Kylie
Nakładam jeszcze jedną
warstwę tuszu do rzęs i poprawiam usta. Moja sukienka leży naprawdę
dobrze, a szpilki idealnie pasują do całej kompozycji. Otwieram drzwi i
wpuszczam Harry'ego do wnętrza jego pokoju jest w ciemnej, luźnej
koszuli, podchodzi do szafy i ściąga z wieszaka marynarkę. Elegancki :)
Uśmiecha się szeroko i już po raz kolejny obserwuje mnie od góry do
dołu.
- Kurde, ale Ty
wyglądasz...- mówi do mnie, na co się uśmiecham i przesyłam mu
buziaczki. Ponownie skupiam się na lustrze i poprawiam lekko podkręcone
końcówki włosów. Wyglądam dość słodko, ale taktownie. Nie przesadziłam
ani z makijażem, ani z długością sukienki, więc wszystko jest co
najmniej akceptowalne.
-Dzieci chodźcie już!-
słyszymy głos mamy Harry'ego. Na tę komendę Harry wstaje z kanapy i
łapie mnie za dłoń. W przelocie sięgam po mój telefon i cicho stukając
schodzimy na dół. Anne wygląda bardzo gustownie i elegancko, mam dziwne
wrażenie, że też chce pokazać nieco rodzinie. Może mieli jakieś zatargi,
ciche kłótnie... Gemma ma na sobie kwiecistą delikatną sukienkę i
narzuconą dżinsową katanę. Robin już czeka w samochodzie, niecierpliwi
się i trąbi. Wychodzimy z domu i ja, Gemma i Harry siadamy z tyłu,
rozmawiamy. Siedzę przy oknie i wpatruję się w przemieszczający się
krajobraz pól i nielicznych domków.
-Meredith też będzie?- pyta Anne Robin.
-Tak, tata mówił, że
przyjedzie z całą swoją rodziną...- mówi Anne i wydaje się być
niepocieszona. Po kilkunastu minutach jazdy Harry kładzie rękę na moim
kolanie i łapie za nie, po czym sunie z deka wyżej. Przenoszę na niego
wzrok i uśmiecham się do niego swoją dłoń splatam z jego i kładę mu
głowę na ramieniu. Dojazd zajmuje jeszcze kilka minut, a przed domem
dziadków H. jest już pięć aut. Robin parkuje na ulicy, a Anne prosi mnie
i Gemmę byśmy pomogły jej z potrawami. Anne patrząc na mnie uśmiecha
się i mówi, że wyglądam ślicznie. Dziękuję jej i we trzy zmierzamy do
środka. Wewnątrz domu panuje niemały harmider i część twarzy już znam,
nieskromnie zauważam, że przyciągnęłam wzrokiem większą część męskiej
części gości. Anne uśmiecha się do mnie ponownie i odbiera ode mnie
jedzenie. Idziemy do pokoju, gdzie babcia wstaje z kanapy, by nas
wszystkich przywitać. Harry i Robin wchodzą, staję obok mojego loczka i
po kolei składamy jej życzenia. Anne i Robin dają jej duży prezent, a
ona cieszy się jak dziecko. Jest przemiłą kobietą i gdy przytulam ją
mówi mi do ucha:
-Tak się cieszę
kochanie, że mu tu dziś towarzyszysz...- mówi.- Dobrze Cię widzieć i
wyglądasz przepięknie...- uśmiecha się szeroko.
Robi mi się wtedy ciepło na sercu. Dziwnie przyjemnie uczucie.
Gemma i Anne idą z
ciocią Dee i Ruth do kuchni, a w salonie pozostają sami mężczyźni i
jedna kobieta. Jej czerwone włosy są ułożone staroświecko, ma na sobie
kwiecistą suknię do kostek, która miała chyba ukryć jej mankamenty,
wokół niej siedzą dwie dziewczyny, a ich uroda jest co najmniej ciężka
do zaakceptowania. Harry idzie się przywitać, a ja stoję trochę na
uboczu. Babcia Harry'ego mnie zaczepia i siadam koło niej i Elli,
kuzynki Harry'ego, którą poznałam przedwczoraj. Rozmawiam z nimi,
podczas gdy Harry musi zamienić ze wszystkimi trzy słowa. Anne wraca do
pokoju i także wita się z rodziną, Gemma dosiada się do mnie i opowiada
babci same pozytywy na mój temat. Śmieję się z niej, bo jest tak
zaangażowana w to, co mówi, że aż mnie rozśmiesza.
-Ona Cię uwielbia, kochanie...- mówi babcia, na co uśmiecham się szeroko i łapię Gemmę za rękę.
-Ja też ją uwielbiam...- mówię.
Ciocia Dee woła
wszystkich na obiad, Harry przerywa rozmowę z wujkiem i podchodzi do
mnie. Splatam nasze palce i Hazz prowadzi naszą dwójkę do stołu. Tam
siedzę pomiędzy Gemmą, a Harrym i wsłuchuję się w mądrości
czerwonowłosej kobiety. Anne ma minę, jakby miała zaraz zwymiotować, a
Harry i Gemma spinają policzki ze zirytowania. Po skończonym obiedzie
wszyscy idą do ogrodu, gdzie zajmuję z Harry'm miejsce przy kwietniku,
którego różnorodność i kolory zachwycają mnie. Na stole pojawiają się
ciasta, szampan, wina, a także kawy, herbaty różnego typu. Część gości
chodzi dookoła i rozmawia ze sobą, część siedzi i także odbywa rozmowy.
Harry uśmiecha się do mnie, gdy na niego spoglądam.
-Kim jest ta czerwonowłosa kobieta?- pytam go, na co jego uśmiech rzednie.
-To ciotka Meredith, pieprzona skarbnica mądrości...- mówi bez ogródek.
-Czemu tak jej nie lubisz?- pytam.
-Bo to właśnie ona
zaczęła mówić o mnie różne rzeczy, zaczęła mnie obrażać, moją mamę, że
rozwódka, że nie umiała dzieci wychować i takie tam...- mówi, na co
otwieram szeroko oczy.
-Żartujesz...-
niedowierzam i spoglądam na nią. Ma żmijowaty wyraz twarzy i widać, że
stara się być w centrum uwagi. -Twoja mama na to pozwoliła?- pytam.
-Nie, ale ciotka jest wygadana, że momentalnie jak znalazła odpowiedź i ją zagięła do potęgi.
-A Ty?- pytam.- Dlaczego się nie broniłeś?
-Bo miała trochę racji... A poza tym szczerze mówiąc nie obchodziło mnie co mówią inni.- odpowiada, na co wywracam oczami.
-Oj Harry...- wzdycham cicho.
-Chodź coś Ci pokażę...-
mówi i łapie mnie za dłoń. Wstajemy od stołu i przyciągamy tym uwagę
części gości w tym czerwonowłosej ciotki. Idziemy w róg ogrodu i Harry
pokazuje mi obrazki, które malowali farbami z Gemmą na płocie. Są
śliczne i niezwykłe. Obejmuję Hazzę w biodrach i daję mu buziaka w
policzek.
Kierujemy się ku naszym siedzeniom, gdy przechodzimy koło Anne, Meredith i Dee.
-Harry...- uśmiecha się
złośliwie czerwonowłosa kobieta.- Nie przedstawiłeś mi swojej
koleżanki.- mówi i krzyżuje ręce na klatce piersiowej, jakby czekała na
odpowiedź i jednocześnie układała w głowie ripostę.
-Kylie...- podaję jej
dłoń i wtrącam.-I nie jestem koleżanką, tylko jego dziewczyną...- mówię
szybko, na co oczy kobiety, jak i Anne stają się szeroko otwarte. Harry
się spina i spogląda na mnie.- Tak, od czterech miesięcy razem...-
dodaję pewnie.
Kobietę zatyka, z jej
gardła wychodzą tylko dziwne, stłumione dźwięki. Już nie jest taka pewna
siebie i taki obrót spraw jak najbardziej mi odpowiada, patrzę w jej
oczy, a jej twarz nabiera innego, niepewnego wyrazu.
-Gratulacje...- wykrztusza po chwili.
-Dziękujemy, prawda kochanie?- zwracam sie do Harry'ego, który kiwa głową, uśmiecham się.
-Jak wam się układa?- pyta, a ja zauważam, że Anne aż dostaje rumieńców.
-Fantastycznie, Harry to
taki czuły, romantyczny, dojrzały mężczyzna...- mówię uśmiechając się
do Harry'ego, który zbladł i jedyne co, to bezsłownie kiwa głową.
-...trochę nieśmiały... pomógł mi zaklimatyzować się w Wielkiej
Brytanii...- mówię pewnie.
-A bo Ty nie jesteś stąd?- dopytuje się ciekawsko.
-Nie, jestem z Los Angeles, uczę się tutaj.- mówię.
-A potem co zamierzasz?- pyta.
-Mam stypendium w wyniku którego wyjeżdżam do Harvardu.- jej oczy stają się okrąglutkie i widzę lekki, zwycięski uśmiech Anne.
-Moje córki tam kandydowały...- mówi, na co się wtrącam.
-...i się nie dostały?
To bardzo wymagające miejsce i dostają się tam tylko najlepsi z
najlepszych...- mówię, na co Anne musi przysłonić usta od parsknięcia, a
mój Harry momentalnie się rozluźnia. Kobieta się spina i robi się
powoli coraz bardziej czerwona.
-Są bardzo zdolne...- mówi, na co wtrącam się.
-...widocznie niewystarczająco...- mówię, a ona bierze głęboki oddech. Poważnie ją uraziłam. Jej pieprzoną dumę.
-Nie znasz moich
dziewczynek i nie powinnaś ich osądzać...- mówi pretensjonalnie chcąc
wywrzeć na mnie poczucie winy. Czeka na przeprosiny... Już ja jej je
dam.
-Pani też nie znała
prawdziwego Harry'ego, a dokonała Pani na nim osądu, który objął całą
rodzinę...- mówię pewnie, a Anne bierze cichy, ale głęboki wdech, a na
jej ustach rośnie uśmiech, większy i większy. Czuję dłoń Harry'ego na
żebrach, która rozluźnia się i zaciska. Chciałabym zobaczyć jego minę...
Natomiast z uszu kobiety
praktycznie wychodzi para, zęby ma ściśnięte, a jedna z jej dłoni jest
zaciśnięta. Patrzy na mnie otwartymi szeroko oczami i jej głowa aż huczy
od przegrzania się w wymyślaniu riposty.
-Młoda damo nie przystoi
zwracać się osobie znacznie starszej uwagi, a poza tym każdy ma prawo
wyznać swoją opinię, ja tak zrobiłam...
-Więc ja teraz będę
miała prośbę...- mówię.- Proszę więcej nie mówić czegokolwiek o moim
chłopaku, ponieważ Pani nawet jako jego ciotka nie zna go. Osądy są
wskazane dopiero po poznaniu człowieka, a nie ma podstawie jednej, czy
dwóch rozmów, a także pomówień innych ludzi.- mówię i uśmiecham się
fałszywie.- Taka rada od młodszego dla starszego.- kobieta kipi z
oburzenia, a ja z kolei z dumy. Miałam wenę, oj miałam...- Bardzo mi
było miło Panią poznać...- mówię i uśmiecham się do niej milej i
prowadzę Harry'ego dalej. Właściwie to on mnie prowadzi za dom, gdzie
prawie podskakuję, bo nie nadążam iść na szpilkach. Za domem zakręca się
do mnie przodem i patrzy w moje oczy.
-Kylie...- szepcze.- Po
co powiedziałaś, że jestem twoim chłopakiem, to wbrew naszej
zasadzie...- mówi, a ja wzdycham z cichą ulgą, bo pomyślałam, że może za
ostro potraktowałam czerwonowłosą sukę.
-Harry nikt nie ma prawa
mówić takie rzeczy o tobie, mało kto Cię zna prawdziwego, mało kto
dostrzega twój artyzm, piękno wewnętrzne i wrażliwość. Nie mogłam się
oprzeć by walnąć tej kobiecie i chętnie bym to zrobiła, gdyby nie była
częścią twojej rodziny, dlatego postanowiłam, że dam jej kopniaka
mentalnego w postaci słów. A poza tym mówiła, że nie znajdziesz sobie
normalnej dziewczyny, ja chyba jestem normalną osobą, więc stwierdziłam,
że co mi zależy...- mówię, na co Harry uśmiecha się szeroko.
-Jesteś nad wyraz
wyjątkowa... Absolutnie niesamowita.- mówi, na co się szeroko uśmiecham.
Bierze mnie w swoje objęcia, a ja czuję się lepiej niż gdy mnie całuje,
tak błogo i przyjemnie. Tak normalnie, ale to, jak mnie tym docenia
jest bezcenne. Tkwimy w swoich ramionach dłuższą chwilę i wracamy na
ogród, gdzie zajmujemy huśtawkę ogrodową. Do końca 80 - tych urodzin
babci Harry mnie nie wypuszcza na chwilkę, a ja czuję się wyjątkowo.
Anne całuje mnie w policzek dziękując za te słowa, co jest dla mnie
potrójną nagrodą. Późnym wieczorem, gdy ogród jest oświetlony siadam na
kolanach Harry'ego, a on przytula się do mojej piersi. Jest idealnie.
Do Holmes Chapel wracamy
około północy dość mocno zmęczeni. Gemma szybko się kąpie, Anne, Robin,
potem ja i na końcu Harry. Składam swoja sukienkę do walizki i
rozczesuję włosy przed lustrem. Odrzucam je do tyłu i podążam w stronę
łóżka. Kładę się na środku w krótkiej koszulce i majtkach, na brzuchu,
macham nogami w powietrzu i dla zabicia czasu oglądam zdjęcia z IG.
Harry wchodzi do środka w ręczniku i mokrych włosach.
-Co robisz?- pyta stając z boku łóżka, na co obracam na niego wzrok.
-Oglądałam zdjęcia z nudów...- mówię i blokuję telefon. Jednocześnie wbijam głowę w poduszkę Harry'ego i zamykam oczy.
-Mocno zmęczona?- pyta wybierając włosy, z których skapywały krople wody.
-Nie jest tak źle... Trochę stopy mnie bolą od szpilek...- mówię niewyraźnie.
Harry spogląda na moje
wyciągnięte ciało i uśmiecha się pod nosem. Wiesza ręcznik, którym
wycierał głowę na kaloryferze i znika z mojego pola widzenia. Łóżko
ugina się pod jego ciężarem u końca i czuję, jak jego duże, ciepłe
dłonie ujmują moje stopy, a długie palce dotykają i zaczynają je
masować.
-O tak...- mruczę w poduszkę i wzdycham z cichą ulgą.
Harry chichocze i zaczyna dokonywać mocniejszych ucisków, na co aż zamykam oczy.
-Harry...- mruczę.- Nie przestawaj.
-Dobrze, piękna...- mruczy cicho i składa na mojej stopie pocałunek.
Po kilkunastu minutach
jestem w półśnie i czuję, że moje stopy uzyskały nowe, lepsze życie.
Mruczę i przekładam się na plecy, Harry cały czas trzyma w swojej dłoni
moją stopę.
-Już nie bolą?- pyta składając pocałunek na kostce.
Przeczę ruchami głowy i mówię mu ciche: Dziękuję.
Uśmiecha się, składa
pocałunki na łydce i przy kolanie podnosząc jednocześnie moją nogę wyżej
i zbliżając się. Opieram moją nogę i jego ramię i zdaje się, że nie
sprawia mu to problemu. Całuje mnie wyżej i wyżej... aż dociera do mojej
kobiecości. Uśmiecham się szeroko widząc i znając jednocześnie jego
zamiary. Smyra nosem po moich majtkach i sunie rękoma do góry
jednocześnie łapiąc obydwoma rękoma moje nagie piersi. Idzie wyżej z
ustami, a na brzuchu aż do twarzy zostawia pocałunki, gdy łączy swoje
usta z moimi czuję ich delikatność i jednoczesne pożądanie, łapczywość,
potrzebę posiadania go. Wplątuję palce w jego włosy i zniżam się
delikatnie przyciągając swoje ciało do jego. Momentalnie czuję Go pod
osłoną ręcznika zaraz przy Mnie. Uśmiechamy się do siebie, całujemy
łapczywie i pożądliwie. Jego dłonie wsuwają się pod moje plecy i
ściągają mi koszulkę przez głowę. Uśmiecha się łobuzersko na widok
biustu i znów wsuwa dłonie pod moje plecy jednocześnie zbliżając mnie do
siebie. Unosi mój tułów do góry, w wyniku czego dotykam jego torsu
piersiami. Patrzy mi w oczy tak głęboko, że zapominam o Bożym świecie.
Jedyne co kontroluję to dłoń, która zsuwa ręcznik z jego bioder.
Uśmiecha się szeroko i chwyta po prezerwatywę, kładzie mnie na pościeli i
ją nakłada. Ściąga mnie niżej na łóżku na równą i bezpoduszkową
powierzchnię. Znów podnosi mi tułów, by nasze oczy były blisko, ale i
usta...
Delikatnie je muska i
zagryza moją dolną wargę. W tym momencie wyczuwam już lekki dotyk
przyjaciela Harry'ego u mego ujścia. Droczy się ze mną, a tego nie
lubię... Swoją dłoń podnoszę z powierzchni pościeli i dotykam jego
policzka, następnie sunę w stronę włosów, wplatam palce między ich
kosmyki i ciągnę je. Wtedy jego wzrok dziwnie się zmienia, pożądliwie,
aż trudno uwierzyć, że gdy dotykam jego włosów i skóry głowy tak na
niego działam. Zniża usta do moich i znów delikatnie je muska i w
międzyczasie powolutku wchodzi we mnie. Wzdycham cicho na nowe uczucie,
ale Hazz już mnie zna. Daje mi się przyzwyczaić, a gdy to ja wracam do
całowania on już przejmuje pałeczkę i zaczyna się ruszać. Z naszych ust
póki co ulatniają się ciche, subtelne wzdechy. Przyciągam go za kark
bliżej siebie, więc żeby było mu wygodnie, układa się na kolanach i na
swoich rękach utrzymuje ciężar ciała, wpija się w moje usta, a ja nie
pozostaję mu dłużna. Swoimi dłońmi utrzymuję jego głowę i wsuwam język
do jego ust, a tym momencie zaczyna przyspieszać. Mruczy mi w usta i
dostaje kopa, gdy moje dłonie znów dotykają jego głowy. Wtedy już
zaczyna powoli brakować mi oddechu, ale nie daję za wygraną. Jego biodra
zaczynają przyspieszać, a ja wyjękuję jego imię, na co szeroko się
uśmiecha i opuszcza głowę nad moje ucho.
-Kochanie, bądź głośniejsza, wszyscy śpią...- mówi cicho jednorazowo wchodząc bardzo głęboko.
-Nie mogę...- mówię cicho i zagryzam usta z przyjemności.
-Liczysz się tylko Ty i
ja...- mówi, na co swoje dłonie przenoszę na jego plecy i wbijam w nie
mocno paznokcie. Jego oddech robi się szybki, ale i tempo jest większe.
-Harry...- szepczę zamykając oczy.- Tylko nie waż się przestawać...- dodaję i cicho jęczę.
-Słonko...- mówi z
ciężkim oddechem.- Nigdy... Ale muszę zmienić ułożenie, ręce mi
ścierpły...- mówi cicho i zmienia pozycję rak, teraz utrzymuje ciężar
ciała na przedramionach. Jest bliżej mnie. Znów zwalnia, ale jest tak
głęboko, że wypinam z przyjemności klatek piersiową do góry, on się
uśmiecha szeroko i całuje mnie wówczas między piersiami. Otwieram oczy i
patrzę w jego głęboko i intensywnie.
-Ky przestań...-
uśmiecha się łobuzersko.-...żadne z nas nie chce, by to się szybko
skończyło...- dodaje, na co uśmiecham się do niego. Znów przyspiesza...
Znacząco. Jak rakieta. Mój żołądek, wątroba i wszystko inne zmieniło
miejsce. Widzę w księżycowej poświacie na jego twarzy, że nabrał
rumieńców i ciężko oddycha. Jest Bogiem. Zamknął oczy i wczuwa się w
tempo, by go nie stracić. Zaczynam ciężko oddychać, a od góry do dołu
oblewa mnie dreszcz. Zaczyna być lepki od potu, ale to tylko świadczy o
tym, jak bardzo jest zaangażowany, a mnie to pasuje.
-Harry...- mówię, gdy zwalnia. Cały czas nie otwiera oczu.
-Harry...- powtarzam dotykając jego policzków.- Zatrzymaj się.- mówię spokojnie.
On otwiera oczy szeroko i staje w miejscu.
-Coś Cię boli?- pyta nerwowo.
-Nie...- uśmiecham się.-
Ale chcę Ci ulżyć...- dodaję, na co on uśmiecha się coraz szerzej.
Wysuwa się ze mnie, na co czuję dziwną pustkę, Harry kładzie się na
moim dawnym miejscu i gdy usadawiam się na jego pasie kładzie dłonie na
moich udach. Zagryzam usta na jego rozgrzane, błyszczące ciało i
uśmiecham się szeroko, gdy cicho mruczy. Teraz to ja przejmuję pałeczkę.
Nie chcę pokazaç mu swojej niższości, więc nie zamierzam droczyć się z
nim... No może za chwilkę :) Ale wracam do tempa, które nadał chwilkę
temu, a patrząc na niego chcę jeszcze więcej i więcej... Ciężko oddycham
i z trudem łapię powietrze, a moje płuca ledwo przyjmują tlen, którego i
tak w tym pomieszczeniu zostało mało. Opieram swoje dłonie o jego tors i
cicho wyjękuję jego imię. Jego dłonie, palce wciskają się w moje uda i
pośladki, oczy są zamknięte. Usta rozchylone i właśnie na ich widok
osuwam się niżej i ujmuję zębami jego wargę. Znacznie zwalniam, by
poczuć go do granic możliwości. Moje pośladki powoli się poruszają, a on
marszczy brwi i zaczyna poruszać swoimi biodrami, na co z moich ust
wydobywa się cichy, stłumiony jęk. Wbijam mocno paznokcie w jego tors i
delektuję się tym, jak szybko przewracają mi się wnętrzności. Doprowadza
mnie tymi piekielnymi biodrami to psychicznego i fizycznego braku
pojmowania świata. Niespodziewanie z moich ust wyrywa się jego imię, ale
nie jest oni wykrzyczane na tyle głośno, by można było kogoś obudzić...
Chociaż... Spoglądam na Harry'ego, ale on kompletnie się tym nie
przejmuje.
-Kylie, jestem blisko, a Ty?- ciężko oddycha.
-Ja już od kilkunastu pchnięć...- mówię tym razem znacznie ciszej.
Otwiera oczy i są tak
duże, a błyszczą tak, że mogłabym się w nich przejrzeć jak w lustrze.
Podnosi nagle tułów, przez co momentalnie jest bliżej mnie, jego tors
styka się z moimi piersiami, a usta są tak czerwone i zachłanne, że aż
się proszą się o pocałunek. Otumaniona widokiem tych kształtnych
usteczek, dotykam je kciukiem i lekko je przygryzam. Wtedy jego biodra
wchodzą we mnie głębiej, a ja zasysam powietrze przez nos i przyciągam
go bliżej siebie wplatając palce między kosmyki włosów. Obydwie w jednym
tempie poruszamy biodrami i zaraz szczytujemy, jęcząc sobie w usta.
Biorę głęboko wdech i słaba rzucam się nie na łóżko, a na ciało
chłopaka. Wzdycham cicho i składam mu całus na szyi.
-Rządzisz...- mówię, na
co jego ciało się rozluźnia. Oddycham coraz lżej i prawą dłonią dotykam
jego włosów. Harry swoją prawą dłoń kładzie na moich pośladkach i sunie
po nich, lekko je zaciskając.
-Jak to jest, że jesteś taka grzeczniutka na co dzień, a taka z Ciebie bestia w łóżku...- mówi cicho, na co się uśmiecham.
-Jak jest ktoś, kto potrafi ze mnie wykrzesać bestię to brawo dla niego...- mówię, na co kieruje swoje ręce wyżej na kręgosłup.
-Kogo masz na myśli?- pyta na pewno się uśmiechając.
-Kogo? Nikogo
konkretnego...- mówię wiedząc, że go to rozzłości, na co zsuwa dłoń
niżej i daje mi klapsa w lewy pośladek, odgłos rozlega się w całym
pokoju. Podnoszę się z jego ciała i siadam mu na biodrach.
-Ała?- unoszę brew.
-To za karę, za kłamstwo...- mówi przyglądając się moim piersiom.
-Karę to ty zaraz dostaniesz...- mówię i zakrywam piersi dłońmi.
-Kylie!- od razu reaguje
i łapie dłońmi za moje nadgarstki próbując ściągnąć je z piersi.- Nie
ograniczaj ich...- marudzi.- Chodź do mnie... Bliżej...- mówi po chwili.
-Gdzie?- pytam.
-Tak jak wcześniej... Dobrze wtedy było, podobało mi się.- mówi, na co układam się jak wcześniej i momentalnie zasypiam.
*****
Miłego!💕
*****
Miłego!💕
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz