23 kwietnia 2017

Rozdział 38

Stawiam lampkę na łóżku, siadam po turecku w połowie łóżka i włączam ją, Harry wyciąga się na nim i dotyka mojego kolana, swoją nogą. Obserwuje mnie, jak szukam odpowiedniego lakieru do paznokci i jak nie mogę się zdecydować co do odcieniu różu. Wybieram ten bardziej wyrazisty i zaczynam malować paznokcie po uprzednim zmyciu. Harry trąca moje kolano i próbuje mnie rozproszyć, ale jestem nieugięta. Kończę pierwszą rękę, kiedy ktoś dzwoni do drzwi.
-Oczekujesz kogoś?- pyta.
-Nie, nie wiem kto to...- mówię.
-Pójdę sprawdzę...- mówi Hazz, na co posyłam mu buziaczka. Jego bose stopy oddają specyficzny głos i słyszę jak przekręca zamki.
-Dobry wieczór list do Pani Kylie Bennington. Może Pan odebrać?- pyta mężczyzna.
-Jasne, a czemu tak późno?- słyszę głos Hazzy.
-Nie wyrobiłem się i trzeba było dokończyć. Moje uszanowanie!- odpowiada listonosz.
-Do widzenia.- kończy Harry i zamyka drzwi.
Wraca do sypialni i siada na łóżku.
-Otwórz to...- mówię, na co zręcznie odpakowuje list.
-To zaproszenie, na ślub Twojego taty jak sądzę...- mówi i podaje mi je. Uśmiecham się szeroko odczytując wszystko po kolei, oczywiście znając każdy detal, ale ważne jest to, że je mam. Pod spodem małym druczkiem ręcznie dopisane jest: "Kochanie, mam nadzieję, że zaszczycisz wszystkich swoim wystąpieniem"... Uśmiecham się szerzej.
-Tata chce, żebym zaśpiewała...- mówię, na co Harry uśmiecha się.
-To super, możesz zagrać coś swojego...- mówi, na co kiwam głową i spoglądam na niego. Patrzy na mnie i chyba nie wie co krąży mi po głowie. Ja chyba też tego nie wiem... Ale...
-Harry?- zaczynam.
-Hm?
-Będziesz mi towarzyszył na ślubie mojego taty?- pytam, na co jego oczy stają się okrągłe, a usta lekko rozchylają. Milczy, ale to z zaskoczenia, chyba, że jest przerażony.
-Wiesz... Jeśli nie chcesz ze względu na mnie to popatrz na swój wzgląd... Poznam Cię z moim dziadkiem, z różnymi szychami w świecie biznesu muzycznego...
-Ale ja?- pyta cicho.- Ja nie jestem kimś wielkim, jak Ci wszyscy ludzie, którzy tam będą...- mówi.
-Ja też nie jestem wielka, ani Hailey, ani ktokolwiek, wszyscy będziemy gośćmi, a wielcy będą tata i Amy.- mówię, na co on się uśmiecha.
-Naprawdę, chcesz żebym pojechał z tobą na ślub?- pyta jeszcze raz.
-Bardzo tego chcę...- mówię i on aż podnosi się z łóżka i wpija w moje usta. Tkwimy w pocałunku dość długo, gdy on się znów kładzie.
-Jadę na ślub Chestera Bennigtona... Gemma oszaleje...- mówi, na co uśmiecham się szeroko.
Dokańczam drugą rękę i pozostawiam ją do wyschnięcia, nakładam utwardzacz i czekam aż wszystko już będzie super. Gdy już moje paznokcie są nówka-sztuka odkładam lampę na szafkę i swój zestaw z lakierami. Wstaję z łóżka i poprawiam majtki, które co nieco się obniżyły... Top spadł mi na jedno ramię. Idę do toalety umyć zęby. Spoglądam na siebie w lustrze i widzę, jak śmieją się moje własne oczy, są rozbawione, a szczęśliwe, są docenione. Docenione... Sprawdzam drzwi i wracam do niego, pisze coś na telefonie i uśmiecha się szeroko słysząc dźwięk odpowiedzi. Jestem prawie pewna, że to Gemma :). Kładę się do niego, ale jest mi zbyt gorąco by wchodzić pod kołdrę. Harry obserwuje mnie, a ja jego, więc układając swoją poduszkę jego dłoń wędruje do mojego topu i opuszcza ramiączko, które doprowadza mnie do szału. Patrzę na niego, a on się uśmiecha.
-Tak lepiej...- mówi, na co ja się uśmiecham.
-Bo widać mi bardziej cycki?- pytam.
-To swoją drogą, a je i tak widzę, bo się przebijają przez koszulkę...- mówi, a ja spoglądam na nie. Rzeczywiście.
-Odpowiednio o nie zadbałeś, więc mają prawo...- stwierdzam, a on się uśmiecha.
-Ostatnio gdzieś czytałem, że jeżeli sutki przebijają się i są twarde to świadczy to o pociągu jaki ma właścicielka do obiektu, z którym ma do czynienia, albo jest jej zimno.- mówi Harry, na co ja się uśmiecham.
-Jest mi gorąco, więc to może świadczyć o jednym...- mówię z uśmiechem, na co Harry zagryza wargę.
O nie.
Znów seks?
-Nie mam dziś już werwy kochanie, jestem padnięty...- mówi, jakby czytając mi w myślach.- Chociaż, jakbyś mnie tak porządnie rozpaliła to kto wie...- mówi wsuwając rękę pomiędzy moje nogi.
Te jego usta, o mój Boże.
Nachylam się nad nim swoimi piersiami i dotykam nimi jego torsu.
-Jutro...- mówię, na co on uśmiecha się szeroko.
-Masz jak w banku. A zamierzasz spać w topie?- pyta ostentacyjnie.
-A mam?- pytam unosząc brwi.
-Bez...- mówi, na co uśmiecham się szeroko i ściągam go przez głowę. Jego oczy stają się większe i uśmiecha się na ich widok. Kładę się na boki tyłem do niego i zgaszam swoją lampkę.
-Dobranoc...- mówię, na co on burczy pod nosem i przysuwam się do mnie. Sunie palcem po majtkach i niżej i niżej, łapie dłonią za piersi i zasypia. Leżąc blisko mnie. Ranek jest z jednej strony fantastyczny dlatego, że leży H. koło mnie, ale z drugiej budzik zmusza nas do wstania. Harry mruczy tylko i pozostaje niewzruszony na jego dźwięk. Wyłączam go i wstaję ściągając dłoń Hazzy z mojej piersi. Marudzi coś pod nosem, ale potem znów cicho zasypia. Ja idę do łazienki z telefonem w dłoni i topem, chyba dokładnie nie wiem co robię. Załatwiam poranne potrzeby i staję przed lustrem. Spoglądam na moje włosy, które ułożyły się. Ubieram top i robię sobie zdjęcie unosząc go lekko do góry ukazując brzuch i nisko położone majtki, wysyłam je do Harry'ego i zaraz kolejne, jak stoję bokiem i lekko się nachylam do przodu wypinając pośladki. Zawiązuję top i idę robić śniadanie dla nas. Stwierdzam, że nie chce mi się robić czegoś wytwornego, więc gotuję mleko na nasze ulubione płatki do tego kawa. Czytam nowinki na portalach społecznościowych i odpisuję na SMS Hailey mówiąc jej jednocześnie, że zabieram ze sobą Harry'ego. Komentuję jej zdjęcie z sesji i odpisuję mamie, która pyta co u mnie. Zakładam włosy za ucho i mieszam mleko. Drzwi od mojego pokoju otwierają się i Harry z małymi oczami i z telefonem w dłoni wychodzi z niego.
-Kylie...- mówi niskim, zachrypniętym głosem.- Mam to dodać do mojego fap - folderu?- pyta unosząc brew.
-Byłoby sexi, jakbyś sobie robił dobrze do tych zdjęć...- mówię i mieszam mleko.
-Niegrzeczna...- mówi z szerokim uśmiechem.
-Zawsze i wszędzie...- odpowiadam i on szeroko się uśmiecha. Idzie w mój stronę i gdy mieszam mleko, łapie mnie za uda i przysuwa swoje biodra do moich, ociera się w jakimś określonym rytmie. Mało tego... Czuję jak się podnosi, więc by jeszcze go rozjuszyć kręcę mocniej pośladkami. Wypinam się bardziej, a jego dłonie łapią za moje włosy, zaczesuje je do tyłu i łapie za nie lekko.
-Zostańmy dziś tutaj i pokochajmy się trochę...- mówi mi do ucha, na co się uśmiecham.
-Musimy iść do szkoły...- mówię cicho nie przestając poruszania biodrami.
-Moglibyśmy powtórzyć to ze wczoraj... W łóżku... Patrzylibyśmy w lustro...- mówi.- Robisz wtedy takie podniecające miny Kylie...- dodaje, na co ja się uśmiecham.
-Bardzo?- pytam wyłączając gaz.
-Dochodzę na sam widok Ciebie takiej...- mówi cicho, na co ja czuję, że zaschło mi w ustach. Zagryzam dolną wargę i nalewam mleko do miseczek. Odkładam rondel na kuchenkę i obracam się przodem do Harry'ego. Kładę dłoń na jego torsie i sunę nią w górę, zatrzymuję ją dopiero we włosach lekko za nie ciągnąc.
-Jesteś boski...- mówię i staję na palcach, by zatopić swoje usta w jego, od razu z kopa. Jego dłonie dotykają całe moje ciało, a języki lawirują wokół siebie, z naszych ust wychodzą ciche jęki, które łączą się w jedną piękną całość. Hazz podnosi mnie, obraca i sadza na wyspie przybliżając się bliżej moich rozszerzonych ud. Mruczy mi w usta i odrywa je, by dotknąć szyi. Przechylamy się lekko do tyłu i Hazz zaczyna sunąć ustami po mojej klatce piersiowej.
-Ky, jedną lekcję sobie odpuśćmy, chcesz siedzieć jak na szpilkach?- pyta i ściska moje piersi zasłonięte topem.
-A co jest pierwsze?- pytam i wyjękuję cicho jego imię.
-Bloom...- mówi, na co ja otwieram szerzej oczy i dotykam jego policzka.
-Harry musimy jechać...- mówię, na co on podnosi na mnie wzrok, siadam do pionu, a on patrzy na mnie zawiedziony.
-Aż tak zależy ci na lekcji z nim?- pyta.
Kręcę głową przecząc i mówię:
-Chodzi o tej konkurs, muszę być na bieżąco...- Harry wywraca oczami i puszcza mnie, by wziąć miskę. Łapię go za rękę.
-Ale dziś...- mówię przysuwając swoje usta do jego.- Zamierzam być na górze...- mówię i muskam jego dolną wargę. Na jego twarzy pojawia się uśmiech.
-Przed lustrem?- pyta.
-Przed lustrem...- potwierdzam, na co daje mi całusa i sięga po nasze miski. Zjadamy śniadanie i wypijamy nasze kawy, Harry zakłada koszulkę z koncertu, którą ode mnie dostał i uśmiecha się szeroko, gdy zaczynają mi się świecić oczy na jej widok. Ubieram się (no.204) - https://www.polyvore.com/no.204/set?id=208998755 w sypialni podczas, gdy Harry, jak sądzę, idzie zapalić na balkon. Narzucam na plecy jasną bomberkę i spinam włosy w niechlujnego warkocza, a z boku wychodzą mi kosmyki włosów. Psikam na siebie perfumy i łapię za torebkę. Harry gasi papierosa i wypuszcza ostatni dym z ust i wchodzi do środka cicho odchrząkując. Dopiero teraz, gdy nie oślepia go słońce zauważa mój strój.
-O żesz kurwa...- mówi, na co przenoszę na niego wzrok. Jestem zaskoczona...- Myślisz, że teraz Cię puszczę do szkoły, jak gdyby nigdy nic? Zamierzam zostać i doprowadzić Cię do krzyku...- mówi, jakby to była oczywistość.
-Harry, przestań!- chichoczę.- Chodź!
-Kylie, kurwa, wiesz, jak na Ciebie działam, mój penis się podnosi, a Ty ubierasz się w ten sposób i chcesz tak po prostu iść?- unosi brwi, na co zaczynam się śmiać.
-Dojedziemy do szkoły, ja dotrę na lekcje, a Ty możesz pójść do łazienki i zajrzeć do fap- folderu...- mówię, na co on unosi brew.
-To nie jest zły pomysł, ale...- mówi, na co ja się śmieję i łapię za jego kluczyki.
-Chodź!- poganiam go.
-Ja wolę z tobą...- mówi cicho idąc wystrój drzwi.
-Jesteś niemożliwy...- mówię, na co on się uśmiecha łobuzersko.
-Możesz mi tak mówić, podnieca mnie to...- mówi mi do ucha i szczypie mnie w tyłek, gdy zamykam drzwi.
-A co Cię nie podnieca, to będę mówiła tylko to słowo?- pytam, na co zaczyna się zastanawiać.- Wszystko kojarzy ci się z seksem zboczeńcu...- zaczynam się śmiać i kręcę głową.
-Wszystko co mówisz...- mówi, na co ja mam lekkie załamanie i wzdycham cicho. Harry łapie mnie za dłoń i schodzimy po schodach w dół. Uśmiechamy się do portiera i idziemy w stronę jego auta. Otwiera mi drzwi i zamyka je, gdy siedzę w środku. Zaraz wsiada obok i włącza silnik. Zerka na moje nogi, zerka na mnie całą... Jest niewyżyty, z ręką na sercu mogę to powiedzieć.
-Ky, a mogę Ci coś zaproponować?- pyta po chwili.
-Seks?- unoszę brwi, na co on zaczyna się śmiać.
-Dzięki, że pamiętasz...- mówi, na co się śmieję.- Ale coś innego...- mówi.
-No to słucham...- mówię i obserwuję go.
-Gdybym teraz zjechał z drogi i pojechał z tobą do takiego parku narodowego niedaleko lotniska i tam byśmy skonsumowali nasze fizyczne pragnienie złączenia się...- mówi z nadzieją, na co ja wzdycham cicho.
-Harry...- zaczynam.- To wciąż jest seks.
-Ale Ky...- mówi, na co ja się załamuję po całej linii.
-Jesteś niewyżyty...- mówię, na co on się zaczyna śmiać.
-Jeżeli mam przed sobą wypięte cudeńko takie jak Ty, czy górujące nade mną, to dziwisz się?- pyta.
-Ja to mam na co dzień...- odpowiadam inteligentnie, na co Harry unosi brwi.- Wypnę się do lustra, złapię moje piersi, dotknę się... Wszystko mam...- mówię.
-A dotykasz się?- pyta mnie, na co wywracam oczami.- Bo jak tak chciałbym to zobaczyć jako widz...
-Po pierwsze - każda kobieta się dotyka...- mówię, na co Hazz mi się wtrąca.
-Nieprawda...- mówi.- Z jedną jak kiedyś spałem to nie wiedziała co jej robię, że czuje się tak bosko...
-...a po drugie... nie będziesz oglądał tak intymnych sytuacji kobiety...- mówię.
-Ale się dotykasz prawda?- pyta mnie, na co opuszczam głowę.
-Kiedyś tak, poznawałam własne ciało, ale niedługo po tym, jak zaczęłam, pojawił się pierwszy chłopak i byłam zaspokojona...- mówię z uśmiechem.
-Boże, ja bym chyba umarł, jakbym Cię oglądał dotykającą się...- mówi i staje na światłach. Przenosi wzrok na mnie.
-To wygląda jak kobieta, która uprawia seks, ale bez faceta... Proste i znajome...- odpowiadam, na co Harry kręci głową nie zgadzając się ze mną.
-Co innego, gdy to facet doprowadza dziewczynę do orgazmu, a co innego, gdy to ona sama się do niego doprowadza... Co bardziej podnieci faceta? Jasne, że jej robota...- mówi.
-Nie patrzyłam na to pod takim względem...- mówię.
-A widzisz, Ky... Uczysz się dopiero...- mówi.- Ale muszę sie kiedyś położyć u siebie i spróbować sobie Ciebie wyobrazić... Myślę, że będzie ciekawie...- mówi, na co ja się uśmiecham.
-Będę twoją seksualną fantazją...- mówię, na co on się uśmiecha.
-Jesteś odkąd Cię poznałem i tylko myśląc o tobie potrafię tak mega dojść...- mówi i rusza, na co czuję się doceniona.
-Przestańmy o tym gadać już...- mówię.
-Jak sobie życzysz...- mówi i dojeżdżamy w ciszy do szkoły. Nasi znajomi tradycyjnie stoją przed szkołą i nawet nie zauważają, że przyjechałam z Harry'm. Holly jedynie patrzy na mnie, jakby zaraz miała mnie zabić, ale uśmiecham się do niej, na co Hazz zaczyna się śmiać. Wysiadamy z auta, łapiemy za swoje rzeczy i idziemy w stronę znajomych. Zakańczają palenie i grupą podążamy pod salę na lekcję z Bloomem.
-Przeczytałaś wszystko?- pyta Alana, łapiąc mnie pod ramię.
-Wczoraj, ale w pewnym momencie przysnęłam...- mówię, na co ona chichocze.
-Nudne to trochę, ale mieć szóstkę i Blooma warto się pomęczyć...- mówi, na co ja się uśmiecham i potwierdzam jej słowa. Na pierwszym piętrze nauczyciel ma dyżur i wszyscy mówimy do niego "Dzień dobry!", wpuszcza nas do sali, gdzie zajmujemy miejsca i chwilkę później dzwoni dzwonek. Siadam na swoim miejscu, Hazz obok i ma dziwną minę.
-Co Ci jest?- pytam wyciągając notatki.
-Nie powinnaś była się tak ubrać...- mówi, na co ja spoglądam na siebie nie wiedząc, o co mu właściwie chodzi.
-Bloom zjadał Cię wzrokiem... A ja znam ten wzrok...- mówi, na co wywracam oczami.
-Harry, to wciąż jest nauczyciel i mam w nosie, jak na mnie patrzy, ja się cieszę, jak podobam się tobie, a nie jemu...- mówię, na co na twarzy Harry'ego pojawia się lekki dołeczek. Splatam pod stolikiem nasze dłonie i uśmiecham się do niego szeroko. Lekcja się zaczyna. Bloom wykłada temat i pisze na tablicy zagadnienia na sprawdzian, który ma być w przyszłym tygodniu. Przepisując z tablicy zauważam, jak opinają się na jego pośladkach eleganckie spodnie. Uśmiecham się pod nosem, gdy widzę dziewczyny zapatrzone w ten widok, ja sama spoglądam przez ułamek sekundy, ale to nie zmienia faktu, że głównie skupiam się na przepisywaniu. Bloom siada przy biurku i daje nam jeszcze chwilę czasu, czekam aż wszyscy skończą i nauczyciel będzie kontynuował.
-Kylie, czy już skończyłaś?- słyszę głos profesora, na który równocześnie z Harry'm podnosimy wzrok.
-Tak...- mówię.
-W takim razie poproszę Cię o pomoc...- mówi Bloom, na co czuję, jak momentalnie dłoń Harry'ego ląduje na moim udzie.- Ale powiem Ci to na zewnątrz, by nie przeszkadzać pozostałym...- mówi.
Kiwam głową, a Harry zaciska rękę. Podnoszę na niego wzrok, na co puszcza i przeklina pod nosem. Idę przez klasę i Bloom puszcza mnie przodem.
-Pan Dyrektor prosił, by przyjść po dokumenty związane z olimpiadą, mogłabyś je przynieść?- pyta, na co lekko się uśmiecham i kiwam głową. Podążam ku schodom.

Harry
Słyszę stukanie jej obcasów i po chwili ono zanika. Najprawdopodobniej gdzieś ją wysłał, skoro nie słychać obcasów to musiała zejść na dół, bo przecież nie poleciała... Bloom wchodzi dopiero chwilę po ustaniu stukotu obcasów, co znaczy, że... Skurwiel jeden patrzył na jej dupę, na jej - moją dupę i nikogo innego. Na jego twarzy króluje zajebisty uśmieszek. Oczywiście! Zajebiście! Tak ją omami, że jeszcze ją w tym wyrucha, bo na pewno o to mu chodzi. Nie ma takiej dupy na świecie, jak jej... Dziwić się, nie dziwię, ale go zabiję, jeśli będzie ją podrywał, albo chciał dotknąć, albo...
Kylie wraca po kilku minutach i z uśmiechem oddaje papiery Bloomowi, który nie jest tak odważny, by patrzeć na jej pupę przy ludziach.
Siada i uśmiecha się do mnie. Mięknie mi wszystko, a tylko jedno rośnie, ale to już ostatnimi czasy nieświadomie. Odwzajemniam ten uśmiech i piszę ołówkiem w jej zeszycie, podczas, gdy Bloom zaczął już dalej mówić, zdanie:
"Ty. Ja. Dziś. Kino?" - ona odczytuje i szeroko się uśmiecha.
Odpisuje: "Randka?" Uśmiecham się szeroko i zagryzam z podekscytowania dolną wargę.
"A będziemy się całować?" – piszę, a ona kiwa głową.- "No to randka J"- piszę.
Bloom omawia dalej temat prosząc o przeczytanie tekstu źródłowego Mike'a, który prawdopodobnie sms-ował z Nancy. A w tym czasie ja spoglądam sobie na skupioną na lekcji Kylie, która od czasu do czasu zerka na mnie, by się do mnie uśmiechnąć.
-Przygotujcie proszę eseje, którego temat macie na 259 stronie w podręczniku...- mówi nauczyciel i w tym czasie dzwoni dzwonek. Pakuję książkę do mojego plecaka i Kylie wstaje ze swojego krzesełka, stając przy mnie, ja siedząc podnoszę wzrok i przyglądam się jej idąc wzrokiem coraz wyżej. Uśmiecham się do niej i obserwuję, jak wyciąga włosy do przodu. Mruga do mnie okiem i czeka, aż będę gotowy.
-Sprawdziłam i grają dziś o 19:30 „Legion Samobójców" ale nie wiem, czy się skusimy...- mówi do mnie, ma co ja się uśmiecham.
-Czemu? Przez pół nagą Harley Quinn?- pytam ją, na co ona kiwa głową.
-Nie będziesz patrzył na jej tyłek...- mówi jakby to była oczywistość. Podoba mi się taka jej postawa.
-Wiesz, że ja patrzę tylko na twój...- mówię jej zjeżdżając wzrokiem niżej, ona się uśmiecha.
-Nie wierzę ci...- mówi i zasuwa swoje krzesełko. Zapinam plecak i wstaję na równe nogi, by iść z nią na lunch.
-Ky, przyrzekam ci, że twój jest najlepszy na świecie...- mówię jej, na co ona się uśmiecha.
-Tylko dlatego, że chcę bardzo zobaczyć ten film na niego pójdziemy, ale w momencie, gdy będzie jej pupa będę ci zasłaniała oczy...- ostrzega, na co zaczynam się śmiać. Zgodzę się na wszystko, byleby spędzić z nią kolejny miły wieczór. Już mamy opuszczać salę, gdy słyszę głos nauczyciela wołającego imię mojej... Kylie. Rośnie mi ciśnienie.
-Możesz chwilę zostać?- pyta, na co Ky się zatrzymuje i kiwa głową. Wzdycham cicho i mówię jej, że zaczekam przy mojej szafce. Odbieram z jej rąk książkę i idę, by włożyć ją do mojej szafki. Gary zaczepia mnie na schodach, a obok niego stoi Holly.
-Dziś mamy próbę po zajęciach u Josha, pamiętasz?- pyta mnie.
-Przyjadę zaraz po.- odpowiadam.
-A co robisz po próbie?- pyta Gary.- Idziemy z The Rough do klubu, ponoć Bernie wyhaczył dla ciebie jakąś laskę...- mówi zaczynając się śmiać. Holly też się śmieje i przenoszę wzrok na nią. Jak mogłem być takim debilem, naprawdę jak mogłem...
-Już mam plany.- odpowiadam krótko i chcę iść dalej, ale zatrzymuje mnie.
-Jakie niby? Bez swoich kumpli?- unosi brwi Gary.
-Moich kumpli?- zaczynam się ironicznie śmiać.- The Rough to nasi przeciwnicy, jakbyś nie wiedział, a ty sam wszedłeś w ich szeregi...- mówię mu, Gary zaśmiewa się.
-Jak mój najlepszy kumpel zmienił się w jakiegoś dziwnego, w ogóle nieimprezującego cieplaka, który w ogóle nie ma kontaktu z kobietami, jak kiedyś to co się dziwisz... Niby masz jakąś laskę ze swoich stron, ale nikomu jej nie przedstawiłeś ani nic, zaczynam się zastanawiać, czy ona w ogóle istnieje.- mówi, na co Gary podnosi mi ciśnienie.
-Odpierdol się.- mówię krótko i chcę znów iść.
-Mam nadzieję, że nie stałeś się pedałem, czy coś...- mówi i zaczyna się śmiać i wtedy puszczają mi nerwy. Zeskakuję na stopnie dwa niżej, gdzie stoi i łapię go za fraki, wydaje mi się nawet, że podnoszę go do góry.
-Co kurwa!- mówi podniesionym głosem Gary, a Holly szarpie mnie, bym go zostawił.
-Odpierdol się od mojego życia kutasie i sprawdź czy nie masz HIV-a od seksu z tą dziwką...- mówię mu, na co Holly zaczyna piszczeć.
-Ja chociaż uprawiam seks, a ty?!- mówi Gary wytrzeszczając oczy, na co z całej siły przygwożdżam go do ściany i uderzam kilka razy jego plecami. Holly zaczyna piszczeć, a ja z odległości kilku metrów słyszę głos Kylie, która wypowiada moje imię coraz głośniej. Schodzi w dół.
-Uprawiam więcej seksu w ciągu tygodnia niż ty w całym swoim życiu i jestem bardziej zaspokojony, niż ty kiedykolwiek byłeś.- syczę i odkładam go na ziemię, gdy mocny uścisk ręki Kylie na moim przedramieniu. Gary patrzy na Kylie, która intensywnie patrzy na nas dwóch.
-Co tu się dzieje!- pyta sycząc. Jest zła.- Gary co się stało?- pyta go, na co ja patrzę na nią ze złością, że to mnie pierwszego nie poprosiła o wytłumaczenie.
-Zaproponowałem Hazzie imprezę i powiedział, że ma inne plany, więc uznałem, że stał się dziwakiem i zachowuje się jak pedał...- mówi Gary, na co ja zasysam głośno powietrze przez nos. Kylie ściska jeszcze bardziej moją rękę.
-A ty przypadkiem nie jesteś jego kumplem?- mruży oczy Ky.- Jak śmiesz nazywać tak swojego własnego kumpla, który oddał i nie zaprzeczaj, oddał ci swoją laskę do ruchania, hm?- mówi, a oczy Gary'ego robią się okrągłe, Holly aż otwiera buzię.
-To ja zdecydowałam kogo wybieram...- mówi blondynka pretensjonalnie wysokim głosem.
-Weź ty chociaż nie pierdol głupot...- mówi do Holly, na co ja podnoszę na nią wzrok. Przysięgam kocham ją taką... Jest taka podniecająca. I Gary i Holly patrzą na nią wryci.- A ty Gary, zastanów się następnym razem co mówisz, bo jak on się wkurwi to cię zabije i masz świadomość, że jest do tego zdolny. Ja wtedy nie zareaguję, a Holly będzie piszczeć jak po orgazmie i nikt nie zwróci na nią uwagi. I będziesz naprawdę biedny.- mówi Kylie i ściskając dalej moją rękę prowadzi mnie na dół. Idzie tak szybko w tych szpilkach, że nie mogę za nią nadążyć, a jej ręka ściska mnie jeszcze bardziej. Na dole puszcza ją, a ja zauważam biały odcisk dłoni, dopiero po chwili zaczyna dopływać tam krew.
-Dziś jestem twój rozumiesz?- mówię jej z uśmiechem na twarzy. Idziemy w stronę jej szafki.
-Za co?- uśmiecha się do mnie szeroko.
-Za te twoje słowa, a kiedy przeklęłaś... Kuurwa.- mówię jej, na co ona chichocze i zaraz przestaje. Robi się zakłopotana.
-Hazz, co robisz po zajęciach?- pyta.
-Mam próbę z chłopakami, a potem mamy randkę...- mówię, a ona kiwa głową i chyba lekko wzdycha z ulgą.- A co szybki numerek przed wyjściem?- pytam ją, na co ona uśmiecha się.
-To po...- mówi z uśmiechem na twarzy i układa swój kod, po czym szafka zwalnia blokadę.- Muszę przyjechać na 16 do szkoły z powrotem, bo profesor Bloom musi mi wytłumaczyć jeszcze rzeczy, których nie umiem...- mówi.
-Będziecie w szkole sami?- unoszę brwi, na co ona wywraca oczami.- Sami?? Kylie on może zrobić z Tobą wszystko...- mówię jej, na co Kylie odbiera ode mnie książkę.
-Będzie mi tłumaczył filozofie, których nie umiem, a filozofie są zawsze na tego typu olimpiadach.- tłumaczy, na co ja głośno wzdycham. Kylie odrzuca swoje włosy do tyłu.
-Alana nie może przyjść z tobą? Lewis?- pytam, na co ona kręci głową.
-Obydwoje mają już plany i nie mogli dziś, a ja na pewno skończę to do 19:00, więc przyjechałbyś po mnie i pojechalibyśmy na randkę.- mówi, a to ostatnie słowo działa na mnie kojąco.
-Jeśli on cię dotknie...- zaczynam, na co Kylie przenosi na mnie wzrok.
-Harry...- mówi.- Proszę cię nie zaczynaj...
-Ja tylko mówię...- unoszę ręce w geście obronnym. -...masz mi wówczas powiedzieć i zabiję go...- mówię.
-On mnie nie tknie.- mówi pewnie.
-Nie bądź taka pewna, ja znam swój gatunek. Miałem takie samo zachowanie, jak przyszłaś do tej szkoły jak i on.- mówię jej, na co ona wywraca oczami. –Chodź jeść...- mówię jej, na co wzdycha z ulgą. Eleanor i Alana rozmawiają z Mike'iem i Lewisem, więc Kylie uśmiecha się do nich i szepcze cicho, że idzie trochę do dziewczyn, na co kiwam głową. Podążam do swoich kumpli i wychodzimy ze szkoły, słuchając jak dziewczyny świergoczą o najnowszych plotkach szkoły. Odpalam papierosa i widzę wzrok Kylie, gdy to robię. Zaciągam się, czuję się trochę winny, więc piszę do niej sms-a, żeby się nie gniewała. Eleanor proponuje dziewczynom wspólny wypad na drinka, albo po prostu na jakieś zakupy. Obydwie zgadzają się i umawiają na przyszły weekend, Alana się śmieje, że jej brat dostał świra, jak się dowiedział, że Kylie siostra to Hailey Baldwin, bo jest jej cholernym fanem. Kylie się śmieje i mówi, że to miłe.
-Hazz?- mówi Lewis.
-Hm?- unoszę brwi pytająco zaciągając się nikotyną.
-Jak ci się układa z tą dziewczyną?- pyta, a Mike przyłącza się do pytania. Wydmuchuję dym i uśmiecham się.
-Chłopaki, układa to za dużo powiedziane, ja jestem z nią w wolnym związku.- mówię.
-Wolnym?- dziwi się Mike.- Wolny oznacza, że możesz sypiać z innymi, a ty tego nie robisz...- wnioskuje.
-Bo nie potrzebuję...- uśmiecham się ponownie.- Uwierzcie mi, jak się z nią widzę to nie wychodzimy z łóżka.- mówię, na co oni się uśmiechają.
-Czemu nam jej nie przedstawisz?- pyta Jordan.
-Bo ona jest bardzo nieśmiała i wolimy ukrywać swój "związek", od początku chcieliśmy dyskrecji i dla nas liczy się czas razem. Jesteśmy z kompletnie różnych półkul i nasi znajomi też się różnią, nie wpasowalibyśmy się w te towarzystwa, więc stwierdziliśmy, że tak będzie lepiej...- mówię i zaciągam się papierosem.
Eleanor zaczyna na nas burczeć, że spowalniamy je, więc Jordan puszcza je do przodu. Trzymają się pod ręce i żwawym krokiem idą w stronę knajpki, gdzie przesiadujemy przerwę na lunch.
-A Kylie?- pyta Mike, na co przenoszę na niego wzrok.
-Co Kylie?- pytam.
-Fajna jest, nie poruchałbyś?- unosi brwi. Uśmiecham się pod nosem i spoglądam na jej zaznaczające się łydki z każdym krokiem w tych szpilkach.
-Pewnie, że bym poruchał, ale to niezależna laska, pewnie ma tam kogoś na boku jak ja...- mówię.
Wchodzimy do knajpki i siadamy w rogu całą ekipą. Dziś to ja i Kylie zamawiamy sałatki dla naszych znajomych. Staję z nią przed kasą i widzę, jak czyta spis sałatek, jakie posiadają.
-Mike mnie zapytał, czy bym Cię poruchał...- mówię jej, na co widzę, że jej uśmiech rośnie.
-Co odpowiedziałeś?- pyta.
-Że jasne, ale pewnie masz kogoś na boku jak i ja...- mówię, na co ona się uśmiecha szeroko, przenosi na mnie wzrok i spada jej on na moje usta. Zagryza delikatnie swoje i się uśmiecha.
-Kylie, nie podrywaj mnie...- mówię jej, na co ona uśmiecha się i składa zamówienie.
(...)
-Freud generalnie jest trudny...- mówi Bloom wertując kartki i znajduje dla mnie notatki oraz zadania, które chce bym wykonała. Podsuwa mi je. Przyglądam się im i otwieram trochę szerzej oczy.
-To są zadania typowo studenckie...- mówię.- Na takim poziomie chyba nie jestem.
-Kylie, dasz sobie z nimi radę...- mówi ze spokojem Bloom.- Myślę, że nie powinny ci sprawić problemu. Trzy godziny poświęcisz maksymalnie, a da ci to dużo.- mówi.
-Drużynie...- poprawiam go z uśmiechem. On także się uśmiecha.
-Skupiam się na tobie, bo oni mogą ci pomóc aczkolwiek nie ma co liczyć w dużej mierze na Lewisa, czy Alanę. Dziewczyna, która była w ubiegłym roku była podobna do Ciebie, Twojego zaangażowania i wiedzy o co tu dużo mówić, ona robiła tam wszystko.
Podnoszę wzrok na profesora i uśmiecham się, bo dał mi do zrozumienia, że to dzięki mnie możemy wygrać, bo jestem niepodważalną podstawą tej drużyny.
-Rozumiem...- uśmiecham się szerzej. Bloom wstaje i szuka jeszcze czegoś w teczce. Mój telefon zaczyna brzęczeć, a na ekranie pojawia się napis: Harry. Nauczyciel widzi, że ignoruję telefon.
-Odbierz, może to coś ważnego...- uśmiecha sie lekko i szuka dalej.
Podnoszę telefon do ucha i mówię: "Tak?"
"Słonko, skończyłem, jadę po Ciebie..."
"Poczekaj chwilę..."
Odsuwam słuchawkę od ucha i przenoszę wzrok na profesora.
-Panie profesorze, czy my już będziemy kończyć?- pytam nieśmiało.
-25 minut i będzie po wszystkim...- mówi, na co ja wracam do rozmowy.
"Ja skończę najpóźniej za 30 minut, poczekaj przed szkołą..."
"Dobrze, a wszystko tam w porządku?"- pyta, na co się uśmiecham.
"Tak, nie martw się..."
"Bo wiesz, jakby..."
"Żadnego jakby... Do zobaczenia!"
"Papa"
Rozłączam się i patrzę, na nauczyciela, który znalazł to czego szuka.
-Chłopak?- uśmiecha się do mnie.
-Nie, przyjaciel...- czuję, że oblewa mnie rumieniec. Dobrze, że mam puder na twarzy.
-Idziecie na randkę? Hm?- wypytuje, na co czuję się z deka skrępowana. Potakuję i zaczynam przyglądać się materiałom, które jeszcze dla mnie wynalazł. Omawia je w bardzo fajny żartobliwy sposób biorąc pod uwagę konwencje psychologiczno-filozoficzne, które w Waszyngtonie nie zostały mi dokładnie przekazane. Mam w tym zaległości, ale załatwię je w ten weekend. Gdy kończy swój wywód patrzy na zegarek i stwierdza, że z deka te 25 minut przedłużyło się do prawie 40, więc zaczynamy się szybko zbierać. Do torebki wkładam materiały, wstaję z krzesełka, poprawiam spódniczkę (No.208) -http://www.polyvore.com/no.208/set?id=209792789 i nakładam na plecy płaszczyk.
-Dziękuję za pomoc panie profesorze...- uśmiecham się.- Dużo mi to dało i ja sama dam z siebie 150%, by szkoła dostała odpowiednią nagrodę.- dodaję, na co on sie uśmiecha.
-To fajnie, że są jeszcze ludzie w twoim wieku, których nie obchodzi tylko własny interes, a też tego, co ich otacza.
Uśmiecham się i żegnam się krótkim: "Do widzenia".
Schodzę po omacku po schodach i idę ku drzwiom. Otwieram je i widzę samochód Hazzy oraz jego twarz oświetloną przez światełko telefonu. Słysząc dźwięk trzaskających drzwi podnosi znad niego wzrok i zaczyna mnie obserwować. Od góry do dołu, od dołu do góry. Podobam mu się, bo w jego policzkach wytworzył się dołeczek, co znaczy, że się uśmiecha. Wsiadam do jego auta i nachylam się w jego stronę, by dać mu buziaka. Nachyla się i wpija w moje usta bardzo namiętnie.
-Gdybym był tam z tobą przez tyle czasu to nie wiem, jakby wytrzymał patrząc na Ciebie w takiej okazałości.- mówi, na co ja się uśmiecham. Harry rusza i wyjeżdża z parkingu. -Nie dobierał się do ciebie?- pyta, na co wzdycham.
-Hazz to nauczyciel.- mówię.
-Facet.- poprawia mnie i mknąc przez pustawe ulice Londynu wsuwa dłoń między moje uda i zaciska ją na tym prawym. W radiu leci „Love Shot", a że znam słowa śpiewam, Harry słysząc mój głos uśmiecha się i podśpiewuje pod nosem.
-Uwielbiam ją...- mówię i kontynuuję śpiewanie „You got me love shot, honey..."
-Ma fajne słowa.- mówi Harry, na co kiwam głową.
-Bardzo... Najlepsze jest: „Call the doctor, check my pulse..."- Harry uśmiecha się na mój zaśpiew.
-„Something hit me like a cannonballs."- dośpiewuje i uśmiecha się szerzej. -Ja pierdziele wyglądasz bosko.- mówi.
-Poczekaj, aż to ściągne...- mówię zaczepnie, na co on ściska moje udo, syczę cicho. Uśmiecha się do mnie i chcę sunąć dłonią wyżej, na co zatrzymuję jego rękę, przenosi wzrok na mnie i obserwuje moje usta.
-Może odpuścimy sobie kino i pojadę gdzieś do lasu, przeniosę cię na tylne siedzenia...- proponuje, na co ja chichoczę.
-I co będziesz ze mną tam robił?- pytam głupio z szerokim uśmiechem.
-Jak to co, słonko?- uśmiecha się tak, że w jego policzku pojawia się dołeczek.- Będę cię całował... Dotykał i jeszcze więcej...- mówi, na co zagryzam w uśmiechu dolną wargę. Hazz zatrzymuje się na światłach i przenosi na mnie wzrok.
-A co jeśli, ja nie będę chciała?- pytam zaczepnie, na co z zaskoczenia przybliża dłoń do mojej kobiecości.
-Zmuszę cię...- mówi pewnie i strzela gumką od moich stringów.
-To podchodzi pod paragraf...- unoszę brwi.
-Naprawdę wtedy nie będzie mnie to obchodziło...- mówi i z piskiem opon rusza, na co się szeroko uśmiecham. Jego dłoń pozostaje na moim udzie do zaparkowania przy budynku kina. Sporo ludzi idzie w stronę kas, sporo par trzymających się za ręce.
-Chodźmy...- mówi Harry wysiadając ze swojej strony. Ja także to robię i poprawiam spódniczkę, Harry okrąża auto i obejmuje mnie w biodrach. Idziemy równym tempem, a z naszych twarzy nie schodzą uśmiechy.
-Tylko spojrzysz na jej tyłek...- mówię widząc plakat „Legionu Samobójców".
-Ukarzesz mnie potem jakoś?- pyta mnie zaczepnie.
-Oczywiście, że tak...- mówię.- Ugryzę cię...- mówię, na co on zaczyna cicho się ze mnie śmiać.
-A gdzie?- pyta.
-W szyję...- odpowiadam mu, na co na jego twarzy rośnie uśmieszek. Zawadiacki jak cholera. Czuję, jak jego ręka schodzi niżej na moje pośladki i lekko je szczypie, na co daję mu lekkiego kuksańca, by nie robił tego przy ludziach.
-Hazz...- mówię cicho, na co on nachyla się i daje mi buziaka. Podchodzimy do kasy, kupujemy bilety, popcorn i dwa bilety i kierujemy się w stronę sali, wyznaczonej na bileciku. Idziemy w róg sali, specjalnie tam Harry wybrał bilety, by się całować swobodnie.
-Nie mogę się na ciebie napatrzeć...- mówi mi do ucha i podnosi plastikowy rozdzielnik foteli. Przytulam się do niego, a on bierze moje nogi na swoje. Dzięki temu nawet wygodniej trzymać nam popcorn i oczywiście Harry może zanurzyć swoje dłonie pod spódniczką. Film się zaczyna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz