Rano budzi mnie telefon, a właściwie połączenie
od kogos, kto nienormalny dzwoni, by ze mna gawędzic, gdy ja jestem nie do
życia.
-Halo?- mruczę przykładając urządzenie do ucha.
-Kylie?- pyta znajomy głos.
-Kto mówi?- pytam.
-Tutaj Eleanor, gdzie jesteś?
Otwieram oczy i patrzę na zegarek, wskazuje mi
7:45. Otwieram je szerzej.
-Zaspałam!- krzyczę do telefonu, a Eleanor
zaczyna się śmiać.
-W takim razie koñczę, bo już wiem, gdzie
jesteś...- mówi dziewczyna i bez słowa się wyłącza. Biegnę do łazienki i
zaczynam się czesać, robię sobie niechlujnego koka i nakładam makijaż na twarz,
w biegu zjadam płatki z zimnym mlekiem, czego nienawidzę. Sięgam po torebkę i
wybiegam z domu, wsiadam do auta... Jest punktualnie ósma, więc spóźnię się
dobre kilkanaście minut, stwierdzam, że nie ma sensu jechać na pierwszą lekcję,
więc zajeżdżam do Starbucksa po kawę, stojąc przy ladzie i czekając na
zamówienie, czuję jak ktoś tyka mnie w ramię.
-Kylie?- pyta mężczyzna, a dopiero po kilku
sekundach przypominam sobie kim jest.
-Hej!- mówię trenerowi, na co on się uśmiecha.
-Kawka z rana?- pyta.
Kiwam głową.
-Zaspałam na pierwsze zajęcia i nie zdążyłam
wypić kawy, zaraz jadę do szkoły...- mówię.
-Kiedy przyjdziesz na trening?- pyta.
-Planowałam dziś, masz wolne popołudnie?
-Tak, będę... Mam zajęcia indywidualne, ale
wezmę cię, nie martw się.
-W takim razie przyjadę...- mówię z uśmiechem
odbierając kawę, która parzy moje palce.-Do zobaczenia.- mówię i wychodzę z
kawiarni.
Wsiadam do auta i jadę znaną mi już trasą.
Parkuję, gdy dzwoni dzwonek, biorę kilka łyków i sięgam po torbę, wieszam ją na
ramieniu. Wchodzę do środka i widzę, jak moja klasa wychodzi z sali prof.
Gunnter, wszyscy mają ponure miny, więc pewnie odpytywała...
-Jesteś...- mówi El.
-Przepraszam, że mnie nie było, ale nie słyszałam budzika...- mówię, a Eleanor kiwa głową.
-W porządku...- mówi i zabiera mi z rąk kawę,
bierze kilka łyków i oddaje mi ją z powrotem.
-Aż tak źle było?- pytam.
-Źle? Pytasz czy u tej psychopatki było źle?-
patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami.- Ona rozwala wszystkich psychicznie...
Ona się nadaje do jakiegoś porządnego psychiatryka...
Chichoczę pod nosem i przytulam ją do siebie.
-Gdzie Alana?- pytam.
-Gada z chłopakami...- mówi El.
Idziemy korytarzem, aż do mojej szafki, El
opowiada o tym, co profesor zrobiła, jak potraktowała Holly, której choć bardzo
nie lubi, to zrobiło jej się szkoda... Opowiada mi tak, aż do dzwonka.
-Daj mi chwilę... Zaraz wrócę...- mówię, gdy
mamy już iść do klasy prof. Clice.
-Tylko się nie spóźnij...- mówi El z uśmiechem.
Podążam do szafki Gary'ego i wrzucam mu
karteczkę ze wszystkimi informacjami na temat nagrania. Potem biegnę do klasy,
jeszcze przed tym, jak Mike zamyka drzwi.
Siadamy na miejscach, oczywiście spotykam się z
łobuzerskim spojrzeniem Stylesa... Jak zawsze...
-Zanim rozpoczniemy lekcję i zbiorę wasze
eseje... Mam dla was propozycję...- mówi kobieta krzyżując ręce na piersiach.
-Jako, że jest to wasz ostatni rok w tej
szkole... Tradycją jest, by w ostatni rok pojechać na wyjazd kilkudniowy...-
mówi.
Chłopaki się śmieją, a ona ich ucisza.
-...razem ze swoimi innymi klasami zawsze
jeździłam do Włoch... a właściwie leciałam...- poprawia się.
-We Włoszech jest pięknie...- mówi jeden z
chłopaków z tyłu.
-Bywałam tam z rodzicami co roku...- mówi
Alana.- A do jakiej miejscowości?- pyta.
-Do Rzymu... Zwiedzimy także Watykan...
W klasie następuje poruszenie, a wychowawczyni
stara się nas uciszyć.
-Wyjazd w 20% będzie finansowany ze szkoły,
resztę pokryjecie wy i wasi rodzice... Wyjeżdżamy pod koniec lutego...
-Ale tam będzie zimnoo...- mówi Nancy piłując
paznokcie.
-Bo chyba jest zima no nie...- mówi El unosząc
brwi, na co chichoczę.
Dziewczyna odrzuca włosy do tyłu i mówi coś
Holly na ucho.
-Wszyscy chętni proszę podejść po lekcji do
mnie... Wpiszę was na listę...
-A na ile dni?- pyta Mike.
-To wyjdzie jeszcze... Muszę uzgodnić z panem
dyrektorem to...- odpowiada kobieta i kończy temat wycieczki, który, nie
powiem, zapowiada się ciekawie...
Clice przechodzi do tematu lekcji ogłaszając, że
eseje zbierze pod koniec zajęć. Wprowadza temat, który czytamy w podręczniku i
opisujemy w notatnikach.
(...)
-Proszę państwa... Proszę zająć miejsca i
przeczytać ostatni temat, zaraz wrócę i zapytam kogoś.- mówi, a Harry klnie pod
nosem.
-Kolejna pała...- burczy.
Wertuje kartki, ale chyba nawet nie wie, co było
ostatnio, więc mówię mu pod nosem stronę, na co on szybko przenosi wzrok i
czyta szybko, ale gdy przerzuca kartkę na drugą stronę znów klnie pod nosem.
-Przecież, ja tego nie ogarnę w minutę...- mówi
i profesor wraca.
-Fajnie, kurwa.- mówi i zaczyna skubać skórki
przy paznokciach.
Mężczyzna poprawia wąsy i siada za biurkiem.
-Pan Styles...- mówi patrząc na Harry'ego.-
Proszę mi powiedzieć, co wie pan nt. Teorii starożytnych Greków o postępowaniu
ludzkim...
Przenoszę wzrok na Harry'ego, a on patrzy w stół
i nie chce wymówić ani słowa.
-No dobrze...- wzdycha cicho profesor.-...w
takim razie powiedz mi o poglądach Platona...
W sali jest tak cicho, że słychać jak stare
lampy brzęczą.
Profesor wstaje z fotela.
-Czy pan coś umie?- pyta podchodząc bliżej naszej
ławki.
Harry nic nie odpowiada.
-Czy ma pan świadomość, że nie odpowiadanie na
pytania jest okazem pana znieważania mnie?
-Nie.- odpowiada Harry.
-Język się rozwiązał? To może odpowie pan na
pytania...
Harry opuszcza wzrok, a w oczach profesora widzę
pogardę.
-Żałosne.- mówi wracając do biurka.
-Ma pan jedynkę...- mówi z uśmiechem i
rozpoczyna lekcję.
Całe zajęcia Harry patrzy się w stół i kreśli w
notatniku jakieś bazgroły... Nie wiem... Trochę mi go szkoda, sposób w jaki
potraktował go Hunter nie jest w porządku do ucznia... Być może ma problemy z
nauką, a ten staruch się cieszy...
-Bennington!- wywołuje mnie i wyrywa z
zamyślenia.
-Słucham?- pytam go.
-Słuchać to sobie możesz muzyki, proszę wykonać
zadanie na tablicy.
Wzdycham cicho przyciągając tym uwagę Harry'ego.
Idę do tablicy i uzupełniam, jak mi się wydaje poprawnie zadanie... Hunter
sprawdza czytając moje gryzmoły i pozwala usiąść z piątką...
Z dźwiękiem dzwonka Harry zrywa się i wychodzi z
klasy, Mike za nim biegnie... Podchodzę do Alany i Eleanor, wychodzimy razem...
-Harry jest taki słaby?- pytam dziewczyny.
-Nie jest... Brakuje mu chęci...- mówi Alana, na
co El jej przytakuje.
-Na innych zajęciach ma te trójki, ale Hunter,
nigdy nie dał mu oceny wyższej niż dwa...- mówi El.
-Dlaczego?- pytam.
-Pożarli się, jak Harry był w pierwszej klasie,
jeszcze przed tym, jak my tu przyszliśmy... To przez Huntera, Harry
kiblował....
Kręcę głową ze zrezygnowaniem, facet go udupił i
nęka do ostatniej klasy... To nie jest fajne... Po lekcjach jadę do mieszkania,
żeby zostawić książki i wziąć torbę treningową, po czym jadę prosto do klubu.
Parkuję pod wejściem i na moje nieszczęście widzę także samochód Harry'ego.
Wzdycham cicho i biorę torbę z siedzenia, wysiadam i podążam ku wejściu. Tam
daję kartę do zeskanowania i otrzymuję kluczyk do szafki. Idę ku niej, gdy z
męskiej toalety wychodzi Harry w opasce na głowie, mocno czerwony na twarzy i
bardzo zmęczony. Ubieram się w strój, włosy związuję w kitkę i wychodzę z
szatni. Trener wita mnie z uśmiechem, siadam na ławce czekając, aż Hazz skończy
swój trening.
-Kylie, czemu usiadłaś? Chodź potrenujesz z
Harry'm...
-Mogę poczekać...- mówię.
-Nie ma potrzeby, skoro trenujecie to samo.
Różnicie się poziomami trochę i sposobami walczenia. Mam obandażowywane dłonie
i trener nakłada mi rękawice na nie.
Robię kilka okrążeń głową, żeby rozgrzać kark.
Harry uśmiecha się.
-Pokonam cię...- mówi śpiewnie.
-Fajnie...- wtóruję mu i uderzam go tors. On się
uśmiecha i zamachuje się na mnie, ale robię unik.
-Chłopcy nie biją dziewczyn...- mówię.-...ale
dziewczynki mogą ich bić...
Narzucam na Harry'ego serią mocnych uderzeń w
brzuch i tors. Chce mnie złapać za nogę, ale w porę się wymykam. Wstaje i
patrzy na mnie.
-Nie chcę cię uderzyć, ale jeżeli to zrobię to
będziesz bez zębów...- mówi mi.
-Grozisz mi?- pytam znów się na niego rzucając.
Robi dobre uniki, ale gdy walę go w brzuch siada
na macie.
-Sorry...- mówię mu.
Nagle czuję, jak łapie mnie za nogę i jak kłoda
spadam na matę.
Harry wstaje i patrzy na mnie z wyższością.
-I co? Miałem rację...- mówi.
-Nie miałeś...- burczę i rzucam się na niego
powalając go na macie, siadam na jego pasie i z uśmiechem mówię: Wygrałam...
Trener się śmieje i dziękuje Harry'emu za trening. Po czym mówi, że wróci za
chwilkę.
Harry lustruje mnie od góry do dołu i próbuje
złapać oddech po treningu.
-Jesteś niezła...- mówi.
-Dziękuję...- mówię mu.
To dziwne uczucie będąc obdarowywana spojrzeniem
Stylesa, mało tego i to tak głębokim spojrzeniem. Patrzy mi w oczy i nie
zamierza przestać.
-Chyba powinnam wstać.- mówię i podnoszę kolana.
-Nie musisz...- łapie mnie za kolana.
Marszczę brwi.
-Nie będę ci siedzieć na kroczu, od tego masz
Holly...- mówię i wstaję. Łapię go za dłoń i pomagam wstać.
-Ile lat trenujesz?- pyta mnie.
-3 teraz...- odpowiadam schylając się po wodę.
-Miałaś trenera personalnego?- pyta znów.
Kurcze to takie dziwne... W szkole nie mam
zaszczytu słyszeć czegoś takiego. Staram się ukryć zdziwienie i odpowiadam.
-Tak, w LA miałam trenera modelek...
Chłopak burczy coś pod nosem, ale nie wiem dokładnie
co...
Upijam kilka łyków z butelki i zakręcam ją.
Dziwnie czuję jego wzrok na mnie, jakby próbował mnie obserwować, ale nie
chciał się wydać... Mimo wszystkiego... Patrzył się.
Wzrok przenoszę z butelki na niego i chcę zadać
pytanie o Huntera, ale akurat wtedy wchodzi trener, który wygania Harry'ego z
maty. Ten nie chce iść...
-Hazz...- mówi mężczyzna.- Mam z nią zajęcia, a
ty będziesz przeszkadzać...-
-Dzięki, nie mam co robić.- odpowiada loczek
obruszając się, a ja odkręcam wodę i podnoszę ją do ust
-Idź na bieżnię, jeśli tak bardzo chcesz czekać
na Kylie, to tam spędź czas przez jej trening.
Krztuszę się i zaczynam się śmiać.
-Harry ma na mnie czekać?- pytam.- Nie on nie
czeka na mnie...- mówię.- Przecież my nie przyjaźnimy się nawet....
-Nie?- pyta trener unosząc brwi.
-Znamy się bardzo krótko...- dodaję.
-Czemu tak pomyślałeś?- pyta trenera Hazz.
-Wywnioskowałem to po tym, jak ze sobą
rozmawiacie... Jak przyjaciele... Droczycie się...
-Gustujemy w innych charakterach przyjaciół...-
dodaję.-...i Harry ma dziewczynę...
-Nie mam.- mówi szybko H.
-Mówisz o tej blondie?- pyta trener.
-O Holly...- dodaję.
-Nie jestem z nią...- mówi Harry.
-To dlaczego zachowuje się, jak byś był jej?-
pytam.
-Bo z nią sypiam...- mówi, jak gdyby nigdy nic.
Unoszę brwi i biorę łyka wody, a trener karze
Harry'emu iść.
Zaczynam swój trening chcąc zaimponować
Harry'emu, który biegnie na bieżni widząc dokładnie każdy mój ruch, jestem
lepsza od niego w boksie. Udaje mi się zebrać uwagę nie tylko Harry'ego, ale
wszystkich mężczyzn, którzy patrzą na mnie jak na kąsek do schrupania, co po
części – nie jest aż tak nieprzyjemne.
Walę mocno w worek trzymany przez trenera, robi
mi się gorąco, więc ściągam koszulkę i zostaję w staniku sportowym, staram się
dać z siebie samej jak najwięcej. Mark, trener dopinguje mnie i bierze poduchy,
w które uderzam, mówi, bym bardziej pracowała na nogach i mocniej uderzała. Po
45 minutach jestem padnięta i gdy trener mówi, że koniec na dziś padam na matę
i nie mam ochoty wstawać. Siadam i wypijam butelkę wody do końca, po czym
narzucam ręcznik na szyję i schodzę z ringu. Podchodzi do mnie mężczyzna,
bardzo przystojny, urody, którą lubię, ale żadnych facetów w Anglii...
-Przepraszam, nie mam czasu...- mówię szybko
słysząc, jak pyta, czy mam czas po treningu na kawę.
Za mną do szatni wchodzą dwie dziewczyny,
przebieram się w swoje rzeczy, bo prysznic wolę we własnym mieszkaniu.
-Dlaczego nie dałaś się namówić?- słyszę pakując
swoje rzeczy do torby, upinam włosy w niechlujnego koka.
-Halo! Bokserko!
Odwracam wzrok na dwie dziewczyny.
-Mówicie do mnie?- pytam.
-Tak, Toby cię zaprosił na kawę i odmówiłaś...-
mówi jedna.
-Tak, i co w związku z tym?- pytam zapinają
bluzę.
-Przecież to takie ciacho...- mówi druga.
-Nie szukam faceta...- ucinam i biorę torbę na
ramię, wychodzę z szatni i oddaję kluczyk recepcjonistce.
Wychodzę z siłowni i idę szybkim krokiem do
auta, na który spadła masa śniegu.
Strzepuje go szczotką i już mam wsiadać, gdy z
siłowni wychodzi Harry, nie zwracam uwagi na niego i przechodzi do swojego
auta, jak gdyby nigdy nic. Mam kierownicę po lewej stronie, natomiast on z
prawej i stykamy się w tym samym miejscu. Jest wąsko, więc staram się wtopić w
swoje auto, by mógł przejść. Ociera się o mnie i przechodzi bardzo powoli,
odwracam wzrok i czekam, aż wsiądzie. Przed samym odjazdem uchyla okno i
krzyczy: Do jutra.
Kiwam głową w zrozumieniu i wsiadam do swojego
auta... Dziwny jest ten Styles...
(…)
Następnego ranka zakręcam włosy u końcówek i
ubieram obszerny pastelowy sweter, do tego lekko rozkloszowaną spódniczkę,
której falbanka jest ledwo widoczna, przez ów sweter, nakładam grube ciemne
rajstopy i wyciągam z szafy botki na obcasie. Zjadam tosty z miodem i parzę
sobie kawę. Nalewam ją do kubka termicznego i łapię za torbę. Mam dziś całkiem niezły
humor, rano dzwonił tata, który opowiadał mi o przygotowaniach do ślubu jego i
jego narzeczonej. Zamykam drzwi uśmiecham się do stróża siedzącego na parterze,
wsiadam do auta i jadę do szkoły. Harry jak zwykle pali papierosa oparty o
swoje auto... Parkuję koło vana Mike'a i wysiadam. Eleanor rozmawia przez
telefon ze swoim przyjacielem i gdy mnie widzi kończy rozmowę. Witam się z nią
j podążamy do szkoły, zanosimy swoje płaszcze i podążamy schodami w górę.
-Jaka spódniczka... Hoho...- słyszę za sobą znajomy
głos.
Puszczam to mimo uszu i kontynuuje rozmowę z
Eleanor, Harry mija nas z Mike'iem i uśmiecha się lekko pod nosem.
-Bądź ostrożna, on takie łapie w sidła...- mówi
El.
-Spokojnie kochana... Ja tu nie przyjechałam
szukać facetów...- mówię z uśmiechem.
Dziewczyna uśmiecha się lekko i idziemy w stronę
mojej szafki, otwieram ją i opowiadam jej o wczorajszej akcji z dwiema
dziewczynamj, które stwierdziły, że jestem głupia, że nie przyjęłam zaproszenia
od Toby'ego. Kurde, to jest imię jak dla psa. Słyszę odchrząknięcie za plecami,
odwracam się równocześnie z El. To Harry stoi jak sierota z rękoma w
kieszeniach, patrzy w podłogę.
-Kylie możemy pogadać?- pyta mnie, na co kiwam
głową, dając mu do zrozumienia, że może zacząć mówić.
-Na boku?- pyta, a Eleanor od razu zmyka. Harry
staje na jej starym miejdcu i opiera się o szafki, zastanawia się, jak
zacząć...
-Dawaj, bo muszę iść.- pospieszam go.
-Robię jutro imprezę, domówkę i mam pytanie, czy
przyjdziesz?- pyta.
Zaczynam się zastanawiać i przenoszę wzrok na jego
twarz.
-Eleanor i Alana idą?- pytam.
-Tak.
-To przyjdę.- mówię zamykając szafkę z
hukiem.-Będziecie tam chlać do upadłego? Czy będzie kulturka?
-U mnie zawsze jest kulturka...- uśmiecha się.
-Nie wiem, czy przyjąć to jako sarkazm, czy...
-...nie, to nie jest sarkazm...
-Pytam, bo nie wiem, czy mam się odwalić, czy
przyjść w dżinsach...
-Dziewczyny zawsze się odpicowują...- mówi
szybko.
-No to ja też...- mówię.
Idziemy razem pod salę Clice i tam rozpoczyna
się wykład.
Pracujemy w trójkach na temat zależności uczuć
ludzkich od tego, co się dzieje i w jakiej są sytuacji...
(...)
Wiszę na telefonie rozmawiając z Eleanor oraz
przy okazji pisząc z Hails.
-Ale zawsze?
-Co jak co, to jest domówka, ale u Harry'ego,
nie ma dresu... Nie wiem, czy to zauważyłaś, ale on nie nosi dresów do szkoły,
jak 80% naszych chłopaków, śwuadczy to o nim.
-Ale zawsze dziewczyny się tak odpicowują?-
pytam.
-Boże, jak zobaczysz Holly to sama się
przekonasz... Harry robi imprezy co jakiś czas i ostatnio miała sukienkę, ale
widziałam ją na wystawie w jednym ze sklepów bieliźniarskich...
-No co ty...- zaczynam się śmiać.
-Jak skończy w body to nie jest jeszcze źle...
-Ona jest serio tak pusta?
-Hmmm...- namyśla się El.- Tak, jest pusta...
Piekielnie pusta. Jakbyś zapukała to echo się niesie i niesie...- mówi, na co
się śmieję.
-Ile oni są razem?- pytam.
-Nie są razem... To wolny związek, ale w pewnym
sensie do siebie przynależą...
-"Just Friends"?
-Niekoniecznie, chociaż z tego, co kiedyś
usłyszałam, że uprawiali tyle razy seks, że nie da się zliczyć...- zaczynam się
mocno śmiać, a Eleanor chichocze.
Szukam jednej z moich stylizacji na imprezę.
Znajduję pomarańczowy croptop i czarną spódniczkę, na to chcę narzucić
płaszczyk i szpilki.
-Ona jest jego przyjaciółką?- pytam, po tym, jak
El kończy rozważania na temat seksu w szkolnych kiblach.
-Nie znam Hazzy na tyle dobrze, ale on ma
przyjaciół, wielu, a ona jest chyba tylko po to, by zrobić mu dobrze... Holly
jest ślepo odurzona Harry'm i to jest serio szalone. Patrzy na niego jak w
obrazek...
-...a on na nią obojętnie...- dodaję, a El
potwierdza moje słowa.
Musimy kończyć rozmowę, więc umawiamy się, że
jej taksówka przyjedzie po mnie do domu i pojedziemy wszystkie razem.
Idę wziąć prysznic, myję włosy i chcę je zrobić
puszyście. Po wytarciu i wysuszeniu układam je i robię makijaż, który wychodzi
mi całkiem nieźle. Nakładam croprop i zapinam jego zamek z tyłu, jest
niebezpieczny bo bez ramiączek, naciągam go na biust i z uśmiechem utwierdzam
się w przekonaniu, że matka natura obdarzyła mnie pięknym biustem... A raczej
geny mamy...
Nakładam spódniczkę i spryskuję się perfumami i
z uśmiechem stwierdzam, że jestem gotowa. Eleanor dzwoni, że już jadą po mnie,
więc nakładam swoje futerko i opatulam się szalikiem, nakładam szpilki i
wychodzę z domu. Czekam w środku klatki schodowej i następnie gdy taxi
przyjeżdża wychodzę szybko i wsiadam. Dziewczyny są odpicowane na amen i pytają
się, co mam pod spodem, a ja z uśmiechem stwierdzam, że zobaczą, jak się
rozbiorę.
-Zapowiada się całkiem fajna impreza...- mówi
Alana.- Harry zawsze robi imprezy...
-Lubisz tańczyć Kylie?- pyta El.
-Lubię...- mówię z uśmiechem.- Bylebym miała
kogoś z kim poruszam bioderkami.
Dziewczyny zaczynają się śmiać, a ja im wtóruję.
Droga nie zajmuje nam dłużej niż 20 minut, a
sama okolica mnie oczarowuje, Harry mieszka nad samą Tamizą we wpół oszklonym
domu, przed domem stoi jego auto.
-Wow...- mówię wysiadając.
-Fajny nie?- mówi Alana.
-Skąd miał pieniądze na takie coś? Musiało
kosztować fortunę.- mówię.
-Tata mu zostawił to mieszkanie, kiedy
przeprowadzał się do Manchesteru.
Idziemy w stronę drzwi, a te uchylają się zanim
zdołamy zapukać, wchodzimy do środka i jest tu ok. 30 osób. Harry nas zauważa,
gdy stajemy w drzwiach i zaprasza do środka. Wnętrze robi na mnie jeszcze
większe wrażenie. Przy drzwiach jest mały przedpokoik, a gdy się z niego
wyjdzie wchodzi się prosto do kuchni, jest spora i cała zrobiona w kolorze
kasztanowym, kuchnia mieści się na podwyższeniu, natomiast do salonu schodzi
się dwoma schodkami w dół, jest bardzo przestronny, na podłodze leżą poduchy do
siedzenia, a na stole zamówione przekąski. Ściągamy nasze odzienia w
przedpokoiku i wtedy podchodzi do nas Harry.
Harry
Nawet nie wiem, jak zacząć. Wszystkie trzy
wyglądają bombowo, ale ona w tej krótkiej koszulce... Tego nawet tak nie można
nazwać, to jest stanik... Piekielny stanik bez żadnej bluzki. Wzdycham cicho i
staram się nie robić głupich min, ani nie wyglądać, jak zahipnotyzowany jej
biustem.
Staram się być miły i pokazuję im wszystko,
gdzie jest alkohol itp.
Gary staje wmurowany, gdy widzi Kylie, ale ta
albo nie widzi, albo ignoruje jego spojrzenie.
-Czy ty ją widziałeś?- pyta mnie.
-Zaprosiłem ją dla ciebie...- mówię
kumplowi.-Spróbuj ją udobruchać, bo kuźwa takie cycki, to tego nie można
zmarnować.
Gary się uśmiecha.
Holly staje obok i składa pocałunki na mojej
szyi, chciałem, żeby pomagała mi ogarnąć dom przed imprezą, ale jak zwykle
uprawialiśmy seks, a ona zawsze po jest napalona jak cholera, podczas, gdy ja
już nie chcę.
-Harry...- mówi mi na ucho.-Chodź do łazienki,
zrobię ci dobrze...- mówi.
-Nie, przestań...- mówię sącząc drinka.
-Misiu, zrobię ci tak dobrze, że będziesz chciał
znowu i znowu...- mówi mi do ucha, a ja ją odsuwam od siebie.
-Ty mnie wgl kochasz?!- krzyczy zbulwersowana, a
ja odchodzę bez słowa i idę dolać wódki do szklanki. Kylie i Eleanor stoją
oparte o blaty i rozmawiają z Mike'iem i Jordanem, ten drugi oblukuje El, która
podoba mu się od dawna. Wtrącam się w ich rozmowę, Kylie mówi, jak wygląda
słynna Spring Brake.
-...jak byłam rok temu z moją siostrą to
codziennie miałam kaca i budziłyśmy się w innym miejscu...
-A to prawda, że tam wszyscy chodzą w bikini?-
pyta Mike.
Kylie bierze łyka swojego drinka i odrzuca włosy
do tyłu i kiwa głową.
-Bikini cały czas...
-Matko, same gorące laski w bikini to jak
raj...- wszyscy sję śmieją.
-To nie to samo, jak mężczyźni z śnieżnobiałymi
uśmiechami, nisko opuszczone szorty, czapki z daszkiem do tyłu i ten
sześciopak...- mówi szturchając Eleanor, na co obydwie się śmieją.
-Ty się tam nie nadajesz Mike...- mówię, a one
chichoczą.
-Spadaj Styles, mam mięśnie...- mówi unosząc
koszulkę. Kylie patrzy i stwierdza, że nie jest źle z jego mięśniami.
Podchodzi do nas Gary, a Kylie od razu zmienia
minę.
-Pokażesz mi gdzie jest toaleta?- pyta mnie, a
ja kiwam głową.
Prowadzę ją i wskazuję drzwi. Uśmiechem mi
dziękuję i zamyka się w środku, Gary czeka na mnie.
-Coś czuję, że ci się nie uda.- mówię mu, a on
wzdycha cicho.
-Też tak czuję...- mówi.
Kylie wychodzi chwilę później, ale rozmawia
przez telefon, idzie do pokoju dalej. Podchodzę do drzwi.
-Jasne, boże jak ja się za tobą stęskniłam,
nawet sobie nie wyobrażasz...- mówi.-Tak się cieszę, poimprezujemy razem,
ogarniemy kluby, jak dawniej. Ojeju, ja też cię kocham... Bardzo, bardzo...-
Kylie się śmieje.- A jak tam sesja? Pewnie byłaś najlepsza...
Otwieram szeroko oczy i śmieję się pod nosem.
Wracam do Gary'ego.
-Nie chcę nic mówić, ale mam wrażenie, że ona ma
dziewczynę.
Gary się krztusi.
-Co ty pierdolisz?!
-Powiedziała dziewczynie, że ją kocha z
uczuciem.
Gary zaczyna się śmiać, ale wpada w panikę.
-Jest lesbą?!
-"Bardzo, bardzo cię kocham... A jak ci
poszła sesja? Pewnie byłaś najlepsza..."- cytuję, a ten patrzy na mnie.
-Zaczęła mi się podobać lesba?!- mówi z
obrzydzeniem i wtedy Kylie wychodzi, jego mina od razu zmienia się na śliniącą,
z czego zaczynam się śmiać.
-No i co tego i tak się ślinisz...- mówię mu.
Kylie staje koło Eleanor i mówi jej coś na ucho, a ta chichocze. Jordan i Mike
stoją cały czas w tym samym miejscu i rozmawiają. Kylie szuka wódki, która się
skończyła.
-Chcesz wypić najlepszego drinka pod słońcem?-
pytam ją sięgając do szafki po butelkę.
-Wolę nie...- mówi i wyciąga dłoń po butelkę,
ale ja ją zabieram.
-Nie otruję cię...- mówię śmiejąc się.
-Nie wierzę ci...- mówi Kylie.
-Jesteś fajną partnerką od boksu...- mrugam do
niej oczkiem.
Wzdycha cicho i podaje mi swoją szklankę.
Dolewam soki owocowe do szklanki, gdzie wcześniej wlałem wódkę i wrzucam lód.
Wyciągam słomkę i wsadzam ją do kubka z uśmiechem oddając go właścicielce. Patrzy na mnie podejrzliwie, ale gdy tylko zasysa trochę drinka uśmiecha się.
-To jest pyszne...- mówi.- Co to za drink?
-"Sex With Styles"...- mówię, na co
chłopaki wybuchają śmiechem, a Kylie cichnie.
Dwie godziny później wiele osób jest już
pijanych, naprawdę sporo, część porusza się w rytm muzyki, część rozmawia,
część pali papierosy na zewnątrz, a część się zwinęła. Eleanor i Kylie
podrygują w kuchni do nowej wersji "Supergirl" śpiewają, ale tego nie
można nazwać śpiewem, a przekrzykiwaniem się. Z uśmiechem widzę, jak Gary zalał
się w trzy dupy i zasypia na schodkach. Lewis i Mike są w podobnym stanie, a
Jordan pali na zewnątrz. Zbieram kilka przewróconych szklanek ze stołu i
wkładam je do zmywarki, wszyscy tańczący wyszli na papierosa, więc ja też
wychodzę. Kylie i El zodtają w środku, rozmawiają i robią sobie zdjęcia.
Zapalam papierosa i popijam drinka ze swojego kubka. Ludzię rozmawiają o
różnych duperelach, a ja stoję z boku i wpatruję się w oświetlony most, obok
którego mieszkam. Ktoś łapie mnie za biodro i dobrze wiem, kto to.
-Mam zostać na noc?- pyta.
-Nie, dziś nie...- mówię odwracając się w jej
stronę.
Zaciągam się papierosem i wypuszczam dym.
-Czemu?
-Bo ogarnę tu, moja siostra ma wpaść z rana po
coś i nie chcę, żeby zastała tu dziewczynę i syf poimprezowy.
-A jutro?
-Jutro mam próby u Josha, więc nie. Zgadamy się
później.- mówię Holly i zaciągam się dymem po raz kolejny. Odwracam się przodem
do drzwi balkonowych i widzę, jak Kylie siedzi sama w kuchni i patrzy w
telefon.
Gaszę papierosa w popielniczce i wracam do
środka. Zbieram kolejne kilka szklanek, które są już puste i odkładam je do
zlewu, obok którego na blacie siedzi dziewczyna.
-Jak się bawisz?- pytam ją, siadając na wyspie.
-Jest ok...- mówi z lekkim uśmiechem.
-Serio?- pytam unosząc brwi.- To najgorsza impreza
ever...- mówię, na co ona zaczyna się śmiać.
-Nie jest, aż tak źle Harry...- mówi.
-Pewnie próbujesz być miła...- mówię pod nosem i
spoglądam na nią. Ma rumieńce od alkoholu, a jej stanik obniżył się, włosy są
bardziej potargane niż wcześniej, ale tak wygląda bardzo ładnie. Nawet ładniej…
Taka nieposkromiona laska…
-Przyznaj, ta impreza jest tragiczna i
stypowata, a twoje imprezy nigdy nie były tak nudne...- mówię jej, a ona się znów
śmieje.
-Imprezy, na które zdarzało mi się chodzić były
w klubach, a po każdej domówce była składka na odszkodowania.- chichocze Kylie.
-Co? Dlaczego?- pytam.
-Zawsze się znalazł ktoś co zbił coś
wartościowego, a kiedyś się tak umówiliśmy, że jeśli jeden zbije to wszyscy
płacą... Szliśmy całą grupą...
-Wiesz na ogół moje imprezy nie są takie...-
mówię jej.- Jest zima, w ciągu wiosny i lata balujemy na tarasie i jest
śmieszniej i lepiej...
-Na pewno...- mówi. Ludzie wracają, a ja chcę
sięgnąć po cukier będący za jej plecami, żeby po niego sięgnąć muszę przybliżyć
się do Kylie. Wręcz wtulić się w nią.
Ona unosi wzrok na mnie, a ja na nią. Wymieniamy
się spojrzeniami przez kilka sekund, gdy wielki krzyk podnosi Holly.
-Ty dziwko! Jak śmiesz obmacywać mojego faceta?-
krzyczy, wręcz piszczy. Podbiega do Kylie i chcę ją złapać za włosy, gdy Kylie
robi unik, łapie za rękę Holly, wyginą ją do tyłu , a jej twarz przygwożdża do
blatu wyspy.
-Nigdy nie nazywaj mnie dziwką...- mówi i
puszcza Holly, która poprawia włosy, Kylie bierze płaszcz i owija się szalem.
-Zadzwonię po policję...- mówi Holly odgrażając
się.
-To dzwoń, droga wolna...- mówi Kylie ubiera
płaszcz i wychodzi.
-Co Ty Sobie wyobrażasz?!- podnoszę głos na
Holly, podczas, gdy wszyscy oglądają całą tą sytuację, Eleanor bierze płaszcz i
wybiega za Kylie
-Ale Harry, ona cię obmacywała...- mówi z
wyrzutem
-Gówno prawda, sięgałem po szklankę! Jakim
prawem na mojej imprezie wyzywasz moich gości?! Spadaj stąd!- mówię jej.
Ona bez słowa ubiera się i gdy chce mnie
przeprosić pokazuję jej, że ma się nie odzywać.
Wychodzę z mieszkania, by przeprosić Kylie, ale
ona znika. Obracam się dookoła i widzę Eleanor, która wraca.
-Złapała taksówkę...- mówi dziewczyna.
-Kurwa, jak ta laska mnie wpienia...- mówię pod
nosem.
-To po co z nią trzymasz?- mówi El.- Znalazłbyś
sobie inną i lepszą, a nie tą lampucerę- tysiąc kg tapety, ogarnij się i
przejrzyj na oczy.- mówi z wyrzutem Eleanor. Kopie oponę swojego auta i
wyciągam telefon. Nawet nie mam do niej numeru, żeby napisać sms-a z
przeprosinami, ale wiem kto ma... Holly wychodzi z domu zapłakana i podchodzi
do mnie mówiąc, że mnie kocha. Akurat wtedy podjeżdża jej taksówka i każe jej
się zamknąć i otwieram drzwi od pojazdu. Trzaskam drzwiami i wracam do środka.
Wszyscy cicho rozmawiają i zapanowała trochę dziwna, niezręczna atmosfera.
-Wiecie co, zamawiajcie taksówki i wracajcie do
domów... Impreza skończona.- wzdycham cicho.
Czasami sam nie wiem, co mam myśleć, Holly jest
zawsze na każde moje kiwnięcie palcem i mam ją cały czas przy sobie, to z
jednej strony mi się podoba... Ale z drugiej Eleanor ma rację, jest pusta i
widzę to od dawna, ma różne odpały i co gorsza twierdzi wszystkim, że jesteśmy
razem i że mnie kocha.
Unoszę brwi i ciężko wzdycham myśląc o tym... Z
jakiej paki wgl jej się pojawiło uczucie, ja się nie kocham, ja pieprzę dla
ukojenia i zaspokojenia siebie samego, a nie dla miłości... A ona? Miała
trzymać się tego, a tu nagle wylatuje mi, że mnie kocha... Ja pierdziele.
Szkoda słów wgl...
Biorę telefon Gary'ego i szukam kontaktów,
znajduję numer i co ciekawe w dodatkowych informacjach ma wpisany adres, robię
zdjęcie swoim telefonem i jednocześnie mam numer jej i adres... Właściwie po co
mi adres...
-Harry?- przerywa moje przemyślenia Josh.
-Tak?- pytam.
-Będziesz jutro, tak?- pyta.
Kiwam głową, na co on przybija mi piątkę i
wychodzi ze swoją kuzynką. Oddaję telefon Gary'emu i przekazuje Mike'owi, który
obiecał, że odwiezie go do domu. Ludzie opuszczają dom i zostaję sam na sam ze
sobą.
Sprzątam i wszystkie śmieci wrzucam do worka,
kładę go przy drzwiach i przynoszę materac, na którym śpię do salonu, jak
zawsze. Biorę szybki prysznic i wchodzę pod kołdrę, pisząc przed zaśnięciem
krótką wiadomość do Kylie: Zdobyłem twój numer, żeby przeprosić, mam
nadzieję, że impreza nie była, aż taka tragiczna, może do następnej... H.
Odkładam telefon, który chwilkę później wydaje
dźwięk odpowiedzi.
Nie było aż tak źle :) ale
ustaw swoją laskę, bo chyba myli pojęcia i osoby, do których się tak zwraca.
Dobranoc xx.
Na moich ustach pojawia się grymas. Nienawidzę,
jak Holly nazywają moją dziewczyną, ew laską...
My nie jesteśmy razem...- piszę jej, na co odpowiedź przychodzi w mgnieniu oka.
Jasne...
Świetny rozdział <3 nie mogłam się doczekać :) Mam nadzieję, że za niedługo cos się będzie między Kylie a Harrym dziać :)
OdpowiedzUsuńŚwietny czekam na kolejny
OdpowiedzUsuń