10 maja 2017

Rozdział 37

-Zamknij drzwi na zamek...- mówię do Harry'ego, który wykonuje moje polecenie. Wchodzę do kuchni i przypominam sobie, że nie zrobiłam nic na obiad. Odwracam się do niego przodem, gdy już zamierza ściągnąć z pleców skórzaną kurtkę.
-Musimy coś zamówić...- mówię odkładając klucze na wyspę kuchenną.
-A jesteś bardzo głodna?- pyta, na co przeczę.
-To chodź pojedziemy po te zakupy, zawieziemy moje do mnie i wrócimy do ciebie... Potem zamówimy sobie jedzenie. Teraz stracimy mnóstwo czasu...- mówi podchodząc do mnie bliżej.
Kiwam głową i znów biorę torebkę do ręki, Harry otwiera drzwi i puszcza mnie przodem... Łapię go za rękę i schodzimy na dół schodami, chwilę później mijamy stanowisko portiera i wsiadamy do jego auta. Zaczyna w radiu lecieć AC/DC uśmiecham się i podgłaśniam radio. Znamy każde słowo, a Harry próbuje nawet naśladować mojego dziadka, na co zaczynam się śmiać.
-Nigdy mu nie dorównam…- mówi po chwili, na co unoszę brwi i się uśmiecham.
-Nie próbuj, masz taki ładny głos, chcesz skrzeczeć jak on?- pytam Hazzę, na co ten kręci głową śmiejąc się ze mnie.
-Przez swój głos jest taki sławny…- próbuje mnie przekonać do swojej racji.
-A ty przez co jesteś taki sławny w szkole?- pytam go, na co wzrusza ramionami. -Bo jesteś seksowny…- odpowiadam bez ogródek, na co się uśmiecha.- A tak w ogóle to koledzy pytają dlaczego już tak często nie zmieniasz dziewczyn, albo dlaczego zerwałeś bliski kontakt z Holly?- pytam.
-Taa, szczególnie z The Rough, gdy przyprowadzają na koncert dziewczyny specjalnie dla mnie i odmawiam seksu z nimi, to wtedy męczą…- mówi i skręcamy w prawo.
-Przyprowadzają dla ciebie dziewczyny?- unoszę brwi.
-Oni są strasznie złośliwi i za wszelką cenę próbują mnie przełamać, nawet wtedy gdy im mówię, że z kimś się spotykam…- mówi.
-Masz na myśli „dziewczynę z rodzinnych stron”?- unoszę brwi z uśmiechem i spoglądam na rosnący na jego twarzy uśmiech.
-Dokładnie tak…- mówi i kładzie mi rękę na nodze. Obejmuje moje udo dłonią i zaciska je, a ja sunę dłonią po jego dłoni.
Nie puszcza do momentu zaparkowania przed supermarketem, a gdy już to robi zauważam ślad jego dłoni na moich spodniach, uśmiecham się szeroko na to i wysiadam z auta. Okrąża je i obejmuje mnie ręką w biodrach przysuwając do siebie i daje buziaka w czoło. Uśmiecham się szeroko i gdy stoimy przed sklepem, Harry puszcza mnie i bierze wózek, do którego wkładam torebkę.
-Masz listę zakupów od Gemmy?- pytam go, na co kiwa głową i wyciąga telefon z kieszeni i czyta owoce, które pakuję do toreb i wkładam do koszyka, zaraz po tym i ja dokonuję wyboru co jest mi potrzebne. Zauważam jedną rzecz, która powoduje u mnie lekkie motylki w brzuchu… Coś niezwykłego… Po czym zauważam zmianę u Harry’ego… Do sklepu wchodzi drużyna pięknych dziewczyn, wyższych ode mnie, ze świetnymi figurami, fajnie ubranymi. Przechodzą koło nas i Hazz przykuwa ich uwagę bardzo. Jedna z nich aż staje w miejscu na chwilę i przygląda mu się, podczas gdy on pakuje do torby pomarańcze, z których chce zrobić rano sok do picia dla nas. Wystarczyłoby podniesienie wzroku na kilka centymetrów do góry, by móc widzieć te dziewczyny, a niemożliwością jest, by ich nawet nie słyszał, bo sporo ludzi zwróciło na nie uwagę. Sporo mężczyzn… Ale nie Harry… Gdy ta jedna stoi i się patrzy Harry jak gdyby nigdy nic spogląda w bok na mnie i uśmiecha się szeroko. Dziewczyny idą dalej odwracając się za Harry’m, który podchodzi do mnie i daje mi buziaka w usta. Bez powodu… Uśmiecham się szeroko do niego i obejmuję go w biodrach i idziemy po nabiał, a potem po pieczywo i po płatki.
-Ile paczek?- pyta mnie.
-Dwie…- uśmiecham się do niego, a on pakuje cztery, także dla siebie. Dalej idziemy po papier toaletowy, ja dokupuję jeszcze trochę specyfików do sprzątania i idziemy do kasy. Wyciągam swoje rzeczy na taśmę i układam za nimi plastikową przegródkę i pomagam wykładać Harry’emu jego zakupy. Uśmiecham się do niego i widzę, że jego dłoń sięga po ową przegródkę. Łapię jego dłoń.
-Co ty?- pytam.
-Ja zapłacę…- uśmiecha się i całuje mnie w czoło.
-Nie, nie, każdy płaci za siebie, Hazz…- mówię.
-Kylie…- zakłada mi kosmyk włosów za ucho i przybliża do nich usta. -…kup sobie jakieś fajne majteczki za to…- mówi, na co na mojej twarzy pojawia się uśmiech.
-Starczy mi jeszcze na to, moi rodzice naprawdę wysyłają mi niezłe sumki… I za zakupy zapłacę…- mówię do niego, na co się śmieje.
-Nic cię nie przekona…- mówi z uśmiechem patrząc mi w oczy.
-Nic…- uśmiecham się szeroko.
-No dobrze… Ale skoro tak, ja zamówię jedzenie… -mówi marszcząc lekko czoło.
-Harry…- zaczynam mówić, na co on daje mi szybkiego buziaka nie pozwalając skończyć.
- Pozwól mi się dziś sobą zaopiekować…- mówi, na co oblewają mnie ciepłe dreszcze, wzdycham cicho i przytulam się do niego, bo to jedyne co mogę zrobić czując od niego ten wyjątkowy urok. Po zapłaceniu za zakupy idziemy do samochodu, Harry pomaga mi zapakować torby do bagażnika jego auta i mówi, że odwiezie wózek, ale przed tym mówi, że wstąpi do apteki, bo Gemma prosiła go o zakup leków.
-Poczekam w aucie…- mówię z uśmiechem do niego. Harry szybkim krokiem zmierza do apteki, która mieści się koło apteki, w tym czasie ja zawiązuję torbę z owocami, by pod wpływem hamowania się nie wysypały.
-Dzień dobry Kylie…- słyszę za sobą i odwracam się widząc profesora Bloom’a ubranego w skórzaną kurtkę łudząco podobną do tej, którą ma Hazz. W ręce trzyma kask, co świadczy, że jeździ motorem. Takiego go jeszcze nie widziałam…
-Dzień dobry panu…- uśmiecham się.- Na zakupy?- pytam.
-Idę do apteki kupić coś na gardło, bo struny głosowe wysiadają od przekrzykiwania pierwszaków…- mówi, na co obydwoje cicho się śmiejemy. Wsuwa dłonie do kieszeni.- A ty widzę po zakupach…- mówi i zaczyna się przyglądać samochodowi.- Zmieniłaś samochód?- pyta, na co lekko mnie zatyka.
-Nie…- mieszam się.- To auto Harry’ego…- mówię, na co otwiera szerzej oczy i kiwa głową w zrozumieniu.- Mój znów się zepsuł i poprosiłam go o pomoc…- zaczynam się tłumaczyć, co mężczyzna zauważa. Peszę się jeszcze bardziej.
-Wiesz, bardzo się cieszę, że zdecydowałaś się na udział w tej olimpiadzie…- mówi, na co lekko oddycham z ulgą, że zmienił temat.-… to wielka szansa dla szkoły, a w tym roku nagrodą jest spore dofinansowanie, więc warto.
-To ja dziękuję, że dostałam taką propozycję, bo lubię takie rzeczy... Jak przygotowywałam się do tej Harvardzkiej to było coś niesamowitego, taka presja, ale jaka nagroda i przygoda była fantastyczna, poznałam ludzi, którzy mają podobnego bzika do mnie…- mówię z lekkim uśmiechem, na co on też się uśmiecha.
-Jakbym słyszał siebie z czasów licealnych…- mówi i opuszcza głowę cicho się śmiejąc, ja także to robię.
-Dzień dobry!- słyszę po prawej stronie głos Harry’ego, do którego się uśmiecham, ale wiem, że będzie niezadowolony, że spotkałam Bloom’a. Jego mina to mówi.
-Witaj Harry…- odpowiada z uśmiechem i widzę, że jeden i drugi się lekko spina, po czym profesor się żegna z nami krótkim: Do widzenia! Przymierzam się do zamknięcia bagażnika, gdy słyszę głos Harry’ego.
-Co on tu robił?- pyta.
-Przyjechał do apteki… Chyba mnie zobaczył i podszedł, by się przywitać…- mówię obserwując pulsujące kości policzkowe Hazzy. Zamykam bagażnik i wsiadam do auta.
-Nie mógł stracić takiej okazji, żeby na Ciebie popatrzeć...- mówi Harry, gdy sięgam po pas.
-Hazz, proszę Cię...- mówię.- To wciąż jest nauczyciel, czemu tak na niego reagujesz?- pytam.
-Bo oblukuje Cię tak, jak by chciał Cię zaraz wyruchać, a od tego jestem ja...- mówi, na co zaczynam się śmiać. Patrzy na mnie ze zdziwieniem i nie wie, dlaczego w ogóle to robię.
-I to się nie zmieni...- mówię i nachylam się, by dać mu buziaka.
Rozchmurza się i zaczynamy rozmawiać o dzisiejszym wieczorze, który prawdopodobnie spędzimy na kanapie, bo muszę przeczytać materiały do konkursu, Harry chce w tym uczestniczyć, więc cieszę się, gdy mówi, że mi nawet pomoże. Docieramy do jego domu i Harry zostawia Gemmie zakupy, ja natomiast szukam jakiejś fajnej piosenki w radiu, ale nic konkretnie mnie nie interesuje. Harry wsiada do środka i wyjeżdżamy z posesji.
-Chińszczyzna, tureckie, pizza?- pyta jadąc.
-Dziś bym zjadła pizzę...- mówię, na co Harry kręci numer i zamawia dla nas moją ulubioną, dużą pepperoni. Powrót zajmuje nam niecałe 20 minut i zaraz właściwie jesteśmy w domu, ja rozpakowuję zakupy, a Harry myje ręce. Wchodzi do kuchni z uśmiechem i bierze jedno jabłko i wpija w nie swoje zęby. Zaraz intensywnie porusza szczęką i przygląda mi się. Chowam ostatnie rzeczy do szafki i idę do swojego pokoju się przebrać w krótkie materiałowe spodenki i mocno wycięty top, jeden z najwygodniejszych jakie miałam. Czeszę włosy w koka i rzucam na stolik do kawy książkę z przygotowaniami. Wcześniej przychodzi pan z pizzą. Hazz nalewa mi trochę lemoniado-piwa i zaczynamy jeść nasz późny obiad. Zjadam dwa kawałki, Harry cztery i mówi, że ma jeszcze na coś ochotę, więc pozwalam mu zjeść swój ostatni kawałek, co w sumie daje mu 5 kawałków. Od piwa odbija mu się, za co strasznie mnie przeprasza, a jego twarz jest czerwona jak burak. Zaczynam się z niego śmiać i myję naczynia w zlewie. Gdy wracam do saloniku Harry wychodzi do łazienki, więc ja wygodnie kładę się na kanapie, w pozycji półleżącej i sięgam po materiały ze stolika. Zaczynam czytać, gdy Harry wychodzi i ziewa.
-Zamierzam na tobie spać...- mówi i rozkłada się między moimi nogami na brzuchu, swoją głowę kładzie na moim podbrzuszu i prawą ręką oplata moją nogę, przyciągając ją bliżej. Jeszcze trochę się kręci i zastyga. Aby skupić się bardziej zaczynam dotykać jego włosów, które wprost idealnie pasują do moich palców. Mruczy cicho i chwilę później delikatnie oddycha, cicho świszcząc przez nos. Skupiam się na tym co czytam i nawet nie wiem kiedy odpływam. Daleko...
Otwieram oczy. Jestem w mieszkaniu, a za oknem widać panoramę wielkiego miasta, ale to nie moje londyńskie mieszkanie. To jest większe, bardziej przestronne, obracam się dookoła, jestem sama, a dłoni trzymam, zaraz... smoczek? Smoczek dla dziecka? Przeraża mnie cisza, która tu panuje, nie mogę podejść do balkonu, stoję w miejscu jakby wbita. I... nagle słyszę ciche kwilenie, cichy płacz dziecka jakby z bardzo niedalekiej odległości. Teraz obracam się bez problemu i nogi same niosą do pokoju oddalonego o długość jednego korytarza. Wchodzę do środka, panuje tutaj niezwykle ciepła, jasna aura, mnóstwo misiów, zabawek, obrazków dla dzieci na ścianie. Pochodzę jeszcze jeden krok do przodu w stronę do łóżeczka przez które spgląda w moją stronę dziecko. Mała istotka z ciemnymi włosami, podkurczonymi nóżkami, wierzga nimi jak oszalałe na mój widok, pokazuje różowe dziąsła w uśmiechu. Nogi prowadzą mnie bliżej i ręce sięgają po maleństwo, które wtedy aż podskakuje ze szczęścia i wtedy gdy chcę dotknąć jego ciała zauważam barwę jego tęczówek. Tak szmaargdowe oczy widziałam tylko u jednej osoby... Nie mogę się ruszyć, nie mogę dotknąć dziecka, chociaż chce poczuć jego ciepło, to jestem sztywna. Dziecko nagle zmienia wyraz twarzy i zaczyna płakać coraz głośniej i głośniej, wyciąga ręce w moją stronę i próbuje złapać moje dłonie, tak bardzo się stara. Mój oddech się przyspiesza, nie wiem co robić, chce dotknąć tego dziecka, a on chce mnie. Dlaczego nie mogę tego zrobić! Dziecko prawie dławi się łzami i wtedy dzieje się coś niezwykłego. Łóżeczko przewraca się pod wpływem wielkiej siły, która wpłynęła przez ścianę totalnie ją rozwalając. Ja też leżę na podłodze, nic mnie nie boli, ale to cholerne łóżeczko jest na moich nogach. Podnoszę się i chcę sprawdzić, jak z dzieckiem, ale nie ma go tam. Rozglądam się dookoła i dopiero kilka metrów ode mnie, zauważam niemowlę skulone i ze smutną twarzą, niezwykle spokojną... i siną...
***
Budzę się gwałtownie łapiąc oddech, Harry zrywa się i patrzy na mnie przerażony.
-Co się stało?- pyta szybko.
-Sen, miałam zły sen...- cicho odpowiadam. Moje serce bije jak młot, a ja sama nie jestem w stanie opanować niezwykle szybkiego oddechu. Harry kładzie się pomiędzy moimi nogami i opiera się na rękach chcąc przy przybliżyć swoją twarz do mojej. Zamykam na chwilę oczy i czuję, że jest lepiej i wtedy je otwieram. Harry wpatruje się we mnie tymi piekielnie szmaragdowymi oczami, wręcz wierci mi w nich dziurę, dziurę w głowie.
-Pocałuj mnie...- mówię cicho chcąc go poczuć.
-Nie musisz prosić dwa razy...- odzywa się cichym, niskim głosem. Dotyka moje usta swoimi i zatapia się w nich całkowicie. Rozpływam się i czuję się naprawdę błogo, ten pocałunek jest dziwny, bo Harry chce na 100% dać mi jakieś ukojenie, sądzę nawet że sam nie jest tego świadom, ale to robi i naprawdę idzie mu świetnie. Jest mi nie wygodnie, więc zaczynam się podnosić i doprowadzam do tego, że siadam Harry'emu na kolanach i ciągle kontynuuję pocałunek, nie przerywam, nie chcę, nie potrafię. Moje palce znikają w jego włosach i tarmoszą je na wszystkie strony, wówczas on zaczyna mruczeć i dotykać mojego ciała bardziej. Z wielką czułością oddajemy sobie kolejne uczucia i nie chcemy przestać. Gdy jednak nadchodzi moment zakończenia, przytulam się do niego opatulam ramionami jego szyję i składam raz na jakiś czas pocałunki na jego szyi. Siedzimy w zupełnej ciszy, co po tym dziwnym, szokującym i kompletnie niezrozumiałym dla mnie śnie jest dla mnie dobre. Harry czuje, że tego potrzebuję, więc pokornie siedzi i głaszcze moją skórę. Przysypiam na jeszcze krótka chwilę i postanawiam wracać do nauki, a Harry czując nagle jakieś dziwne poczucie obowiązku, zaczyna robić ciasto, które jest jedyną rzeczą, która razem z naleśnikami wychodzi mu tak perfekcyjne. Jedno ciasto z jabłkami. Zaczytuję się w lekturze, a Hazz szaleje w kuchni. Przekładam się na brzuch i czytam dalej, w międzyczasie dzwoni do mnie mama i pyta co się dzieje u mnie... Mówię, że robię ciasto i mikser głośno chodzi. Dobrze, że Harry tego nie słyszy... Odkładam telefon i widzę jak skupia się na równomiernym ułożeniu jabłek, męczą mnie te definicje, więc siadam na hokerze i przyglądam mu się, wtedy odrywa się od zajęcia i uśmiecha się do mnie.
-Ky, czytaj to co masz czytać, bo jak skończę chcę się z tobą trochę...- mówi, a na jego twarzy rośnie i rośnie uśmiech. Ja chichoczę i nawet nie kwestionuję tego, a po prostu wracam do książek :).
Nie wiem ile tak siedzę, ale wydaje mi się, że długo, bo kończę czytać i zamykam z hukiem plik kartek. Harry siedzi na wyspie po turecku i pisze coś na telefonie. W pokoju panuje cisza, a jedynie zagłusza ją cichy dźwięk chodzącego piekarnika. Kładę książkę na stoliku i wstaję z kanapy, czując jak spływają mi do nóg odpowiednie ilości krwi. Staję za wyspą i obejmuję jego brzuch od tyłu wtulając twarz w jego zgarbione plecy.
-Już, piękna?- pyta, na co mruczę twierdząco.
-Jestem cała twoja.- odpowiadam cicho. Harry aż odwraca lekko głowę, na co się uśmiecham i okrążam wyspę, by stanąć przed nim. Nalewka sobie wody i wypijam ją duszkiem... Odkładam do zmywarki i spoglądam do piekarnika, ciasto wygląda wybitnie. Siadam na blacie i przyglądam się Harry'emu, który wydaje mi się, że jest w trakcie pisania wiadomości, ale przerwał ją. Bo patrzy na mnie...
Uśmiecham się do niego, on do mnie, coraz szerzej i szerzej.
-Rozbierzesz się dla mnie?- pyta prosto z mostu, na co otwieram szerzej oczy i zaczynam się śmiać.
-Jak będziemy szli pod prysznic, pewnie...- mówię, na co ona chichocze. Patrzę na niego niezrozumiale.
-Rozbierz się dla mnie...- mówi z uśmiechem i spokojem.- Teraz...- dodaje.- Teraz...- odrzeka, na co unoszę brwi.
-Mam się rozebrać tutaj i teraz?- muszę się upewnić.
Kiwa głową, na co czuję, że zaczynam czuć palące policzki.
-Nie będę się tak po prostu przed tobą rozbierała...- krzyżuję ręce na piersiach.
-Nie ograniczaj ich...- poucza mnie Harry, na co puszczam ręce i kładę je na kolanach.- Rozbierz się... Masz takie piękne ciało...- mówi, na co otwieram lekko usta.
-Nie będę ci robiła striprizu Styles.- odpowiadam i zeskakuję z blatu czując, że skóra przykleiła mi się do blatu. Pocieram lekko dłonią uda i sprawdzam ciasto.
-Już nie przypadkiem koniec czasu?- pytam Harry'ego. On cały czas się uśmiecha do mnie, co jest naprawdę podejrzane...
-Nie rozbiorę się...- mówię mu nim otworzy usta.
Chichocze za moimi plecami i schodzi z wyspy blokując telefon i zostawiając go na blacie. Sprawdza i potwierdza moje słowa, wyłącza piekarnik i wyciąga blachę, kładzie ją na blacie i wącha.
-Bosko... Trochę ostygnie i zjemy...- mówi, na co kiwam głową. Harry spogląda na mnie i uśmiecha się szeroko.
-Idziemy pod prysznic?- pyta mnie, na co cicho chichoczę i potwierdzam jego słowa.
-Pójdę po ręczniki, a Ty rozkrój ciasto, żeby szybciej ostygło...- mówię mu, na co uśmiecha się szeroko i wykonuje moje polecenia. Zanoszę ręczniki do łazienki i wyciągam z szafki żel do mycia ciała. Kładę go na półce, ściągam top przez głowę, wrzucam go i spodenki do prania.
-Kylie, a masz łopatkę do ciasta? -pyta z kuchni, na co podążam do niej, by dać mu ją. Gdy przechodzę przez próg kuchni uśmiecha się na mój widok i lustruje od góry do dołu. Wyciągam łopatkę z szuflady i podaję mu ją w dłoń.
-Już się rozebrałaś? A tak się wzbraniałaś...- mówi i patrzy się w mój biust.
-Pośpiesz się, bo ja wchodzę pod prysznic...- mówię, na co on szybko zabiera się do roboty. W drodze do łazienki ściągam stanik, na co słyszę z kuchni ciche: "Kurwa...". Włączam prysznic, bo lubię, gdy łazienka jest zaparowana i rozpuszczam włosy. Ściągam dolną partię bielizny i owijam się ręcznikiem. Wychodzę z łazienki i przenoszę pudełko prezerwatyw w pudełku. Kładę je na pralce i ściągam z siebie ręcznik, wówczas wchodzi do łazienki i uśmiecha się na moje nagie ciało.
-Gotowa?- pyta.
-A Ty?- pytam i wchodzę do kabiny. Przez zaparowaną szybę widzę jak się rozbiera, naprawdę szybko, jak się zbliża... otwiera kabinę, wchodzi do środka... Marszczy lekko czoło na gorącą wodę lejącą się ze słuchawki, ale nie zważa na to i przybliża się do mnie kładąc dłonie na moich lędźwiach i zjezdzajac nimi na pośladki. Przybliża swoją twarz do mojej i obserwuje moje poczynania. Chce złapać zębami moją dolną wargę, ale gdy się uśmiecham uniemożliwiam mu to, on też się uśmiecha i robi krok do przodu chcąc przesunąć swoje nagie ciało bliżej mojego. Jego twarz nie kieruje się w stronę mojej, ale w stronę szyi, w której zatapia swoje usta, bardzo namiętnie, bardzo drapieżnie. Podrywa moje ciało emocjonalnością, która przez niego przemawia, zaciska dłonie na moich pośladkach mocno i aż syczę, gdy jednocześnie gryzie skórę na mojej szyi i zaciska dłonie na pośladkach. Po mojej twarzy spływa woda, dużo wody, upajam się jego dotykiem, choć brutalnym to seksownym. Harry zmienia taktykę i odsuwa twarz od mojej szyi, przyciska mnie do szklanej ściany plecami i przyciska się bliżej, tak, że aż zagryzam wargi. Jego wzrok spada na moje piersi, które unoszą się podczas gwałtownego oddechu. Swoimi dłońmi je obejmuje i dotyka patrząc mi w oczy, na co ja sięgam dłonią po jego przyjaciela. Obserwuje mnie z wielkim skupieniem i gdy tylko ściskam go mocniej zaznacza się to w jego mimice. Zagryza malinową wargę, na co ja puszczam swoją i wpatruje się w to zjawisko jak w obrazek. Wystarczy coś takiego, by mnie rozpalić. Rozchylam usta i aż chcę, by moje usta dotknęły tę pokrytą skazą ucisku wargę, pragnę dotyku. Przenoszę swoją dłoń wyżej i niżej, wyżej i niżej, wyżej i...
-Kylie...- roznosi się jego jęk w kabinie pełnej szumu.
Puszcza mój biust i przysuwa swoją twarz do mojej, a mój wzrok zatapia się w jego ustach i gdy już jest wystarczająco blisko łapię zębami dolną wargę Hazzy i zaraz ją puszczam składając na niej delikatny pocałunek. Na jego twarzy pojawia się delikatny uśmiech, a dłonie przenoszą się na moje żebra i suną w dół.
-Jesteś tak piękna, że nie mogę się tobą nacieszyć...- mówi.- Taka...- dodaje i wpija się w moje usta nie ustępując. Jest zachłanny, chce więcej, znacznie więcej. Ja jedynie co chcę teraz to pocałunek pełen upojenia i taki jest. Nawet nie wiem co myśleć, skupiam się na nim... Wplatam palce w jego mokre włosy chcąc przybliżyć się do niego bardziej, bliżej. Otwieram szerzej usta przeklinając mu prosto w nie, a on się uśmiecha i w tym momencie łapie mnie za żebra unosi tak bym oplotła go wokół pasa, a plecami dotykam szklanej obudowy kabiny. Wciąż.
-Gdzie są gumki?- pyta.
-Są na pralce...- mówię szybko, na co opuszcza mnie i wychodzi. Ocieram parę z szyby i patrzę co robi, Harry łapie za ręcznik, wyciera swoje przyrodzenie zagryzając usta i wyciąga prezerwatywę. Nakłada ją i kładzie opakowanie na pralce, wraca do mnie i oblewany przez wodę z prysznica mruży oczy. Kylie, uspokój się... Dopiero teraz się zacznie... Oj zacznie się... Harry bierze mnie do góry, tak bym oplotła nogi wokół jego bioder i wchodzi we mnie, na co z moich ust wychodzi głośny jęk.
-Nigdy nie robiłem tego pod prysznicem...- mówi cicho i wykonuje drugie pchnięcie.
-Ja też...- mówię przyciągając jego ciało bliżej.
-Tracimy dziewictwo pod prysznicem...- mówi, na co uśmiecham się szeroko.
-Zamknij się głupku, oczekuję, że zaraz będę krzyczała.- mówię, na co on daje mi klapsa w tyłek. I wykonuje kolejne pchnięcia, kolejne i kolejne...
-A poproś ładnie to zaraz poczujesz się lepiej...- mówi powtarzając ruchy.
-Proszę...- mówię cicho wbijając paznokcie w jego plecy.
-To nie jest to czego chciałem...- mówi, na co ja cicho jęczę, czując ucisk.
-Już?- pyta.- Oczekiwałem czegoś bardziej spektakularnego po takich głębokich wejściach. To już daleko za twoim punktem G.
Wchodzi głębiej chcąc mi zawrócić w głowie i podgłośnić mnie.
-Wiesz gdzie jest mój punkt G?- pytam i cicho wzdycham.
-Co to za pytanie, czuć go tak bardzo...- mówi, na co przytrzymując się jego unoszę lekko biodra i opuszczam je.
-Mmm... Kochanie, a co Ty tu wyrabiasz?- pyta i ściska moje pośladki. Podnosi mnie wyżej i wtedy przyspiesza jak wariat. Nie jestem w stanie złapać oddechu, więc tylko cicho skomlę jego imię, uśmiecha się i wchodzi głęboko, że aż odchylam głowę do tyłu.
-Co ty...- mówię cicho.- ...robisz...
-Spójrz na mnie...- mówi i znów uderza w mojego pośladka. Wykonuję to zadanie z trudnością, ale spoglądam w jego oczy. Są szeroko otwarte, źrenice także, mają w sobie cień tajemniczości i podniecenia. Dużo podniecenia.
-Dziś...- mówi.-... dojdziesz nie raz...- dodaje. Patrząc w jego oczy sięgam dłonią do jego twarzy. Wsuwam swojego środkowego palca do jego ust i uśmiecham się...
-Mam nadzieję...- mówię i wyciągam palca i ucałowuję jego dolną wargę. Zaczynam spinać pośladki i unosić je, by wprowadzić trochę mojego pierwiastka. Trochę kobiecego seksapilu.
-Lubisz to?- pytam, na co się uśmiecha.
-Lubię Ciebie, napaloną Ciebie... - mówi z uśmiechem, na co ja obniżam się bardziej i widzę zmianę jego wyrazu twarzy.
-A to?- pytam, na co mruczy potwierdzając moje słowa. - Postaw mnie na ziemi..- mówię mu na co on otwiera oczy z przerażenia.
-Spokojnie kochanie...- mówię całując jego usta.- Będzie lepiej...- mówię. Posłusznie stawia mnie na ziemi, na co nie wyciągając go z siebie przyciskam go do ściany plecami i wypinam się pośladkami w jego stronę przytrzymując się o szklaną szybę po przeciwległej stronie. I zaczynam się poruszać, a Hazz mi w tym pomaga. Wręcz nachyla się nade mną, by czuć go bliżej. Dyszy mi do ucha, a ja zagryzam wargę do bólu. Jest taki wielki, tak głęboko w środku, rozwala mnie. Emocjonalnie i fizycznie. Stara się wejść jeszcze dalej, ale jest już cały i wtedy aż walę pięścią o szybę, z moich ust wychodzi ciche: Och Harry!
On kontynuuje i nie zamierza przestawać, ja poruszam pośladkami, podryguję nimi chcąc czuć więcej.
-Kylie, jesteś niesamowita...- mówi i ściska moje piersi przy kolejnym wejściu. Naprawdę nie zwalnia, a ja zaczynam coraz głośniej dyszeć i jęczeć. Mój głos jest urywany, nie wiem co mówię, bo czuję się tak bosko tak....
-O kurwa!- piszczę i znów walę pięścią o szybę.- Szybciej!
Hazz nachyla się nade mną i droczy się powolnymi ruchami, ale głębokimi tak, że chyba jego przyjaciel wchodzi mi do macicy. Uśmiecham się pod nosem na to określenie i czuję, jak jego palce schodzą w stronę mojej kobiecości. I zaczynają... Nie wiem co się wówczas dzieje, nie pamiętam, ale jest naprawdę mega. Nie wiem ile razy obdarowuję Harry'ego orgazmem, ale jest mega. Jest kurwa mega. On jest mega. Świat jest mega. Wow!
Wychodzi ze mnie i opiera się cicho o moje ciało. Ja próbuję złapać oddech, on próbuje złapać oddech.
-Mógłbym uprawiać z tobą seks do końca mojego życia...- mówi i całuje moje plecy.
Uśmiecham się.
-Znudziłabym ci się...- mówię, na co on od razu przeczy.
-Za każdym razem odkrywam nową Ciebie...- mówi, na co uśmiecham się szeroko.
-I nawzajem.- mówię, na co znów całuje moje plecy. Idzie wyrzucić prezerwatywę i wraca do mnie, by spokojnie dokończyć kąpiel. Oczywiście, która była tylko pretekstem do seksu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz