9 września 2016

Rozdział 2



-Ile czasu znasz Harry’ego?- pytam grzecznie.
-Jakieś 3 lata, odkąd przyszedłem tu do szkoły. A czemu się pytasz?
-Wyglądacie na kumpli…
-Można to tak określić, dobrze się dogadujemy, mamy podobne zainteresowania, słuchamy tej samej muzyki, lubimy razem zabalować w klubie…
-To fajnie…
-…ale ma jedną wadę, która mnie szczególnie wkurza, mówiłem ci o tym…
-Masz na myśli typ kobieciarz?
-Taa… Jak widzę, jak w klubie siedzi oblężony przez te wszystkie laski… Masakra…
-Ma powodzenie?
-Nawet nie wiesz jakie… Sam mówi, że zawsze rozpoznaje dziewczynę, której się spodobał, a jeśli jest ładna to się za nią bierze… dosłownie…
Gary oprowadza mnie po szkole pokazując każdy kąt, zajmuje nam godzinę obejście jej całej. Wkrótce stajemy przy wyjściu ze szkoły.
-Wielkie dzięki… Już będę wiedziała, gdzie macie kawiarenkę…
-Super…- uśmiecha się oślepiając mnie śnieżnobiałymi zębami.
Ubieram płaszcz i razem z nim wychodzę ze szkoły, schodzimy schodami na dół. Zaraz stajemy koło mojego auta.
-Chyba nadszedł czas, żeby się pożegnać…- mówi i przytula mnie mocno. Jestem trochę zaskoczona i stoję sztywno, gdy on mnie mocno tuli. Gdy się odsuwa uśmiecha się nieśmiało.
-No to do jutra…- mówię i wsiadam do samochodu.
-Kylie…- mówi Gary, a ja otwieram szybę, by go wysłuchać.
-Masz plany na weekend? A dokładnie na sobotę wieczór?
-Chciałam zobaczyć miasto, a dlaczego się pytasz?
-Czysta ciekawość.
-Och… Ok. Do zobaczenia.
Zamykam szybę i wracam do mieszkania.

(…)

Harry

-Spóźniłeś się nie 10 minut, a 30…- mówi Josh do Gary’ego, który wchodzi do naszej salki w piwnicy.
-Daj mu spokój…- mówię wypuszczając dym z ust.
-Halo… Mamy w sobotę koncert, czy tylko ja tu jestem zainteresowany tym?- pyta Josh.
-Jezu… Zamknij się…- mówię.- Ty tylko walisz w bębny to ja i Gary śpiewamy.
-Dobra, zamknijcie się obydwoje…- mówi Gary ściągając kurtkę.
Upijam łyka piwa i wstaję z podestu, ustawiam mikrofon.
-Zacznijmy od Try Hard…- mówi Gary nakładając pasek od swojej gitary na kark. Ja robię tak samo.
Zaczynamy i powtarzamy ją przez kolejną godzinę, musimy trochę odetchnąć.
-Trzymasz z tą nową?- pytam go zapalając kolejnego papierosa.
-Ta. Fajna dupa z niej.
-No fajna, fajna… Widziałbym ją w łóżku…- mówię, a Gary zaczyna się śmiać.
-Ona cię nie lubi.
-Czemu?
-Bo wyglądasz jej na takiego co cały czas ma do czynienia z inną…
-Bez przesady…- śmieję się.
-…a to, że musi z tobą siedzieć jest dla niej katorgą…
-Ja nie narzekam… Ładnie pachnie… I ma ładne włosy… No i ten tyłek…
-Dobrze, że nosi takie spodnie…- mówi Gary, a ja zaczynam się śmiać i wypuszczam dym.
-Może uda ci się ją zabrać gdzieś po koncercie, jeśli przyjdzie, a cała szkoła przychodzi.- mówię gasząc papierosa.
-Ma plany.
-To zrób, żeby nie miała… Ona wie w ogóle?
-Nie.
-Może by poleciała na wokalistów z zespołu…
-Może… Znam ją jeden dzień…

Kylie
Kładę się spać, a leżąc w łóżku powtarzam materiał na jutro. Oczywiście wszystko już miałam. Nagle dostaję sms-a:
„Zdobyłem twój numer... Dobranoc :)”
Uśmiecham się i kładę swój telefon na etażerce.
Rankiem budzę się i włączam tv robiąc sobie grzanki z miodem. Moja kawa jest mocna na tyle, by postawić mnie na nogi. Po zjedzeniu biorę szybki prysznic i układam włosy dziś je prostuję. Ubrana w czarne opinające pośladki dżinsy i zwykły t-shirt w kolorze białym. Nakładam botki na obcasie i nakładam płaszcz oraz biorę do ręki torbę.
Dostaję sms-a: Jedziesz już?
Odpisuję: Nie mówię zazwyczaj nieznanym co robię, ani gdzie jestem.
„Przecież mnie znasz...”
”Nie przedstawiłeś się...”
„Skąd wiesz, że jestem facetem?”
Uśmiecham się i schodzę schodami w dół. Otwieram drzwi, a mroźne powietrze otula moją skórę.
„Przeczucie.”
„Zatem dobrze ci podpowiada...”
Odkładam telefon na fotel obok i włączam silnik. Uśmiech nie schodzi mi z ust. Czyżby Gary ze mną flirtował? Kurcze... Jest przystojny, zabawny, miły, pomocny. Droga zajmuje mi znacznie więcej czasu niż wczoraj. Przez śnieg i potworne korki spóźniam się na lekcję z panem Bloom’em. Oddaję płaszcz szatniarce i idę do klasy.
-Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie.- mówię.
-Siadaj Kylie i przepisz od Harry'ego zagadnienia na sprawdzian.
Chłopak unosi brwi i podsuwa mi zeszyt. Gdy idę przez całą klasę lustruje mnie od góry do dołu i uśmiecha się łobuzersko. Siadam na swoim krześle i wyciągam zeszyt oraz długopis. Przysuwam sobie jego zeszyt i przepisuje wszystko. Ma cholernie niekształtne pismo, ledwo co rozczytuję się z zapisanych na zagiętej kartce liter. Kończę ostatnie słowo i oddaję zeszyt.
Chcę się skupić, więc wsłuchuję się w słowa wypowiadane przez profesora.
-A dziękuje?- słyszę ciche słowa nad uchem.
Spoglądam na niego zaskoczona.
-Tak... Dzięki...- mówię ze sztucznym uśmiechem.
Zaczyna się cicho śmiać.
-Amerykanki...- burczy pod nosem.
-Masz coś do amerykanek?- mówię.
-Nie...- odpowiada unosząc brwi, a na jego twarzy rośnie uśmiech.- Są dobre w łóżku...
Patrzę na niego z szeroko otwartymi oczami. Chichocze...
-Odrażające...- mówię do siebie.
Na twarzy króluje uśmiech.
-A może to nie zasługa amerykanek? Może to ja?
-Przestań.- mówię i zaczynam notować, co profesor dyktuje.
W całej klasie zapada cisza, a jedyne co słychać to stukania kredy o tablicę i brzęczenie starych lamp na suficie. Przepisuję kolejne słowa, gdy mocny wdech nosem sprawia, że przestaję na chwilkę. Znów to robi. Znów się zaciąga moimi perfumami. I znów zachowuje się, jakby mnie dopiero co poznał.
Profesor kończy notowanie i zaczyna znów mówić.  Chichot Holly odrywa mnie od słuchania, spogląda na Harry'ego zagryzając perfekcyjnie czerwoną wargę. Harry pisze jej sms-a i wiem, że nie powinnam tam patrzeć, ale jego krocze się podniosło. Obrzydlistwo.
Eleanor odwraca się do tyłu i uśmiecha się do mnie.
*dzwonek*
Wzdycham z ulgą, a Harry szybko zwija się z miejsca. Zaraz łapie Holly za biodro i wychodzą. Podchodzę do Eleanor i Alany.
-Jestem pewna, że zrobi mu loda w kiblu...- mówię z obrzydzeniem.
-Pff... Normalka...- mówi Alana zarzucając torbę na ramię.
Wychodzimy z sali. Gary stoi oparty o ścianę, a dziewczyny się ulatniają.
-Hej...- mówi wkładając dłonie do kieszeni.
-Hej...- odpowiadam i zapada między nami cisza.-Czemu nic nie mówisz?- pytam Gary'ego z uśmiechem.
-Nie wiem, co powiedzieć... Może... Zacznijmy od głupich pytań...- proponuje chłopak.
-Czekam...- odpowiadam.
-Więc jak było na lekcji?
Spoglądam na niego zirytowana.
-Serio cię to akurat ciekawi? Proszę nie chcę o tym gadać, poza tym historia psychologii napewno nie interesuje ciebie...
-Znając życie, gdybyś mi odpowiedziała przytakiwałbym, że wszystko rozumiem.
Zaczynam się śmiać. Znów. Ruszamy ku automatowi z gorącymi napojami na końcu korytarza, Gary idzie obok. Spoglądam na jego profil, ma lekki zarost na policzkach, wystające kości policzkowe i do tego piękny, śnieżnobiały uśmiech.
-Kylie?- mówi opierając się o automat, który właśnie robi dla mnie gorącą czekoladę.
-Hm?- podnoszę na niego wzrok wybierając ilość cukru.
-W ten weekend mówiłaś, że chcesz zobaczyć miasto, prawda?
Kiwam głową i wyciągam kubeczek ze środka automatu.
-Może chciałabyś bym przez ten jeden dzień był twoim przewodnikiem...
Uśmiecham się szeroko.
-Pewnie, jeśli to nie psuje żadnych twoich planów.
-Nie psuje uwierz mi...
Spogląda na mnie niebieskimi oczami.
-Holland!- krzyk Stylesa roznosi się po całym korytarzu.
Gary odwraca wzrok na kędzierzawego, ten pokazuje gest: przystawia palec wskazujący i środkowy w lekkim rozchyleniu do ust, a między nimiust porusza językiem.
Blondyn puka się w głowę, a Styles zaczyna się głośno śmiać.
-Żałosne...- mówię do siebie.
-Tak...- dodaje Gary, a ja biorę łyka mojej czekolady.
-Już nie mogę się doczekać...- mówi, a ja się znów uśmiecham
-Może być ciekawie...
-Nie może, tylko będzie...- mówi, gdy dzwoni dzwonek.
-Niestety muszę iść... Do zobaczenia.
Wyrzucam papierowy kubek i biorę do ust gumę do żucia. Siadam koło Alany, a El rozmawia z Harrym po przeciwległej stronie korytarza. Chłopak daje jej kasę, a ja marszczę brwi.
-Jak wam idą projekty?- pyta profesor Clice.
Klasa buczy, a ja zaczynam się śmiać.
-Zaczął ktokolwiek cokolwiek?- pyta kobieta z cichą nadzieją, że w jej klasie znajdzie się osoba ambitna.
-Nie!- mówimy chórem.
Kobieta kręci głową.
-Porażka...- mówi pod nosem i przechodzi do lekcji.
W czasie lekcji dostaję sms-a od taty:
"Córciu ląduję za dwie godziny w Londynie, mam tu nagrania, znajdziesz czas na sesyjkę w studiu ze starym ojcem? "
"Jasne tato, co za pytanie, bardzo się za tobą stęskniłam, a na sesję w studiu z tobą zawsze znajdę czas"
"Fantastycznie. Przyjadę do ciebie do szkoły, co ty na to?"
"Zwolnię się z lekcji i pójdziemy na jakiś obiad..."
"Do zobaczenia Kylie"
Chowam telefon i naprawdę wyczekuję, aż lekcje mi przeminą. Tata wkrótce pisze mi sms-a, że czeka pod szkołą. Mówię dziewczynom, że muszę się zwolnić. Odbieram swój kożuszek i w czasie przerwy wybiegam na parking. Gdy widzę stojącego ojca przy wynajętym samochodzie rzucam mu się na szyję i całuję w policzek.
 
Harry
Wypalam papierosa i wydmuchuję dym, gdy widzę biegnącą Kylie ku jakiemuś mężczyźnie przytula się do niego i całuje go. Wyciągam telefon z kieszeni i pstrykam trochę zdjęć, by pokazać je Gary'emu.
-Holland!- krzyczę, gdy jestem już w szkole.
-Boże Styles! Weź ty ogarnij dupę... Te gesty... Co to było?!
-Ale co ty się tak spinasz... Ta twoja lala to chyba lubi starszych... Znacznie...
-Co ty pierdzielisz...- Gary puka się w głowę.- Posraną banię masz...
-Patrz...- mówię i pokazuję jemu zdjęcia.
-Co to za gość jest?
-Jak dla mnie to ona woli starszych...woli
-Może to jej jakiś znajomy... Albo ojciec...- mówi.
-...ojciec mieszka na stałe w Stanach. Co by robił w Londynie? Pomyśl...
-Też racja... Ale dobra... Ważne, że się z nią umówiłem na randkę...
-...kiedy?...- pytam.
-W sobotę... Ale zdążę na koncert.
-No ja mam nadzieję...- mówię do Gary'ego.- Żeby nie było, że wylądujesz z nią w łóżku i zapomnisz o świecie.
-Mhm...- mówi Gary.
 
(...)
-W tym studiu jest ktoś jeszcze...- mówi tata przepuszczając mnie jako pierwszą w windzie.
-Kto?
-Myślisz, że ci powiem... O nie... Powiem ci tylko tyle, że ucieszysz się na widok tej osoby.
-Powiedz mi...
-Nie.- odpowiada z uśmiechem.
Winda zatrzymuje się na piętrze ze studiem nagraniowym. Otwieram drzwi i piszczę widząc Justina. Ten zeskakuje z fotela i porywa mnie w ramiona. Mój przyjaciel z dzieciństwa. Poznaliśmy się mając 12 lat, kiedy Justin został odkryty przez Scootera, menadżera mojego taty.
-Tęskniłam wariacie!- mówię całując go w policzek.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę... Szkoda, że nie ma cię w LA.
-Od tygodnia uczę sie tutaj...
-...a podoba ci się choć tu?
Kiwam głową i uśmiecham się.
Tata wpuszcza mnie do studia, nakładam słuchawki i jak zawsze na początek leci Price Tag Jessie J.
Jak wygląda sprawa ze śpiewaniem?
Gdyby nie to, że nie zgodziłam się rok temu na występowanie i wejście do show biznesu byłabym teraz nową gwiazdą estrady, przynajmniej tak mówił Scooter. Promocja, wywiady, fajny singiel po którym byłabym kojarzona. Justin mnie zachęcał do tego, ale czułam, że to nie moje klimaty. Śpiewałam od zawsze tylko i wyłącznie dla własnej przyjemności i naprawdę nie chciałam tego zmieniać kiedykolwiek. Miałam swój własny materiał, który Scooter chciał wykorzystać na mojej ewentualnej płycie.
-Ty nawet sobie nie wyobrażasz, jak cholernie jesteś utalentowana...- mówi Justin, po tym jak kończę piosenkę.
-Przestań...- macham ręką.- To jest wyłącznie forma odprężenia...
-Zrobiłabyś przewrotną karierę i zawsze siedziałabyś obok mnie na galach.
Zaczynam się śmiać.
-Jak na razie to jedyny argument "za".- puszczam mu oko.
-Justin bardzo cię proszę nie podrywaj mojej córki...- mówi tata unosząc brew.
Zaczynam się śmiać. W słuchawkach leci melodia "Best Mistake'', więc skupiam się na rytmie i dźwiękach.

'Cause if the water dries up and the moon stops shining
Stars fall, and the world goes blind, boy
You know, I'll be savin' my love for you, for you

'Cause you're the best mistake I've ever made
But we hold on, hold on
There's no pot of gold in the rainbows we chase
But we hold on, hold on


-Uwielbiam twój głos córciu...- mówi tata, a ja wysyłam mu całuska.
Ćwiczę jeszcze Be My Baby, gdzie przez Justin robi śmieszne gesty, jakby gdyby słowa piosenki były kierowane do niego. Nie mogę się skupiać, więc zamykam oczy i wyśpiewuję kolejne dźwięki.
Udostępniam studio tacie, który nagrywa materiał na nowy krążek. Siadam koło Justina, a on przysuwa swój fotel do mojego.
-Przylecisz na moje urodziny do LA?- pyta.
-Jeśli zostanę zaproszona to pomyślę…- odpowiadam.
-To czuj się zaproszona.- uśmiecha się.
-U ciebie impreza?- pytam.
-W Soho…
-Mój klub…- jęczę z irytacją.- Dlaczego tutaj nie ma takich ludzi, takich klubów, takiej pogody…- marudzę.
Justin się śmieje.
-Chciałaś to masz Kylie…- mówi.
-Popadnę w depresję.
Po kolejnych zaśpiewanych przez tatę utworach do środka wchodzi Matty Healy (wokalista The 1975) i wita się ze wszystkimi. To jego studio, ale można powiedzieć, że jest dla mnie jak starszy brat, bo nasi ojcowie znają się od kołyski i mój tata ma do tego studia klucze i pełny wstęp.
-No nie wierzę...- mówi z uśmiechem, obracając mój fotel dookoła.-Jaka ty laska jesteś...
-Jeju przestańcie mi to powtarzać.- mówię i czuję, jak bardzo pieką mnie policzki.
-Brytyjczycy poznali piękno Amerykanek? -pyta.
Justin się wtrąca.
-Na pewno... Już pewnie stoją w kolejce do ciebie...- szturcha mnie ramieniem Jus.
Tata odchrząka, a ja zaczynam się śmiać.

(...)
Nabijam na widelec kurczaka i biorę go do ust. Mój tata uśmiecha się i podnosi rękę, by pogłaskać mój policzek.
-Jesteś naprawdę śliczną dziewczyną...- mówi.
-O matko...- jęczę, a on się śmieje.
-Tak na serio, masz jakiegoś chłopaka na oku?
-Tatku, jestem tu po to by skończyć tę szkołę i rozpocząć studia bez żadnych zobowiązań.
-Jestem z ciebie taki dumny. Masz miejsce w Harvardzie, to wielki wyczyn...
-Systematyczność...- uśmiecham się.
Mój tata łapie mnie z rękę i głaszcze moje knykcie. Marszczy czoło pokryte zmarszczkami i zbiera się by coś mi powiedzieć.
-Słońce... Muszę ci coś wyznać... Właściwie to po to tu przyjechałem...
-Coś się stało?- pytam.
-Nie... To znaczy... Tak... Stało się.
Uśmiecha się szeroko.
-Ja i Amy zaręczyliśmy się.
-O boże tato! To wspaniale!
-Naprawdę tak uważasz?
-Czekałam na to już od dobrych dwóch lat. Ile można?- śmieję się.
-Planujemy ślub pod koniec maja...
-W pałacyku babci?- pytam z nadzieją.
-Tak...- uśmiecha się, a ja klaszcze w dłonie ze szczęścia. Najpiękniejsze miejsce do ślubu.

(…)
Ziewam i włączam ekspres do kawy. Mierzwię włosy i siadam na wyspie. Pukanie do drzwi przerywa moje przemyślenia o tym jak cholernie chce mi się spać. Zapominam o tym, co konkretnie mam na sobie i otwieram drzwi.
-Umm... Kylie?- Gary macha mi przed oczami plastikowym pudełkiem pełnym gofrów.
-Co ty tu robisz?- pytam opierając głowę o futrynę.
-Przyniosłem ci śniadanie...
-A skąd masz mój adres?- pytam otwierając oczy.
Ma lekko otwarte usta i nieświadomie lustruje moje ciało. Na jego policzkach gości bardzo czerwony kolor. O co choo...
-O jezu!- piszczę i wbiegam do łazienki.
Biorę puchaty szlafrok i dopiero wtedy wychodzę z łazienki. Stoi zszokowany.
-Wejdź...- mówię cicho.
-Umm... ja...- zaczyna.-...ja... mam... tu gofry...
-Chcesz kawy?- pytam.
-Nie będę ci zawracał głowy...- siada na krześle przy wyspie.
-Więc ile łyżeczek cukru?- uśmiecham się.
Uśmiecha się szeroko.
-Nie słodzę.
Daję mu kubek i rozpakowuję gofry.
-Co cię sprowadziło do mojego domu?
-Chciałem ci zrobić niespodziankę...
-A skąd masz mój adres?
-Ja...- jąka się.- Jak pisałaś ze mną, to wyświetliło mi się położenie.
-Raz jeden nawigacja się przydała.
Zaczynamy jeść.
-Musisz mi dać chwilkę na ubranie się...- mówię odkładając kubki.
-Nie, ja już pójdę, Harry prosił mnie bym go zabrał z domu.
-Jak chcesz...
Gary uśmiecha się lekko i bierze kurtkę po czym wychodzi. Ubieram się i maluję. Myję zęby i rozczesuję włosy przed wyjściem.
Jadę samochodem znacznie dłużej niż normalnie. Korki w porannych godzinach są po prostu kilometrowe. Gdy wreszcie parkuję wysiadam z samochodu równocześnie z Garym, który zaparkował dwa miejsca dalej. Harry wysiada od strony pasażera i wyrzuca końcówkę papierosa na śnieg.
-Cześć...- mówi Gary i obejmuje mnie ramieniem.-Zjadłaś pożywne śniadanie?- pyta.
-Przepyszne gofry...
-Następnym razem będą naleśniki.
Uśmiecham się szeroko i idziemy do szatni, by oddać odzienia wierzchnie.
-Przepraszam, za moje zachowanie rano...- mówię cicho i czuję, że moje policzki oblewa fala ciepła.
Podnoszę wzrok na kolegę i on także jest mocno zarumieniony.
-Ja... Wiesz... Trochę cię zaskoczyłem... Nie masz mnie za co przepraszać, właściwie to ja to powinienem zrobić, bo przyjechałem znienacka.
Harry staje za nami i oddaje kurtkę.
-Gadacie o seksie, że jesteście tacy czerwoni?- pyta z łobuzerskim uśmieszkiem.
Wywracam oczami z poirytowaniem. Idziemy we trójkę po schodach, ja pomiędzy chłopakami.
-Żałosne...- mówię, a Gary chichocze.
-Nie lubisz tych tematów?- pyta Harry kładąc dłoń na moich pośladkach. Odpycham go.
-Zboczeniec...- cedzę.
-Masz silne ręce...- mówi cicho.
-Trenowałam kick-boxing więc uważaj...- dodaję.
Harry parska śmiechem.
-Co cię tak cieszy?- pytam zirytowana.
-Ty i kick-boxing dobre sobie... Znam cię kilka dni, ale jakoś nie wyobrażam sobie ciebie na macie...
-Twoja sprawa... Ja trenowałam 3 lata... Dla kondycji, siły i bezpieczeństwa... Szczególnie w obronie takich jak ty...
Gary parska śmiechem. Zaczyna dzwonić dzwonek.
-Zobaczymy się później...- mówi i odchodzi.
Harry wita się z kolegami, zauważam, że nie ma plastików, witam się z Eleanor i Alaną.
-Gdzie wychodzisz w weekend?- pyta Alana.
-Podbijam Londyn.- mówię poważnie, ale zaraz parskam śmiechem.
-Musisz poznać to miasto dobrze, a co do klubów restauracji to to jest mój numer...- mówi Alana.
Uśmiecham się.
-Gary będzie mnie oprowadzał.- mówię zaczesując grzywkę do tyłu.
-Tu się coś kroi...- mówi El.
Parskam śmiechem.
-Jest miły, uprzejmy i przyjechał dziś do mnie ze śniadaniem...- mówię z uśmiechem.
-Trzeba go było zaprosić wieczorem, na pewno zostałby na śniadanko...- mówi Alana poruszając brwiami.
-...nawet do łóżka...- dodaje El.
-Boże jesteście głupie...- zaczynam się śmiać.- To tylko mój kolega...
-Tylko...- mówią jednocześnie.
Panna Clice staje na środku sali.
-Posłuchajcie...- odchrząka i krzyżuje ręce na klatce piersiowej.
W klasie zapada cisza i wszyscy przenoszą wzrok na nauczycielkę.
-Wg planu na następnej lekcji powinna być godzina wychowawcza... Ale pan dyrektor zarządził, że odbędzie się wtedy edukacja seksualna...- mówi lekko zirytowana.
Klasa wybucha śmiechem.
-My mamy prawie 19 lat...- mówi Mike.
-Wiemy co to prezerwatywy...- dodaje Harry.
-Niektóre z naszych uczennic jak widać nie wiedziały.- mówi zirytowana Clice.
-Ashley się puszczała...- mówi cicho Mike.
-MIKE!- krzyczy Clice.-Nie życzę sobie takiego sprośnego słownictwa na moich zajęciach.
Klasa znów wybucha śmiechem.
-W każdym razie, przyjdzie do was studentka...- mówi nauczycielka, a chłopaki gwiżdżą.-...i poprowadzi dla was lekcję... nie będzie mnie na niej, więc zachowujcie się porządnie...
Chłopaki wybuchają śmiechem.
-O co ja w ogóle proszę...- mówi kobieta.- Przejdźmy do lekcji...

*************
Rozkręcamy się laski! :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz