mówię jej, na co ona się uśmiecha.
-Mam dar przekonywania...- chichocze pod nosem.
-Oj masz, masz...- mówię jej i znów całuję ją w czoło. Jej dłoń spada na moje udo i splata nasze dłonie, natomiast ja drugą ręką przyciskam ją bliżej siebie. Jest idealnie i właśnie tak chciałem, by wieczór się skończył, nie na *ekhm* seksie, który z nią jest najbardziej emocjonującym przeżyciem i z każdym kolejnym razem lepszym i lepszym, ale właśnie w swoich ramionach, przytuleni, rozmawiają, patrzą na ludzi, kimają... Tego chciałem będąc u mamy - poczuć coś innego, poczuć Kylie od strony wewnętrznej, od strony emocjonalnej, a nie tylko seksualnej. I tak jest. Jest wspaniale.
Do mojej mamy przychodzi jej koleżanka, która przyniosła czeki, które zostały złożone na ręce burmistrza, ale i pieniądze od sponsorów (Tak górnolotnie to brzmi, ale to prości handlowcy w Cheshire). Kobiety liczą i wyliczają, że na dzień dzisiejszy mają prawie 25 tys. funtów co jest rekordem, a to jeszcze nie koniec. Tak więc już czuję, że mama nie zaśnie... Zaczynają się pokazy fajerwerków, ale widzę, że nawet to nie rusza już Ky. Po prostu zasypia.
Moja mama widząc to daje mi wzrokiem do zrozumienia, bym z nią jechał do domu. Daje mi klucze i uśmiecha się szeroko patrząc z czułością na nas.
-Kylie, śpisz?- pytam cicho, na co ona przeczy mrucząc.
-Chodź, jedziemy do domu.- mówię jej.
-Nie, jeszcze nie koniec festynu.- mówi wtulając się we mnie bardziej.
-Dla nas już koniec. Chodź.- mówię.
-Nie mam siły...- mówi mi do ucha, na co uśmiecham się szeroko.
-Chcesz żebym Cię zaniósł do auta?- pytam ją, na co ona mruczy twierdząco.
Wstaję z ławeczki, wkładam klucze do tylnej kieszeni i biorę ją na ręce. Wszyscy szeroko się uśmiechają na nasz widok, a ja wręcz mógłbym skakać z radości. Ludzie uśmiechają się do nas, a ja tylko mówię do niej, że zaraz pójdzie spać już stuprocentowo. Widzę auto, otwieram je i wsadzam Kylie do środka, zapinam jej pasy i ja wsiadam na swoje miejsce. Ruszam, a widząc jej spokojny wyraz twarzy uśmiecham się do siebie i robię jej parę fotek, bo jest słodka jak cukierek dzisiejszego wieczoru. Droga nie zajmuje mi dużo czasu, zanoszę ją do łóżka i wg jej polecenia, przebieram ją w rzeczy do spania. Przed snem budzi się jednak, bo musi pójść zmyć makijaż, ale zajmuje jej to mniej niż minutę, a gdy pojawia się w moim pokoju z powrotem rzuca się na łóżko i zasypia. Ja zapalam sobie jeszcze papierosa na balkonie, po czym idę wziąć prysznic i też jedyne czego już potrzebuję to sen.
(...)
Rankiem przewraca się na drugi bok i przez sen wspina się na moje ciało. Swoją głowę umieszcza w zagłębieniu mojej szyi, ciało leży bezpośrednio na moim, a prawa ręka wplata się w moje włosy. Uśmiecham się szeroko i swoją ręką obejmuję jej biodra, przeciągając bliżej do siebie. Jej cichy, spokojny oddech powoduje u mnie dziwne uczucie błogości, takiego przyjemnego spokoju i chcę, by ta chwila trwała wiecznie. Uśmiecham się pod nosem myśląc właśnie o leżącej na mnie dziewczynie. Innej niż wszystkie, które znam. Innej niż te, które chciałem poznać. Kylie jest wyjątkową osobą, a jej pozytywne cechy mógłbym wymieniać bardzo długo i to ona sprawiła, że świat stał się bardziej kolorowy. Inny. Ona sprawiła, że moje różne opinie uległy zmianie, bo dowiedziałem się tej dobrej i korzystnej prawdy. Kylie mi ją pokazała i nauczyła mnie poszukiwać, drążyć i dążyć do osiągnięcia swoich celów. Nauczyła mnie bycia lepszym człowiekiem, patrzeć na świat ze strony dobrej i nauczyła mnie szukać w świecie pozytywów. I znajduję je. W niej. To wszystko co się zdarzyło od prawie czterech miesięcy, bo przecież tyle ją znam wydaje sie być śmiesznie krótkim czasem. Dla mnie to okres transformacji. A Kylie jest wyjątkową kobietą i żadna dziewczyna, nawet moja mama i siostra nie zdołały mi pomóc znaleźć właściwy kierunek - ona mi pomogła i dlatego tyle dla mnie znaczy. Dlatego nie chcę jej wypuszczać ze swoich ramion nawet jeśli ona ma głowie tylko przyjaźń to w moim sercu zawsze czuwa ogniste uczucie, z którego zdałem sobie sprawę nie tak dawno. Pierwszy raz w życiu ktoś uczynił rewolucję emocjonalną we mnie i brawa dla tej Pani, bo znalazła to, czego nikt we mnie nie widział... Co więcej i co gorsze - ja tego nie widziałem. Kocham ją i będę dążył do tego, by i ona wyznała mi kiedyś miłość, a wiem, że jeśli się tylko postaram i naskoczę na nią może być tak jak chcę. Zamykam oczy i staram się jeszcze usnąć wyobrażając sobie mnie i ją w innym wymiarze uczuciowym.
Przebudzam się i czuję, jak swoją dłonią dotyka mojego ucha, a nosem dotyka skóry mojej szyi. Otwieram oczy i sunę dłonią niżej w kierunku jej majtek, a których wyjątkowo dziś spała. Wsuwam dłoń pod ich strukturę i pozostawiam dłoń nieruchomo. Ona mruczy cicho i bierze gwałtowny oddech przez nos. Przebudza się. Jej dłoń wsuwa się pod mój kark i czuję jak składa na mojej szyi pocałunki. Delikatnie ściskam jej pośladka, na co ona powoli unosi tułów do góry siadając mi na pasie. Najpierw swoimi dłońmi dotyka twarzy i trze zaspane oczy, następnie odgarnia grube włosy do tyłu, unosi ręce do góry i mocno się wyciąga cicho przy tym mrucząc. Moje dłonie z pośladków wspinają się po jej brzuchu dotykając struktury skóry, ale przyglądam się fragmentom dolnej partii jej piersi, która ukazała mi się wraz z momentem wyciągania się i podniesienia bluzeczki do góry. Gdy opuszcza dłonie uśmiecha się do mnie i nachyla się, by dać mi buziaka zresztą bardzo namiętnego.
-Uwielbiam się budzić koło Ciebie...- mówi po rozłączeniu naszych ust. Na te słowa robi mi się na sercu ciepło, uśmiecham się szeroko, a moje dłonie suną po jej nagich udach w górę i w dół.
-Jest mi tak cieplutko jak śpię z tobą...- mówi.- Tak milutko... A Ty jesteś idealny do spania na Tobie...- mówi i powoli znów schyla się w dół, ale trąca nosem mój nos i dopiero wtedy daje mi całusa soczystego jak cholera i utrzymuje nasze usta w złączeniu dłuższą chwilę.
-Boże i te twoje malinowe usteczka...- mówi i wpija się w nie mocniej, na co lekko się uśmiecham nie chcąc zaburzać tej chwili. Jest cudownie. Ona jest cudowna. Najcudowniejsza. Ten pocałunek trwa dłuższą chwilę i zdaje się, że wcale nie zamierzamy go przerwać, ale jesteśmy niestety do tego zmuszeni. Pukanie do drzwi sprawia, że Kylie odskakuje ode mnie i w ciągu dwóch sekund leży obok mnie, co jest cholernie niewygodne na jednoosobowym łóżku. Uśmiecham się szeroko.
-Przytul się do mnie, będzie Ci wygodniej...- mówię jej, na co się nie zgadza.
-Moja mama wie, że jesteśmy bardzo bliskimi przyjaciółmi...- mówię jej, na co oblewa się rumieńcem.
-Powiedziałeś jej?- pyta mnie.
-Sama się domyśliła...- mówię.
Ky przytula się do mnie i mówię głośniej: Proszę wejść!
Mama przychodzi i szeroko się uśmiecha.
-Dzieci przygotowałam dla Was śniadanie w kuchni, ja jadę do urzędu miasta załatwić sprawy związane ze zbiórką.- mama i Ky wymieniają się uśmiechami.- Gemma jest u Charlotte, a Robin w pracy, także Harry skoś trawę w ogrodzie, proszę...- mówi.- Dobrze to ja lecę! Miłego przedpołudnia!- uśmiecha się szeroko i wychodzi zamykając za sobą drzwi.
Kylie momentalnie wspina się na moje biodra.
-Jesteśmy sami...- mówi cicho schylając się niżej i niżej.
-Nie mam prezerwatyw.- mówię na wstępie. Uśmiecha się szeroko i dotyka palcem mojej dolnej wargi, po czym całuje ją nie odrywając wzroku od moich oczu.
-Skoro twojej rodzinki nie ma długo dość to zdążymy zjeść, pójść do sklepu, kupić gumki, wrócić, zrobić bang bang i skosić trawę...-wylicza na co chichoczę i przyznaję jej rację.
W ciągu sekundy schodzi z moich bioder i kręci tyłkiem idąc do swojej walizki.
-Które Cię bardziej kręcą?- pyta mnie przekładając do siebie czarne i zaraz potem czerwone stringi.
-Czarne...- mówię.
-Wiedziałam...- mówi pod nosem z uśmiechem. Ja też wstaję z łóżka po uprzednim dokładnym obejrzeniu jej pośladków w obcisłych majtkach. Ubieram czyste bokserki i narzucam dresy oraz bokserkę. Kylie wyciąga dresy i krótką koszulkę. Nakłada wszystko na siebie, wiąże włosy i obydwoje wychodzimy z pokoju. Schodzimy na dół, a tam Kylie aż staje w progu.
-Moja mama naprawdę Cię kocha...- mówię patrząc na cały stół naleśników w różnych odmianach, konfiguracjach, smakach, dodatkach.
-Ona nienawidzi robić naleśników...- mówię.- A tobie zrobiła cały stół...- uśmiecham się szeroko.
Ky uśmiecha się szeroko i siada na hokerze. Zaczyna jeść.
(...)
-Ultramocne?- mówi mi na ucho, gdy stoimy przy kasie.
-Są grube...- mówię cicho.
-To te cienkie. Chcę cienkie...- mówi Kylie i czyta etykiety rodzajów prezerwatyw. Jej twarz po kilku sekundach ukazuje uśmiech, jednoznaczny uśmiech, ale ja nie wiem o co w nim chodzi.
-Co jest?- pytam.
Kylie odkłada pudełko i bierze te o mocno czerwonej barwie.
"Poprawiające doznania"
Uśmiecham się szeroko i mówię jej na ucho, że zaszalejemy dziś. Ona staje na palcach i chowa uśmiech w zagłębienie mojej szyi. Kładzie na taśmie trzy paczki i gumę do żucia, żeby nie było. Kasjerka to młoda kobieta, która wydaje się dopiero nabierać doświadczenia. Z uśmiechem wita nas i zaczyna kasować produkty, momentalnie jej policzki oblewają rumieńce i jej uśmiech robi się nieśmiały. Dziewczyna lekko jąkając się czyta cenę. Podaję jej kartę i zbliżeniowo płacę za zakupy. Kylie w tym czasie wsuwa palce pod tył mojej koszulki i dotyka moją skórę lekko i szczypiąc.
Uśmiecham się lekko w podziękowaniu do dziewczyny i prowadzę Ky do wyjścia.
-Ale ją onieśmieliłeś, Hazz...- mówi.
-Onieśmieliły ją hurtowe ilości prezerwatyw.- odpowiadam Kylie.
-Oj tam hurtowe...- uśmiecha się Kylie i przytula się do mnie. Powrót zajmuje nam ok. 10 minut, a gdy wracamy w domu już jest mama, wnosi właśnie zakupy i różne teczki. Zauważa nas, gdy wraca do auta i macha do nas, na co wykonujemy ten sam ruch.
-Harry...- mówi Ky wsuwając dłoń pod gumkę moich dresów.
-Tak?- pytam przenosząc wzrok na nią.
-Dziś w nocy... Zawojujemy twoje jednoosobowe łóżko...- mówi cicho i czuję jak zjeżdża dłonią na pośladek.
Uśmiecham się szeroko i całuję ją w czoło.
-Pójdziemy na całość?- pytam ją.
-Na całość całości...- odpowiada i formuje z ust dzióbek, bym dał jej buziaka.
Jesteśmy już prawie na podjeździe na co mama pyta, gdzie byliśmy.
-Um...- namyśla się Kylie.- Musiałam kupić gumę do żucia...- mówi z lekkim rumieńcem na twarzy.
Sprawdzam, czy są jeszcze jakieś zakupy w bagażniku, ale nic nie pozostało, więc chcę iść do domu, ale moja mama łapie na podjeździe dłoń Ky i ciągnie ją w swoją stronę. Patrzę na nią zdziwiony.
-Daj nam dwie minuty...- mówi do mnie, a Kylie patrzy na nią wyczekująco.
Idę do kuchni i rozpakowuję torby, chowam wszystko i idę kosić trawę. Wsiadam na maszynę, odpalam ją i jadę. Śpiewam sobie cicho pod nosem piosenkę, którą chwilkę temu usłyszałem w radiu i zauważam, że w ciągu kilkunastu minut ogarniamcały ogród.
Kylie wciąż nie ma.
Odstawiam maszynę z powrotem do garażu, wysypuję trawę do kosza i wchodzę do środka domu. Moja mama rozmawia przez telefon, a gdy pytam gdzie Ky wskazuje piętro. Zsuwam buty i idę po schodach.
-Kylie!- nawołuję.
-Tu jestem!- słyszę jej odzew zza drzwi mojego pokoju. Otwieram je i lekko zatyka mnie widok jej walizki całkowicie rozpakowanej i to na każdym skrawku wolnego miejsca.
-Co się stało?- pytam.
-Twoja mama powiedziała, że twoja babcia ma urodziny i bardzo mnie polubiła i pytała, czy przyjdę jutro z tobą na małe przyjęcie...- mówi, na co szeroko się uśmiecham.
-To fantastycznie...- mówię uśmiechając się szerzej.
-I wyciągnęłam wszystko, zastanawiam się co ubrać...- mówi spoglądając na ciuchy na łóżku. Momentalnie jej mina staje się inna i siada na skrawku łóżka odsuwając jedną z sukienek.
-Nie wiem, czy powinnam iść tam Harry... Festyn był festynem, a to jest impreza rodzinna, a ja do niej nie należę i nie powinnam uczestniczyć, jestem dla twojej rodziny obca.- mówi zakłopotana, na co przemierzam do niej kilka kroków. Kucam przed nią i łapię jej dłonie.
-Ky, moja mama nigdy nie proponuje czegokolwiek ludziom, których nie szanuje, czy nie lubi. Moja mama i jak wczoraj się przekonałem - cała moja rodzina bardzo Cię polubiła, za to, że jesteś taka otwarta, taka miła, taka grzeczna, za to, jak się zaangażowałaś. Moja babcia uwielbia takich ludzi, jak Ty i nie zdziwiłem się, że przypadłaś do gustu i mamie i babci. Dlatego nieprzypadkowo jesteś zaproszona i myślę, że babci będzie przyjemnie, jeśli się pojawisz...- mówię z lekkim uśmiechem.
-Naprawdę tak myślisz, czy wymyśliłaś to z grzeczności?- mówi ostrożnie.
Podnoszę się z kucków i odsuwam kilka rzeczy, by móc usiąść na moim łóżku, zasiadam i uśmiecham się do niej.
-Zawsze jestem szczery, piękna...- mówię i łączę delikatnie usta jej z moimi. Ona uśmiecha się delikatnie nieodrywając ust od moich ust. Jej dłoń dotyka moich włosów doprowadzając mnie tym do małego orgazmu. Dosłownie.
Gdy się od siebie odsuwamy Kylie przykłada czoło do mojego i uśmiecha sie lekko.
-Jesteś wyjątkowy...- mówi i muska moje usta jeszcze raz.
W tym momencie także wstaje i zaczyna patrzeć co mogłaby ubrać, na co ja siadam na podłodze i przyglądam się jej, jak szaleje i zakłada kolejne stylizacje i kręci tyłkiem przed moim nosem. To ona jest wyjątkowa. Nie ja. Ona. Tylko ona.
Po godzinie znajduje sukienkę o której kompletnie zapomniała i gdy ją zakłada uśmiecham się szeroko i stwierdzam, że przebije wszystkich na tej uroczystości. Ona lekko się zawstydza i uśmiecha pod nosem. Gdy wszystko z powrotem układa, wiesza sukienkę na wieszaku i umieszcza na drzwiach szafy. Krzyżuje ręce na klatce piersiowej i przekrzywia głowę i uśmiecha się lekko. Mówi coś cicho i do końca nie słyszę co konkretnie mówiła.
-Co powiedziałaś?- pytam ją, na co odwraca się w moja stronę.
-Nie chcę przebić wszystkich, powinnam być tam niewidzialna...- mówi cicho.
Wzdycham cicho i wstaję z podłogi, podchodzę do niej i łapię ją za ręce.
-Harry, ja się czuję naprawdę dziwnie...- mówi.
-Zupełnie niepotrzebnie zawracasz sobie tym głowę...- mówię, a jej oczy patrzą w podłogę..- Ky, większość rodziny już Cię poznała i wszyscy Cię zaakceptowali. Najbardziej wpadłaś w oko babci...- mówię, na co podnosi na mnie wzrok.- Na ucho mi powiedziała, że mam dobre oko i wiedziałem kogo wybrać.- mówię i obydwoje zaczynamy się śmiać.- Naprawdę chcę, żebyś tam ze mną była, żebyś przyćmiła wszystkie kuzynki, kuzynów i ciocie, bo zawsze twierdzili, że jestem zbyt odstającym od innych człowiekiem, by znaleźć sobie inną dziewczynę niż plastiki, które będą ze mną dla szpanu. Ludzie się koło mnie kręcą, przyciągam ich, ale nie nadaję się na relację z normalną dziewczyną.- opuszczam głowę.- Ale jesteś Ty, Ky i chcę im pokazać, że się grubo mylili, bo Ty jesteś miliony razy lepsza niż oni mogą sobie wyobrażać.
Kylie dotyka dłonią mojego policzka.
-Naprawdę tak było?- pyta.
-Nie bez powodu moja mama tak przeżywała twój przyjazd.- mówię.
Ky cicho przełyka ślinę i przysuwa się o pół kroki bliżej mnie. Podnosi wzrok na moje oczy.
-Skoro tak jest to...- mówi i staje lekko na palcach.- Wszystkim kopara opadnie.- mówi, na co się uśmiecham szerzej i szerzej. Daję jej buziaka w usta i mocno przytulam. W ciągu dnia razem z Kylie pomagamy mamie w kuchni, ponieważ przygotowanie potraw zostało podzielone między córkę i synową babci. Kylie wymienia się uwagami kulinarnymi, a kilka rzeczy sobie zapisuje, jest zaabsorbowana i widzę, jaką przyjemność sprawia jej zwyczajne bycie w kuchni. Wieczorem idziemy spać, a seks odkładamy na później, na pewno o nim nie zapomnimy :). Kładąc się dużo rozmawiamy, ale nie jestem w stanie wymienić jakiejkolwiek rzeczy, która była tematem, bo momentalnie obydwoje zasnęliśmy.

14 kwietnia 2017

Rozdział 33



-Harry…- jęczę, gdy słońce świeci mi w oczy.
Odpowiada mi cisza.
-Kuźwa, kto odsłonił rolety…- mówię i chowam głowę pod poduszkę, czując na moich pośladkach lekki, zimny powiew wiatru. Zasłaniam kołdrą nagie części mojego ciała i próbuję spać dalej, ale w tym momencie rozlega się zgrzyt piły w ogrodzie.
-Nie wierzę…- mówię pod nosem i podnoszę głowę spod poduszki. Wnet drzwi skrzypią i do pokoju wchodzi Harry. Gwałtownie kładę głowę na poduszce otwierając lekko oczy.
-Już nie śpisz?- pyta z uśmiechem siadając na kanapie. Brał prysznic i na jego biodrach jest tylko ręcznik.
-Zostawiłeś okno otwarte, a ktoś chyba ścina drzewo i sam słyszysz…- mówię mu.
-Moja mama i Robin już dawno nie śpią…- uśmiecha się.- A dziś chyba wywożone są odpady z ogrodu, więc zaczęli…- dodaje.- A okno musiałem zostawić otwarte…- mówi z szerokim uśmiechem.
-Czemu?- pytam.
Uśmiecha się z dołeczkami i zagryza lekko wargę.
-W powietrzu unosił się zapach naprawdę ostrego seksu…- mówi, na co uśmiecham się szeroko.
-Na pewno był przyjemny…- mówię.
Harry marszczy nos, na co zaczynam się śmiać.
-Niekoniecznie…- mówi.
Podchodzi do komody, skąd wybiera bokserki. Zsuwa ręcznik i pokazuje swój zgrabny tyłeczek. Uśmiecham się pod nosem, a gdy już odwraca się i widzi mój uśmiech, sam szeroko się uśmiecha.
-Nie pokazuje się takich zgrabnych pośladków po takiej nocy…- mówię.
-Możesz mi pokazać swoje…- mówi bez ogródek, na co się uśmiecham.
Wychodzę spod kołdry i przemierzam drogę koło Harry’ego do mojej walizki, gdzie wyciągam bieliznę, nakładam ją, szukam jakichś rzeczy do ubrania oraz kosmetyczki.
-Idę się umyć…- mówię, na co Harry się uśmiecha i podchodzi do mnie.
-Mógłbym pójść pod prysznic drugi raz…- obejmuje mnie w biodrach całując obojczyk, co powoduje u mnie łaskotki.
Odskakuję od Hazzy i z uśmiechem stwierdzam:
-Nie, nie możesz…
I idę do toalety.
Tam z piosenką na ustach ogarniam się i nakładam świeżą warstwę lekkiego makijażu. Suszę włosy rozczesując je, by tylko nie zrobiły się loki. Na moje szczęście wszystko jest w porządku. Ubieram rzeczy (No.184) - link zewnętrzny, dokładam trochę tuszu na rzęsy i wszystko jest ok.
Gdy wchodzę do pokoju Harry'ego on siedzi w kraciastej, bardzo luźnej koszuli, w której guziki nie są zapięte do poziomu mostka. A ten sposób pokazuje umięśnioną klatkę i śliczne wisiorki, które zdobią jego szyję. Wygląda bosko...
-Mmm... Co za przystojniak...- mówię, a on dopiero wtedy mnie zauważa.
-Znalazłem starą koszulę, dobrze wygląda?- pyta, na co kiwam głową i tylko podwijam mu bardziej rękawy.
-Dziś jedziemy na festyn do Cheshire...- mówi Harry.- Mama tam zarządza zbiórką pieniędzy na dom dziecka i zawsze z Gemmą jedziemy, by wesprzeć ją...
Kiwam głową w zrozumieniu.
-Dawno nie byłam na jakimkolwiek festynie, zapowiada się ciekawie...- mówię, na co Harry obniża się lekko i daje mi całusa w usta. Łapie mnie za rękę i wyprowadza z pokoju po schodach na dół ku kuchni. Tam śniadanie czeka na nas na wyspie kuchennej, a więc siadamy i próbujemy omletów a'la mama Twist.
-Gdzie jest Gemma?- pytam, gdy Anne wchodzi do domu z ogrodu.
-Zjadła już i poszła zrobić zakupy...- mówi kobieta.
-Dała radę wstać?- pyta zdziwiony Harry.
-Ona ma mocną głowę po mnie synku...- uśmiecha się szeroko i wraca do ogrodu.
-Uwielbiam, gdy masz rozpuszczone włosy...- mówi z pełnymi ustami Harry.
Uśmiecham się i przesyłam mu buziaczki. Uśmiecha się do mnie i pyta, czy mi smakuje, na co pewnie kiwam głową.
-Wszystko jest boskie...- mówię.
-A czy tak boskie jak ja?- pyta pewnie.
-To jest lepsze...- odpowiadam, na co połyka i otwiera usta z oburzenia, na co wybucham śmiechem.
-Jesteś słodki...- mówię, na co on przysuwa się do mnie i daje mi buziaka w usta.
Kontynuujemy jedzenie.
-A właściwie w jaki sposób działa ta zbiórka?- pytam go.
-Wiadomo wpłaty, ale szkoły w Cheshire robią zawsze własnoręcznie malowane ceramiki i są potem sprzedawane. Czasami miasto trochę dołoży, ale nie jest do tego skore. Ludzie przynoszą różne rzeczy z domów, są sprzedawane na aukcjach, a potem wędrują na konto domu dziecka.
-Nie ma jakichś koncertów charytatywnych?- pytam.
-Nie ma ludzi, którzy by się zgodzili, nie ma ludzi, którzy śpiewają.- mówi.
-Ty śpiewasz…- mówię, na co Harry wywraca oczami.
-Mam śpiewać na festynie rodzinnym, jaki to dobry seks mam za sobą, albo o grzecznych i niegrzecznych dziewczynkach?- pyta retorycznie na co się uśmiecham.
-Możesz zaśpiewać jakieś covery…- mówię podnosząc kubek z herbatą do ust.
-Nie jestem przygotowany chyba…- mówi.
-Oj przestań, poszukamy coś fajnego, mamy jeszcze kilka godzin…- uśmiecham się.
Harry patrzy na mnie uważnie.
-To ty też zaśpiewaj…- mówi mi, na co zaczynam kręcić szybko głową.
-Nie, nie, nie…- uśmiecham się.
-Dlaczego? Masz materiał z Rihanny… Poza tym inne utwory, które nagrywałaś…- mówi coraz bardziej podekscytowany.- I no przecież!- puka się w głowę, na co patrzę na niego bez słowa.- Album Ariany Grande, masz go w małym palcu, był twój! Kylie!- mówi z szerokim uśmiechem.
-Harry, ale ja…- mówię, na co on zeskakuje z hokera i idzie do ogrodu. -Harry!- wołam za nim.
Nagle przez drzwi wchodzi Gemma z zakupami. Harry staje z mamą i z nią rozmawia, a na jej twarzy pojawia się coraz większy uśmiech.
-Co znów zrobił?- pyta.
-Pomyślałam, że w ramach zbiórki Harry mógłby coś zaśpiewać i właśnie poszedł powiedzieć Waszej mamie, że ja też to uczynię…- mówię, na co Gemma uśmiecha się szeroko.
-Repertuar z „ANTI”?- pyta zagryzając obraną marchewkę.
-Nie wiem…- mówię.- Co wy macie z tą Rihanną…- dziwię się.
-Zaśpiewałaś to lepiej niż ona, ale najlepiej to podobało mi się „Work, Work, Work”…- mówi Gemma i zaczyna podśpiewywać lekko poruszając tyłkiem, na co zaczynam się śmiać.
Harry wraca do kuchni z szerokim uśmiechem.
-Boże, zagrajmy duet!- wybucha, na co Gemma wybucha śmiechem widząc jego podekscytowanie.
-Nie ma na to czasu…- zaczynam się śmiać.
-Sama mówiłaś, że mamy kilka godzin.- mówi i szybko kończy śniadanie.
Chcę wstać z hokera, by odłożyć naczynia, ale Harry wyręcza mnie i w ciągu sekund wkłada je do zmywarki. Zamyka ją i okrąża wyspę, jednym ruchem podnosi mnie z hokera i na rękach niesie do sypialni. Kładzie mnie na kanapie i włącza komputer, sięga po gitarę i zaczynamy się zastanawiać, poważnie zastanawiać i na kartce zapisywać po kilka utworów, które moglibyśmy zaśpiewać. Gdy dokonuję wyboru swoich zaczynam się nam wyborem jednej piosenki z użyciem pianina.
-Dobra, ja też mam swoje…- mówi dopisując ostatnie słowo na kartce.
Wciąż się zastanawiam nad tą piosenką, którą naprawdę pięknie można by było zagrać. Zagryzam wargi wpatrując się w kartkę.
-Ky?- słyszę jakby w podświadomości.
Prawdopodobnie się nie zgodzi, ale to byłoby coś i duet wyszedłby boski… A przecież chodzi o przyciągnięcie ludzi i o zebranie pieniędzy dla dzieci.
-Hej…- mówi cicho.- Nad czym się tak zastanawiasz?- pyta składając na mojej szyi całusa.
-Chcę duetu z tobą, Hazz.- mówię, na co jego oczy się pozytywnie rozszerzają, a na ustach pojawia się uśmiech.
-Ja też chcę z tobą duetu…- mówi i dotyka swoimi ustami moich, tkwimy w pocałunku bardzo delikatnym, ale niezwykle przyjemnym.
-Zaśpiewajmy piosenkę ze wczoraj…- mówię mu w usta, na co robi się dziwnie sztywny. Powoli się odsuwa.
-Kylie, to nie jest chyba dobry pomysł…- mówi. -…poza tym ona nie jest skończona…
-Skończymy ją i zrobimy dla dwóch osób, jeżeli się zgodzisz…- mówię mu.
Jest niepewny, bardzo niepewny, spogląda w swoją kartkę.
-Ta piosenka była piękna naprawdę i to by była ogromna przyjemność zagrać coś takiego, ale jeśli nie chcesz to powiedz mi, poszukamy czegoś innego…- mówię mu.
Przełyka cicho ślinę i lekko uśmiecha się pod nosem.
-Naprawdę ci się podobała?- pyta H.
-Nie wyobrażasz sobie jak bardzo Harry…- mówię, na co on wpija się w moje usta i pożądliwie mi je całuje, na co ja uśmiecham się szeroko i nie pozostaję mu dłużna. Po chwili jednak stwierdzamy, że musimy dopisać zwrotkę tekstu, więc lepiej zrobić to wcześniej niż później. Jest potwornie szczęśliwy, a jego niepewność sprzed minuty uciekła w dal. Nie wiem ile czasu zajmuje nam napisanie drugiej zwrotki i końca piosenki, bo wręcz rzucamy słowami, które idealnie pasują. Harry jedno, ja drugie i tak dalej… Idealnie się rozumiemy i zauważam to wtedy, gdy piszemy wspólnie. Na jego ustach cały czas gości uśmiech, a jego ciało aż się rwie do skakania. W pewnym momencie on ze szczęścia, gdy już próbujemy śpiewać, wskakuje na swoje łóżko z gitarą i zaczyna się drzeć na całe gardło, na co wybucham śmiechem i aż kładę się na kanapie pod oknem.
-„You’re a beautiful girl!”- śpiewa na cały głos wariując palcami na tej biednej gitarze.
Siadam ocierając łzy, które spływają po policzkach.
-„The mooooost beautiful in the wooorld!”- dodaje, a ja już nie mam siły na śmiech przez ból brzucha.
-Przestań!- krzyczę, na co on zrzuca gitarę z szyi, zeskakuje z łóżka i zaraz jest przy mnie, kładzie się na moim ciele na co piszczę, że złamie mi wszystkie kości, na co zaczyna całować mnie po szyi, co mnie cholernie łaskocze.
-Harry!- piszczę.- Harry!!! Przestań!!!
On parska śmiechem, na co ja zaczynam się głośniej śmiać.
-Najpierw proszę o prawdziwego całusa, piękna…- mówi mając usta 1cm od mojej twarzy.
-To ty ugniatasz mi to i owo, więc to ty powinieneś mnie całować…- mówię unosząc brwi, na co wpija się w moje usta od razu wsuwając język i dotykając mojego. Jego ręka łapie za moje udo i przyciąga je bardziej do siebie, tak, że go czuję i wydaję z siebie ciche westchnienie.
-Takiego Cię uwielbiam najbardziej…- mówię mu w usta, na co się uśmiecha.- Ale szalony Harry to nieznany mi Harry i też go uwielbiam…- dodaję, na co on muska jeszcze kilka razy moje usta.- Gdyby ich tak połączyć którejś nocy byłoby nad wyraz ciekawie…- mówi i uśmiecha się szeroko.
-Cicho bądź, chcę Cię całować.- mówi z uśmiechem, na co zamykam się i poddaję mu się.
Gemma
-Córciu, powiedz mi…- mówi mama, gdy zawiązuję wstążeczki na nagrodach dla dzieci.- Czy oni… No wiesz…- miesza się, uśmiecham się szeroko.
-Pytasz, czy spali ze sobą?- unoszę z uśmiechem brwi. Mama się rumieni i kiwa głową.
-Nie raz, nie dwa mamo…- mówię.- Są w wieku, kiedy tylko się pożądają, więc wydaje mi się, że tutaj nawet ze dwa razy były…- mówię pewnie, na co mama mnie beszta za wchodzenie w takie szczegóły. Bawi mnie to.
-A myślisz, że Kylie…- mama marszczy lekko brwi. Wiem, że martwi się o Harry’ego. -…że ona się przekona do H.?
-Ona jest do niego przekonana mamo, ale… On ci już kiedyś mówił, że Ky ma plany od wielu lat i przyrzekła sobie, że nikt, ani nic jej nie zatrzyma.- mama kiwa głową w zrozumieniu.
-Wiem, wiem… Ale mam nadzieję, że ona pozwoli na to, by pojawiło się między nimi uczucie…- mówi mama.
-Jeśli mam być szczera to mnie się wydaje, że to już powoli się zaczęło. Widzę, jak na niego patrzy… To nie jest zwykłe „przyjacielskie” spojrzenie. Ale nie chcę nic mówić takiego Harry’emu, bo on sobie to weźmie do serca i będzie potem zraniony.- mówię, na co mama przyznaje mi rację.
-Ślicznie razem wyglądają…- mówi moja rodzicielka.
Uśmiecham się szeroko i kiwam głową.
Harry
-Ta piosenka stanie się hitem…- mówi Kylie zmieniając koszulkę, na co obserwuję jej piękne piersi. Nie mogę się oprzeć i staję za nią, gdy przewraca koszulkę na właściwą stronę. Obejmuję ją w biodrach i kładę jej głowę na szyi, by z góry popatrzeć.
-Stanie się, bo w niej śpiewasz…- mówię i całuję jej obojczyk.
-Nieprawda!- mówi.- To będzie nasz sukces…- dodaje i odwraca się do mnie przodem. Staje na palcach i trąca mój nos swoim.
-A gdy zdobędzie się sukces…- mówi cicho sunąc po moim brzuchu.- Warto to świętować, nie uważasz?- pyta, na co uśmiecham się pod nosem.
-Myślę, że da się coś zrobić… Ale muszę kupić prezerwatywy, bo te dwie paczki się skończyły…- mówię.
-Kup jakieś mega mocne, bo dziś mam ochotę zaszaleć…- mówi, na co daję jej buziaka i gryzę ją w nos. Kylie z uśmiechem odsuwa się i wyciąga włosy spod bluzki. Wygląda pięknie (no.186), sięga po swoją dżinsową kurtkę i torebkę.
-Chodźmy...- mówi. Mama załatwiła nam wcześniej możliwość do próby, by Kylie mogła pograć trochę na pianinie co mnie podnieca, bo w życiu nie widziałem jak popitala paluszkami. Na gitarze jest poziom hard, ale... pianino? Jestem ciekaw.
Kylie siada na siedzeniu z przodu i póki nie włączam silnika poprawia usta.
-Mmm... Lubię taki kolor... Zliże ci ją potem...- mówię ruszając z podjazdu.
-Nie zejdzie, to bardzo wytrzymała szminka...- mówi, na co uśmiecham się szeroko.
-Eleanor do mnie dzwoniła...- mówi Kylie.
-I?- pytam.
-Wypytywała gdzie jestem...
-I?
-Powiedziałam jej, że jestem i znajomych kilkaset kilometrów od Londynu...- mówi.
-Dobry pomysł...- mówię.
-Dziwiła się, dlaczego Ciebie też nie ma...- mówi, na co otwieram szerzej oczy.
-I co jej powiedziałaś?
-Że z tego co wiem jesteś u mamy...- mówi, kiwam głową .
-Chłopaki z The Rough obgadują Cię.- mówi, na co zaciskam mocniej dłonie na kierownicy.
-To są skurwiele i najbardziej fałszywi ludzie na świecie.- mówię prosto z mostu.
-Mówili, że zrobiłeś się cnotką, bo, cytuję, przestałeś ruchać.
Parskam.
-Kopara bym im opadła, gdyby się dowiedzieli, kogo mam praktycznie co noc.- mówię, na co Kylie zaczyna się śmiać. Skręcam na główną drogę.
-Dziś w nocy jedna cała paczka poszła...- mówi Kylie.- Aż mam zakwasy...- dodaje.
-A gdzież to masz te zakwasy?- unoszę brew.
-W pachwinach, w dupie...- mówi, na co się szeroko uśmiecham.
-Od ciągłego spinania... Miło mi to słyszeć.- mówię kładąc dłoń na jej udzie. Stajemy na światłach, a ona nagle wkłada dłoń, jedną potem drugą do miseczki stanika.
-Ky, czy Ty je dotykasz?- pytam unosząc brwi, na co ona chichocze i przeczy.
-Polepszam je…- uśmiecha się szeroko i momentalnie jej biust staje się bardziej seksowny, a wcześniej było naprawdę dobrze, teraz jest nawet lepiej.
-Pomacałbym.- mówię cicho, na co ona nachyla się w moją stronę i daje mi buziaka zmysłowego jak cholera.- Mogę zapalić?- pytam ją, na co kiwa głową i wyciąga telefon. Ja cały czas patrząc na drogę i na zapalone światła, wyciągam paczkę i wsadzam papierosa do ust, otwieram okno i podpalam go. Zaraz ruszam.
-Boże wreszcie…- wydmuchuję pierwszy dym. Kylie w tym momencie szuka dobrego światła na zdjęcie, jak sądzę dla Hails.
-Ile nie paliłeś?- pyta.
-Od dziś rana, jak jeszcze spałaś…- mówię jej
-I czułeś taką potrzebę?- pyta mnie.
-Palę co dwie godziny Kylie…- mówię, na co ona wywraca oczami.-… nie paliłem cztery, albo pięć…
-Trudno się mówi, nic nie straciłeś…- mówi Ky krzyżując ręce na klatce piersiowej.- To jest bardzo niezdrowe Harry.- mówi.
-Wiem, piękna, ale nie jest proste zerwać z nałogiem.- mówię jej.- Szczególnie, gdy praktycznie wszyscy twoi znajomi palą…- mówię i zaciągam się mocno.
-Ja nie palę!- mówi Kylie.- I dobrze się z tym czuję.
Uśmiecham się pod nosem i przypominam sobie dzień, kiedy zapaliła ze mną papierosa.
-Ale zaciągasz się po mistrzowsku…- mówię jej na co zaczyna się śmiać.
-Nie ważna jestem ja, a ty, żebyś rzucił to cholerstwo…- mówi mi, na co wywracam oczami.
-Przesadzasz…- mówię jej i skręcam na skrzyżowaniu w lewo.
-Nie przesadzam, a staram się o Ciebie dbać Hazz…- mówi pretensjonalnie.- Masz rzucić palenie!- dodaje.
-Kylie, ale ja lubię palić…- mówię jej i wywalam końcówkę za okno.
-Śmierdzisz od palenia.- mówi patrząc w swoje okno.
-Używam perfum…- mówię jej, ale ona mi się wtrąca.
-…które ci nie pomagają…
-Kylie, przestań…- mówię i widzę wieżę ratuszu, przy którym jest organizowany festyn.
-Nie będę cię całowała, jeżeli nie rzucisz palenia, albo chociaż nie spróbujesz…- mówi.
Wywracam oczami i już nic nie mówię. Zatrzymujemy się na parkingu i za rękę idziemy w miejsce są instrumenty. Okazuje się to być otwarta scena przy ratuszu, ale mama załatwiła nam próbę w pobliskiej szkole. Tam jest pianino i Kylie może sobie trochę pograć. Zapowiada się naprawdę ciekawy dzień.

***
💟💟💟💟

7 kwietnia 2017

Rozdział 32

-I wiesz...- bełkocze Gemma, którą ledwo co jestem w stanie utrzymać na tych piekielnych szpilkach.-... kiedy pierwszy raz mnie uderzył...- mówi i przełyka ślinę. -...ja go naprawdę znienawidziłam... Naprawdę Kylie, wierzysz mi?- pyta i dostaje czkawki.
-Tak...- mówię ciężko dychając.
-No...- kontynuuje.-... i ja się wyprowadziłam...- czka.- Ale wróciłam po czterech dniach, albo pięciu... Albo po tygodniu...- mówi. -...Nie pamiętam... I on mnie...- znów czka. -...przeprosił, a potem wylądowałam z nim w łóżku...- opowiada.
-Nie zatapiaj się w szczegóły...- mówię. Skręcamy w prawo i widzę dom rodzinny Styles'ów, na co oddycham z ulgą.
-Wiadomo...- mówi Gemma.- Ale wiesz...- czka.- Ja go i tak kocham... I czuję, że prędzej czy później wróci...- mówi. Podchodzimy do podjazdu.
-Jestem strasznie zmęczona...- mówi.
-Widzę, zaraz pójdziesz spać...- mówię, na co nie odzywa się słowem. Wchodzimy do środka, a ja mówię Gemmie by była cicho, na co ona prawie przewraca się ściągając buty. Ja zsuwam swoje, biorę je w dłoń i łapię ją pod ramię, cały czas uciszając. Wszyscy już prawie śpią, prawie, bo w pokoju Harry'ego pali się światło, ale drzwi ma zamknięte. Idę ku pokojowi Gemmy i tam ją kładę na łóżku. Zamykam za sobą drzwi i wzdycham cicho, gdy z pokoju Harry'ego słyszę delikatną muzykę. Bezgłośnie otwieram drzwi, a on nawet mnie nie zauważa, uśmiecham się pod nosem i zamykam je, wtedy już mnie widzi, ale jego oczy stają się dziwnie szerokie, idę ku niemu. Słucham, jak wygrywa na strunach dźwięki niezwykle subtelne, staję w miejscu, by poczuć dźwięki - uśmiecha sie szeroko widząc, że słucham go. Siadam obok niego na łóżku po turecku i słucham.
-Tak sobie pitoliłem...- mówi Harry, na co uciszam go i zachęcam do gry.
-Kontynuuj...- mówię.
Harry lekko marszczy brwi w skupieniu, a jego twarz wyraża, że czuje co gra. Wygrywa konkretną melodię, dokładnie zna akordy, a w głowie – tak mi się bynajmniej wydaje, że krąży tekst.
-Zaśpiewaj mi to...- mówię cicho, na co on podnosi wzrok z gitary.
-Kylie, to jest nieskończone...- mówi nieśmiało.
-Chcę to usłyszeć...- mówię zachęcająco. Jest bardzo niepewny tego utworu i staje się zestresowany. Zauważam, jak się spina, na co patrzę na niego dając mu wsparcie. Czy on się wstydzi przede mną? On sięga do etażerki i wyciąga pogiętą kartkę z połową zamazanych słów. Rozprostowuje ją i kładzie przed sobą.
-Jesteś tego pewna?- pyta ostrożnie, na co uśmiecham się szeroko i kiwam głową. Tak naprawdę przestaję być pewna.
Jego palce dotykają strun i Harry rozpoczyna piosenkę.
A mnie zatyka po całości...
I fell in love with a beautiful girl/ Zakochałem się w pięknej dziewczynie
And she still takes my breath away/ i ona wciąż odbiera mi dech
I fell in love in the morning sun while the hours slipped away/ Zakochałem się w porannym słońcu podczas gdy godziny uciekały
Sometimes when I hear your name, my smile creeps on my face/ Czasami kiedy słyszę twoje imię, uśmiech wkrada się na moją twarz
And for reasons I can't explain it's never out of place/ I z jakiś powodów- których nie mogę wytłumaczyć, to nigdy nie było na miejscu
Nie wiem, jak dokładnie się zachować, gdy jego usta wyśpiewują takie słowa. Unoszę na niego wzrok, a on wtedy opuszcza go na gitarę, jakby bał się spojrzenia, które mu dam. Nawet nie wiem, jaką dokładnie mam minę, ale prawdopodobnie taką, gdy Hailey powiedziała, że to prawie pewne, że Harry Styles się we mnie zakochał. Teraz to już stuprocentowa pewność. A ja kompletnie nie wiem, co z tym zrobić...
-Nie będę śpiewał ci refrenu...- mówi cicho.
-Zrób to...- odpowiadam mu, na co on otwiera szerzej oczy.- Chcę tego...- zaczynam szeptać, a moje oczy zachodzą łzami.
Cause I love you/ Bo cię kocham
More than you think I do/ Bardziej niż myślisz
And I love you/ I kocham cię
Now you don't want me to/ Teraz tego nie chcesz
Cause I love you/ Bo cię kocham
More than you think I do/ Bardziej niż myślisz
And I love you/ I kocham cię
Now you don't want me to/ Teraz tego nie chcesz
Jedna łza wypływa z mojego oka, a on momentalnie przerywa.
-Boże, po co ja to zrobiłem...- mówi i gwałtownie odsuwa gitarę na bok. Wstaje z kanapy i wyciąga papierosa, którego zamierza zapalić, ale wciąż mu się to nie udaje.
-Kurwa...- mówi pod nosem, na co wstaję i wyciągam go z jego ust. Wkładam mu go z powrotem do paczki, łapię jego dłoń i prowadzę ze sobą na kanapę. Idzie potulnie bojąc pewnie co powiem. Siadamy, a on patrzy głęboko w swoje dłonie, jakby go nagle wielce zainteresowały.
-Spójrz na mnie...- szepczę, na co po kilku sekundach podnosi wzrok na mnie.
Wtedy coś mnie trafia, bo nigdy w życiu nie widziałam tak smutnych oczu... I chociaż mam ochotę mu prawić morały na temat tego co mi obiecał, dziś zmieniam zdanie i ujmuję jego policzek.
-To piękny utwór.- mówię, ale on nie odzywa się słowem.- Prawdziwy, aż do bólu, prawda?- pytam, na co lekko kiwa głową.
-Nie odsuwaj się ode mnie przez to...- mówi cicho z ogromną nadzieją.-... jestem męską wersją Gemmy, ale ty mnie nie bijesz i nie poniżasz, ale...- opuszcza wzrok na kolana.-... nie potrafię tego powstrzymać... zbyt silne to jest... W życiu się tak nie czułem... Ja...- Harry zaczyna płakać, tak mi się wydaje.-... zepsułem wszystko, Kylie. Przepraszam.
-Nie mam do ciebie pretensji, Harry...- mówię.- Mnie na tobie też zależy, ale... Masz świadomość, że z tego nic nie będzie...- mówię.
-Nie podejmuję tego tematu...- mówi szybko, na co kiwam głową w zrozumieniu.
-Ja obiecałam przed sobą, że nie zakocham się tutaj i nikt nie zatrzyma mnie przed wyjazdem...- mówię.
-Wiem, Ky... Wiem, pamiętam o tym i pogodziłem się z tym...- mówi.- Ale czy ty jesteś w stanie zaakceptować mnie teraz? Nie chcę na ciebie zaciskać i zupełnie zrozumiem, jeśli powiesz mi, że jutro mam cię odwieźć do domu...- mówi, na co wtrącam mu się.
-Zależy mi na tobie Harry i nie chcę tego zakończyć. Jesteś moją bratnią duszą i właśnie ciebie szukałam.- mówię.- Twoje uczucie do mnie komplikuje trochę sprawy między nami, ale jeśli tylko będziemy chcieli być cały czas w tym momencie, gdzie jesteśmy to tu pozostaniemy...- mówię.- Jeśli ty będziesz w stanie...
-Zrobię wszystko by być przy tobie...- mówi Harry, na co mięknie mi serce. Jego dłonie splatają moje, a ja uśmiecham się lekko.
-Od kiedy?- pytam go cicho.
Harry uśmiecha się pod nosem i wzrusza ramionami.
-Pewnie od momentu, kiedy cię zobaczyłem...- mówi, na co uśmiecham się mocniej.- A tak na serio, to nie wiem...
Opuszczam wzrok na nasze dłonie i rozplątuję je, by dotknąć jego twarzy, on podnosi głowę i obserwuje moje poczynania.
-Mam wielką ochotę, by cię pocałować, wiesz...- mówię cicho.- Pewnie za sprawą alkoholu...
-Po alkoholu jesteś ekstra...- mówi Harry, na co zaczynam się cicho śmiać. Unoszę na niego wzrok i on w tym momencie oblizuje swoje usta.
Boję się dotknąć jego ust, boję się, że będzie inny i że mi się spodoba, a co byłoby najgorsze? Gdybym też coś poczuła... Harry boi się pierwszy zacząć, więc czeka chyba rozumiejąc co właśnie ma miejsce i nad czym się zastanawiam. Drugą dłoń kładę na jego udzie wygodnie się o nie opierając.
-Jeśli jesteś niepewna nie rób tego...- ledwie słyszalnie szepcze.
Podnoszę na niego wzrok i przysuwam się bliżej o te kilka centymetrów, czując jego oddech na moich ustach. Niespokojny oddech. Do moich uszu dobiega przerażająco głośne bicie jego serca o cholerny tempie.
-Zaraz Ci wyskoczy z klatki piersiowej...- szepczę, na co uśmiecha się.
-Tak ono reaguje na ciebie...- mówi, na co ściskam jego udo w stałym zastanowieniu. Serce mi podpowiada, żebym to zrobiła... I słucham go.
Delikatnie dotykam struktury jego ust, czując jednocześnie coraz większą potrzebę zasmakowania ich bardziej. Dlatego zaraz po zetknięciu ust moich i jego, rozchylam swoje odrobinę bardziej. Przynajmniej mam takie wrażenie. I staje się ono mylne. Nie wiem kiedy to wszystko się staje rzeczywistością, ale kilka sekund później Harry sadza mnie sobie na nogach, a pocałunek nie jest delikatny, a tak piekielnie zachłanny i pożądliwy, że nie potrafię się od niego oderwać. Naprawdę nie potrafię... I dlatego pozwalam się ponieść emocjom. Ponieść się Harry'emu.
Czuję jego dłonie już wszędzie i usta, które pieszczą strukturę moich ust. Boże my tak idealnie się uzupełniamy.
-Och Kylie...- szepcze mi w usta H. na co wsuwam palce pod jego koszulkę i ciagnę ją do góry. On ma stale poważną minę, zwykle w tych sytuacjach uśmiechał się łobuzersko, gadał pod nosem, jak to mnie wyrucha. Dziś jest inaczej i dziś dziwnie czuję jeszcze większy popęd ku niemu. Wzdycham cicho, gdy jego ręce mocno oplatają moje żebra w uścisku chcącym zbliżyć nas do siebie. Moja usta szaleją, jego też, a ja czuję gorące motyle w brzuchu i czuję, że mimo wszystko chcę seksu z nim, bez względu gdzie jesteśmy dziś chcę seksu. Gdy Harry chce całować moją szyję, ja wykonuję jednoznaczne ruchy biodrami, na co on się zatrzymuje.
-Kylie...- mówi, na co ja nie zwracam uwagi i kontynuuję.- Dziś nie będzie seksu...- mówi.
Ja także się zatrzymuję.
-Dziś tego potrzebuję...- mówię mu w usta.
-To zbyt dużo jak na jeden dzień...- mówi cicho.
-Harry... Pokaż mi co do mnie czujesz... Jak ogromne i silne jest uczucie, które do mnie żywisz...- mówię mu w usta, na co sie zatrzymuje.
-Kylie, ja...- mówi zaciskając mnie w uścisku.
-Chce dziś tego...- mówię.
Harry wzdycha cicho i kontynuuje obściskiwanie. Jest bosko, a jego dłonie wsuwają się pod strukturę górnej części mojego odzienia ciągnąc je do góry. Przekłada ją przez głowę i wpija się w moją szyję, a ja zatapiam palce w jego włosach przyciągając go bliżej do siebie. Zamykam oczy i odchylam głowę do tyłu, na co Harry momentalnie wstaje z kanapy i kładzie mnie plecami na łóżku. Puszcza mnie i podchodzi do drzwi, by zamknąć je na klucz, po czym od razu rusza w moją stronę. Jestem napalona, bardzo napalona. Góruje nade mną maltretując moje usta w zawrotnym tempie. Czuję jak opuszcza swoje biodra blisko moich nie ustępując. Nie wiem jak głośno jęczę, gdy dotyka moich ud pod spódniczką. Ale gdy znajduje zamek rozpina ją i wyciąga spod moich pośladków rzucając na ziemię. Jego głowa momentalnie ląduje miedzy moimi nogami, rozsuwając je szeroko.
-Kylie...- mówi głosem, jakby z uznaniem.- Widzę, że jesteś już bardzo gotowa...- mówi.
-To wszystko przez Ciebie...- mówię.
Harry podnosi głowę składając pocałunki na mojej kobiecości pokrytej koronkową bielizną. Podkurcza nogi siadając na nich, na co ja podnoszę nogę i mocno sunę po jego przyrodzeniu. Uśmiecha się, a po chwili zaczyna marszczyć brwi odchylając głowę do tyłu. Wyczuwam pod stopą, jaki jest i czuję, że napiera na mnie, by czuć lepiej. W ciągu sekundy wstaję i przysuwam się do niego w tej samej postawie. Teraz to moja dłoń pieści przyjaciela Styles'a za co ten odpowiada mi cichymi jękami. Sama jego mina przyprawia mnie o dreszcze i dziwne uczucie w podbrzuszu, dlatego gdy już zagryza usta nie mogę się powstrzymać. Moja druga dłoń wplata się w jego włosy i przywraca głowę do pionu. Utrzymuję z nim kontakt wzrokowy przez kilkanaście sekund, gdy on łapie za mój nadgarstek w silnym uścisku i pcha lekko do tyłu. Bezwolnie opadam na łóżko i Harry bez słowa wyciąga z szafki prezerwatywę. Cały czas utrzymuje kontakt wzrokowy, nawet, gdy nakłada zabezpieczenie. Zsuwa bokserki i przyczołguje się bliżej mnie, podnosi dłonią moją pupę i ściąga majtki. Jest wciąż poważny, ale mam wrażenie że mięknie widząc mnie w 90% nagą. Przysuwa się bliżej, tak, że już dotykamy się w jednoznacznych miejscach. Wsuwa dłonie pod mój tułów i rozpina stanik, zsuwa ramiączka i całkowicie go ściąga.
-Dziś masz być cichutko...- mówi mi.- Rozumiesz, piękna?
Kiwam głową.
Zamykam oczy, zagryzam usta i rozchylam je lekko, gdy go czuję. Jest bardzo delikatny, powolny, jakby dawał mi czas do przyzwyczajenia się do niego. Wzdycham cicho, gdy wysuwa się i wsuwa z powrotem. Czuję się bosko...
-Pocałuj mnie...- szepczę, na co on nachyla się nade mną i delikatnie całuje moje usta. Jestem znacznie zachłanniejsza i nie daję mu taryfy ulgowej, dlatego rozchylam usta bardziej i wsuwam język do jego ust.
-Harry...- szepczę mu w usta, na co jego dłonie ściskają mocno skórę na moich żebrach.
-Pokaż mi, jak bardzo mnie kochasz...- mówię cicho, na co on przestaje się ruszać i patrzy mi w oczy.
-Na pewno tego chcesz Kylie?- pyta mnie.
-Dziś chcę...- mówię, na co on przyjmuje to do wiadomości.
Poprawia się i prostuje moją nogę, przyciągając moją stopę do swojej twarzy. Całuje moją kostkę i przysuwa się bardziej do mnie, na co głośno wzdycham.
-To zaczynamy...- szepcze, na co zamykam oczy i czuję, że wnętrzności przewracają mi się o 180 stopni przez prędkość, jaką nadaje.
Trochę później...
Zamykam oczy i głęboko oddycham leżąc na plecach. Moje myśli to mętlik, jeden wielki mętlik, którego nie potrafię złożyć w jedną całość, dlatego po kilku minutach zaprzestaję. Jedyne co robię to oddycham... Harry robi to samo obok mnie, ale dosłownie po kilku sekundach kładzie dłoń u góry mojego uda delikatnie muskając je palcami. Uśmiecham się lekko i podnoszę lekko dłoń i dotykam jego dłoni.
 Uśmiecham się lekko i podnoszę lekko dłoń i dotykam jego dłoni
-Jak było?- pyta cicho.
-Ekstra...- odpowiadam z lekkim uśmiechem.- Przeszedłeś samego siebie...
-Takie miałaś życzenie, ja je tylko spełniłem...- mówi.
Splatam nasze palce na mojej nodze.
-A czujesz wewnętrzną dumę?- pytam z lekkim uśmiechem.
-Jestem dumny, jeśli tylko ty jesteś szczęśliwa...- mówi.
-Jestem... Nie robiliśmy jeszcze tego na podłodze w sypialni... Aczkolwiek podłogę w kuchniach mamy zaliczone...- dodaję z uśmiechem.
Harry uśmiecha się szeroko.
-Czasem łóżko sprawia, że kolana zatapiają się w materacu i jest niewygodnie...- mówi, na co obracam głowę w jego stronę chichocząc.
-Podłoga mi odpowiada...- mówię, na co jego wzrok spada na moje piersi.
-Wypróbujemy ją jak wrócimy...- mówi.- Jaki masz rozmiar?- pyta bez ogródek.
-75C...- odpowiadam mu.
-A nie D?- unosi brwi.
-Fajnie by było...- uśmiecham się, na co on neguje moją odpowiedź.
-Są perfekcyjne i ich rozmiar nie stanowi o tym, jak dobrze się je dotyka...- mówi, na co rumienię się.
Obracam się na bok i podpieram głowę, Harry robi to samo i wpatrujemy się w siebie nawzajem. A moją uwagę przyciągają jego usta, zagryzam swoje na ich widok.
-Wiesz mój pierwszy pocałunek był do dupy...- mówię.- Ale ty wynagradzasz mi wszystkie dupne pocałunki... Uwielbiam twoje usta... Zabiorę je ze sobą do Ameryki...- mówię, na co on się uśmiecha.
-Myślę, że mam jeszcze trochę siły, żeby cię bardziej uszczęśliwić...- mówi i przybliża się do mnie, by delikatnie pocałować moje usta. Uśmiecham się lekko i gdy już nasze usta się spotykają wzdycham cicho i opatulam rękoma jego szyję, by być bliżej. Nie gramy ze sobą, ale zatapiamy się w emocjach, które nam towarzyszą, a w szczególności, gdy zaczynamy się dotykać... Tam gdzie powinno się nawzajem dotykać :)
-Jesteś najlepsza...- mówi pomiędzy jednym, a drugim złączeniem ust.
-Ty jesteś najlepszy...- odpowiadam mocniej Go ściskając.
Wyjękuje ciche: Och Kylie... i dodaje:
-Uznajmy, że się uzupełniamy...- mówi.
-Tak będzie najsprawiedliwiej...- mówię złączając ponownie nasze usta, a drugą dłonią wplatając palce pomiędzy kosmyki jego pokręconych włosów. Czuję niezwykłe podekscytowanie, podniecenie i jakby chęć, by dostać więcej i więcej. Właśnie teraz, gdy nawzajem się uszczęśliwiamy i wypowiadamy swoje imiona nawzajem prosto w usta, potrzebuję czegoś więcej... Ja sama tego potrzebuję. Boże, nie wiem czego.
-Kylie, przybliżasz mi nieba...- szepcze i sunie palcem trochę niżej, na co cicho wzdycham.
-Harry, gdybyś wiedział, jak blisko jest moje niebo, gdy jesteś przy mnie...- mówię, na co on wpija się w moje usta bardzo zachłannie, jakby chciał zachować moje słowa w sobie, wyciągnąć mi je z ust. Sunę szybciej po Nim, gdy jego oddech robi się bardziej chwiejny.
-Kylie, ja...- szepcze i nerwowo przełyka ślinę. Uciszam go pocałunkiem i wtedy w ciągu minuty lub dwóch wyjękujemy sobie w usta liczne przekleństwa i nasze własne imiona. Po tym padamy sobie w ramiona i zmęczeni dziś którymś z kolei szczytem. Po tym głęboko zasypiamy...


****
:)