23 września 2016

Rozdział 4



Poniedziałek. Znowu. Masakra. Zwlekam się z łóżka i prawie płaczę na myśl, że kilkanaście godzin temu leżałam w łóżku i oglądałam "Przyjaciół".
Idę do kuchni i wstawiam wodę na mocną kawę. Rozbijam jajka do miski i robie omleta. Siadam na wyspie i przecieram oczy. Jestem strasznie niewyspana i właściwie nie wiem dlaczego. Zjadam i wypijam kawę. Myję zęby i ubieram się trochę wygodniej. Nakładam dżinsy i jedną z bluz Kurta Magic Mike'a, którą mu zabrałam. Włosy wiążę w kucyka i robię makijaż. Kawy nalewam sobie do termokubka i wychodzę z domu. Wsiadam do samochodu i odpalam silnik. Droga nie zajmuje mi dużo czasu, bo sygnalizacja mi przypasowała, gdy parkuję pod szkołą Gary uśmiecha się i mówi coś do Stylesa, która skrupulatnie mnie obserwuje, jest oparty o samochód przyjaciela i wypuszcza dym z ust.
-Hej...- mówię do nich, ale odpowiada mi tylko Gazz. Uśmiecha się do mnie i zaraz przeprasza na chwilkę, by podejść do Josha, który go zawołał.
-Wyglądasz dziś jakoś inaczej...- odzywa się Harry.
Unoszę brwi.
-No i?- pytam nawet nieczekając na odpowiedź.
Harry spina szczękę i wyrzuca niedopałek papierosa na topniejący śnieg. Na jego twarzy pojawia się uśmiech. Robi krok do przodu i bierze między palce kosmyk włosów, który uciekł z kitki. Zakłada mi go za ucho i mówi cichutko.
-Kochanie, jeśli brak ci seksu to dzwoń będę na każde twoje skinienie.- mówi.
Podnoszę wzrok na niego i wywracam oczami.
-Czemu nasza rozmowa ma polegać zawsze na twoich propozycjach seksualnych...- mówię.
-Bo nie mogę z tobą normalnie rozmawiać póki się nie odprężysz w należyty sposób.- mówi Harry.
-Super...- mówię pod nosem.
-To kiedy i gdzie?-pyta.
Patrzę na niego z szeroko otwartymi oczami. Postanawiam zrobić mały podstęp, uśmiecham się i łapię go za koszulkę, by przyciągnąć go bliżej siebie, jedynie co mogę stwierdzić, to to, że go poważnie zaniemogło i nie wie co robić. Przykładam usta do jego ucha.
-Powiem ci kiedy i gdzie...- zaczynam.- Nigdy i nigdzie.- dodaję i podchodzę do Eleanor, która przyjechała. Wchodząc po schodach zauważam, że Harry miętosi swoją dolną wargę z lekkim uśmiechem. Rozmawiam z koleżanką o sobotnim koncercie. Eleanor opowiada mi trochę o zespole i jako, że jej kuzyn gra na perkusji zgodziła się sprzedawać wejściówki i zajmować się sprawami oficjalnymi, o ile tak to można nazwać. Stwierdzam, że jest menadżerem chłopaków, a ona zaczyna się śmiać i przeczy zdecydowanie.
-Absolutnie nie... Nigdy się tego nie podejmę, musiałabym z nimi jeździć, boże...- mówi El otwierając swoją szafkę.
Opieram się o inną.
-Dobrze się z nimi dogadujesz...- mówię.- To mogłoby być ciekawe...
-Wiesz...- zaczyna El wkładając książki.- Samo dobre dogadywanie się nie wystarczy, oni mnie denerwują, a szczególnie Josh.- mówi na co zaczynam się śmiać.
-Własny kuzyn?- pytam chichocząc.
-Tak, boże... Pierdzieli jakieś głupoty...- mówi zirytowana.
Kręcę głową i śmieję się z niej. Dziewczyna zamyka szafkę i idziemy pod klasę, gdzie mamy mieć lekcje. Harry i Gary podchodzą do nas. Widzę, że Holland chce coś powiedzieć, ale wtrąca mu się Harry.
-Kylie, a takie bluzy sprzedają na dziale damskim?- pyta z uśmiechem Harry.
-Może…- mówię unosząc brwi. Chłopak marszczy lekko czoło.
-Skoro chcesz tak bardzo wiedzieć gdzie się ubieram, to tę bluzę przywiozłam z Los Angeles, to bluza mojego przyjaciela.- mówię i wchodzę do środka.
Panna Clice stoi przy biurku i zaprasza nas do środka. Alana się spóźnia parę minut, siadamy i słuchamy nudnego wykładu o psychice dziecięcej, dobry boże, chyba błędem było przychodzenie do szkoły, gdzie wszystko co już umiem jest tu wykładane. Panna Clice wstawia mi A z aktywności i chwali. Mike coś burczy pod nosem, na co cała klasa zaczyna się śmiać. Nie wiem, o co chodzi.
Wychodząc z sali rozmawiam z Alaną o imprezie w ten piątek, niby kilka dni, ale czuje podekscytowanie w kościach.
-Kylie!- słyszę nawoływanie za mną. Oczywiście, że to Gary.
-Ja spadam gołąbeczki…- mówi Alana i nim Gary do mnie podchodzi już jej nie ma.
-Hej Gazz, nie mieliśmy czasu porozmawiać…- mówię z uśmiechem.
-Tak, ja… nie wiem co powiedzieć Kylie, bo trochę mi głupio po tej sobocie, zapędziłem się, ok? Przepraszam.- mówi ze skruchą.
Uśmiecham się szeroko.
-Nie ma sprawy Gary, dziękuję, że to zauważyłeś. To znaczy, że nie jesteś pusty, jak inni faceci.- mówię spoglądając na Harry’ego, który patrzy na tyłek Holly.
-Miło mi to słyszeć.- mówi z uśmiechem.
-A ja jestem szczęśliwa, że wreszcie mogę to powiedzieć komuś innemu niż Justinowi.- mówię, ale sama się odrobinę zapędzam. Nie mogę dopuścić do tego, by ktokolwiek mnie rozpoznał jako przyjaciółka Justina Biebera, Kylie Jenner itp.
-Justin?- pyta Gary.
-Um… To mój przyjaciel z dzieciństwa.- mówię wymijająco.
-Och…- wzdycha cicho Gazz, a ja szybko zmieniam temat. Idziemy korytarzem i rzucam temat koncertu chwaląc chłopaków.
-Tak, dziękuję… Dużo czasu spędzonego w garażu Josha i wiele godzin spędzonych wspólnie na pracy. Um… Kylie?- mówi Gary, a ja słysząc ton pytający podnoszę do góry twarz, by spojrzeć na wysokiego chłopaka.
-Masz plany po szkole jutro?- pyta.
-To znaczy… ja…- jąkam się chwilkę.- Właściwie nie…- mówię.
-To może gdzieś pójdziemy razem.- mówię.
-Chętnie.- mówię.
Dzwoni dzwonek, na co cicho wydaje z siebie jęk. Mike i Jordan rozmawiają o samochodach i wsłuchuję się w ich gadkę wtrącając coś, jeżeli mam w ogóle o czymś pojęcie. Profesor nakazuje wejść do środka, więc gęsiego wchodzimy i zajnujemy miejsca w sali. Siadam obok Eleanor i Alany i wyciągam notatnik.
-Proszę państwa, jako że ostatnio omawiany był krąg hipnotyczny poproszę o zilustrowanie go na tablicy, chętny?- pyta mężczyzna poprawiając okulary.
-Nie ma? W takim razie pan Styles...- mówi mężczyzna, a ja parskam cicho śmiechem. Harry podchodzi do tablicy i o dziwo pierwsze typ opisuje dobrze, ale kolejnych wymyśla nazwy.
Nauczyciel go pyta, podpowiada, potem zaczyna krzyczeć, że się nie uczy, Harry ma na to tak wywalone, że mężczyzna siada na krześle i ociera chusteczką pot z czoła.
-Bennington pomóż mu.- mówi.
Wstaję z miejsca i podchodzę do Harry'ego, nauczyciel każe nam malować i opisywać krąg hipnotyczny, a w tym czasie klasa przeczyta pracę domową.
-Dobra jesteś...- szepcze Harry, gdy ja piszę i wypełniam pozostawione przez niego luki.
-Po prostu się uczę...- mówię patrząc na niego.
Harry opiera się o tablicę.
-Może dawałabyś mi korepetycje w kusej spódniczce, za małej bluzce, okularach... Hm?- proponuje, a ja aż otwieram usta. Przez myśl przechodzą jakieś zboczone obrazki...
-Kylie co to za brudne myśli, miałem na myśli fakt, że tak korepetytorki się ubierają, a co ty pomyślałaś?- pyta z uśmiechem.
-Nic...- obruszam się i dokańczam zadanie.
Nauczyciel przerywa nam i sprawdza opisany krąg, zadaje mi pytanie, czy Harry coś zrobił.
-Emm... Tak, podał mi dwie definicje...- mówię niepewnie czując w duszy, że przecież mówię nieprawdę.
-Dzięki...- szepcze, gdy skręcam do swojej ławki.
Macham ręką i nic nie odpowiadam. Zbytnio nie mogę się skupić na lekcji, cały czas mnie rozprasza wibrujący telefon.
Ukradkiem piszę z Mattym o dzisiejszej wizycie w studio i mojej pomocy w jego utworach, ponieważ kiedyś już pomagałam.
Alana do mnie zagaduje i dopiero jej szturchnięcie wyrywa mnie z zamyślenia. Konkretnie zastanawiam się, czy Matty zgodzi się, by amatorzy nagrywali w jego studio. Uważam, że należy im się to ponieważ nigdy nie nagrali płyty w prawdziwym studio, tylko w domu przy użyciu pudełek od jajek.
W międzyczasie piszę z Hailey, która dopiero idzie spać, bo wróciła z urodzin Khloe i razem z Kylie zabalowały. Wywracam oczami gdy wysyła mi zdjęcie jak bardzo jest zmęczona. W głębi duszy czuję jak cholernie brakuje mi jej, zresztą nie tylko jej wszystkich moich przyjaciół, z którymi spędzałam tyle czasu. Justin, Kylie, Hailey, Ryan, Alfredo i wiele innych...
Alana puka mnie w ramię, bo zadzwonił dzwonek i prawie wszyscy wyszli, a ja jako jedyna siedzę na tyłku w klasie i patrzę w ławkę.
-Co ci jest?- pyta śmiejąc się El.
-Nic...- wystawiam jej język.
Pakuję się i wychodzę z sali. Zatyka mnie totalnie, bo przed nią czeka na mnie Gary z dwoma kubkami parującej cieczy. El i Alana odchodzą na bok z uśmieszkami na ustach, a ja wolnym krokiem kroczę ku Gary'emu.
-Hej...- mówię cicho.
-Hej...- odpowiada cicho.- Przyniosłem ci kawę, 2 łyżeczki cukru i mleko...- mówi z uśmiechem.
Kiwam głową i dziękuję mu za to.
-Kylie, chciałbym pogadać...- zaczyna Gary, a ja chyba wiem o czym.- Teraz jest dłuższa przerwa, więc mogę cię zaprowadzić w miejsce, gdzie będzie cicho.
Zgadzam się, a czemu miałabym się nie zgodzić, idę za nim dwa piętra w dół i tam idziemy korytarzem prowadzącym na salę gimnastyczną, Gary zamyka nas w jednej z szatni, pachnie tu okropnie, ale ze zbiegiem czasu zauważam, że smród już mi nie przeszkadza.
-Więc?- pytam widząc jak chłopak chodzi w te i we w te.
Gazz siada obok i zabiera mi kubeczek, widzę że chce mi spojrzeć w oczy.
-Nie będę owijał w bawełnę, bo to i tak nie ma sensu... Albo będziesz chciała, albo nie...- mówi. Zaczynam się bać.
-Słucham...- mówię.
Wzdycha i zaczyna.
-Spodobałaś mi się od początku, jesteś piękna, mądra, inteligentna i masz wspaniały charakter, myślę, że śmiało mogę ci powiedzieć, że się w tobie zakochałem...
Patrzę na chłopaka z szeroko otwartymi oczami i dosłownie brakuje mi śliny w ustach, by cokolwiek powiedzieć.
-O czym ty do mnie mówisz…- pytam.
Kiwa głową, a ją siadam na ławce i chowam twarz w dłoniach.
-Gary...- mówię, ale on mi się wtrąca.
-Nie musisz nic odpowiadać, ja ci chciałem to po prostu wyznać.
-Znasz niecały miesiąc i wyznajesz mi miłość... Masz świadomość jak to brzmi?- pytam.
Chłopak się miesza.
-Jak to brzmi?- pyta.
-Dziecinnie.- stwierdzam.- Nie można się zakochać w kimś kogo tak naprawdę się nie zna Gary...
-Ale ja się zakochałem...- mówi.
-Zauroczyłeś, może, ale nie zakochałeś, boże przecież to jest niedorzeczne.- mówię.
Gary patrzy na mnie i marszczy brwi.
-Uważasz moje uczucia za niedorzeczne?- pyta.
-Dokładnie tak. Lubię cię, ale to tyle ok? To co do mnie czujesz...- robię cudzysłów w powietrzu.-...brzmi jak dziecinada i nie przyjmuję tego, jeżeli tak sprawę stawiasz, to myślę, że powinniśmy przestać utrzymywać że sobą kontakt.
-Przez to, że wyznałem ci...- mówi, a ją kiwam głową.
-Będę się dziwnie czuła w twoim towarzystwie.
Chłopak patrzy na mnie lekko marszcząc czoło, szuka słów, które mógłbym powiedzieć na to, co ja mu powiedziałam.
-Kylie, nie chcę, żeby to co jest między nami się rozwaliło.- mówi.
-Gary, ale między nami nie czegokolwiek prócz znajomości szkolnej...
-Jak to nie?- pyta zdziwiony.
-A jest?- pytam unosząc brwi.- Nie nazwę cię przyjacielem, bo nie znam cię długo, poza tym i tym bardziej nie nazwę cię osobą, w której mogłaby się zadłużyć, jesteś przystojny, miły, ale ja nie szukam chłopaka ok? I faceci w sensie związkowym mnie teraz kompletnie nie interesują.
-Czyli tylko dlatego mnie odrzucasz?- pyta.
-Tylko dlatego? A może aż?- mówię.
-Gdybyś nie miała tego założenia to byłoby coś?- pyta.
-Nie wiem Gary, ale wiem jedno, że tutaj nic nie będzie. Na pew-no...
-Kurwa.- szepczę pod nosem.-Ja się serio w tobie zakochałem.- mówi.
-Przepraszam w takim razie, że dopuściłam do tego...- mówię wstając z ławki.
-I co ja mam teraz zrobić?- pyta.
Wzdycham cicho i staje przy wyjściu z szatni.
-Jesteś dorosły i musisz sobie z tym poradzić.- mówię i opuszczam podziemia szkoły. Idę schodami do góry i widzę, że lekcje się zaczęły, więc biegnę do klasy pani Clice i wchodzę do środka.
-Kylie coś się stało?- pyta Clice.
-Nie, pani profesor, wszystko ok.- uśmiecham się lekko.
Kobieta prowadzi lekcję i mówi o zaburzeniach emocjonalnych w chorobach, chociaż znam wszystko na pamięć lubię o tym słuchać. I... Słuchałabym, gdyby nie to, że piszę z Matty'm, żeby przyjechał do mnie do szkoły, bo chcę pojechać do studia, on jako długoletni przyjaciel taty i jest dla mnie jak brat i chcę z nim pogadać. Wciąż chce dać chłopakom, bo słyszę, że mają potencjał i talent. Zrobię to jako artystka prezent artystom.
-Co sądzisz na ten temat Kylie?- pyta kobieta, a ją podnoszę na nią wzrok nie wiedząc o czym mówi.
-Na temat zachowań pacjentów.- dokańcza.
-Każda choroba to inne zachowania, więc trzeba je zaakceptować, ale ciągle z nimi walczyć.- mówię, a Clice uśmiecha się pod nosem i dziękuję mi za odpowiedź.
Matty będzie stał przed wejściem, a ja mam zerwać się z ostatniej lekcji i pojechać z nim.
Równo z dzwonkiem ja i Styles wychodzimy z sali.
-Śpieszysz się do chłopaka?- pyta szukając w kieszeni szlugów.
-Wal się.- mówię mu.
-Uuu... Masz zły humor...- stwierdza.
-A żebyś wiedział...- mówię mu.- Twój przyjaciel właśnie wyznał mi miłość, fajnie nie?- mówię z sarkazmem.
-Holland?- pyta unosząc brwi.
-Tak...- mówię i żegnam się z nim krótkim "Do jutra."
Harry
Wsiada do dużego czarnego, terenowego BMW i zdążam zrobić zdjęcia. Oglądam już dużą część, których zrobiłem i kręcę głową... Czy to niedziwne, że zrywa się z lekcji i wsiada do drogich samochodów, nie mając tu żadnej rodziny? Czy to nie dziwne, że nosi oryginalne rzeczy, których łączna suma pewnie kosztowałaby mnóstwo hajsu?
Holland wychodzi ze szkoły i wyciąga szlugi, gdy nie może go podpalić klnie i kopie śmietnik.
-Nie dramatyzuj tak...- mówię mu.
-Nie mów nic do mnie, bo jestem wściekły...
-Znajdziesz sobie inną.
-Widziałeś jej dupę?- pyta mnie Holland, na co się uśmiecham.- Nie wyobrażasz sobie, jak ją sobie wyobrażałem...
-Ma fajny tyłek...- mówię przyznając mu rację.-Super tyłek...- dodaję pod nosem uśmiechając się i zaciągam się papierosem.
-A skąd ty właściwie wiesz, że dała mi kosza, nie mówiłem ci...
Wydmuchuję dym.
-Wychodziła ze szkoły i powiedziała mi, po czym wsiadła do nowej bmki i odjechała...
-Kto prowadził?- pyta Gary.
-Nie wiem...- wzruszam ramionami.- Szyby były ciemne...
-Ostatnio zacząłem się zastanawiać, co to za ludzie po nią przyjeżdżają...- mówi Gary.- Przecież wszyscy od niej są w stanach.
-Pomyślałem o tym samym...- mówię mu.
Zapada cisza między nami i widzimy jak Holly idzie w naszą stronę, uśmiecha się szeroko do mnie, a jej wzrok świdruje mnie i moje ciało.
-Ty, a jak ona jest dziwką?- pyta Gary, w ułamku sekundy przenoszę na niego oczy.
-Przestań, bez przesady... Nie wygląda na taką...- mówię.
-Nosi takie drogie rzeczy, ma nowe auto to nie jest dziwne?- pyta Gary.
-Holland ogarnij się, nie wiesz, jak wyglądają dziwki?
-Kto wygląda jak dziwka?- pyta Holly podchodząc krok bliżej mnie.
-Nikt ważny...- mówię.
Jej dłoń dotyka mojego torsu i obserwuje mnie, jak wypuszczam dym z ust.
-Mam dziś wolny dom...- mówi z uśmiechem.
Opuszczam na nią wzrok, a ona uśmiecha się szerzej widząc, że przyciągnęła moją uwagę.
-Nie ma rodziców?- pytam unosząc brwi.
-Jasne... Wyjeżdżają w delegację na dwie noce...- unosi dłoń z torsu na moje usta, dotyka ich.
-Będę...- mówię jej i rzucam niedopałek papierosa.
Wracam do środka.
Grace
-No młoda, jaki masz interes?- pyta Matty włączając wszystko.
-Nie nazywaj mnie młoda!- chichoczę.
-Dla mnie jesteś młoda i będziesz zawsze...- mówi.- Więc?
-No więc... Mam w szkole zespół, całkiem niezły, który nigdy nie nagrywał w prawdziwym studio, tylko w amatorskim...
-I?
-Chciałabym, żebyś udostępnił studio...
Matty patrzy na mnie.
-Kylie w tym studiu nagrywał Justin, Chris Brown, N'Sync, Madonna, Nicki Minaj i wiele, wiele innych...- mówi akcentując każdą gwiazdę.
-Mam tego świadomość Matty, ale chciałam im tylko pomóc, sami piszą teksty, muzykę i wszystko to jest naprawdę super.
Matty patrzy na mnie i widzę, że się waha.
-Dobra...- odpowiada.- Ale... Technika sama sobie musisz ogarnąć...- mówi.
Kiwam głową i z uśmiechem dziękuję przyjacielowi, on siada na fotelu...
-Nie będzie mnie tu w Londynie przez miesiąc, więc ja też mam do ciebie prośbę... Jakbyś mogła tu czasem zajrzeć, czy wszystko jest na swoim miejscu, Jack będzie tu normalnie pracował, ale rozumiesz...- mówi, na co kiwam głową.
-Nie ma problemu...- uśmiecham się i dę za szybę.
-Na co masz dziś ochotę?- pyta mnie do mikrofonu, gdy zakładam słuchawki.
-Włącz mi na przykład...- zastanawiam się.- Beyoncé "Jealous".
-Robi się siostro...
Słyszę muzykę w uszach i jedziemy.


*****
Lecimy dziewczynki! Miłego! :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz