23 września 2016

Rozdział 4



Poniedziałek. Znowu. Masakra. Zwlekam się z łóżka i prawie płaczę na myśl, że kilkanaście godzin temu leżałam w łóżku i oglądałam "Przyjaciół".
Idę do kuchni i wstawiam wodę na mocną kawę. Rozbijam jajka do miski i robie omleta. Siadam na wyspie i przecieram oczy. Jestem strasznie niewyspana i właściwie nie wiem dlaczego. Zjadam i wypijam kawę. Myję zęby i ubieram się trochę wygodniej. Nakładam dżinsy i jedną z bluz Kurta Magic Mike'a, którą mu zabrałam. Włosy wiążę w kucyka i robię makijaż. Kawy nalewam sobie do termokubka i wychodzę z domu. Wsiadam do samochodu i odpalam silnik. Droga nie zajmuje mi dużo czasu, bo sygnalizacja mi przypasowała, gdy parkuję pod szkołą Gary uśmiecha się i mówi coś do Stylesa, która skrupulatnie mnie obserwuje, jest oparty o samochód przyjaciela i wypuszcza dym z ust.
-Hej...- mówię do nich, ale odpowiada mi tylko Gazz. Uśmiecha się do mnie i zaraz przeprasza na chwilkę, by podejść do Josha, który go zawołał.
-Wyglądasz dziś jakoś inaczej...- odzywa się Harry.
Unoszę brwi.
-No i?- pytam nawet nieczekając na odpowiedź.
Harry spina szczękę i wyrzuca niedopałek papierosa na topniejący śnieg. Na jego twarzy pojawia się uśmiech. Robi krok do przodu i bierze między palce kosmyk włosów, który uciekł z kitki. Zakłada mi go za ucho i mówi cichutko.
-Kochanie, jeśli brak ci seksu to dzwoń będę na każde twoje skinienie.- mówi.
Podnoszę wzrok na niego i wywracam oczami.
-Czemu nasza rozmowa ma polegać zawsze na twoich propozycjach seksualnych...- mówię.
-Bo nie mogę z tobą normalnie rozmawiać póki się nie odprężysz w należyty sposób.- mówi Harry.
-Super...- mówię pod nosem.
-To kiedy i gdzie?-pyta.
Patrzę na niego z szeroko otwartymi oczami. Postanawiam zrobić mały podstęp, uśmiecham się i łapię go za koszulkę, by przyciągnąć go bliżej siebie, jedynie co mogę stwierdzić, to to, że go poważnie zaniemogło i nie wie co robić. Przykładam usta do jego ucha.
-Powiem ci kiedy i gdzie...- zaczynam.- Nigdy i nigdzie.- dodaję i podchodzę do Eleanor, która przyjechała. Wchodząc po schodach zauważam, że Harry miętosi swoją dolną wargę z lekkim uśmiechem. Rozmawiam z koleżanką o sobotnim koncercie. Eleanor opowiada mi trochę o zespole i jako, że jej kuzyn gra na perkusji zgodziła się sprzedawać wejściówki i zajmować się sprawami oficjalnymi, o ile tak to można nazwać. Stwierdzam, że jest menadżerem chłopaków, a ona zaczyna się śmiać i przeczy zdecydowanie.
-Absolutnie nie... Nigdy się tego nie podejmę, musiałabym z nimi jeździć, boże...- mówi El otwierając swoją szafkę.
Opieram się o inną.
-Dobrze się z nimi dogadujesz...- mówię.- To mogłoby być ciekawe...
-Wiesz...- zaczyna El wkładając książki.- Samo dobre dogadywanie się nie wystarczy, oni mnie denerwują, a szczególnie Josh.- mówi na co zaczynam się śmiać.
-Własny kuzyn?- pytam chichocząc.
-Tak, boże... Pierdzieli jakieś głupoty...- mówi zirytowana.
Kręcę głową i śmieję się z niej. Dziewczyna zamyka szafkę i idziemy pod klasę, gdzie mamy mieć lekcje. Harry i Gary podchodzą do nas. Widzę, że Holland chce coś powiedzieć, ale wtrąca mu się Harry.
-Kylie, a takie bluzy sprzedają na dziale damskim?- pyta z uśmiechem Harry.
-Może…- mówię unosząc brwi. Chłopak marszczy lekko czoło.
-Skoro chcesz tak bardzo wiedzieć gdzie się ubieram, to tę bluzę przywiozłam z Los Angeles, to bluza mojego przyjaciela.- mówię i wchodzę do środka.
Panna Clice stoi przy biurku i zaprasza nas do środka. Alana się spóźnia parę minut, siadamy i słuchamy nudnego wykładu o psychice dziecięcej, dobry boże, chyba błędem było przychodzenie do szkoły, gdzie wszystko co już umiem jest tu wykładane. Panna Clice wstawia mi A z aktywności i chwali. Mike coś burczy pod nosem, na co cała klasa zaczyna się śmiać. Nie wiem, o co chodzi.
Wychodząc z sali rozmawiam z Alaną o imprezie w ten piątek, niby kilka dni, ale czuje podekscytowanie w kościach.
-Kylie!- słyszę nawoływanie za mną. Oczywiście, że to Gary.
-Ja spadam gołąbeczki…- mówi Alana i nim Gary do mnie podchodzi już jej nie ma.
-Hej Gazz, nie mieliśmy czasu porozmawiać…- mówię z uśmiechem.
-Tak, ja… nie wiem co powiedzieć Kylie, bo trochę mi głupio po tej sobocie, zapędziłem się, ok? Przepraszam.- mówi ze skruchą.
Uśmiecham się szeroko.
-Nie ma sprawy Gary, dziękuję, że to zauważyłeś. To znaczy, że nie jesteś pusty, jak inni faceci.- mówię spoglądając na Harry’ego, który patrzy na tyłek Holly.
-Miło mi to słyszeć.- mówi z uśmiechem.
-A ja jestem szczęśliwa, że wreszcie mogę to powiedzieć komuś innemu niż Justinowi.- mówię, ale sama się odrobinę zapędzam. Nie mogę dopuścić do tego, by ktokolwiek mnie rozpoznał jako przyjaciółka Justina Biebera, Kylie Jenner itp.
-Justin?- pyta Gary.
-Um… To mój przyjaciel z dzieciństwa.- mówię wymijająco.
-Och…- wzdycha cicho Gazz, a ja szybko zmieniam temat. Idziemy korytarzem i rzucam temat koncertu chwaląc chłopaków.
-Tak, dziękuję… Dużo czasu spędzonego w garażu Josha i wiele godzin spędzonych wspólnie na pracy. Um… Kylie?- mówi Gary, a ja słysząc ton pytający podnoszę do góry twarz, by spojrzeć na wysokiego chłopaka.
-Masz plany po szkole jutro?- pyta.
-To znaczy… ja…- jąkam się chwilkę.- Właściwie nie…- mówię.
-To może gdzieś pójdziemy razem.- mówię.
-Chętnie.- mówię.
Dzwoni dzwonek, na co cicho wydaje z siebie jęk. Mike i Jordan rozmawiają o samochodach i wsłuchuję się w ich gadkę wtrącając coś, jeżeli mam w ogóle o czymś pojęcie. Profesor nakazuje wejść do środka, więc gęsiego wchodzimy i zajnujemy miejsca w sali. Siadam obok Eleanor i Alany i wyciągam notatnik.
-Proszę państwa, jako że ostatnio omawiany był krąg hipnotyczny poproszę o zilustrowanie go na tablicy, chętny?- pyta mężczyzna poprawiając okulary.
-Nie ma? W takim razie pan Styles...- mówi mężczyzna, a ja parskam cicho śmiechem. Harry podchodzi do tablicy i o dziwo pierwsze typ opisuje dobrze, ale kolejnych wymyśla nazwy.
Nauczyciel go pyta, podpowiada, potem zaczyna krzyczeć, że się nie uczy, Harry ma na to tak wywalone, że mężczyzna siada na krześle i ociera chusteczką pot z czoła.
-Bennington pomóż mu.- mówi.
Wstaję z miejsca i podchodzę do Harry'ego, nauczyciel każe nam malować i opisywać krąg hipnotyczny, a w tym czasie klasa przeczyta pracę domową.
-Dobra jesteś...- szepcze Harry, gdy ja piszę i wypełniam pozostawione przez niego luki.
-Po prostu się uczę...- mówię patrząc na niego.
Harry opiera się o tablicę.
-Może dawałabyś mi korepetycje w kusej spódniczce, za małej bluzce, okularach... Hm?- proponuje, a ja aż otwieram usta. Przez myśl przechodzą jakieś zboczone obrazki...
-Kylie co to za brudne myśli, miałem na myśli fakt, że tak korepetytorki się ubierają, a co ty pomyślałaś?- pyta z uśmiechem.
-Nic...- obruszam się i dokańczam zadanie.
Nauczyciel przerywa nam i sprawdza opisany krąg, zadaje mi pytanie, czy Harry coś zrobił.
-Emm... Tak, podał mi dwie definicje...- mówię niepewnie czując w duszy, że przecież mówię nieprawdę.
-Dzięki...- szepcze, gdy skręcam do swojej ławki.
Macham ręką i nic nie odpowiadam. Zbytnio nie mogę się skupić na lekcji, cały czas mnie rozprasza wibrujący telefon.
Ukradkiem piszę z Mattym o dzisiejszej wizycie w studio i mojej pomocy w jego utworach, ponieważ kiedyś już pomagałam.
Alana do mnie zagaduje i dopiero jej szturchnięcie wyrywa mnie z zamyślenia. Konkretnie zastanawiam się, czy Matty zgodzi się, by amatorzy nagrywali w jego studio. Uważam, że należy im się to ponieważ nigdy nie nagrali płyty w prawdziwym studio, tylko w domu przy użyciu pudełek od jajek.
W międzyczasie piszę z Hailey, która dopiero idzie spać, bo wróciła z urodzin Khloe i razem z Kylie zabalowały. Wywracam oczami gdy wysyła mi zdjęcie jak bardzo jest zmęczona. W głębi duszy czuję jak cholernie brakuje mi jej, zresztą nie tylko jej wszystkich moich przyjaciół, z którymi spędzałam tyle czasu. Justin, Kylie, Hailey, Ryan, Alfredo i wiele innych...
Alana puka mnie w ramię, bo zadzwonił dzwonek i prawie wszyscy wyszli, a ja jako jedyna siedzę na tyłku w klasie i patrzę w ławkę.
-Co ci jest?- pyta śmiejąc się El.
-Nic...- wystawiam jej język.
Pakuję się i wychodzę z sali. Zatyka mnie totalnie, bo przed nią czeka na mnie Gary z dwoma kubkami parującej cieczy. El i Alana odchodzą na bok z uśmieszkami na ustach, a ja wolnym krokiem kroczę ku Gary'emu.
-Hej...- mówię cicho.
-Hej...- odpowiada cicho.- Przyniosłem ci kawę, 2 łyżeczki cukru i mleko...- mówi z uśmiechem.
Kiwam głową i dziękuję mu za to.
-Kylie, chciałbym pogadać...- zaczyna Gary, a ja chyba wiem o czym.- Teraz jest dłuższa przerwa, więc mogę cię zaprowadzić w miejsce, gdzie będzie cicho.
Zgadzam się, a czemu miałabym się nie zgodzić, idę za nim dwa piętra w dół i tam idziemy korytarzem prowadzącym na salę gimnastyczną, Gary zamyka nas w jednej z szatni, pachnie tu okropnie, ale ze zbiegiem czasu zauważam, że smród już mi nie przeszkadza.
-Więc?- pytam widząc jak chłopak chodzi w te i we w te.
Gazz siada obok i zabiera mi kubeczek, widzę że chce mi spojrzeć w oczy.
-Nie będę owijał w bawełnę, bo to i tak nie ma sensu... Albo będziesz chciała, albo nie...- mówi. Zaczynam się bać.
-Słucham...- mówię.
Wzdycha i zaczyna.
-Spodobałaś mi się od początku, jesteś piękna, mądra, inteligentna i masz wspaniały charakter, myślę, że śmiało mogę ci powiedzieć, że się w tobie zakochałem...
Patrzę na chłopaka z szeroko otwartymi oczami i dosłownie brakuje mi śliny w ustach, by cokolwiek powiedzieć.
-O czym ty do mnie mówisz…- pytam.
Kiwa głową, a ją siadam na ławce i chowam twarz w dłoniach.
-Gary...- mówię, ale on mi się wtrąca.
-Nie musisz nic odpowiadać, ja ci chciałem to po prostu wyznać.
-Znasz niecały miesiąc i wyznajesz mi miłość... Masz świadomość jak to brzmi?- pytam.
Chłopak się miesza.
-Jak to brzmi?- pyta.
-Dziecinnie.- stwierdzam.- Nie można się zakochać w kimś kogo tak naprawdę się nie zna Gary...
-Ale ja się zakochałem...- mówi.
-Zauroczyłeś, może, ale nie zakochałeś, boże przecież to jest niedorzeczne.- mówię.
Gary patrzy na mnie i marszczy brwi.
-Uważasz moje uczucia za niedorzeczne?- pyta.
-Dokładnie tak. Lubię cię, ale to tyle ok? To co do mnie czujesz...- robię cudzysłów w powietrzu.-...brzmi jak dziecinada i nie przyjmuję tego, jeżeli tak sprawę stawiasz, to myślę, że powinniśmy przestać utrzymywać że sobą kontakt.
-Przez to, że wyznałem ci...- mówi, a ją kiwam głową.
-Będę się dziwnie czuła w twoim towarzystwie.
Chłopak patrzy na mnie lekko marszcząc czoło, szuka słów, które mógłbym powiedzieć na to, co ja mu powiedziałam.
-Kylie, nie chcę, żeby to co jest między nami się rozwaliło.- mówi.
-Gary, ale między nami nie czegokolwiek prócz znajomości szkolnej...
-Jak to nie?- pyta zdziwiony.
-A jest?- pytam unosząc brwi.- Nie nazwę cię przyjacielem, bo nie znam cię długo, poza tym i tym bardziej nie nazwę cię osobą, w której mogłaby się zadłużyć, jesteś przystojny, miły, ale ja nie szukam chłopaka ok? I faceci w sensie związkowym mnie teraz kompletnie nie interesują.
-Czyli tylko dlatego mnie odrzucasz?- pyta.
-Tylko dlatego? A może aż?- mówię.
-Gdybyś nie miała tego założenia to byłoby coś?- pyta.
-Nie wiem Gary, ale wiem jedno, że tutaj nic nie będzie. Na pew-no...
-Kurwa.- szepczę pod nosem.-Ja się serio w tobie zakochałem.- mówi.
-Przepraszam w takim razie, że dopuściłam do tego...- mówię wstając z ławki.
-I co ja mam teraz zrobić?- pyta.
Wzdycham cicho i staje przy wyjściu z szatni.
-Jesteś dorosły i musisz sobie z tym poradzić.- mówię i opuszczam podziemia szkoły. Idę schodami do góry i widzę, że lekcje się zaczęły, więc biegnę do klasy pani Clice i wchodzę do środka.
-Kylie coś się stało?- pyta Clice.
-Nie, pani profesor, wszystko ok.- uśmiecham się lekko.
Kobieta prowadzi lekcję i mówi o zaburzeniach emocjonalnych w chorobach, chociaż znam wszystko na pamięć lubię o tym słuchać. I... Słuchałabym, gdyby nie to, że piszę z Matty'm, żeby przyjechał do mnie do szkoły, bo chcę pojechać do studia, on jako długoletni przyjaciel taty i jest dla mnie jak brat i chcę z nim pogadać. Wciąż chce dać chłopakom, bo słyszę, że mają potencjał i talent. Zrobię to jako artystka prezent artystom.
-Co sądzisz na ten temat Kylie?- pyta kobieta, a ją podnoszę na nią wzrok nie wiedząc o czym mówi.
-Na temat zachowań pacjentów.- dokańcza.
-Każda choroba to inne zachowania, więc trzeba je zaakceptować, ale ciągle z nimi walczyć.- mówię, a Clice uśmiecha się pod nosem i dziękuję mi za odpowiedź.
Matty będzie stał przed wejściem, a ja mam zerwać się z ostatniej lekcji i pojechać z nim.
Równo z dzwonkiem ja i Styles wychodzimy z sali.
-Śpieszysz się do chłopaka?- pyta szukając w kieszeni szlugów.
-Wal się.- mówię mu.
-Uuu... Masz zły humor...- stwierdza.
-A żebyś wiedział...- mówię mu.- Twój przyjaciel właśnie wyznał mi miłość, fajnie nie?- mówię z sarkazmem.
-Holland?- pyta unosząc brwi.
-Tak...- mówię i żegnam się z nim krótkim "Do jutra."
Harry
Wsiada do dużego czarnego, terenowego BMW i zdążam zrobić zdjęcia. Oglądam już dużą część, których zrobiłem i kręcę głową... Czy to niedziwne, że zrywa się z lekcji i wsiada do drogich samochodów, nie mając tu żadnej rodziny? Czy to nie dziwne, że nosi oryginalne rzeczy, których łączna suma pewnie kosztowałaby mnóstwo hajsu?
Holland wychodzi ze szkoły i wyciąga szlugi, gdy nie może go podpalić klnie i kopie śmietnik.
-Nie dramatyzuj tak...- mówię mu.
-Nie mów nic do mnie, bo jestem wściekły...
-Znajdziesz sobie inną.
-Widziałeś jej dupę?- pyta mnie Holland, na co się uśmiecham.- Nie wyobrażasz sobie, jak ją sobie wyobrażałem...
-Ma fajny tyłek...- mówię przyznając mu rację.-Super tyłek...- dodaję pod nosem uśmiechając się i zaciągam się papierosem.
-A skąd ty właściwie wiesz, że dała mi kosza, nie mówiłem ci...
Wydmuchuję dym.
-Wychodziła ze szkoły i powiedziała mi, po czym wsiadła do nowej bmki i odjechała...
-Kto prowadził?- pyta Gary.
-Nie wiem...- wzruszam ramionami.- Szyby były ciemne...
-Ostatnio zacząłem się zastanawiać, co to za ludzie po nią przyjeżdżają...- mówi Gary.- Przecież wszyscy od niej są w stanach.
-Pomyślałem o tym samym...- mówię mu.
Zapada cisza między nami i widzimy jak Holly idzie w naszą stronę, uśmiecha się szeroko do mnie, a jej wzrok świdruje mnie i moje ciało.
-Ty, a jak ona jest dziwką?- pyta Gary, w ułamku sekundy przenoszę na niego oczy.
-Przestań, bez przesady... Nie wygląda na taką...- mówię.
-Nosi takie drogie rzeczy, ma nowe auto to nie jest dziwne?- pyta Gary.
-Holland ogarnij się, nie wiesz, jak wyglądają dziwki?
-Kto wygląda jak dziwka?- pyta Holly podchodząc krok bliżej mnie.
-Nikt ważny...- mówię.
Jej dłoń dotyka mojego torsu i obserwuje mnie, jak wypuszczam dym z ust.
-Mam dziś wolny dom...- mówi z uśmiechem.
Opuszczam na nią wzrok, a ona uśmiecha się szerzej widząc, że przyciągnęła moją uwagę.
-Nie ma rodziców?- pytam unosząc brwi.
-Jasne... Wyjeżdżają w delegację na dwie noce...- unosi dłoń z torsu na moje usta, dotyka ich.
-Będę...- mówię jej i rzucam niedopałek papierosa.
Wracam do środka.
Grace
-No młoda, jaki masz interes?- pyta Matty włączając wszystko.
-Nie nazywaj mnie młoda!- chichoczę.
-Dla mnie jesteś młoda i będziesz zawsze...- mówi.- Więc?
-No więc... Mam w szkole zespół, całkiem niezły, który nigdy nie nagrywał w prawdziwym studio, tylko w amatorskim...
-I?
-Chciałabym, żebyś udostępnił studio...
Matty patrzy na mnie.
-Kylie w tym studiu nagrywał Justin, Chris Brown, N'Sync, Madonna, Nicki Minaj i wiele, wiele innych...- mówi akcentując każdą gwiazdę.
-Mam tego świadomość Matty, ale chciałam im tylko pomóc, sami piszą teksty, muzykę i wszystko to jest naprawdę super.
Matty patrzy na mnie i widzę, że się waha.
-Dobra...- odpowiada.- Ale... Technika sama sobie musisz ogarnąć...- mówi.
Kiwam głową i z uśmiechem dziękuję przyjacielowi, on siada na fotelu...
-Nie będzie mnie tu w Londynie przez miesiąc, więc ja też mam do ciebie prośbę... Jakbyś mogła tu czasem zajrzeć, czy wszystko jest na swoim miejscu, Jack będzie tu normalnie pracował, ale rozumiesz...- mówi, na co kiwam głową.
-Nie ma problemu...- uśmiecham się i dę za szybę.
-Na co masz dziś ochotę?- pyta mnie do mikrofonu, gdy zakładam słuchawki.
-Włącz mi na przykład...- zastanawiam się.- Beyoncé "Jealous".
-Robi się siostro...
Słyszę muzykę w uszach i jedziemy.


*****
Lecimy dziewczynki! Miłego! :D

16 września 2016

Rozdział 3



Siadamy w ławkach. Studentka, która wchodzi do klasy jest przeciętnej urody, ma kręcone blond włosy do ramion, brązowe oczy, jest niższa ode mnie i ma na sobie dżinsy i bluzkę, na którą nałożyła zielony żakiet, ohydny zresztą. Dziewczyna prosi cicho o ciszę i uwagę, po czym siada na biurku.
-Zakładam, że część z was, albo wszyscy uprawialiście seks...- zaczyna.
Klasa zgodnie przytakuje.
-Lubicie to?- pyta z uśmiechem.
Klasa zaczyna się śmiać i wszyscy zgodnie mówią: "Tak".
-Jak często uprawiacie seks?- pyta.
Mike się zgłasza.
-Bywa, że codziennie, zależy...
-Od czego to zależy?- pyta studentka.
-Od potrzeb...- dodaje Lewis.
-...albo np. jak ubierze się twoja dziewczyna do szkoły, czy będzie miała na sobie obcisłe legginsy, czy flanelową spódniczkę...
-...czyli od tego, jak bardzo podkreśla swoje atuty...- podsumowuje dziewczyna.
-Np. tak jak Kylie...- mówi Harry.
Wstrzymuję oddech i powoli odwracam się do tyłu.
-Co proszę?- pytam.
-Specjalnie ubierasz takie spodnie... Podkreślają twoje pośladki...
-Żałosne.- mówię cicho.
Studentka jest zakłopotana. Dziewczyna kontynuuje, a El szturcha mnie ramieniem.
Spoglądam na nią, a ona pochyla się do mojego ucha.
-Harry tak właśnie podrywa laski...- mówi.
-Się przeliczył...- mówię.
Alana i El chichoczą.
Odwracam się jeszcze raz do tyłu, by się na niego spojrzeć, a on uśmiecha się łobuzersko i posyła buziaczka.
(...)
-Przyjadę po ciebie ok. 11, ok?- pyta Gary.
Kiwam głową.
-Masz mój numer?- pytam, a on przytakuje.
-W takim razie jesteśmy umówieni.- mówię i wsiadam do samochodu.
Piątkowy wieczór mam zamiar spędzić przy dobrym filmie, misce popcornu i kubku kakaa. Jadąc zauważam wielką reklamę na bilbordzie i ta bardzo mnie interesuje.
Wpisuję adres siłowni, która reklamuje się. Karnety na fitness -20%. Ha! Ja i fitness? Nie... Chciałabym dalej trenować kickboxing. Albo chociaż ogarnąć jakąś porządną siłownię. GPS prowadzi mnie na adres kilkanaście minut z mojego położenia. Parkuję i wchodzę do środka. Za stolikiem siedzi blondynka w obcisłej różowej koszulce i legginsach. Uśmiecham się widząc jej promienny uśmiech. Z drzwi obok wychodzi mężczyzna w bokserce i dresach.
-Katie, co mam teraz?- pyta.
-Poczekaj...- odzywa się piskliwym głosikiem, a ja czekam, aż kobieta skończy.- Masz teraz wolne, potem grupę.
-Ok.
Mężczyzna zapisuje coś w zeszycie, a recepcjonistka zwraca się do mnie.
-Chciałabym zapytać, czy są prowadzone zajęcia z boxingu, albo kick-boxingu?- pytam.
Mężczyzna podnosi wzrok i ukradkiem lustruje mnie od góry do dołu.
-Są...- mówi, wyprzedzając dziewczynę.-Prowadzę trening personalny z boxingu. Trenowałaś?
-W Los Angeles, ale bardziej traktuję to jako utrzymanie dobrej formy ciała.
-Masz umięśnione nogi...- mówi.-Musisz dobrze poruszac się na macie.
-Nie wiem...- odpowiadam nieśmiało.
-Sprawdzimy to... Możesz chciałabyś zacząć od razu?- pyta.- Mam wolną godzinę.
-Nie mam ze sobą stroju...- mówię.
-W naszej siłowni trzeba mieć koszulkę z logo, a spodenki losztują tu 10£. Więc i tak musiałabyś kupić tu.
-W takim razie proszę o jedną lekcję z trenerem personalnym i prosze doliczyć tę koszulkę i spodenki.
Dostaję do rąk papierowy czytnik i skanuję wchodząc do szatni. Tam widzę same otyłe panie, spocone, jak sądzę po fitnessie. Uśmiecham się do nich i zaczynam się przebierać, nakładam koszulkę i spodenki. Z półki w szafce widzę ręcznik, jak wydaje mi się dla mnie. Przerzucam go przez ramię i do ręki biorę wodę chwilkę tenu kupioną w automacie. Wychodzę z szatni i idę ku sali, tam trener uśmiecha się i zaprasza na matę.
-Załóż rękawice...- mówi podając mi je.
Nakładam rękawice i czuję, że miło mieć znajomy uścisk w dłoniach. Mężczyzna buerze worek.
-Nawalaj!- krzyczy.
Mój trening się zaczyna. Trener krzyczy: "dawaj!", "nie poddawaj się", " dobrze chodzisz!", "noga". I wtedy zaczyna się mój ulubiony trening. Moje nogi unoszone do góry walą worek z całej siły.
Harry
Narzucam torbę na ramię i wchodzę do środka. Katie jak zawsze siedzi na swoim miejscu i uśmiecha się widząc mnie. Podaję jej karnet, ona go skanuje i oddaje. Mrugam do niej oczkiem i wchodzę do środka. Przebieram się i biorę łyka wody idąc na siłownię. Wchodzę na salę boxingu, a Matt, który aktualnie ma trening macha do mnie.
-Mocniej!- krzyczy do dziewczyny, która stoi do mnie tyłem i zwinnie operuje rękawicami.
-Dawaj!- dodaje, a ona zakańcza pojedynek otwartymi uderzeniem z kolana.
-Odpocznij chwilę...- mówi do dziewczyny, a ta siada na macie i pije szybko wodę.
-Dobra jest, prawda?- pyta mnie Matt.
-Nowa?- pytam.
-Pierwsze zajęcia.
Dziewczyna wstaje z szerokim uśmiechem i patrząc na mnie zakłada rękawice.
-Teraz mi wierzysz?- pyta Kylie, a jej łobuzerski uśmieszek przyprawia mnie o mrowienie w podbrzuszu.
Nie jestem w stanie nic powiedzieć, tylko patrzę na nią szeroko otwartymi oczami.
-Chyba tak...- mówię cicho.
-Chyba?- Kylie unosi brwi w zirytowaniu, jest taka ponętna w sportowym staniku, krótkich spodenkach. Nawet nie wiem kiedy zaczynam dokładnie oglądać jej ciało, od umięśnionego brzuch, pełnych, lekko ściśniętych piersi, szczupłych, ale umięśnionych nóg.
-W takim razie zmierz się ze mną...- mówi wyrywając mnie ze stanu odrętwienia, czuję, że moje usta są zwilżone, musiałem je oblizać. Podnoszę wzrok na jej twarz, a na niej gości uśmiech pełen wyższości.
-Tak Harry! Też dobrze boksujesz...- mówi Matt.
-Dawaj Styles! Dam ci fory.- mówi, a moje nogi drżą. Obraca się i wypina do mnie tyłek kładąc butelkę z wodą.
-Dobra.- mówię szybko.
Jest serio seksowna.
Nakładam rękawice i przygotowuję się do pojedynku z Kylie. Kilka kosmyków z jej koka błądzi po jej pokrytym potem czole. Gdybym miał ją w łóżku mogłaby robić ze mną fantastyczne rzeczy. Jej ciało pokryte lekkim potem, nagie, poruszające się na górze. To mogłoby być zajebiste uczucie. Nagle uderzenie w brzuch powala mnie na matę, Kylie stoi znieruchomiała i wybucha śmiechem. Matt jej wtóruje.
-Już?- pyta, a ja próbuje złapać oddech i czekam aż wątroba i żołądek wrócą na miejsce.
-Nie byłem gotowy...- mówię.
Kylie wywraca oczami.
-Zawsze jest jakaś wymówka...- mówi i nachyla się, by podać mi dłoń. Kurwa nachyla się, a ja nie mogę odlepić wzroku od jej piersi. Holly ma miseczkę B, a ona stuprocentową C.
Łapię za jej dłoń i podnoszę się do góry.
-Lepiej już nie rób Harry'emu krzywdy Kylie...- mówi Matt, a ona uśmiecha się szeroko.-Dokończmy to, co zaczęliśmy...- dopowiada.
Bierze worek i dziewczyna nawala w niego z całej siły. Idę na bieżnię by mieć na nią widok, naprawdę dobrze boksuje, ale zupełnie nie widać tego po jej rękach.
Biegnąc rozmawiam z Gary'm przez telefon.
-Radzę ci się za nią brać...- mówię widząc jak nawala z kolana w worek.
-Co ty taki miłosierny stałeś? Ty i rady? Rzecz bezcenna.- ironizuje.
-Możesz?- pytam.
-O co ci chodzi z tą dziewczyną?
-Mi o co chodzi? To ty się na nią napaliłeś, a gdybyś ją teraz zobaczył półnagą... Uuu...
-Półnagą?- pyta Gazz.
-Taa... Miseczka C.- mówię.
-Wow Einsteinie, zdążyłem zobaczyć.
-Ale ma ładną pupę...- mówię i mało przez to nie przewracam się na bieżni.
-Gdzie ty cholera jesteś?
-Na siłowni, trenuje u Matta...
-Ha! Mówiła prawdę!- śmieje się.
-Ale śmieszne...- mówię cicho.
Kylie z uśmiechem dziękuje za trening i schodzi z maty. Matt podaje jej ręcznik i butelkę wody.
-Do zobaczenia...- mówi i wyciera czoło ręcznikiem.
-Już poszła...- mówię.
-Luzik, będę ją miał na oku cały dzień.
-Gazz, mamy koncert...
-Boże pamiętam!- mówi.
Rozłączam się i wkładam słuchawki do uszu.
Kylie
-Przyjdę w tygodniu to wtedy kupię karnet...- mówię dziewczynie w recepcji.
Ta kiwa głową i żegna się krótkim cześć.
Idę ku mojemu samochodowi, wsiadam do środka i odpalam silnik. Droga się ciągnie bardzo długo, wjeżdżam w sam środek korku. W trakcie telefonuję do Hailey, która opowiada o przerwie wiosennej. Brakuje mi jej trajkotania na co dzień. Mówię jej, gdy siedzę przed telewizorem i oglądam przyjaciół. Robi długie aww i mówi, że czas nam zleci, a my wtedy zobaczymy sie i na pewno nie wypuścimy z objęć.
Biorę prysznic wieczorem i mam ochotę na coś na kolację po takim wysiłku. Szukam czegoś w internecie i znajduję zapiekankę z makaronem, kurczakiem i sosem beszamelowym. Sprawnie wszystko robię i część zjadam.
(...)
-Tutaj bardzo często można zobaczyć brytyjskich celebrytów...- mówi Gary wskazując palcem na restaurację Carve Moi Bleu.
-Na przykład?- pytam gryząc donuta.
-Alana spotkała tu Nicka Grimshawa, a inna moja koleżanka Kelly Osbourne z Adele.
-Warto tu koczować...- mówię wycierając palce w chusteczkę.
-Chodź idziemy dalej...- mówi łapiąc mnie za rękę.
Czuję się co najmniej dziwnie... Staję w miejscu i patrzę na złączone dłonie, a Gary widząc to, robi się czerwony i puszcza dłoń.
-Następny przystanek?- pytam.
-London Eye...- mówi Gary.- Zarezerwowałem dla nas bilety, żeby nie stać w kolejkach.
Uśmiecham się i idę obok chłopaka deptakiem, który prowadzi do sławnego diabelskiego młynu. Gary podaje nazwisko, a sprzedawca wpuszcza nas. Wsiadamy do wagonika i czekamy aż ruszy. Zauważam, że chłopak odrzuca połączenia i rzuca do mnie przepraszające spojrzenie. Gdy jego telefon wibruje po raz setny mówię, by odebrał, a ja robię trochę zdjęć panoramie Londynu.
-Co?, Napisałem ci sms-em, Jak zwykle, od czego ty masz telefon?!, Powiedziałem, że będę, więc będę, Weź się zamknij, Spadaj, Kończę.
Wysyłam parę fotek mamie i Hailey.
-Przepraszam...- mówi skruszony.
Uśmiecham się dając mu do zrozumienia, że nic się nie stało.
-Piękny widok...- mówię patrząc na panoramę zaśnieżonego Londynu.
-Tak ładnie jest tylko zimą i wiosną, potem już nie...- Gary przysuwa się i kładzie rękę na oparciu kanapy za moją głową, na której siedzimy.
-Czemu wiosną?- pytam czując bardzo ładny zapach jego perfum.
-Bo cała przyroda budzi się do życia...
Uśmiecham się.
Telefon Gary'ego znów dzwoni, a on cicho klnie pod nosem i przeprasza mnie.
-Halo?... Zadzwoń do Josha, ja jestem zajęty... Już ty dobrze wiesz... Jesteś dupkiem...
Uśmiecham się szeroko i opuszczam głowę. Gary kręci głową i zaczyna się śmiać.
-Czasami nie ogarniam dlaczego uważam go za kumpla...
-Josha?
-Harry'ego...
Wycieczka dobiega końca.
-Muzeum Figur Woskowych?- pyta, a ja kiwam głową.
(...)
-Ale mnie bolą stopy...- siadam na krześle w jednej z restauracji, Gary się uśmiecha i ściąga kurtkę z barczystych ramion.
-I tak nie zobaczyłaś jeszcze wszystkiego...- mówi ściągając szalik.
Kelner się z nami wita i podaje kartę dań. Zamawiamy pizzę i po herbacie.
-Np. co jeszcze warto tu zobaczyć?- pytam odgarniając włosy do tyłu.
-Np. powinnaś zobaczyć jeszcze obserwatowrium w Greenwich... Byliśmy tam na wycieczce rok temu i od tamtego momentu mamy zakaz...- Gary śmieje się pod nosem.
-Co zrobiliście takiego?
-Harry przez przypadek strącił stare okulary i wasza wychowawczyni jakoś ubłagała muzeum, by nie musiał płacić odszkodowania.
Zaczynam się śmiać.
-Ale zmarzłam...- mówię pocierając dłonie o swoje nogi. Nasze parujące herbaty zjawiają się na stole.
-Opowiedz mi jak to jest w Kalifornii...- mówi mieszając napój.
-Po pierwsze i najważniejsze, cały rok jest ciepło... Świeci słońce, jest niedaleko do plaży... Kalifornijczycy to głównie rozpuszczone dzieci przez ich rodziców. Cała filozofia...- mówię biorąc łyka płynu.-Aa! Full imprez...-dodaję.
Gary uśmiecha się szeroko.
-...i sławna "Spring Brake"...
Uśmiecham się.
-To w Miami.- mówię z uśmiechem na twarzy.
-Pojechałbym na to, tam to dopiero ludzie imprezują...- opiera głowę o dłoń.
-Moja siostra chce mnie zabrać tam w kwietniu, możesz do nas dołączyć...- mówię.
-Byłoby ekstra.
Pizza pojawia się na stole, gdy kończymy ją jeść Gary musi się zbierać, bo dzwoni do niego Harry.
-Przepraszam, że muszę już iść...- mówi, a ja unoszę dłonie do góry.
-Nie martw się mam stąd dwa przystanki autobusem.- mówię.
-Zawiózłbym cię, ale Styles mnie zabije jak się spóźnię...
Uśmiecham się lekko.
-W porządku.
Ubieramy kurtki, a Gary wyciąga pieniądze i płaci za nasz posiłek, chcę prostestować.
-Żadnego płacenia z twojej strony, zaprosiłem cię i to, że się zgodziłaś było dla mnie niespodzianką...
Uśmiecham się szeroko.
Wychodzimy z restauracji i stajemy na chwilkę przed nią.
-Dziękuję za dziś Gary...- mówię z uśmiechem.- Spędziłam ten dzień fantastycznie.
-Bardzo się cieszę, że ci się podobało. Ja też ci dziękuję...- mówi obejmuje mnie barczystymi ramionami.
Klepie go niezręcznie dłonią po plecach, gdy odsuwa się na bok uśmiecha się nieśmiało.
-Do zobaczenia...- mówi.
Wsuwam słuchawki do uszu i zmierzam ku przystankowi. Czekam na autobus i wkrótce jestem w drodze do domu.
Harry
Sprawdzam mikrofon i podłączam sprzęt. Eleanor zziajana wbiega do klubu.
-Dziś znów będzie max!- mówi siadając na schodkach.
-Fantastycznie...- mówię z uśmiechem.
Josh sprawdza bębny, a ja siadam na scenie i odpisuję sms-a od siostry. Gary wchodzi z gitarą na ramieniu i wita się głośnym: Cześć.
-Gdzie twoja randka?- pytam ją, a on odkłada instrument na scenę.
-W domu...- mówi z uśmiechem.
-Nie zaprosiłeś ją?- pytam marszcząc czoło.
-Na koncert?
-Nie, do opery, Gary! Jasne, że na koncert. Laski lecą na muzyków...- mówię, jakby to była oczywistość.
-Ona nie wygląda na taką, która leciałaby na muzyków.
-Gazz, każda leci...- kręcę głową.- Gdybyś ją zaprosił szybciej wskoczyłaby ci do łóżka. Myślałem, że ty wiesz takie rzeczy...
-Ona się uczy i uczy... Takie koncerty to nie jej bajka. Zresztą wydaje mi się, że to nie jest typ muzyka.
-Ale co ci zależy...- upieram się.- Zrobiłbyś furorę nią i odegrałbyś się na The Rough. Pamiętasz?
-Tak...
-...dzwoń do niej, z góry przeproś, że nie zaproponowałeś wcześniej i wyślij taksówkę po nią, jak się zgodzi.
Gary wyciąga telefon.
-Żebym ja ci takie rzeczy mówił...- mówię cicho do siebie.
(...)
Na miejscu jest już bardzo dużo osób. Drzwi się otwierają i zamykają. Robimy próbę mikrofonów po raz kolejny, a Holly, jak zawsze stoi w obcisłej sukience na szpilkach i łasi się do mnie. Gdy przez drzwi ciemne pukle włosów wchodzą do środka, mężczyźni wstrzymują oddech. Niepewnie przemierza 5 metrów koło baru, a ja szturcham Gary'ego, który uśmiecha się szeroko i poprawia skórzaną kurtkę na plecach.
-Boże, kto ją tu zaprosił?- słyszę syk z ust Holly.
-Gary.- odpowiadam.
Kylie uśmiecha się szeroko i obejmuje Gary'ego, trochę niepewnie. Gołym okiem widzę, że ma spódniczkę i przylegający top na ramiączkach. Gary szepcze jej coś do ucha, a ona wybucha śmiechem.
-Brawo Holland...- mówię pod nosem.
Jako, że wybija dwudziesta znaczy to, że musimy zaczynać. Podchodzę do mikrofonu, a Gary uśmiecha się i idzie do nas. Witam wszystkich krótkim przemówieniem, a potem zaczynamy. Naszą pierwszą piosenką jest Good Girls. Rozkręcamy się co dwa tygodnie właśnie nią, do tego ludzie się rozgrzewają. Po dwóch zwrotkach ludzie absolutnie szaleją, a skupiam się na tym co robię najlepiej. Gram na gitarze, a moje palce absolutnie żyją własnym życiem, suną po strunach jak chcą, oczywiście zgodnie z rytmem piosenki. Spoglądam na Gary’ego, a ten uśmiecha się i zaraz śpiewamy kolejną partię piosenki. Muzyka. To jest moje życie, to chcę robić w życiu, zarabiać, tworzyć. To jest to, co mnie uszczęśliwia, kobiety są ważne, ale muzyka to moje serce i dusza.
(…)
Piski i brawa pod koniec występu są wyrazem tego, że publiczność jest zadowolona. Odkładam gitarę i biorę łyka piwa, by moje gardło wreszcie zostało zwilżone. Holly wbiega na szpilkach na scenę i wpija się w moje usta, na co dziś średnio mam ochotę. Z uśmieszkiem na ustach podglądam poczynania Gary'ego i Kylie. Dziewczyna przytula go, a on pociera swoją ręką jej plecy. Mówią sobie coś na ucho. Zauważam, że The Rough wychodzą ze swojej miejscówki i podchodzą do Gary'ego i Kylie. Bernie-wokalista, którym Gary ma naprawdę na pieńku mówi coś, co peszy Kylie, mój przyjaciel się spina, a Josh pokazuje ruchem głowy, żebyśmy tam podeszli. Odkładam butelkę.
-Harry!- piszczy Holly.
-Jezu, zamknij się i jedź do domu...- mówię co sprawia, że jej twarz staje się czerwona.
Ignoruję ją i idę w stronę już mówiącego podniesionym głosem Gary'ego.
-Spadaj stąd!- mówi Gazz, podchodząc pokazuję El, żeby wzięła Kylie na bok.
-O co ci znów chodzi Bernie...- mówię.
-O nic, absolutnie o nic...
-Gazz by się nie zdenerwował, gdyby o nic nie chodziło, nie sądzisz?- mówię opierając się o blat baru.
-On wszystko bierze na serio.- śmieje się Bernie ze swoimi kolegami.
Gary chce go uderzyć, ale łapię go za ramię i każę wyjść do Kylie.
-Co mu powiedziałeś?- pytam, gdy Holland odchodzi.
-Ja pierdziele...- wzdycha.- Powiedziałem mu, że fajna dupa z niej i oby ją równo pieprzył.
Unoszę brwi, a ręce mnie świerzbią by tylko złapać go za kark i wynieść z klubu.
-Mogłeś sobie odpuścić, to było nie w porządku...- mówię.
-A co ty nagle taki święty się zrobiłeś?- śmieje się.
-Nie widzę w tym nic śmiesznego, nie zaczynaj takich tematów w ogóle...
-Jak macie taki ból dupy po tym to ok...- unosi dłonie w geście obronnym.-...My już się zmywamy. Nara.
-Gdzie jest Gazz?- pytam Eleanor, gdy The Rough wychodzi.
-W kanciapie pracowników.
Idę tam równym krokiem i oczom nie wierzę, gdy wchodzę, nie wiem ile się stało przez może 5 minut tej rozmowy, ale staję wmurowany. Kylie przytula się do Gary'ego, a dłonie mojego przyjaciela błądzą po jej plecach. Dziewczyna odważyła się pójść krok do przodu.
Dziwnie się czuję patrząc na tę dwójkę, z jednej strony cieszę się, że Gary jest coraz bliżej osiągnięcia upragnionego celu, ale z drugiej Kylie jest pyskata i mnie wkurza, ale to chyba ja chciałbym być na miejscu Gary'ego i chyba ta Amerykanka nie zasługuje na to by być celem.
Wychodzę z pokoju i wracam do baru.
-Gdzie oni są?- pyta Josh zdezorientowany.
-Zostali tam, gadają.
Zamawiam drinka i siadam na hokerze. Czuję się strasznie dziwnie, nigdy się tak nie czułem. Gdy Kylie odchodzi zerkam tylko na nią i przenoszę wzrok na Josha, który siedzi przy barze.
-Ja już będę jechała...- mówi do Gary'ego, a ten kiwa głową.
-Mam nadzieję, że będziesz następnym razem...- mówi.-...i obiecuje ci, że czegoś takiego nie będzie następnym razem.
Kylie uśmiecha się nieśmiało i wychodzi z klubu.
-Wiesz, że teraz powinineś z nią pojechać młotku?- mówię mieszając drinka.
-Ale po co?
-Uratowałeś ją, a dziewczyny na to lecą.
Gary patrzy na mnie zdziwiony.
-Czyli powinienem iść?
-Tak, brawo, dajcie mu Nobla...- mówię sarkastycznie.
Gary łapie za kurtkę i gitarę i wychodzi.
Kylie
Czekam na taksówkę, gdy głos Gary'ego odzywa się za mną.
-Myślałem, że będziemy jeszcze coś grać, ale Harry powiedział, że to koniec na dziś, więc cię odwiozę.
-Nie, nie musisz...- mówię z uśmiechem.
-Dokładnie to zrobię.
Prowadzi mnie do swojego samochodu i gdy wsiadam do środka od razu zapinam pasy.
-Ta dzisiejsza sytuacja była bardzo nie w porządku....
Opuszczam głowę.
-Przepraszam cię za nich, są strasznie szczerzy i ich zachowanie to debilizm.
-Ja...- zaczynam opierając głowę o okno.
-The Rough to tylko nasi znajomi, od czasu do czasu gramy wspólne koncerty, ale nic nas z nimi nie łączy prócz wspólnego klubu.- mówi i rusza z miejsca parkingowego.
-Czemu wspólnego?- pytam.
-Gramy tu co dwa tygodnie, w jednym my, w drugim oni.
-To wasz klub?- przenoszę wzrok na Gary'ego.
-Nie... Wspólnego przyjaciela...- dodaje.
Droga wydaje się biec powoli, ale jest przyjemnie, z głośników uwalniane są ciche dźwięki Highway To Hell AC/DC. Uśmiecham się szeroko.
-Lubisz ten zespół?- pytam.
-ACDC?
Kiwam głową.
-Są w porządku. Póki wożę Harry'ego do szkoły ta płyta musi być w samochodzie.
-Czemu?- zaczynam się śmiać.
-Harry ich uwielbia i dopóki jego samochód nie zostanie naprawiony ACDC grają u mnie.
Uśmiecham się szeroko. Jako, że od klubu do mojego mieszkania jest niedaleko Gary parkuje pod kamienicą.
-Nagrywaliście coś?- pytam zanim wysiadam z samochodu.
-Coś tak, ale nieprofesjonalnie oczywiście. Domowa robota.
Uśmiecham się szeroko.
-Chciałabym posłuchać więcej waszych utworów...- mówię.
-Zapraszam na próby w garażu Josha...- mówi z szerokim uśmiechem.
Między nami zapada krótka chwilka ciszy.
-Dobrze to, ja się już będę zbierała...- mówię do Gary'ego.
-Było mi bardzo miło, że przyszłaś...- Gazz podnosi się na fotelu i łapie mnie za rękę.- To wiele dla mnie znaczyło Kylie...
Chcę mu dać buziaka w policzek na pożegnanie, ale on dotyka swoimi ustami moich. Od razu się odsuwam, przez chwilkę patrzę mu w oczy, po czym się peszę im
ki wychodzę z samochodu. Moje nogi wręcz biegiem prowadzą mnie do środka, a gdy już jestem w mieszkaniu przeklinam cicho. To nie może być tak. Nie chcę, obiecałam sobie, że nie zakocham się w żadnym facecie i na żadnego nie spojrzę jak na kolegę. Siadam na fotelu i staram się myśleć racjonalnie. Londyn jest tylko przystankiem, z którego po otrzymaniu śwuadectwa czym prędzej wyjeżdżam, by przygotować się do studiów na Harvardzie. Obiecałam sobie, więc nie mogę złamać tej obietnicy. Czuję, że dopada mnie zmęczenie, więc wzdycham ciężko i idę wziąć szybki prysznic, a następnie zasypiam w łóżku.