Poniedziałek. Znowu. Masakra. Zwlekam się z
łóżka i prawie płaczę na myśl, że kilkanaście godzin temu leżałam w łóżku i
oglądałam "Przyjaciół".
Idę do kuchni i wstawiam wodę na mocną kawę.
Rozbijam jajka do miski i robie omleta. Siadam na wyspie i przecieram oczy.
Jestem strasznie niewyspana i właściwie nie wiem dlaczego. Zjadam i wypijam
kawę. Myję zęby i ubieram się trochę wygodniej. Nakładam dżinsy i jedną z bluz Kurta Magic Mike'a, którą mu zabrałam. Włosy wiążę w kucyka i robię makijaż. Kawy nalewam
sobie do termokubka i wychodzę z domu. Wsiadam do samochodu i odpalam silnik.
Droga nie zajmuje mi dużo czasu, bo sygnalizacja mi przypasowała, gdy parkuję
pod szkołą Gary uśmiecha się i mówi coś do Stylesa, która skrupulatnie mnie
obserwuje, jest oparty o samochód przyjaciela i wypuszcza dym z ust.
-Hej...- mówię do nich, ale odpowiada mi tylko
Gazz. Uśmiecha się do mnie i zaraz przeprasza na chwilkę, by podejść do Josha,
który go zawołał.
-Wyglądasz dziś jakoś inaczej...- odzywa się
Harry.
Unoszę brwi.
-No i?- pytam nawet nieczekając na odpowiedź.
Harry spina szczękę i wyrzuca niedopałek
papierosa na topniejący śnieg. Na jego twarzy pojawia się uśmiech. Robi krok do
przodu i bierze między palce kosmyk włosów, który uciekł z kitki. Zakłada mi go
za ucho i mówi cichutko.
-Kochanie, jeśli brak ci seksu to dzwoń będę na
każde twoje skinienie.- mówi.
Podnoszę wzrok na niego i wywracam oczami.
-Czemu nasza rozmowa ma polegać zawsze na twoich
propozycjach seksualnych...- mówię.
-Bo nie mogę z tobą normalnie rozmawiać póki się
nie odprężysz w należyty sposób.- mówi Harry.
-Super...- mówię pod nosem.
-To kiedy i gdzie?-pyta.
Patrzę na niego z szeroko otwartymi oczami.
Postanawiam zrobić mały podstęp, uśmiecham się i łapię go za koszulkę, by przyciągnąć go bliżej siebie, jedynie
co mogę stwierdzić, to to, że go poważnie zaniemogło i nie wie co robić.
Przykładam usta do jego ucha.
-Powiem ci kiedy i gdzie...- zaczynam.- Nigdy i
nigdzie.- dodaję i podchodzę do Eleanor, która przyjechała. Wchodząc po
schodach zauważam, że Harry miętosi swoją dolną wargę z lekkim uśmiechem.
Rozmawiam z koleżanką o sobotnim koncercie. Eleanor opowiada mi trochę o
zespole i jako, że jej kuzyn gra na perkusji zgodziła się sprzedawać wejściówki
i zajmować się sprawami oficjalnymi, o ile tak to można nazwać. Stwierdzam, że
jest menadżerem chłopaków, a ona zaczyna się śmiać i przeczy zdecydowanie.
-Absolutnie nie... Nigdy się tego nie podejmę,
musiałabym z nimi jeździć, boże...- mówi El otwierając swoją szafkę.
Opieram się o inną.
-Dobrze się z nimi dogadujesz...- mówię.- To
mogłoby być ciekawe...
-Wiesz...- zaczyna El wkładając książki.- Samo
dobre dogadywanie się nie wystarczy, oni mnie denerwują, a szczególnie Josh.-
mówi na co zaczynam się śmiać.
-Własny kuzyn?- pytam chichocząc.
-Tak, boże... Pierdzieli jakieś głupoty...- mówi
zirytowana.
Kręcę głową i śmieję się z niej.
Dziewczyna zamyka szafkę i idziemy pod klasę, gdzie mamy mieć lekcje. Harry i
Gary podchodzą do nas. Widzę, że Holland chce coś powiedzieć, ale wtrąca mu się
Harry.
-Kylie, a takie bluzy sprzedają na dziale damskim?- pyta z
uśmiechem Harry.
-Może…- mówię unosząc brwi. Chłopak marszczy lekko czoło.
-Skoro chcesz tak bardzo wiedzieć gdzie się ubieram, to tę
bluzę przywiozłam z Los Angeles, to bluza mojego przyjaciela.- mówię i wchodzę
do środka.
Panna Clice stoi przy biurku i zaprasza nas do środka. Alana
się spóźnia parę minut, siadamy i słuchamy nudnego wykładu o psychice
dziecięcej, dobry boże, chyba błędem było przychodzenie do szkoły, gdzie
wszystko co już umiem jest tu wykładane. Panna Clice wstawia mi A z aktywności
i chwali. Mike coś burczy pod nosem, na co cała klasa zaczyna się śmiać. Nie
wiem, o co chodzi.
Wychodząc z sali rozmawiam z Alaną o imprezie w ten piątek,
niby kilka dni, ale czuje podekscytowanie w kościach.
-Kylie!- słyszę nawoływanie za mną. Oczywiście, że to Gary.
-Ja spadam gołąbeczki…- mówi Alana i nim Gary do mnie
podchodzi już jej nie ma.
-Hej Gazz, nie mieliśmy czasu porozmawiać…- mówię z
uśmiechem.
-Tak, ja… nie wiem co powiedzieć Kylie, bo trochę mi głupio
po tej sobocie, zapędziłem się, ok? Przepraszam.- mówi ze skruchą.
Uśmiecham się szeroko.
-Nie ma sprawy Gary, dziękuję, że to zauważyłeś. To znaczy,
że nie jesteś pusty, jak inni faceci.- mówię spoglądając na Harry’ego, który
patrzy na tyłek Holly.
-Miło mi to słyszeć.- mówi z uśmiechem.
-A ja jestem szczęśliwa, że wreszcie mogę to powiedzieć
komuś innemu niż Justinowi.- mówię, ale sama się odrobinę zapędzam. Nie mogę
dopuścić do tego, by ktokolwiek mnie rozpoznał jako przyjaciółka Justina
Biebera, Kylie Jenner itp.
-Justin?- pyta Gary.
-Um… To mój przyjaciel z dzieciństwa.- mówię wymijająco.
-Och…- wzdycha cicho Gazz, a ja szybko zmieniam temat.
Idziemy korytarzem i rzucam temat koncertu chwaląc chłopaków.
-Tak, dziękuję… Dużo czasu spędzonego w garażu Josha i wiele
godzin spędzonych wspólnie na pracy. Um… Kylie?- mówi Gary, a ja słysząc ton
pytający podnoszę do góry twarz, by spojrzeć na wysokiego chłopaka.
-Masz plany po szkole jutro?- pyta.
-To znaczy… ja…- jąkam się chwilkę.- Właściwie nie…- mówię.
-To może gdzieś pójdziemy razem.- mówię.
-Chętnie.- mówię.
Dzwoni dzwonek, na co cicho wydaje z siebie jęk.
Mike i Jordan rozmawiają o samochodach i wsłuchuję się w ich gadkę wtrącając
coś, jeżeli mam w ogóle o czymś pojęcie. Profesor nakazuje wejść do środka,
więc gęsiego wchodzimy i zajnujemy miejsca w sali. Siadam obok Eleanor i Alany
i wyciągam notatnik.
-Proszę państwa, jako że ostatnio omawiany był
krąg hipnotyczny poproszę o zilustrowanie go na tablicy, chętny?- pyta
mężczyzna poprawiając okulary.
-Nie ma? W takim razie pan Styles...- mówi
mężczyzna, a ja parskam cicho śmiechem. Harry podchodzi do tablicy i o dziwo
pierwsze typ opisuje dobrze, ale kolejnych wymyśla nazwy.
Nauczyciel go pyta, podpowiada, potem zaczyna
krzyczeć, że się nie uczy, Harry ma na to tak wywalone, że mężczyzna siada na
krześle i ociera chusteczką pot z czoła.
-Bennington pomóż mu.- mówi.
Wstaję z miejsca i podchodzę do Harry'ego,
nauczyciel każe nam malować i opisywać krąg hipnotyczny, a w tym czasie klasa
przeczyta pracę domową.
-Dobra jesteś...- szepcze Harry, gdy ja piszę i wypełniam
pozostawione przez niego luki.
-Po prostu się uczę...- mówię patrząc na niego.
Harry opiera się o tablicę.
-Może dawałabyś mi korepetycje w kusej
spódniczce, za małej bluzce, okularach... Hm?- proponuje, a ja aż otwieram
usta. Przez myśl przechodzą jakieś zboczone obrazki...
-Kylie co to za brudne myśli, miałem na myśli
fakt, że tak korepetytorki się ubierają, a co ty pomyślałaś?- pyta z uśmiechem.
-Nic...- obruszam się i dokańczam zadanie.
Nauczyciel przerywa nam i sprawdza opisany krąg,
zadaje mi pytanie, czy Harry coś zrobił.
-Emm... Tak, podał mi dwie definicje...- mówię
niepewnie czując w duszy, że przecież mówię nieprawdę.
-Dzięki...- szepcze, gdy skręcam do swojej
ławki.
Macham ręką i nic nie odpowiadam. Zbytnio nie
mogę się skupić na lekcji, cały czas mnie rozprasza wibrujący telefon.
Ukradkiem piszę z Mattym o dzisiejszej wizycie w
studio i mojej pomocy w jego utworach, ponieważ kiedyś już pomagałam.
Alana do mnie zagaduje i dopiero jej
szturchnięcie wyrywa mnie z zamyślenia. Konkretnie zastanawiam się, czy Matty
zgodzi się, by amatorzy nagrywali w jego studio. Uważam, że należy im się to
ponieważ nigdy nie nagrali płyty w prawdziwym studio, tylko w domu przy użyciu
pudełek od jajek.
W międzyczasie piszę z Hailey, która dopiero
idzie spać, bo wróciła z urodzin Khloe i razem z Kylie zabalowały. Wywracam
oczami gdy wysyła mi zdjęcie jak bardzo jest zmęczona. W głębi duszy czuję jak
cholernie brakuje mi jej, zresztą nie tylko jej wszystkich moich przyjaciół, z
którymi spędzałam tyle czasu. Justin, Kylie, Hailey, Ryan, Alfredo i wiele
innych...
Alana puka mnie w ramię, bo zadzwonił dzwonek i
prawie wszyscy wyszli, a ja jako jedyna siedzę na tyłku w klasie i patrzę w
ławkę.
-Co ci jest?- pyta śmiejąc się El.
-Nic...- wystawiam jej język.
Pakuję się i wychodzę z sali. Zatyka mnie
totalnie, bo przed nią czeka na mnie Gary z dwoma kubkami parującej cieczy. El
i Alana odchodzą na bok z uśmieszkami na ustach, a ja wolnym krokiem kroczę ku
Gary'emu.
-Hej...- mówię cicho.
-Hej...- odpowiada cicho.- Przyniosłem ci kawę,
2 łyżeczki cukru i mleko...- mówi z uśmiechem.
Kiwam głową i dziękuję mu za to.
-Kylie, chciałbym pogadać...- zaczyna Gary, a ja
chyba wiem o czym.- Teraz jest dłuższa przerwa, więc mogę cię zaprowadzić w
miejsce, gdzie będzie cicho.
Zgadzam się, a czemu miałabym się nie zgodzić,
idę za nim dwa piętra w dół i tam idziemy korytarzem prowadzącym na salę
gimnastyczną, Gary zamyka nas w jednej z szatni, pachnie tu okropnie, ale ze
zbiegiem czasu zauważam, że smród już mi nie przeszkadza.
-Więc?- pytam widząc jak chłopak chodzi w te i
we w te.
Gazz siada obok i zabiera mi kubeczek, widzę że
chce mi spojrzeć w oczy.
-Nie będę owijał w bawełnę, bo to i tak nie ma
sensu... Albo będziesz chciała, albo nie...- mówi. Zaczynam się bać.
-Słucham...- mówię.
Wzdycha i zaczyna.
-Spodobałaś mi się od początku, jesteś piękna,
mądra, inteligentna i masz wspaniały charakter, myślę, że śmiało mogę ci
powiedzieć, że się w tobie zakochałem...
Patrzę na chłopaka z szeroko otwartymi oczami i
dosłownie brakuje mi śliny w ustach, by cokolwiek powiedzieć.
-O czym ty do mnie mówisz…- pytam.
Kiwa głową, a ją siadam na ławce i chowam twarz
w dłoniach.
-Gary...- mówię, ale on mi się wtrąca.
-Nie musisz nic odpowiadać, ja ci chciałem to po
prostu wyznać.
-Znasz niecały miesiąc i wyznajesz mi miłość...
Masz świadomość jak to brzmi?- pytam.
Chłopak się miesza.
-Jak to brzmi?- pyta.
-Dziecinnie.- stwierdzam.- Nie można się
zakochać w kimś kogo tak naprawdę się nie zna Gary...
-Ale ja się zakochałem...- mówi.
-Zauroczyłeś, może, ale nie zakochałeś, boże
przecież to jest niedorzeczne.- mówię.
Gary patrzy na mnie i marszczy brwi.
-Uważasz moje uczucia za niedorzeczne?- pyta.
-Dokładnie tak. Lubię cię, ale to tyle ok? To co
do mnie czujesz...- robię cudzysłów w powietrzu.-...brzmi jak dziecinada i nie
przyjmuję tego, jeżeli tak sprawę stawiasz, to myślę, że powinniśmy przestać
utrzymywać że sobą kontakt.
-Przez to, że wyznałem ci...- mówi, a ją kiwam
głową.
-Będę się dziwnie czuła w twoim towarzystwie.
Chłopak patrzy na mnie lekko marszcząc czoło,
szuka słów, które mógłbym powiedzieć na to, co ja mu powiedziałam.
-Kylie, nie chcę, żeby to co jest między nami
się rozwaliło.- mówi.
-Gary, ale między nami nie czegokolwiek prócz
znajomości szkolnej...
-Jak to nie?- pyta zdziwiony.
-A jest?- pytam unosząc brwi.- Nie nazwę cię
przyjacielem, bo nie znam cię długo, poza tym i tym bardziej nie nazwę cię
osobą, w której mogłaby się zadłużyć, jesteś przystojny, miły, ale ja nie
szukam chłopaka ok? I faceci w sensie związkowym mnie teraz kompletnie nie
interesują.
-Czyli tylko dlatego mnie odrzucasz?- pyta.
-Tylko dlatego? A może aż?- mówię.
-Gdybyś nie miała tego założenia to byłoby coś?-
pyta.
-Nie wiem Gary, ale wiem jedno, że tutaj nic nie
będzie. Na pew-no...
-Kurwa.- szepczę pod nosem.-Ja się serio w tobie
zakochałem.- mówi.
-Przepraszam w takim razie, że dopuściłam do
tego...- mówię wstając z ławki.
-I co ja mam teraz zrobić?- pyta.
Wzdycham cicho i staje przy wyjściu z szatni.
-Jesteś dorosły i musisz sobie z tym poradzić.-
mówię i opuszczam podziemia szkoły. Idę schodami do góry i widzę, że lekcje się
zaczęły, więc biegnę do klasy pani Clice i wchodzę do środka.
-Kylie coś się stało?- pyta Clice.
-Nie, pani profesor, wszystko ok.- uśmiecham się
lekko.
Kobieta prowadzi lekcję i mówi o zaburzeniach
emocjonalnych w chorobach, chociaż znam wszystko na pamięć lubię o tym słuchać.
I... Słuchałabym, gdyby nie to, że piszę z Matty'm, żeby przyjechał do mnie do
szkoły, bo chcę pojechać do studia, on jako długoletni przyjaciel taty i jest
dla mnie jak brat i chcę z nim pogadać. Wciąż chce dać chłopakom, bo słyszę, że
mają potencjał i talent. Zrobię to jako artystka prezent artystom.
-Co sądzisz na ten temat Kylie?- pyta kobieta, a
ją podnoszę na nią wzrok nie wiedząc o czym mówi.
-Na temat zachowań pacjentów.- dokańcza.
-Każda choroba to inne zachowania, więc trzeba
je zaakceptować, ale ciągle z nimi walczyć.- mówię, a Clice uśmiecha się pod
nosem i dziękuję mi za odpowiedź.
Matty będzie stał przed wejściem, a ja mam
zerwać się z ostatniej lekcji i pojechać z nim.
Równo z dzwonkiem ja i Styles wychodzimy z sali.
-Śpieszysz się do chłopaka?- pyta szukając w
kieszeni szlugów.
-Wal się.- mówię mu.
-Uuu... Masz zły humor...- stwierdza.
-A żebyś wiedział...- mówię mu.- Twój przyjaciel
właśnie wyznał mi miłość, fajnie nie?- mówię z sarkazmem.
-Holland?- pyta unosząc brwi.
-Tak...- mówię i żegnam się z nim krótkim
"Do jutra."
Harry
Wsiada do dużego czarnego, terenowego BMW i
zdążam zrobić zdjęcia. Oglądam już dużą część, których zrobiłem i kręcę
głową... Czy to niedziwne, że zrywa się z lekcji i wsiada do drogich
samochodów, nie mając tu żadnej rodziny? Czy to nie dziwne, że nosi oryginalne
rzeczy, których łączna suma pewnie kosztowałaby mnóstwo hajsu?
Holland wychodzi ze szkoły i wyciąga szlugi, gdy
nie może go podpalić klnie i kopie śmietnik.
-Nie dramatyzuj tak...- mówię mu.
-Nie mów nic do mnie, bo jestem wściekły...
-Znajdziesz sobie inną.
-Widziałeś jej dupę?- pyta mnie Holland, na co
się uśmiecham.- Nie wyobrażasz sobie, jak ją sobie wyobrażałem...
-Ma fajny tyłek...- mówię przyznając mu
rację.-Super tyłek...- dodaję pod nosem uśmiechając się i zaciągam się
papierosem.
-A skąd ty właściwie wiesz, że dała mi kosza,
nie mówiłem ci...
Wydmuchuję dym.
-Wychodziła ze szkoły i powiedziała mi, po czym
wsiadła do nowej bmki i odjechała...
-Kto prowadził?- pyta Gary.
-Nie wiem...- wzruszam ramionami.- Szyby były
ciemne...
-Ostatnio zacząłem się zastanawiać, co to za
ludzie po nią przyjeżdżają...- mówi Gary.- Przecież wszyscy od niej są w
stanach.
-Pomyślałem o tym samym...- mówię mu.
Zapada cisza między nami i widzimy jak Holly
idzie w naszą stronę, uśmiecha się szeroko do mnie, a jej wzrok świdruje mnie i
moje ciało.
-Ty, a jak ona jest dziwką?- pyta Gary, w ułamku
sekundy przenoszę na niego oczy.
-Przestań, bez przesady... Nie wygląda na
taką...- mówię.
-Nosi takie drogie rzeczy, ma nowe auto to nie
jest dziwne?- pyta Gary.
-Holland ogarnij się, nie wiesz, jak wyglądają
dziwki?
-Kto wygląda jak dziwka?- pyta Holly podchodząc
krok bliżej mnie.
-Nikt ważny...- mówię.
Jej dłoń dotyka mojego torsu i obserwuje mnie,
jak wypuszczam dym z ust.
-Mam dziś wolny dom...- mówi z uśmiechem.
Opuszczam na nią wzrok, a ona uśmiecha się
szerzej widząc, że przyciągnęła moją uwagę.
-Nie ma rodziców?- pytam unosząc brwi.
-Jasne... Wyjeżdżają w delegację na dwie
noce...- unosi dłoń z torsu na moje usta, dotyka ich.
-Będę...- mówię jej i rzucam niedopałek
papierosa.
Wracam do środka.
Grace
-No młoda, jaki masz interes?- pyta Matty
włączając wszystko.
-Nie nazywaj mnie młoda!- chichoczę.
-Dla mnie jesteś młoda i będziesz zawsze...-
mówi.- Więc?
-No więc... Mam w szkole zespół, całkiem niezły,
który nigdy nie nagrywał w prawdziwym studio, tylko w amatorskim...
-I?
-Chciałabym, żebyś udostępnił studio...
Matty patrzy na mnie.
-Kylie w tym studiu nagrywał Justin, Chris
Brown, N'Sync, Madonna, Nicki Minaj i wiele, wiele innych...- mówi akcentując
każdą gwiazdę.
-Mam tego świadomość Matty, ale chciałam im
tylko pomóc, sami piszą teksty, muzykę i wszystko to jest naprawdę super.
Matty patrzy na mnie i widzę, że się waha.
-Dobra...- odpowiada.- Ale... Technika sama
sobie musisz ogarnąć...- mówi.
Kiwam głową i z uśmiechem dziękuję
przyjacielowi, on siada na fotelu...
-Nie będzie mnie tu w Londynie przez miesiąc,
więc ja też mam do ciebie prośbę... Jakbyś mogła tu czasem zajrzeć, czy
wszystko jest na swoim miejscu, Jack będzie tu normalnie pracował, ale
rozumiesz...- mówi, na co kiwam głową.
-Nie ma problemu...- uśmiecham się i dę za
szybę.
-Na co masz dziś ochotę?- pyta mnie do
mikrofonu, gdy zakładam słuchawki.
-Włącz mi na przykład...- zastanawiam się.-
Beyoncé "Jealous".
-Robi się siostro...
Słyszę muzykę w uszach i jedziemy.
*****
Lecimy dziewczynki! Miłego! :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz