Siadamy w ławkach. Studentka, która wchodzi do klasy jest
przeciętnej urody, ma kręcone blond włosy do ramion, brązowe oczy, jest niższa
ode mnie i ma na sobie dżinsy i bluzkę, na którą nałożyła zielony żakiet,
ohydny zresztą. Dziewczyna prosi cicho o ciszę i uwagę, po czym siada na
biurku.
-Zakładam, że część z was, albo wszyscy uprawialiście
seks...- zaczyna.
Klasa zgodnie przytakuje.
-Lubicie to?- pyta z uśmiechem.
Klasa zaczyna się śmiać i wszyscy zgodnie mówią:
"Tak".
-Jak często uprawiacie seks?- pyta.
Mike się zgłasza.
-Bywa, że codziennie, zależy...
-Od czego to zależy?- pyta studentka.
-Od potrzeb...- dodaje Lewis.
-...albo np. jak ubierze się twoja dziewczyna do szkoły, czy
będzie miała na sobie obcisłe legginsy, czy flanelową spódniczkę...
-...czyli od tego, jak bardzo podkreśla swoje atuty...-
podsumowuje dziewczyna.
-Np. tak jak Kylie...- mówi Harry.
Wstrzymuję oddech i powoli odwracam się do tyłu.
-Co proszę?- pytam.
-Specjalnie ubierasz takie spodnie... Podkreślają twoje
pośladki...
-Żałosne.- mówię cicho.
Studentka jest zakłopotana. Dziewczyna kontynuuje, a El
szturcha mnie ramieniem.
Spoglądam na nią, a ona pochyla się do mojego ucha.
-Harry tak właśnie podrywa laski...- mówi.
-Się przeliczył...- mówię.
Alana i El chichoczą.
Odwracam się jeszcze raz do tyłu, by się na niego spojrzeć,
a on uśmiecha się łobuzersko i posyła buziaczka.
(...)
-Przyjadę po ciebie ok. 11, ok?- pyta Gary.
Kiwam głową.
-Masz mój numer?- pytam, a on przytakuje.
-W takim razie jesteśmy umówieni.- mówię i wsiadam do
samochodu.
Piątkowy wieczór mam zamiar spędzić przy dobrym filmie,
misce popcornu i kubku kakaa. Jadąc zauważam wielką reklamę na bilbordzie i ta
bardzo mnie interesuje.
Wpisuję adres siłowni, która reklamuje się. Karnety na
fitness -20%. Ha! Ja i fitness? Nie... Chciałabym dalej trenować kickboxing.
Albo chociaż ogarnąć jakąś porządną siłownię. GPS prowadzi mnie na adres
kilkanaście minut z mojego położenia. Parkuję i wchodzę do środka. Za stolikiem
siedzi blondynka w obcisłej różowej koszulce i legginsach. Uśmiecham się widząc
jej promienny uśmiech. Z drzwi obok wychodzi mężczyzna w bokserce i dresach.
-Katie, co mam teraz?- pyta.
-Poczekaj...- odzywa się piskliwym głosikiem, a ja czekam,
aż kobieta skończy.- Masz teraz wolne, potem grupę.
-Ok.
Mężczyzna zapisuje coś w zeszycie, a recepcjonistka zwraca
się do mnie.
-Chciałabym zapytać, czy są prowadzone zajęcia z boxingu,
albo kick-boxingu?- pytam.
Mężczyzna podnosi wzrok i ukradkiem lustruje mnie od góry do
dołu.
-Są...- mówi, wyprzedzając dziewczynę.-Prowadzę trening
personalny z boxingu. Trenowałaś?
-W Los Angeles, ale bardziej traktuję to jako utrzymanie
dobrej formy ciała.
-Masz umięśnione nogi...- mówi.-Musisz dobrze poruszac się
na macie.
-Nie wiem...- odpowiadam nieśmiało.
-Sprawdzimy to... Możesz chciałabyś zacząć od razu?- pyta.-
Mam wolną godzinę.
-Nie mam ze sobą stroju...- mówię.
-W naszej siłowni trzeba mieć koszulkę z logo, a spodenki
losztują tu 10£. Więc i tak musiałabyś kupić tu.
-W takim razie proszę o jedną lekcję z trenerem personalnym
i prosze doliczyć tę koszulkę i spodenki.
Dostaję do rąk papierowy czytnik i skanuję wchodząc do
szatni. Tam widzę same otyłe panie, spocone, jak sądzę po fitnessie. Uśmiecham
się do nich i zaczynam się przebierać, nakładam koszulkę i spodenki. Z półki w
szafce widzę ręcznik, jak wydaje mi się dla mnie. Przerzucam go przez ramię i
do ręki biorę wodę chwilkę tenu kupioną w automacie. Wychodzę z szatni i idę ku
sali, tam trener uśmiecha się i zaprasza na matę.
-Załóż rękawice...- mówi podając mi je.
Nakładam rękawice i czuję, że miło mieć znajomy uścisk w
dłoniach. Mężczyzna buerze worek.
-Nawalaj!- krzyczy.
Mój trening się zaczyna. Trener krzyczy: "dawaj!",
"nie poddawaj się", " dobrze chodzisz!", "noga".
I wtedy zaczyna się mój ulubiony trening. Moje nogi unoszone do góry walą worek
z całej siły.
Harry
Narzucam torbę na ramię i wchodzę do środka. Katie jak
zawsze siedzi na swoim miejscu i uśmiecha się widząc mnie. Podaję jej karnet,
ona go skanuje i oddaje. Mrugam do niej oczkiem i wchodzę do środka. Przebieram
się i biorę łyka wody idąc na siłownię. Wchodzę na salę boxingu, a Matt, który
aktualnie ma trening macha do mnie.
-Mocniej!- krzyczy do dziewczyny, która stoi do mnie tyłem i
zwinnie operuje rękawicami.
-Dawaj!- dodaje, a ona zakańcza pojedynek otwartymi
uderzeniem z kolana.
-Odpocznij chwilę...- mówi do dziewczyny, a ta siada na
macie i pije szybko wodę.
-Dobra jest, prawda?- pyta mnie Matt.
-Nowa?- pytam.
-Pierwsze zajęcia.
Dziewczyna wstaje z szerokim uśmiechem i patrząc na mnie
zakłada rękawice.
-Teraz mi wierzysz?- pyta Kylie, a jej łobuzerski uśmieszek przyprawia
mnie o mrowienie w podbrzuszu.
Nie jestem w stanie nic powiedzieć, tylko patrzę na nią
szeroko otwartymi oczami.
-Chyba tak...- mówię cicho.
-Chyba?- Kylie unosi brwi w zirytowaniu, jest taka ponętna w
sportowym staniku, krótkich spodenkach. Nawet nie wiem kiedy zaczynam dokładnie
oglądać jej ciało, od umięśnionego brzuch, pełnych, lekko ściśniętych piersi,
szczupłych, ale umięśnionych nóg.
-W takim razie zmierz się ze mną...- mówi wyrywając mnie ze
stanu odrętwienia, czuję, że moje usta są zwilżone, musiałem je oblizać.
Podnoszę wzrok na jej twarz, a na niej gości uśmiech pełen wyższości.
-Tak Harry! Też dobrze boksujesz...- mówi Matt.
-Dawaj Styles! Dam ci fory.- mówi, a moje nogi drżą. Obraca
się i wypina do mnie tyłek kładąc butelkę z wodą.
-Dobra.- mówię szybko.
Jest serio seksowna.
Nakładam rękawice i przygotowuję się do pojedynku z Kylie.
Kilka kosmyków z jej koka błądzi po jej pokrytym potem czole. Gdybym miał ją w
łóżku mogłaby robić ze mną fantastyczne rzeczy. Jej ciało pokryte lekkim potem,
nagie, poruszające się na górze. To mogłoby być zajebiste uczucie. Nagle
uderzenie w brzuch powala mnie na matę, Kylie stoi znieruchomiała i wybucha
śmiechem. Matt jej wtóruje.
-Już?- pyta, a ja próbuje złapać oddech i czekam aż wątroba
i żołądek wrócą na miejsce.
-Nie byłem gotowy...- mówię.
Kylie wywraca oczami.
-Zawsze jest jakaś wymówka...- mówi i nachyla się, by podać
mi dłoń. Kurwa nachyla się, a ja nie mogę odlepić wzroku od jej piersi. Holly
ma miseczkę B, a ona stuprocentową C.
Łapię za jej dłoń i podnoszę się do góry.
-Lepiej już nie rób Harry'emu krzywdy Kylie...- mówi Matt, a
ona uśmiecha się szeroko.-Dokończmy to, co zaczęliśmy...- dopowiada.
Bierze worek i dziewczyna nawala w niego z całej siły. Idę
na bieżnię by mieć na nią widok, naprawdę dobrze boksuje, ale zupełnie nie
widać tego po jej rękach.
Biegnąc rozmawiam z Gary'm przez telefon.
-Radzę ci się za nią brać...- mówię widząc jak nawala z
kolana w worek.
-Co ty taki miłosierny stałeś? Ty i rady? Rzecz bezcenna.-
ironizuje.
-Możesz?- pytam.
-O co ci chodzi z tą dziewczyną?
-Mi o co chodzi? To ty się na nią napaliłeś, a gdybyś ją
teraz zobaczył półnagą... Uuu...
-Półnagą?- pyta Gazz.
-Taa... Miseczka C.- mówię.
-Wow Einsteinie, zdążyłem zobaczyć.
-Ale ma ładną pupę...- mówię i mało przez to nie przewracam
się na bieżni.
-Gdzie ty cholera jesteś?
-Na siłowni, trenuje u Matta...
-Ha! Mówiła prawdę!- śmieje się.
-Ale śmieszne...- mówię cicho.
Kylie z uśmiechem dziękuje za trening i schodzi z maty. Matt
podaje jej ręcznik i butelkę wody.
-Do zobaczenia...- mówi i wyciera czoło ręcznikiem.
-Już poszła...- mówię.
-Luzik, będę ją miał na oku cały dzień.
-Gazz, mamy koncert...
-Boże pamiętam!- mówi.
Rozłączam się i wkładam słuchawki do uszu.
Kylie
-Przyjdę w tygodniu to wtedy kupię karnet...- mówię
dziewczynie w recepcji.
Ta kiwa głową i żegna się krótkim cześć.
Idę ku mojemu samochodowi, wsiadam do środka i odpalam
silnik. Droga się ciągnie bardzo długo, wjeżdżam w sam środek korku. W trakcie
telefonuję do Hailey, która opowiada o przerwie wiosennej. Brakuje mi jej
trajkotania na co dzień. Mówię jej, gdy siedzę przed telewizorem i oglądam
przyjaciół. Robi długie aww i mówi, że czas nam zleci, a my wtedy zobaczymy sie
i na pewno nie wypuścimy z objęć.
Biorę prysznic wieczorem i mam ochotę na coś na kolację po
takim wysiłku. Szukam czegoś w internecie i znajduję zapiekankę z makaronem,
kurczakiem i sosem beszamelowym. Sprawnie wszystko robię i część zjadam.
(...)
-Tutaj bardzo często można zobaczyć brytyjskich
celebrytów...- mówi Gary wskazując palcem na restaurację Carve Moi Bleu.
-Na przykład?- pytam gryząc donuta.
-Alana spotkała tu Nicka Grimshawa, a inna moja koleżanka
Kelly Osbourne z Adele.
-Warto tu koczować...- mówię wycierając palce w chusteczkę.
-Chodź idziemy dalej...- mówi łapiąc mnie za rękę.
Czuję się co najmniej dziwnie... Staję w miejscu i patrzę na
złączone dłonie, a Gary widząc to, robi się czerwony i puszcza dłoń.
-Następny przystanek?- pytam.
-London Eye...- mówi Gary.- Zarezerwowałem dla nas bilety,
żeby nie stać w kolejkach.
Uśmiecham się i idę obok chłopaka deptakiem, który prowadzi
do sławnego diabelskiego młynu. Gary podaje nazwisko, a sprzedawca wpuszcza
nas. Wsiadamy do wagonika i czekamy aż ruszy. Zauważam, że chłopak odrzuca
połączenia i rzuca do mnie przepraszające spojrzenie. Gdy jego telefon wibruje
po raz setny mówię, by odebrał, a ja robię trochę zdjęć panoramie Londynu.
-Co?, Napisałem ci sms-em, Jak zwykle, od czego ty masz
telefon?!, Powiedziałem, że będę, więc będę, Weź się zamknij, Spadaj, Kończę.
Wysyłam parę fotek mamie i Hailey.
-Przepraszam...- mówi skruszony.
Uśmiecham się dając mu do zrozumienia, że nic się nie stało.
-Piękny widok...- mówię patrząc na panoramę zaśnieżonego
Londynu.
-Tak ładnie jest tylko zimą i wiosną, potem już nie...- Gary
przysuwa się i kładzie rękę na oparciu kanapy za moją głową, na której
siedzimy.
-Czemu wiosną?- pytam czując bardzo ładny zapach jego
perfum.
-Bo cała przyroda budzi się do życia...
Uśmiecham się.
Telefon Gary'ego znów dzwoni, a on cicho klnie pod nosem i
przeprasza mnie.
-Halo?... Zadzwoń do Josha, ja jestem zajęty... Już ty
dobrze wiesz... Jesteś dupkiem...
Uśmiecham się szeroko i opuszczam głowę. Gary kręci głową i
zaczyna się śmiać.
-Czasami nie ogarniam dlaczego uważam go za kumpla...
-Josha?
-Harry'ego...
Wycieczka dobiega końca.
-Muzeum Figur Woskowych?- pyta, a ja kiwam głową.
(...)
-Ale mnie bolą stopy...- siadam na krześle w jednej z
restauracji, Gary się uśmiecha i ściąga kurtkę z barczystych ramion.
-I tak nie zobaczyłaś jeszcze wszystkiego...- mówi ściągając
szalik.
Kelner się z nami wita i podaje kartę dań. Zamawiamy pizzę i
po herbacie.
-Np. co jeszcze warto tu zobaczyć?- pytam odgarniając włosy
do tyłu.
-Np. powinnaś zobaczyć jeszcze obserwatowrium w Greenwich...
Byliśmy tam na wycieczce rok temu i od tamtego momentu mamy zakaz...- Gary
śmieje się pod nosem.
-Co zrobiliście takiego?
-Harry przez przypadek strącił stare okulary i wasza
wychowawczyni jakoś ubłagała muzeum, by nie musiał płacić odszkodowania.
Zaczynam się śmiać.
-Ale zmarzłam...- mówię pocierając dłonie o swoje nogi.
Nasze parujące herbaty zjawiają się na stole.
-Opowiedz mi jak to jest w Kalifornii...- mówi mieszając
napój.
-Po pierwsze i najważniejsze, cały rok jest ciepło... Świeci
słońce, jest niedaleko do plaży... Kalifornijczycy to głównie rozpuszczone
dzieci przez ich rodziców. Cała filozofia...- mówię biorąc łyka płynu.-Aa! Full
imprez...-dodaję.
Gary uśmiecha się szeroko.
-...i sławna "Spring Brake"...
Uśmiecham się.
-To w Miami.- mówię z uśmiechem na twarzy.
-Pojechałbym na to, tam to dopiero ludzie imprezują...-
opiera głowę o dłoń.
-Moja siostra chce mnie zabrać tam w kwietniu, możesz do nas
dołączyć...- mówię.
-Byłoby ekstra.
Pizza pojawia się na stole, gdy kończymy ją jeść Gary musi
się zbierać, bo dzwoni do niego Harry.
-Przepraszam, że muszę już iść...- mówi, a ja unoszę dłonie
do góry.
-Nie martw się mam stąd dwa przystanki autobusem.- mówię.
-Zawiózłbym cię, ale Styles mnie zabije jak się spóźnię...
Uśmiecham się lekko.
-W porządku.
Ubieramy kurtki, a Gary wyciąga pieniądze i płaci za nasz
posiłek, chcę prostestować.
-Żadnego płacenia z twojej strony, zaprosiłem cię i to, że
się zgodziłaś było dla mnie niespodzianką...
Uśmiecham się szeroko.
Wychodzimy z restauracji i stajemy na chwilkę przed nią.
-Dziękuję za dziś Gary...- mówię z uśmiechem.- Spędziłam ten
dzień fantastycznie.
-Bardzo się cieszę, że ci się podobało. Ja też ci
dziękuję...- mówi obejmuje mnie barczystymi ramionami.
Klepie go niezręcznie dłonią po plecach, gdy odsuwa się na
bok uśmiecha się nieśmiało.
-Do zobaczenia...- mówi.
Wsuwam słuchawki do uszu i zmierzam ku przystankowi. Czekam
na autobus i wkrótce jestem w drodze do domu.
Harry
Sprawdzam mikrofon i podłączam sprzęt. Eleanor zziajana
wbiega do klubu.
-Dziś znów będzie max!- mówi siadając na schodkach.
-Fantastycznie...- mówię z uśmiechem.
Josh sprawdza bębny, a ja siadam na scenie i odpisuję sms-a
od siostry. Gary wchodzi z gitarą na ramieniu i wita się głośnym: Cześć.
-Gdzie twoja randka?- pytam ją, a on odkłada instrument na
scenę.
-W domu...- mówi z uśmiechem.
-Nie zaprosiłeś ją?- pytam marszcząc czoło.
-Na koncert?
-Nie, do opery, Gary! Jasne, że na koncert. Laski lecą na
muzyków...- mówię, jakby to była oczywistość.
-Ona nie wygląda na taką, która leciałaby na muzyków.
-Gazz, każda leci...- kręcę głową.- Gdybyś ją zaprosił
szybciej wskoczyłaby ci do łóżka. Myślałem, że ty wiesz takie rzeczy...
-Ona się uczy i uczy... Takie koncerty to nie jej bajka.
Zresztą wydaje mi się, że to nie jest typ muzyka.
-Ale co ci zależy...- upieram się.- Zrobiłbyś furorę nią i
odegrałbyś się na The Rough. Pamiętasz?
-Tak...
-...dzwoń do niej, z góry przeproś, że nie zaproponowałeś
wcześniej i wyślij taksówkę po nią, jak się zgodzi.
Gary wyciąga telefon.
-Żebym ja ci takie rzeczy mówił...- mówię cicho do siebie.
(...)
Na miejscu jest już bardzo dużo osób. Drzwi się otwierają i
zamykają. Robimy próbę mikrofonów po raz kolejny, a Holly, jak zawsze stoi w
obcisłej sukience na szpilkach i łasi się do mnie. Gdy przez drzwi ciemne pukle
włosów wchodzą do środka, mężczyźni wstrzymują oddech. Niepewnie przemierza 5
metrów koło baru, a ja szturcham Gary'ego, który uśmiecha się szeroko i
poprawia skórzaną kurtkę na plecach.
-Boże, kto ją tu zaprosił?- słyszę syk z ust Holly.
-Gary.- odpowiadam.
Kylie uśmiecha się szeroko i obejmuje Gary'ego, trochę
niepewnie. Gołym okiem widzę, że ma spódniczkę i przylegający top na
ramiączkach. Gary szepcze jej coś do ucha, a ona wybucha śmiechem.
-Brawo Holland...- mówię pod nosem.
Jako, że wybija dwudziesta znaczy to, że musimy zaczynać.
Podchodzę do mikrofonu, a Gary uśmiecha się i idzie do nas. Witam wszystkich
krótkim przemówieniem, a potem zaczynamy. Naszą pierwszą piosenką jest Good
Girls. Rozkręcamy się co dwa tygodnie właśnie nią, do tego ludzie się
rozgrzewają. Po dwóch zwrotkach ludzie absolutnie szaleją, a skupiam się na tym
co robię najlepiej. Gram na gitarze, a moje palce absolutnie żyją własnym
życiem, suną po strunach jak chcą, oczywiście zgodnie z rytmem piosenki.
Spoglądam na Gary’ego, a ten uśmiecha się i zaraz śpiewamy kolejną partię
piosenki. Muzyka. To jest moje życie, to chcę robić w życiu, zarabiać, tworzyć.
To jest to, co mnie uszczęśliwia, kobiety są ważne, ale muzyka to moje serce i
dusza.
(…)
Piski i brawa pod koniec występu są wyrazem tego, że publiczność
jest zadowolona. Odkładam gitarę i biorę łyka piwa, by moje gardło wreszcie
zostało zwilżone. Holly wbiega na szpilkach na scenę i wpija się w moje usta,
na co dziś średnio mam ochotę. Z uśmieszkiem na ustach podglądam poczynania
Gary'ego i Kylie. Dziewczyna przytula go, a on pociera swoją ręką jej plecy.
Mówią sobie coś na ucho. Zauważam, że The Rough wychodzą ze swojej miejscówki i
podchodzą do Gary'ego i Kylie. Bernie-wokalista, którym Gary ma naprawdę na
pieńku mówi coś, co peszy Kylie, mój przyjaciel się spina, a Josh pokazuje
ruchem głowy, żebyśmy tam podeszli. Odkładam butelkę.
-Harry!- piszczy Holly.
-Jezu, zamknij się i jedź do domu...- mówię co sprawia, że
jej twarz staje się czerwona.
Ignoruję ją i idę w stronę już mówiącego podniesionym głosem
Gary'ego.
-Spadaj stąd!- mówi Gazz, podchodząc pokazuję El, żeby
wzięła Kylie na bok.
-O co ci znów chodzi Bernie...- mówię.
-O nic, absolutnie o nic...
-Gazz by się nie zdenerwował, gdyby o nic nie chodziło, nie
sądzisz?- mówię opierając się o blat baru.
-On wszystko bierze na serio.- śmieje się Bernie ze swoimi
kolegami.
Gary chce go uderzyć, ale łapię go za ramię i każę wyjść do
Kylie.
-Co mu powiedziałeś?- pytam, gdy Holland odchodzi.
-Ja pierdziele...- wzdycha.- Powiedziałem mu, że fajna dupa
z niej i oby ją równo pieprzył.
Unoszę brwi, a ręce mnie świerzbią by tylko złapać go za
kark i wynieść z klubu.
-Mogłeś sobie odpuścić, to było nie w porządku...- mówię.
-A co ty nagle taki święty się zrobiłeś?- śmieje się.
-Nie widzę w tym nic śmiesznego, nie zaczynaj takich tematów
w ogóle...
-Jak macie taki ból dupy po tym to ok...- unosi dłonie w
geście obronnym.-...My już się zmywamy. Nara.
-Gdzie jest Gazz?- pytam Eleanor, gdy The Rough wychodzi.
-W kanciapie pracowników.
Idę tam równym krokiem i oczom nie wierzę, gdy wchodzę, nie
wiem ile się stało przez może 5 minut tej rozmowy, ale staję wmurowany. Kylie
przytula się do Gary'ego, a dłonie mojego przyjaciela błądzą po jej plecach.
Dziewczyna odważyła się pójść krok do przodu.
Dziwnie się czuję patrząc na tę dwójkę, z jednej strony
cieszę się, że Gary jest coraz bliżej osiągnięcia upragnionego celu, ale z
drugiej Kylie jest pyskata i mnie wkurza, ale to chyba ja chciałbym być na
miejscu Gary'ego i chyba ta Amerykanka nie zasługuje na to by być celem.
Wychodzę z pokoju i wracam do baru.
-Gdzie oni są?- pyta Josh zdezorientowany.
-Zostali tam, gadają.
Zamawiam drinka i siadam na hokerze. Czuję się strasznie
dziwnie, nigdy się tak nie czułem. Gdy Kylie odchodzi zerkam tylko na nią i
przenoszę wzrok na Josha, który siedzi przy barze.
-Ja już będę jechała...- mówi do Gary'ego, a ten kiwa głową.
-Mam nadzieję, że będziesz następnym razem...- mówi.-...i
obiecuje ci, że czegoś takiego nie będzie następnym razem.
Kylie uśmiecha się nieśmiało i wychodzi z klubu.
-Wiesz, że teraz powinineś z nią pojechać młotku?- mówię
mieszając drinka.
-Ale po co?
-Uratowałeś ją, a dziewczyny na to lecą.
Gary patrzy na mnie zdziwiony.
-Czyli powinienem iść?
-Tak, brawo, dajcie mu Nobla...- mówię sarkastycznie.
Gary łapie za kurtkę i gitarę i wychodzi.
Kylie
Czekam na taksówkę, gdy głos Gary'ego odzywa się za mną.
-Myślałem, że będziemy jeszcze coś grać, ale Harry
powiedział, że to koniec na dziś, więc cię odwiozę.
-Nie, nie musisz...- mówię z uśmiechem.
-Dokładnie to zrobię.
Prowadzi mnie do swojego samochodu i gdy wsiadam do środka
od razu zapinam pasy.
-Ta dzisiejsza sytuacja była bardzo nie w porządku....
Opuszczam głowę.
-Przepraszam cię za nich, są strasznie szczerzy i ich
zachowanie to debilizm.
-Ja...- zaczynam opierając głowę o okno.
-The Rough to tylko nasi znajomi, od czasu do czasu gramy
wspólne koncerty, ale nic nas z nimi nie łączy prócz wspólnego klubu.- mówi i
rusza z miejsca parkingowego.
-Czemu wspólnego?- pytam.
-Gramy tu co dwa tygodnie, w jednym my, w drugim oni.
-To wasz klub?- przenoszę wzrok na Gary'ego.
-Nie... Wspólnego przyjaciela...- dodaje.
Droga wydaje się biec powoli, ale jest przyjemnie, z
głośników uwalniane są ciche dźwięki Highway To Hell AC/DC. Uśmiecham się
szeroko.
-Lubisz ten zespół?- pytam.
-ACDC?
Kiwam głową.
-Są w porządku. Póki wożę Harry'ego do szkoły ta płyta musi
być w samochodzie.
-Czemu?- zaczynam się śmiać.
-Harry ich uwielbia i dopóki jego samochód nie zostanie
naprawiony ACDC grają u mnie.
Uśmiecham się szeroko. Jako, że od klubu do mojego
mieszkania jest niedaleko Gary parkuje pod kamienicą.
-Nagrywaliście coś?- pytam zanim wysiadam z samochodu.
-Coś tak, ale nieprofesjonalnie oczywiście. Domowa robota.
Uśmiecham się szeroko.
-Chciałabym posłuchać więcej waszych utworów...- mówię.
-Zapraszam na próby w garażu Josha...- mówi z szerokim
uśmiechem.
Między nami zapada krótka chwilka ciszy.
-Dobrze to, ja się już będę zbierała...- mówię do Gary'ego.
-Było mi bardzo miło, że przyszłaś...- Gazz podnosi się na
fotelu i łapie mnie za rękę.- To wiele dla mnie znaczyło Kylie...
Chcę mu dać buziaka w policzek na pożegnanie, ale on dotyka
swoimi ustami moich. Od razu się odsuwam, przez chwilkę patrzę mu w oczy, po
czym się peszę im
ki wychodzę z samochodu. Moje nogi wręcz biegiem prowadzą
mnie do środka, a gdy już jestem w mieszkaniu przeklinam cicho. To nie może być
tak. Nie chcę, obiecałam sobie, że nie zakocham się w żadnym facecie i na
żadnego nie spojrzę jak na kolegę. Siadam na fotelu i staram się myśleć
racjonalnie. Londyn jest tylko przystankiem, z którego po otrzymaniu śwuadectwa
czym prędzej wyjeżdżam, by przygotować się do studiów na Harvardzie. Obiecałam
sobie, więc nie mogę złamać tej obietnicy. Czuję, że dopada mnie zmęczenie,
więc wzdycham ciężko i idę wziąć szybki prysznic, a następnie zasypiam w łóżku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz