16 września 2016

Rozdział 3



Siadamy w ławkach. Studentka, która wchodzi do klasy jest przeciętnej urody, ma kręcone blond włosy do ramion, brązowe oczy, jest niższa ode mnie i ma na sobie dżinsy i bluzkę, na którą nałożyła zielony żakiet, ohydny zresztą. Dziewczyna prosi cicho o ciszę i uwagę, po czym siada na biurku.
-Zakładam, że część z was, albo wszyscy uprawialiście seks...- zaczyna.
Klasa zgodnie przytakuje.
-Lubicie to?- pyta z uśmiechem.
Klasa zaczyna się śmiać i wszyscy zgodnie mówią: "Tak".
-Jak często uprawiacie seks?- pyta.
Mike się zgłasza.
-Bywa, że codziennie, zależy...
-Od czego to zależy?- pyta studentka.
-Od potrzeb...- dodaje Lewis.
-...albo np. jak ubierze się twoja dziewczyna do szkoły, czy będzie miała na sobie obcisłe legginsy, czy flanelową spódniczkę...
-...czyli od tego, jak bardzo podkreśla swoje atuty...- podsumowuje dziewczyna.
-Np. tak jak Kylie...- mówi Harry.
Wstrzymuję oddech i powoli odwracam się do tyłu.
-Co proszę?- pytam.
-Specjalnie ubierasz takie spodnie... Podkreślają twoje pośladki...
-Żałosne.- mówię cicho.
Studentka jest zakłopotana. Dziewczyna kontynuuje, a El szturcha mnie ramieniem.
Spoglądam na nią, a ona pochyla się do mojego ucha.
-Harry tak właśnie podrywa laski...- mówi.
-Się przeliczył...- mówię.
Alana i El chichoczą.
Odwracam się jeszcze raz do tyłu, by się na niego spojrzeć, a on uśmiecha się łobuzersko i posyła buziaczka.
(...)
-Przyjadę po ciebie ok. 11, ok?- pyta Gary.
Kiwam głową.
-Masz mój numer?- pytam, a on przytakuje.
-W takim razie jesteśmy umówieni.- mówię i wsiadam do samochodu.
Piątkowy wieczór mam zamiar spędzić przy dobrym filmie, misce popcornu i kubku kakaa. Jadąc zauważam wielką reklamę na bilbordzie i ta bardzo mnie interesuje.
Wpisuję adres siłowni, która reklamuje się. Karnety na fitness -20%. Ha! Ja i fitness? Nie... Chciałabym dalej trenować kickboxing. Albo chociaż ogarnąć jakąś porządną siłownię. GPS prowadzi mnie na adres kilkanaście minut z mojego położenia. Parkuję i wchodzę do środka. Za stolikiem siedzi blondynka w obcisłej różowej koszulce i legginsach. Uśmiecham się widząc jej promienny uśmiech. Z drzwi obok wychodzi mężczyzna w bokserce i dresach.
-Katie, co mam teraz?- pyta.
-Poczekaj...- odzywa się piskliwym głosikiem, a ja czekam, aż kobieta skończy.- Masz teraz wolne, potem grupę.
-Ok.
Mężczyzna zapisuje coś w zeszycie, a recepcjonistka zwraca się do mnie.
-Chciałabym zapytać, czy są prowadzone zajęcia z boxingu, albo kick-boxingu?- pytam.
Mężczyzna podnosi wzrok i ukradkiem lustruje mnie od góry do dołu.
-Są...- mówi, wyprzedzając dziewczynę.-Prowadzę trening personalny z boxingu. Trenowałaś?
-W Los Angeles, ale bardziej traktuję to jako utrzymanie dobrej formy ciała.
-Masz umięśnione nogi...- mówi.-Musisz dobrze poruszac się na macie.
-Nie wiem...- odpowiadam nieśmiało.
-Sprawdzimy to... Możesz chciałabyś zacząć od razu?- pyta.- Mam wolną godzinę.
-Nie mam ze sobą stroju...- mówię.
-W naszej siłowni trzeba mieć koszulkę z logo, a spodenki losztują tu 10£. Więc i tak musiałabyś kupić tu.
-W takim razie proszę o jedną lekcję z trenerem personalnym i prosze doliczyć tę koszulkę i spodenki.
Dostaję do rąk papierowy czytnik i skanuję wchodząc do szatni. Tam widzę same otyłe panie, spocone, jak sądzę po fitnessie. Uśmiecham się do nich i zaczynam się przebierać, nakładam koszulkę i spodenki. Z półki w szafce widzę ręcznik, jak wydaje mi się dla mnie. Przerzucam go przez ramię i do ręki biorę wodę chwilkę tenu kupioną w automacie. Wychodzę z szatni i idę ku sali, tam trener uśmiecha się i zaprasza na matę.
-Załóż rękawice...- mówi podając mi je.
Nakładam rękawice i czuję, że miło mieć znajomy uścisk w dłoniach. Mężczyzna buerze worek.
-Nawalaj!- krzyczy.
Mój trening się zaczyna. Trener krzyczy: "dawaj!", "nie poddawaj się", " dobrze chodzisz!", "noga". I wtedy zaczyna się mój ulubiony trening. Moje nogi unoszone do góry walą worek z całej siły.
Harry
Narzucam torbę na ramię i wchodzę do środka. Katie jak zawsze siedzi na swoim miejscu i uśmiecha się widząc mnie. Podaję jej karnet, ona go skanuje i oddaje. Mrugam do niej oczkiem i wchodzę do środka. Przebieram się i biorę łyka wody idąc na siłownię. Wchodzę na salę boxingu, a Matt, który aktualnie ma trening macha do mnie.
-Mocniej!- krzyczy do dziewczyny, która stoi do mnie tyłem i zwinnie operuje rękawicami.
-Dawaj!- dodaje, a ona zakańcza pojedynek otwartymi uderzeniem z kolana.
-Odpocznij chwilę...- mówi do dziewczyny, a ta siada na macie i pije szybko wodę.
-Dobra jest, prawda?- pyta mnie Matt.
-Nowa?- pytam.
-Pierwsze zajęcia.
Dziewczyna wstaje z szerokim uśmiechem i patrząc na mnie zakłada rękawice.
-Teraz mi wierzysz?- pyta Kylie, a jej łobuzerski uśmieszek przyprawia mnie o mrowienie w podbrzuszu.
Nie jestem w stanie nic powiedzieć, tylko patrzę na nią szeroko otwartymi oczami.
-Chyba tak...- mówię cicho.
-Chyba?- Kylie unosi brwi w zirytowaniu, jest taka ponętna w sportowym staniku, krótkich spodenkach. Nawet nie wiem kiedy zaczynam dokładnie oglądać jej ciało, od umięśnionego brzuch, pełnych, lekko ściśniętych piersi, szczupłych, ale umięśnionych nóg.
-W takim razie zmierz się ze mną...- mówi wyrywając mnie ze stanu odrętwienia, czuję, że moje usta są zwilżone, musiałem je oblizać. Podnoszę wzrok na jej twarz, a na niej gości uśmiech pełen wyższości.
-Tak Harry! Też dobrze boksujesz...- mówi Matt.
-Dawaj Styles! Dam ci fory.- mówi, a moje nogi drżą. Obraca się i wypina do mnie tyłek kładąc butelkę z wodą.
-Dobra.- mówię szybko.
Jest serio seksowna.
Nakładam rękawice i przygotowuję się do pojedynku z Kylie. Kilka kosmyków z jej koka błądzi po jej pokrytym potem czole. Gdybym miał ją w łóżku mogłaby robić ze mną fantastyczne rzeczy. Jej ciało pokryte lekkim potem, nagie, poruszające się na górze. To mogłoby być zajebiste uczucie. Nagle uderzenie w brzuch powala mnie na matę, Kylie stoi znieruchomiała i wybucha śmiechem. Matt jej wtóruje.
-Już?- pyta, a ja próbuje złapać oddech i czekam aż wątroba i żołądek wrócą na miejsce.
-Nie byłem gotowy...- mówię.
Kylie wywraca oczami.
-Zawsze jest jakaś wymówka...- mówi i nachyla się, by podać mi dłoń. Kurwa nachyla się, a ja nie mogę odlepić wzroku od jej piersi. Holly ma miseczkę B, a ona stuprocentową C.
Łapię za jej dłoń i podnoszę się do góry.
-Lepiej już nie rób Harry'emu krzywdy Kylie...- mówi Matt, a ona uśmiecha się szeroko.-Dokończmy to, co zaczęliśmy...- dopowiada.
Bierze worek i dziewczyna nawala w niego z całej siły. Idę na bieżnię by mieć na nią widok, naprawdę dobrze boksuje, ale zupełnie nie widać tego po jej rękach.
Biegnąc rozmawiam z Gary'm przez telefon.
-Radzę ci się za nią brać...- mówię widząc jak nawala z kolana w worek.
-Co ty taki miłosierny stałeś? Ty i rady? Rzecz bezcenna.- ironizuje.
-Możesz?- pytam.
-O co ci chodzi z tą dziewczyną?
-Mi o co chodzi? To ty się na nią napaliłeś, a gdybyś ją teraz zobaczył półnagą... Uuu...
-Półnagą?- pyta Gazz.
-Taa... Miseczka C.- mówię.
-Wow Einsteinie, zdążyłem zobaczyć.
-Ale ma ładną pupę...- mówię i mało przez to nie przewracam się na bieżni.
-Gdzie ty cholera jesteś?
-Na siłowni, trenuje u Matta...
-Ha! Mówiła prawdę!- śmieje się.
-Ale śmieszne...- mówię cicho.
Kylie z uśmiechem dziękuje za trening i schodzi z maty. Matt podaje jej ręcznik i butelkę wody.
-Do zobaczenia...- mówi i wyciera czoło ręcznikiem.
-Już poszła...- mówię.
-Luzik, będę ją miał na oku cały dzień.
-Gazz, mamy koncert...
-Boże pamiętam!- mówi.
Rozłączam się i wkładam słuchawki do uszu.
Kylie
-Przyjdę w tygodniu to wtedy kupię karnet...- mówię dziewczynie w recepcji.
Ta kiwa głową i żegna się krótkim cześć.
Idę ku mojemu samochodowi, wsiadam do środka i odpalam silnik. Droga się ciągnie bardzo długo, wjeżdżam w sam środek korku. W trakcie telefonuję do Hailey, która opowiada o przerwie wiosennej. Brakuje mi jej trajkotania na co dzień. Mówię jej, gdy siedzę przed telewizorem i oglądam przyjaciół. Robi długie aww i mówi, że czas nam zleci, a my wtedy zobaczymy sie i na pewno nie wypuścimy z objęć.
Biorę prysznic wieczorem i mam ochotę na coś na kolację po takim wysiłku. Szukam czegoś w internecie i znajduję zapiekankę z makaronem, kurczakiem i sosem beszamelowym. Sprawnie wszystko robię i część zjadam.
(...)
-Tutaj bardzo często można zobaczyć brytyjskich celebrytów...- mówi Gary wskazując palcem na restaurację Carve Moi Bleu.
-Na przykład?- pytam gryząc donuta.
-Alana spotkała tu Nicka Grimshawa, a inna moja koleżanka Kelly Osbourne z Adele.
-Warto tu koczować...- mówię wycierając palce w chusteczkę.
-Chodź idziemy dalej...- mówi łapiąc mnie za rękę.
Czuję się co najmniej dziwnie... Staję w miejscu i patrzę na złączone dłonie, a Gary widząc to, robi się czerwony i puszcza dłoń.
-Następny przystanek?- pytam.
-London Eye...- mówi Gary.- Zarezerwowałem dla nas bilety, żeby nie stać w kolejkach.
Uśmiecham się i idę obok chłopaka deptakiem, który prowadzi do sławnego diabelskiego młynu. Gary podaje nazwisko, a sprzedawca wpuszcza nas. Wsiadamy do wagonika i czekamy aż ruszy. Zauważam, że chłopak odrzuca połączenia i rzuca do mnie przepraszające spojrzenie. Gdy jego telefon wibruje po raz setny mówię, by odebrał, a ja robię trochę zdjęć panoramie Londynu.
-Co?, Napisałem ci sms-em, Jak zwykle, od czego ty masz telefon?!, Powiedziałem, że będę, więc będę, Weź się zamknij, Spadaj, Kończę.
Wysyłam parę fotek mamie i Hailey.
-Przepraszam...- mówi skruszony.
Uśmiecham się dając mu do zrozumienia, że nic się nie stało.
-Piękny widok...- mówię patrząc na panoramę zaśnieżonego Londynu.
-Tak ładnie jest tylko zimą i wiosną, potem już nie...- Gary przysuwa się i kładzie rękę na oparciu kanapy za moją głową, na której siedzimy.
-Czemu wiosną?- pytam czując bardzo ładny zapach jego perfum.
-Bo cała przyroda budzi się do życia...
Uśmiecham się.
Telefon Gary'ego znów dzwoni, a on cicho klnie pod nosem i przeprasza mnie.
-Halo?... Zadzwoń do Josha, ja jestem zajęty... Już ty dobrze wiesz... Jesteś dupkiem...
Uśmiecham się szeroko i opuszczam głowę. Gary kręci głową i zaczyna się śmiać.
-Czasami nie ogarniam dlaczego uważam go za kumpla...
-Josha?
-Harry'ego...
Wycieczka dobiega końca.
-Muzeum Figur Woskowych?- pyta, a ja kiwam głową.
(...)
-Ale mnie bolą stopy...- siadam na krześle w jednej z restauracji, Gary się uśmiecha i ściąga kurtkę z barczystych ramion.
-I tak nie zobaczyłaś jeszcze wszystkiego...- mówi ściągając szalik.
Kelner się z nami wita i podaje kartę dań. Zamawiamy pizzę i po herbacie.
-Np. co jeszcze warto tu zobaczyć?- pytam odgarniając włosy do tyłu.
-Np. powinnaś zobaczyć jeszcze obserwatowrium w Greenwich... Byliśmy tam na wycieczce rok temu i od tamtego momentu mamy zakaz...- Gary śmieje się pod nosem.
-Co zrobiliście takiego?
-Harry przez przypadek strącił stare okulary i wasza wychowawczyni jakoś ubłagała muzeum, by nie musiał płacić odszkodowania.
Zaczynam się śmiać.
-Ale zmarzłam...- mówię pocierając dłonie o swoje nogi. Nasze parujące herbaty zjawiają się na stole.
-Opowiedz mi jak to jest w Kalifornii...- mówi mieszając napój.
-Po pierwsze i najważniejsze, cały rok jest ciepło... Świeci słońce, jest niedaleko do plaży... Kalifornijczycy to głównie rozpuszczone dzieci przez ich rodziców. Cała filozofia...- mówię biorąc łyka płynu.-Aa! Full imprez...-dodaję.
Gary uśmiecha się szeroko.
-...i sławna "Spring Brake"...
Uśmiecham się.
-To w Miami.- mówię z uśmiechem na twarzy.
-Pojechałbym na to, tam to dopiero ludzie imprezują...- opiera głowę o dłoń.
-Moja siostra chce mnie zabrać tam w kwietniu, możesz do nas dołączyć...- mówię.
-Byłoby ekstra.
Pizza pojawia się na stole, gdy kończymy ją jeść Gary musi się zbierać, bo dzwoni do niego Harry.
-Przepraszam, że muszę już iść...- mówi, a ja unoszę dłonie do góry.
-Nie martw się mam stąd dwa przystanki autobusem.- mówię.
-Zawiózłbym cię, ale Styles mnie zabije jak się spóźnię...
Uśmiecham się lekko.
-W porządku.
Ubieramy kurtki, a Gary wyciąga pieniądze i płaci za nasz posiłek, chcę prostestować.
-Żadnego płacenia z twojej strony, zaprosiłem cię i to, że się zgodziłaś było dla mnie niespodzianką...
Uśmiecham się szeroko.
Wychodzimy z restauracji i stajemy na chwilkę przed nią.
-Dziękuję za dziś Gary...- mówię z uśmiechem.- Spędziłam ten dzień fantastycznie.
-Bardzo się cieszę, że ci się podobało. Ja też ci dziękuję...- mówi obejmuje mnie barczystymi ramionami.
Klepie go niezręcznie dłonią po plecach, gdy odsuwa się na bok uśmiecha się nieśmiało.
-Do zobaczenia...- mówi.
Wsuwam słuchawki do uszu i zmierzam ku przystankowi. Czekam na autobus i wkrótce jestem w drodze do domu.
Harry
Sprawdzam mikrofon i podłączam sprzęt. Eleanor zziajana wbiega do klubu.
-Dziś znów będzie max!- mówi siadając na schodkach.
-Fantastycznie...- mówię z uśmiechem.
Josh sprawdza bębny, a ja siadam na scenie i odpisuję sms-a od siostry. Gary wchodzi z gitarą na ramieniu i wita się głośnym: Cześć.
-Gdzie twoja randka?- pytam ją, a on odkłada instrument na scenę.
-W domu...- mówi z uśmiechem.
-Nie zaprosiłeś ją?- pytam marszcząc czoło.
-Na koncert?
-Nie, do opery, Gary! Jasne, że na koncert. Laski lecą na muzyków...- mówię, jakby to była oczywistość.
-Ona nie wygląda na taką, która leciałaby na muzyków.
-Gazz, każda leci...- kręcę głową.- Gdybyś ją zaprosił szybciej wskoczyłaby ci do łóżka. Myślałem, że ty wiesz takie rzeczy...
-Ona się uczy i uczy... Takie koncerty to nie jej bajka. Zresztą wydaje mi się, że to nie jest typ muzyka.
-Ale co ci zależy...- upieram się.- Zrobiłbyś furorę nią i odegrałbyś się na The Rough. Pamiętasz?
-Tak...
-...dzwoń do niej, z góry przeproś, że nie zaproponowałeś wcześniej i wyślij taksówkę po nią, jak się zgodzi.
Gary wyciąga telefon.
-Żebym ja ci takie rzeczy mówił...- mówię cicho do siebie.
(...)
Na miejscu jest już bardzo dużo osób. Drzwi się otwierają i zamykają. Robimy próbę mikrofonów po raz kolejny, a Holly, jak zawsze stoi w obcisłej sukience na szpilkach i łasi się do mnie. Gdy przez drzwi ciemne pukle włosów wchodzą do środka, mężczyźni wstrzymują oddech. Niepewnie przemierza 5 metrów koło baru, a ja szturcham Gary'ego, który uśmiecha się szeroko i poprawia skórzaną kurtkę na plecach.
-Boże, kto ją tu zaprosił?- słyszę syk z ust Holly.
-Gary.- odpowiadam.
Kylie uśmiecha się szeroko i obejmuje Gary'ego, trochę niepewnie. Gołym okiem widzę, że ma spódniczkę i przylegający top na ramiączkach. Gary szepcze jej coś do ucha, a ona wybucha śmiechem.
-Brawo Holland...- mówię pod nosem.
Jako, że wybija dwudziesta znaczy to, że musimy zaczynać. Podchodzę do mikrofonu, a Gary uśmiecha się i idzie do nas. Witam wszystkich krótkim przemówieniem, a potem zaczynamy. Naszą pierwszą piosenką jest Good Girls. Rozkręcamy się co dwa tygodnie właśnie nią, do tego ludzie się rozgrzewają. Po dwóch zwrotkach ludzie absolutnie szaleją, a skupiam się na tym co robię najlepiej. Gram na gitarze, a moje palce absolutnie żyją własnym życiem, suną po strunach jak chcą, oczywiście zgodnie z rytmem piosenki. Spoglądam na Gary’ego, a ten uśmiecha się i zaraz śpiewamy kolejną partię piosenki. Muzyka. To jest moje życie, to chcę robić w życiu, zarabiać, tworzyć. To jest to, co mnie uszczęśliwia, kobiety są ważne, ale muzyka to moje serce i dusza.
(…)
Piski i brawa pod koniec występu są wyrazem tego, że publiczność jest zadowolona. Odkładam gitarę i biorę łyka piwa, by moje gardło wreszcie zostało zwilżone. Holly wbiega na szpilkach na scenę i wpija się w moje usta, na co dziś średnio mam ochotę. Z uśmieszkiem na ustach podglądam poczynania Gary'ego i Kylie. Dziewczyna przytula go, a on pociera swoją ręką jej plecy. Mówią sobie coś na ucho. Zauważam, że The Rough wychodzą ze swojej miejscówki i podchodzą do Gary'ego i Kylie. Bernie-wokalista, którym Gary ma naprawdę na pieńku mówi coś, co peszy Kylie, mój przyjaciel się spina, a Josh pokazuje ruchem głowy, żebyśmy tam podeszli. Odkładam butelkę.
-Harry!- piszczy Holly.
-Jezu, zamknij się i jedź do domu...- mówię co sprawia, że jej twarz staje się czerwona.
Ignoruję ją i idę w stronę już mówiącego podniesionym głosem Gary'ego.
-Spadaj stąd!- mówi Gazz, podchodząc pokazuję El, żeby wzięła Kylie na bok.
-O co ci znów chodzi Bernie...- mówię.
-O nic, absolutnie o nic...
-Gazz by się nie zdenerwował, gdyby o nic nie chodziło, nie sądzisz?- mówię opierając się o blat baru.
-On wszystko bierze na serio.- śmieje się Bernie ze swoimi kolegami.
Gary chce go uderzyć, ale łapię go za ramię i każę wyjść do Kylie.
-Co mu powiedziałeś?- pytam, gdy Holland odchodzi.
-Ja pierdziele...- wzdycha.- Powiedziałem mu, że fajna dupa z niej i oby ją równo pieprzył.
Unoszę brwi, a ręce mnie świerzbią by tylko złapać go za kark i wynieść z klubu.
-Mogłeś sobie odpuścić, to było nie w porządku...- mówię.
-A co ty nagle taki święty się zrobiłeś?- śmieje się.
-Nie widzę w tym nic śmiesznego, nie zaczynaj takich tematów w ogóle...
-Jak macie taki ból dupy po tym to ok...- unosi dłonie w geście obronnym.-...My już się zmywamy. Nara.
-Gdzie jest Gazz?- pytam Eleanor, gdy The Rough wychodzi.
-W kanciapie pracowników.
Idę tam równym krokiem i oczom nie wierzę, gdy wchodzę, nie wiem ile się stało przez może 5 minut tej rozmowy, ale staję wmurowany. Kylie przytula się do Gary'ego, a dłonie mojego przyjaciela błądzą po jej plecach. Dziewczyna odważyła się pójść krok do przodu.
Dziwnie się czuję patrząc na tę dwójkę, z jednej strony cieszę się, że Gary jest coraz bliżej osiągnięcia upragnionego celu, ale z drugiej Kylie jest pyskata i mnie wkurza, ale to chyba ja chciałbym być na miejscu Gary'ego i chyba ta Amerykanka nie zasługuje na to by być celem.
Wychodzę z pokoju i wracam do baru.
-Gdzie oni są?- pyta Josh zdezorientowany.
-Zostali tam, gadają.
Zamawiam drinka i siadam na hokerze. Czuję się strasznie dziwnie, nigdy się tak nie czułem. Gdy Kylie odchodzi zerkam tylko na nią i przenoszę wzrok na Josha, który siedzi przy barze.
-Ja już będę jechała...- mówi do Gary'ego, a ten kiwa głową.
-Mam nadzieję, że będziesz następnym razem...- mówi.-...i obiecuje ci, że czegoś takiego nie będzie następnym razem.
Kylie uśmiecha się nieśmiało i wychodzi z klubu.
-Wiesz, że teraz powinineś z nią pojechać młotku?- mówię mieszając drinka.
-Ale po co?
-Uratowałeś ją, a dziewczyny na to lecą.
Gary patrzy na mnie zdziwiony.
-Czyli powinienem iść?
-Tak, brawo, dajcie mu Nobla...- mówię sarkastycznie.
Gary łapie za kurtkę i gitarę i wychodzi.
Kylie
Czekam na taksówkę, gdy głos Gary'ego odzywa się za mną.
-Myślałem, że będziemy jeszcze coś grać, ale Harry powiedział, że to koniec na dziś, więc cię odwiozę.
-Nie, nie musisz...- mówię z uśmiechem.
-Dokładnie to zrobię.
Prowadzi mnie do swojego samochodu i gdy wsiadam do środka od razu zapinam pasy.
-Ta dzisiejsza sytuacja była bardzo nie w porządku....
Opuszczam głowę.
-Przepraszam cię za nich, są strasznie szczerzy i ich zachowanie to debilizm.
-Ja...- zaczynam opierając głowę o okno.
-The Rough to tylko nasi znajomi, od czasu do czasu gramy wspólne koncerty, ale nic nas z nimi nie łączy prócz wspólnego klubu.- mówi i rusza z miejsca parkingowego.
-Czemu wspólnego?- pytam.
-Gramy tu co dwa tygodnie, w jednym my, w drugim oni.
-To wasz klub?- przenoszę wzrok na Gary'ego.
-Nie... Wspólnego przyjaciela...- dodaje.
Droga wydaje się biec powoli, ale jest przyjemnie, z głośników uwalniane są ciche dźwięki Highway To Hell AC/DC. Uśmiecham się szeroko.
-Lubisz ten zespół?- pytam.
-ACDC?
Kiwam głową.
-Są w porządku. Póki wożę Harry'ego do szkoły ta płyta musi być w samochodzie.
-Czemu?- zaczynam się śmiać.
-Harry ich uwielbia i dopóki jego samochód nie zostanie naprawiony ACDC grają u mnie.
Uśmiecham się szeroko. Jako, że od klubu do mojego mieszkania jest niedaleko Gary parkuje pod kamienicą.
-Nagrywaliście coś?- pytam zanim wysiadam z samochodu.
-Coś tak, ale nieprofesjonalnie oczywiście. Domowa robota.
Uśmiecham się szeroko.
-Chciałabym posłuchać więcej waszych utworów...- mówię.
-Zapraszam na próby w garażu Josha...- mówi z szerokim uśmiechem.
Między nami zapada krótka chwilka ciszy.
-Dobrze to, ja się już będę zbierała...- mówię do Gary'ego.
-Było mi bardzo miło, że przyszłaś...- Gazz podnosi się na fotelu i łapie mnie za rękę.- To wiele dla mnie znaczyło Kylie...
Chcę mu dać buziaka w policzek na pożegnanie, ale on dotyka swoimi ustami moich. Od razu się odsuwam, przez chwilkę patrzę mu w oczy, po czym się peszę im
ki wychodzę z samochodu. Moje nogi wręcz biegiem prowadzą mnie do środka, a gdy już jestem w mieszkaniu przeklinam cicho. To nie może być tak. Nie chcę, obiecałam sobie, że nie zakocham się w żadnym facecie i na żadnego nie spojrzę jak na kolegę. Siadam na fotelu i staram się myśleć racjonalnie. Londyn jest tylko przystankiem, z którego po otrzymaniu śwuadectwa czym prędzej wyjeżdżam, by przygotować się do studiów na Harvardzie. Obiecałam sobie, więc nie mogę złamać tej obietnicy. Czuję, że dopada mnie zmęczenie, więc wzdycham ciężko i idę wziąć szybki prysznic, a następnie zasypiam w łóżku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz