7 października 2016

Rozdział 6




Budzę się z kacem, boli mnie trochę głowa, trochę pulsują skronie. Do tego jeszcze od rana dzwoni mój telefon, gdy go odbieram nie poznaję własnego głosu.
-Halo?- pytam.
-Ej pojedź ze mną na śniadanie...- mówi postać i to chyba jest Eleanor.
-Nie... Ja nie mam siły.
-Dawaj Kyle, trochę mi niedobrze i muszę zjeść coś lekkiego, a w domu nic nie mam.
-Jezu...- marudzę.- Jak tam pojedziemy? Do centrum?
-Nie piłam dużo, ale jak zwykle śladowe ilości mnie ruszyły, więc będę autem, nie modeluj się pojedziemy coś zjeść i załatwimy jedną sprawę, będę za 20 minut.
Wzdycham cicho, rozłączam się, odchylam kołdrę i wstaję z łóżka. Poprawiam koszulkę i opuszczam ją zgodnie, by sięgała do majtek. Ubieram dresy i bluzę, włosy wiążę w koka i zmazuję śladowe ilości makijażu. Wyglądam średnio i serio boli mnie głowa. W szpitalnej apteczce mamy, znajduję tabletki przeciwbólowe i łykam dwie. Na pewno mnie otumanią... El dzwoni, że dojeżdża, więc narzucam kurtkę i wychodzę z domu w emu. Ona wygląda tak samo, może ma mniejsze wory, ale wygląda podobnie źle. Witam się z nią i stwierdzamy, że odwiedzimy jakąś małą restaurację z sałatkami, byleby nie, gdzie jest duże skupisko ludzi, bo serio przerazili by się. El parkuje i wysiadamy, ja oczywiście mało się nie przewracam i gdyby nie drugie auto stojące obok zabiłabym się o lód na powierzchni. Wchodzimy do środka i zamawiamy po miseczce sałatki oraz mocnej kawy. Rozmawiamy trochę o poprzednim wieczorze i omawiamy zachowanie Holly.
-Ty mnie bardzo pozytywnie zaskoczyłaś, wiesz...- mówi Eleanor gryząc kurczaka.
-Czemu?- pytam.
-To, jak ją obezwładniłaś, to nawet Lara Croft, ani Aniołki Charlie'go tak nie robiły.
Chichoczę.
-Przestań, nie chcę używać swojej siły przeciwko innym, bo to nie ma najmniejszego sensu... Ale w tym przypadku to była konieczność...
-Dawno nie widziałam Holly tak zazdrosnej...- mówi El.
-Zazdrosnej? O Stylesa?- prycham.
-Jest piekielnie zazdrosna...- mówi El sącząc kawę.
-W takim razie dziewczyna nie ma żadnej wartości i ludzie z niej nie wyrosną... Styles ma laski, po to by się z nimi pieprzyć i on też nie ma żadnej wartości. Dla niego kobieta to przedmiot, gdzie może się spuścić i być happy... Obydwoje są siebie warci, ona bezwartościowa, poniżająca się, a on wykorzystujący, manipulujący i nie szanujący kobiety.- mówię dosadnie, a El się uśmiecha.
-Ale z ciebie sztuka...- śmieje się, a mi momentalnie poważne nastawienie ucieka i zaczynam się śmiać. Przechodzi koło nas chłopak, który patrzy się na nas, ale kompletnie go nie poznajemy. Fakt, że nie zamknęłam się, gdy oczerniałam Stylesa będzie potem zapalniczką do konfliktu...
Kończymy jedzenie i wołamy kelnera, by dano nam rachunek.
-Swoją drogą, cieszę się, że cię widzę i że zabrałaś mnie tutaj...- uśmiecham się dokańczając kawę.- I chciałam ci powiedzieć, że masz skrytego wielbiciela...- mówię, a ona otwiera szeroko oczy.
-Że co?- piszczy, a ja zaczynam się śmiać.
-Nie widziałaś, jak wczoraj Jordan rozbierał cię wzrokiem?- pytam Eleanor, której oczy otwierają się szerzej, a ja prawie wypluwam kawę z ust.
-Jordan?!
-Mhm...- kiwam głową.- Masz skrytego wielbiciela...
-O Jezu...- mówi Eleanor kładąc filiżankę na spodku i podpiera głowę ręką.
-Oj daj spokój Jordan jest w porządku...- mówię płacąc za nasze sałatki. El patrzy na mnie i mówi, że następnym razem ona płaci, a potem znów wraca do użalania się nad sobą.
-Ale on? On jest taki miły, ale z jakiej paki mu się przywidziało?
Chichoczę pod nosem i stwierdzam, że nie wiem. Telefon El zaczyna wibrować i zwraca to uwagę naszej dwójki.
-To Josh, pojedziesz ze mną do niego, bo mam kilka spraw do cioci i niego a propos sprzedaży biletów na kolejny koncert.
-Pojadę...- mówię.
Kelner odbiera zapłatę i wychodzimy, podążamy do auta Eleanor, która staje w miejsce, podczas, gdy ja chcę otworzyć drzwi.
-Ale Jordan?!- mówi załamana, na co zaczynam się śmiać. Kręcę głową i wsiadamy do jej pojazdu, jedziemy kilkanaście minut do domu Josha. Wychodzimy z auta i słyszymy odgłos perkusji w garażu, El otwiera drzwi wejściowe do środka i wchodzimy. Witam się z Joshem, oni idą obgadywać sprawy, a ja zostaję w garażu, by pobrzdąkać na jednej przepięknej gitarze. Włączam głośnik i siadam, zaczynam dotykać strun, a mocny elektryzujący dźwięk ulatnia się. Zaczynam grać jedną z solówek, których nauczył mnie dziadek. Mocna solówka z Thunderstruck AC/DC.

Harry
Wysiadam z auta i krzywię się na myśl, że ktoś znów rusza moją gitarę, przemierzam chodnik i podjazd i wchodzę do garażu. Już mam zacząć się drzeć na Josha, który uwielbia uczyć się na mojej gitarze, gdy zauważam, że trzyma ją dziewczyna i to... i to jest Kylie... Szczęka mi opada. Naprawdę. Gra jak zawodowiec, jej palce odrywają się od strun jakby ją parzyły, w takim szybkim tempie, poznaję tę solówkę, to mój ulubiony zespół przecież... Opieram się o ścianę i widzę, jak sobie przystukuje nogą o podłogę, wybijając rytm... Niewątpliwie trzeba mieć słuch muzyczny, by zagrać coś tak potwornie trudnego. Gdy kończy odzywam się.
-Fajnie, się na niej gra, nie?- pytam wychodząc krok do przodu.
Kylie mało się upuszcza gitary na ziemię, przestraszyłem ją, ona odkłada ją na stojak, podnosi wzrok na mnie i od razu zauważam, że nie ma na sobie żadnego make-upu... Jej oczy są trochę mniej podkreślone, ale to nie zmienia faktu, że bez tej całej tapety wygląda naprawdę ładnie... Holly nigdy nie spędzała ze mną czasu, bez makijażu, zawsze miała mnóstwo tapety i choć teraz jest mi to obojętne, to kiedyś bardzo chciałem ją zobaczyć naturalną...
-Śliczna gitara... Fajnie się na niej gra...- mówi spoglądając na gitarę.
-Nie wiedziałem, że grasz...- podchodzę krok bliżej.
-Trochę, tata mnie uczył...- mówi cicho. Siadam koło niej, a ona czuję się onieśmielona, tak mi się przynajmniej wydaje.
-Trochę, widziałem, jak poruszałaś palcami, to jest talent...- mówię jej, na co ona się uśmiecha.
-Przestań w tym pomieszczeniu to ty jesteś utalentowany, nie ja...- mówi.
Uśmiecham się pod nosem i spoglądam na nią kątem oka. Naprawdę ładnie wygląda bez makijażu.
-Myślę, że mogę powiedzieć, że obydwoje mamy jakiś zalążek talentu...- mówię, a ona kiwa głową.
-Zgodzę się z tym stuprocentowo...- mówi i widzę, że zaczyna skubać skórki przy długich paznokciach o kolorze nude.
-Swoją drogą nie miałem okazji ci podziękować...- mówię, a Kylie podnosi na mnie wzrok patrzy nierozumiejąc.
-Chodzi o tę sesję w studio... I to w jakim... To bardzo dużo dla nas znaczy, żeby nagrać utwory wreszcie w dobrym, profesjonalnym studio...- mówię jej, a ona się uśmiecha.
-Przestań, nie ma sprawy...- mówi z uśmiechem.
-Jak tego dokonałaś?- pytam ją, a ona się miesza.
-Znajomy znajomego pomógł mi troszkę... Wiesz...- mówi wymijająco.
-No tak...- mówię.- Ale i tak bardzo ci dziękuję...
-Nie ma sprawy...- uśmiecha się.
Przecieram oko, podczas gdy ona naciąga rękaw bluzy, zresztą męskiej bluzy i podnosi ramiona do góry z wdechem.
-Jak samopoczucie po imprezie?- pytam po chwili ciszy.
-Harry zadaj konkretne pytanie...- mówi, a ja się uśmiecham.
-Przepraszam za Holly, ona...- wzdycham cicho.
-...jest zazdrosna, ok...- wtrąca się Kylie, a ja podnoszę na nią wzrok.-...ale powinna się ogarnąć i trzymać nerwy na wodzy, bo takim zachowaniem się upokorzyła...- mówi.- Walczy o faceta, z którym nawet nie jest i wydaje mi się, że ona sądziła, że jak się na mnie rzuci, to nw zyskasz w jej oczach?- mówi z lekkim, poirytowanym uśmiechem.
-Niestety, czasem jest chorobliwie zazdrosna...- wzdycham cicho.
-Uświadom ją, że nie jesteście razem i niech da ci spokój, Boże... Szczerze mówiąc nie wiem, jak nawet możesz z nią sypiać...- mówi z obrzydzeniem Kylie, a ja zaczynam się śmiać.
-Wiesz w łóżku jest inaczej i...- mówię, ale Kylie się wzdryga i karze, żebym przestał.
Śmieję się głośniej.
-Jest tyle ładnych dziewczyn w szkole, a ty wybrałeś to...- akcentuje zaimek wskazujący Holly.
-Oj nie czepiaj się, ma naprawdę super cycki i dupę...
-Boże, czy na tym świecie są mężczyźni, którzy nie patrzą na cycki i dupę?- mówi wznosząc wzrok do nieba, na co oboje zaczynamy się śmiać.
-Na 100 może 5 znajdziesz...- mówię jej, a ona kręci głową.
-Tylko dlatego z nią sypiasz? Bo ma kształty?- pyta mnie, a ja kiwam głową.
-Jest głupia i można nią manipulować, więc korzystam.- mówię Kylie, a ona kręci głową ze zrezygnowaniem.
-A po seksie nie rozmawiacie?- pyta.
-O czym?
-Jak o czym, wtedy się najlepiej rozmawia.
-Ja wstaję i coś robię, albo zasypiam.
-Boże widzisz i nie grzmisz...- mówi Kylie, na co zaczynam się śmiać.
Wtedy do garażu wchodzi Josh i Eleanor, która trzyma ulotki i plakaty a propos koncertu, witam się z nią i kumplem. Obydwoje patrzą na mnie i na Kylie.
-Jedziemy Kyls? (czyt.kajls)- pyta El.
Dziewczyna kiwa głową.
-To na razie chłopaki, udanej próby!- mówi Eleanor na wyjściu, a Kylie posyła nam pożegnalny uśmiech.
Zamykają drzwi.
-Ta Kylie coraz bardziej mi się podoba...- burczy Josh, a ja momentalnie podnoszę na niego wzrok.
-Ale nie z wyglądu, chociaż urodą nie grzeszy, wczoraj bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła tą akcją z Holly, dziewczyny powinny takie być, pewne siebie i umiejące walczyć...- dodaje, na co kiwam głową przyznając mu rację... Rzeczywiście coś intrygujące ma sobie ta dziewczyna...
Dopiero późnym wieczorem ulatniam się z garażu Josha, żegnamy się z nim i dziękujemy jego mamie za pyszny obiad. Gary coś klika na telefonie, podczas gdy mój nie chce wysłać zwrotnego sms-a Gemmie.
-Daj mi swój telefon, nie zapłaciłem abonamentu i bloknęli mi...
Gary podaje mi swój telefon i gdy zaczynam pisać sms-a aparat zawiesza się i nie chce przyjąć wciskanych literek.
-Jezu, co za gówno.- mówię pod nosem i uderzam palcem w ekran, włącza się milion aplikacji, dopiero później się odblokowuje i wysyłam tego cholernego sms-a.
-Jadę do domu...- mówię i żegnam się z Gary'm, który zdaje się nie zwracać na mnie uwagi.
Wsiadam do auta i ruszam.
Kylie
-Boże, jak ja się za tobą stęskniłam!- piszczę porywając Hails w ramiona, gdy tylko wychodzi z tunelu w hali lotniska.
-A wiesz jak ja? Ja normalnie czułam, jakby połowa serca została mi odebrana...- mówi siostra i daje mi buziaka w policzek.
Hailey nie jest moją siostrą, ale biorąc pod uwagę, że razem się wychowywałyśmy czuję, jakby nią naprawdę była. Moja mama po tym, jak ja się urodziłam i była z moim tatą 2 lata, poznała Stephena Baldwina, aktora, reżysera, który wówczas pracował w teatrze, gdzie praktyki miała przyjaciółka mojej mamy, tak poznała Stephena... Ich kontakt się urwał, ale po kolejnych 4 latach, odnowili go, na jednej z imprez u Kris Jenner, moja mama to jej bliska znajoma, a Stephen był przyjacielem męża Roberta Kardashiana, więc jakoś się spiknęli. Od tej pory zamieszkali razem, a że mama Hailey zmarła niedługo po jej narodzinach w wypadku moja mama stała się jej mamą i choć mówi do niej po imieniu, to zawsze przyznaje, że jest dla niej jak matka. Stephen właściwie także mnie wychował, ojciec choć kochany, zawsze pomocny i pełny miłości do jedynej córki, to prawie cały czas był w trasie ze swoim zespołem, albo spędzał mnóstwo czasu w studiach nagraniowych. Potem kompletnie nie miał dla mnie czasu, bo poznał jego teraźniejszą narzeczoną i spędzał z nią czas, ale on nigdy nie zapomniał, że ma córkę, więc odwiedzał mnie, zabierał na wspólne weekendy. No... Ale to nie zmienia faktu, że to Stephen nauczył mnie wielu rzeczy, które powinien był zrobić mój zapracowany ojciec... Mama i Stephen są małżeństwem od 8 lat i wiedzie im się naprawdę fantastycznie, a ja dzięki temu, że są razem, mam Hailey.
Jej blond grzywka spada jej na czoło, więc poprawiam jej ją i jeszcze raz się przytulam, odbieramy jej bagaż i za rękę prowadzę ją do auta.
Opowiada co ostatnio działo się w LA, gdzie była, na jakich imprezach...
Nawiązując do wcześniej wspomnianej Kris Jenner to zapomniałam powiedzieć ważnej rzeczy. Rodzinny dom Kylie i Hailey praktycznie sąsiaduje z posiadłością Kris, znam bardzo dobrze wszystkie siostry Kardashian, ale tylko z jedną mam tak genialny kontakt, Kylie Jenner- jedyna córka Bruce'a i Kris to moja bezwzględna przyjaciółka, a połączyło mnie z nią to samo imię, ktoś kiedyś zawołał mnie, a Kylie stała na podjeździe i odezwała się, ja do niej podbiegłam i od tej pory w każde wakacje jeździłyśmy razem z Hailey do Malibu na plażę, będąc młodsze... Teraz to moja BFF zaraz po ukochanej siostrze.
-...mówię ci oni tak słodko wyglądają i choć on jest od niej starszy do uwierz mi... Są ekstra...- mówi Hailey, odpowiadając na moje pytanie a propos związki Kylie z Tygą.
-A jak jej dom?- pytam skręcając na ulicę.
-Nawet nie pytaj, ona przeszła sama siebie i Khloe z Kris też, bo pomagały jej aranżować wnętrze, jest pięknie, przestronnie, jej psy mają gdzie biegać, a co najlepsze w salonie jest wielkie karykaturalne zdjęcie jej ust...- zaczynamy się śmiać.
-Co jak co, ale one miały zawsze ten smaczek do aranżowania wnętrz...- mówię.
-Dokładnie...- mówi Hails.- Jezu Ky (czyt.kaj) jestem taka szczęśliwa, że wreszcie cię widzę, mam ci tyle do opowiedzenia...- mówi moja siostra.
Uśmiecham się.
-Na ile dni zostajesz?- pytam ją.
-Na 3-4... Niestety, ale mam sesję z Francesco Lachowskim w NY i będę musiała wracać...- mówi.
-Jutro pójdziemy na jakąś imprezę...- mówię.- A i pójdziesz ze mną na trening, bo chodzę tu na boks, jak w LA...
-Swoją drogą trener pytał o ciebis i mówił, że jak będziesz, żebyś przyszła chociaż raz, bo brakuje mu takiej ciebie, ponoć same leszcze do niego przychodzą...
-Brakuje mu prawdziwej zawodniczki...- chichoczę.
-Dokładnie.
10 minut później jesteśmy pod moim mieszkaniem, biorę walizkę Hails i zapraszam ją na górę.
-Oho... Pierwsze co to widać pomysły mamy...- mówi Hails, a ja zaczynam się śmiać.- Chyba starała ci sprawić, żebyś czuła się jak w domu.
-Chyba tak.
Rozmawiamy z Hailey o Justinie, który wydaje się dla mojej siostry dziwny, nie wie, czego chce, czy ją podrywa, czy jednak nie... Hailey jest rozdarta, bo Justin podoba jej się od dawna i sama nie wie, co myśleć...


******

Miłego!

3 komentarze: