-Zamknij drzwi na zamek...- mówię do Harry'ego,
który wykonuje moje polecenie. Wchodzę do kuchni i przypominam sobie, że
nie zrobiłam nic na obiad. Odwracam się do niego przodem, gdy już
zamierza ściągnąć z pleców skórzaną kurtkę.
-Musimy coś zamówić...- mówię odkładając klucze na wyspę kuchenną.
-A jesteś bardzo głodna?- pyta, na co przeczę.
-To
chodź pojedziemy po te zakupy, zawieziemy moje do mnie i wrócimy do
ciebie... Potem zamówimy sobie jedzenie. Teraz stracimy mnóstwo
czasu...- mówi podchodząc do mnie bliżej.
Kiwam
głową i znów biorę torebkę do ręki, Harry otwiera drzwi i puszcza mnie
przodem... Łapię go za rękę i schodzimy na dół schodami, chwilę później
mijamy stanowisko portiera i wsiadamy do jego auta. Zaczyna w radiu
lecieć AC/DC uśmiecham się i podgłaśniam radio. Znamy każde słowo, a
Harry próbuje nawet naśladować mojego dziadka, na co zaczynam się śmiać.
-Nigdy mu nie dorównam…- mówi po chwili, na co unoszę brwi i się uśmiecham.
-Nie próbuj, masz taki ładny głos, chcesz skrzeczeć jak on?- pytam Hazzę, na co ten kręci głową śmiejąc się ze mnie.
-Przez swój głos jest taki sławny…- próbuje mnie przekonać do swojej racji.
-A
ty przez co jesteś taki sławny w szkole?- pytam go, na co wzrusza
ramionami. -Bo jesteś seksowny…- odpowiadam bez ogródek, na co się
uśmiecha.- A tak w ogóle to koledzy pytają dlaczego już tak często nie
zmieniasz dziewczyn, albo dlaczego zerwałeś bliski kontakt z Holly?-
pytam.
-Taa, szczególnie z The Rough, gdy
przyprowadzają na koncert dziewczyny specjalnie dla mnie i odmawiam
seksu z nimi, to wtedy męczą…- mówi i skręcamy w prawo.
-Przyprowadzają dla ciebie dziewczyny?- unoszę brwi.
-Oni są strasznie złośliwi i za wszelką cenę próbują mnie przełamać, nawet wtedy gdy im mówię, że z kimś się spotykam…- mówi.
-Masz na myśli „dziewczynę z rodzinnych stron”?- unoszę brwi z uśmiechem i spoglądam na rosnący na jego twarzy uśmiech.
-Dokładnie tak…- mówi i kładzie mi rękę na nodze. Obejmuje moje udo dłonią i zaciska je, a ja sunę dłonią po jego dłoni.
Nie
puszcza do momentu zaparkowania przed supermarketem, a gdy już to robi
zauważam ślad jego dłoni na moich spodniach, uśmiecham się szeroko na to
i wysiadam z auta. Okrąża je i obejmuje mnie ręką w biodrach
przysuwając do siebie i daje buziaka w czoło. Uśmiecham się szeroko i
gdy stoimy przed sklepem, Harry puszcza mnie i bierze wózek, do którego
wkładam torebkę.
-Masz listę zakupów od Gemmy?-
pytam go, na co kiwa głową i wyciąga telefon z kieszeni i czyta owoce,
które pakuję do toreb i wkładam do koszyka, zaraz po tym i ja dokonuję
wyboru co jest mi potrzebne. Zauważam jedną rzecz, która powoduje u mnie
lekkie motylki w brzuchu… Coś niezwykłego… Po czym zauważam zmianę u
Harry’ego… Do sklepu wchodzi drużyna pięknych dziewczyn, wyższych ode
mnie, ze świetnymi figurami, fajnie ubranymi. Przechodzą koło nas i Hazz
przykuwa ich uwagę bardzo. Jedna z nich aż staje w miejscu na chwilę i
przygląda mu się, podczas gdy on pakuje do torby pomarańcze, z których
chce zrobić rano sok do picia dla nas. Wystarczyłoby podniesienie wzroku
na kilka centymetrów do góry, by móc widzieć te dziewczyny, a
niemożliwością jest, by ich nawet nie słyszał, bo sporo ludzi zwróciło
na nie uwagę. Sporo mężczyzn… Ale nie Harry… Gdy ta jedna stoi i się
patrzy Harry jak gdyby nigdy nic spogląda w bok na mnie i uśmiecha się
szeroko. Dziewczyny idą dalej odwracając się za Harry’m, który podchodzi
do mnie i daje mi buziaka w usta. Bez powodu… Uśmiecham się szeroko do
niego i obejmuję go w biodrach i idziemy po nabiał, a potem po pieczywo i
po płatki.
-Ile paczek?- pyta mnie.
-Dwie…-
uśmiecham się do niego, a on pakuje cztery, także dla siebie. Dalej
idziemy po papier toaletowy, ja dokupuję jeszcze trochę specyfików do
sprzątania i idziemy do kasy. Wyciągam swoje rzeczy na taśmę i układam
za nimi plastikową przegródkę i pomagam wykładać Harry’emu jego zakupy.
Uśmiecham się do niego i widzę, że jego dłoń sięga po ową przegródkę.
Łapię jego dłoń.
-Co ty?- pytam.
-Ja zapłacę…- uśmiecha się i całuje mnie w czoło.
-Nie, nie, każdy płaci za siebie, Hazz…- mówię.
-Kylie…-
zakłada mi kosmyk włosów za ucho i przybliża do nich usta. -…kup sobie
jakieś fajne majteczki za to…- mówi, na co na mojej twarzy pojawia się
uśmiech.
-Starczy mi jeszcze na to, moi rodzice
naprawdę wysyłają mi niezłe sumki… I za zakupy zapłacę…- mówię do niego,
na co się śmieje.
-Nic cię nie przekona…- mówi z uśmiechem patrząc mi w oczy.
-Nic…- uśmiecham się szeroko.
-No dobrze… Ale skoro tak, ja zamówię jedzenie… -mówi marszcząc lekko czoło.
-Harry…- zaczynam mówić, na co on daje mi szybkiego buziaka nie pozwalając skończyć.
-
Pozwól mi się dziś sobą zaopiekować…- mówi, na co oblewają mnie ciepłe
dreszcze, wzdycham cicho i przytulam się do niego, bo to jedyne co mogę
zrobić czując od niego ten wyjątkowy urok. Po zapłaceniu za zakupy
idziemy do samochodu, Harry pomaga mi zapakować torby do bagażnika jego
auta i mówi, że odwiezie wózek, ale przed tym mówi, że wstąpi do apteki,
bo Gemma prosiła go o zakup leków.
-Poczekam w
aucie…- mówię z uśmiechem do niego. Harry szybkim krokiem zmierza do
apteki, która mieści się koło apteki, w tym czasie ja zawiązuję torbę z
owocami, by pod wpływem hamowania się nie wysypały.
-Dzień
dobry Kylie…- słyszę za sobą i odwracam się widząc profesora Bloom’a
ubranego w skórzaną kurtkę łudząco podobną do tej, którą ma Hazz. W ręce
trzyma kask, co świadczy, że jeździ motorem. Takiego go jeszcze nie
widziałam…
-Dzień dobry panu…- uśmiecham się.- Na zakupy?- pytam.
-Idę
do apteki kupić coś na gardło, bo struny głosowe wysiadają od
przekrzykiwania pierwszaków…- mówi, na co obydwoje cicho się śmiejemy.
Wsuwa dłonie do kieszeni.- A ty widzę po zakupach…- mówi i zaczyna się
przyglądać samochodowi.- Zmieniłaś samochód?- pyta, na co lekko mnie
zatyka.
-Nie…- mieszam się.- To auto Harry’ego…-
mówię, na co otwiera szerzej oczy i kiwa głową w zrozumieniu.- Mój znów
się zepsuł i poprosiłam go o pomoc…- zaczynam się tłumaczyć, co
mężczyzna zauważa. Peszę się jeszcze bardziej.
-Wiesz,
bardzo się cieszę, że zdecydowałaś się na udział w tej olimpiadzie…-
mówi, na co lekko oddycham z ulgą, że zmienił temat.-… to wielka szansa
dla szkoły, a w tym roku nagrodą jest spore dofinansowanie, więc warto.
-To
ja dziękuję, że dostałam taką propozycję, bo lubię takie rzeczy... Jak
przygotowywałam się do tej Harvardzkiej to było coś niesamowitego, taka
presja, ale jaka nagroda i przygoda była fantastyczna, poznałam ludzi,
którzy mają podobnego bzika do mnie…- mówię z lekkim uśmiechem, na co on
też się uśmiecha.
-Jakbym słyszał siebie z czasów licealnych…- mówi i opuszcza głowę cicho się śmiejąc, ja także to robię.
-Dzień
dobry!- słyszę po prawej stronie głos Harry’ego, do którego się
uśmiecham, ale wiem, że będzie niezadowolony, że spotkałam Bloom’a. Jego
mina to mówi.
-Witaj Harry…- odpowiada z
uśmiechem i widzę, że jeden i drugi się lekko spina, po czym profesor
się żegna z nami krótkim: Do widzenia! Przymierzam się do zamknięcia
bagażnika, gdy słyszę głos Harry’ego.
-Co on tu robił?- pyta.
-Przyjechał
do apteki… Chyba mnie zobaczył i podszedł, by się przywitać…- mówię
obserwując pulsujące kości policzkowe Hazzy. Zamykam bagażnik i wsiadam
do auta.
-Nie mógł stracić takiej okazji, żeby na Ciebie popatrzeć...- mówi Harry, gdy sięgam po pas.
-Hazz, proszę Cię...- mówię.- To wciąż jest nauczyciel, czemu tak na niego reagujesz?- pytam.
-Bo
oblukuje Cię tak, jak by chciał Cię zaraz wyruchać, a od tego jestem
ja...- mówi, na co zaczynam się śmiać. Patrzy na mnie ze zdziwieniem i
nie wie, dlaczego w ogóle to robię.
-I to się nie zmieni...- mówię i nachylam się, by dać mu buziaka.
Rozchmurza
się i zaczynamy rozmawiać o dzisiejszym wieczorze, który prawdopodobnie
spędzimy na kanapie, bo muszę przeczytać materiały do konkursu, Harry
chce w tym uczestniczyć, więc cieszę się, gdy mówi, że mi nawet pomoże.
Docieramy do jego domu i Harry zostawia Gemmie zakupy, ja natomiast
szukam jakiejś fajnej piosenki w radiu, ale nic konkretnie mnie nie
interesuje. Harry wsiada do środka i wyjeżdżamy z posesji.
-Chińszczyzna, tureckie, pizza?- pyta jadąc.
-Dziś
bym zjadła pizzę...- mówię, na co Harry kręci numer i zamawia dla nas
moją ulubioną, dużą pepperoni. Powrót zajmuje nam niecałe 20 minut i
zaraz właściwie jesteśmy w domu, ja rozpakowuję zakupy, a Harry myje
ręce. Wchodzi do kuchni z uśmiechem i bierze jedno jabłko i wpija w nie
swoje zęby. Zaraz intensywnie porusza szczęką i przygląda mi się. Chowam
ostatnie rzeczy do szafki i idę do swojego pokoju się przebrać w
krótkie materiałowe spodenki i mocno wycięty top, jeden z
najwygodniejszych jakie miałam. Czeszę włosy w koka i rzucam na stolik
do kawy książkę z przygotowaniami. Wcześniej przychodzi pan z pizzą.
Hazz nalewa mi trochę lemoniado-piwa i zaczynamy jeść nasz późny obiad.
Zjadam dwa kawałki, Harry cztery i mówi, że ma jeszcze na coś ochotę,
więc pozwalam mu zjeść swój ostatni kawałek, co w sumie daje mu 5
kawałków. Od piwa odbija mu się, za co strasznie mnie przeprasza, a jego
twarz jest czerwona jak burak. Zaczynam się z niego śmiać i myję
naczynia w zlewie. Gdy wracam do saloniku Harry wychodzi do łazienki,
więc ja wygodnie kładę się na kanapie, w pozycji półleżącej i sięgam po
materiały ze stolika. Zaczynam czytać, gdy Harry wychodzi i ziewa.
-Zamierzam
na tobie spać...- mówi i rozkłada się między moimi nogami na brzuchu,
swoją głowę kładzie na moim podbrzuszu i prawą ręką oplata moją nogę,
przyciągając ją bliżej. Jeszcze trochę się kręci i zastyga. Aby skupić
się bardziej zaczynam dotykać jego włosów, które wprost idealnie pasują
do moich palców. Mruczy cicho i chwilę później delikatnie oddycha, cicho
świszcząc przez nos. Skupiam się na tym co czytam i nawet nie wiem
kiedy odpływam. Daleko...
Otwieram oczy. Jestem w
mieszkaniu, a za oknem widać panoramę wielkiego miasta, ale to nie moje
londyńskie mieszkanie. To jest większe, bardziej przestronne, obracam
się dookoła, jestem sama, a dłoni trzymam, zaraz... smoczek? Smoczek dla
dziecka? Przeraża mnie cisza, która tu panuje, nie mogę podejść do
balkonu, stoję w miejscu jakby wbita. I... nagle słyszę ciche kwilenie,
cichy płacz dziecka jakby z bardzo niedalekiej odległości. Teraz obracam
się bez problemu i nogi same niosą do pokoju oddalonego o długość
jednego korytarza. Wchodzę do środka, panuje tutaj niezwykle ciepła,
jasna aura, mnóstwo misiów, zabawek, obrazków dla dzieci na ścianie.
Pochodzę jeszcze jeden krok do przodu w stronę do łóżeczka przez które
spgląda w moją stronę dziecko. Mała istotka z ciemnymi włosami,
podkurczonymi nóżkami, wierzga nimi jak oszalałe na mój widok, pokazuje
różowe dziąsła w uśmiechu. Nogi prowadzą mnie bliżej i ręce sięgają po
maleństwo, które wtedy aż podskakuje ze szczęścia i wtedy gdy chcę
dotknąć jego ciała zauważam barwę jego tęczówek. Tak szmaargdowe oczy
widziałam tylko u jednej osoby... Nie mogę się ruszyć, nie mogę dotknąć
dziecka, chociaż chce poczuć jego ciepło, to jestem sztywna. Dziecko
nagle zmienia wyraz twarzy i zaczyna płakać coraz głośniej i głośniej,
wyciąga ręce w moją stronę i próbuje złapać moje dłonie, tak bardzo się
stara. Mój oddech się przyspiesza, nie wiem co robić, chce dotknąć tego
dziecka, a on chce mnie. Dlaczego nie mogę tego zrobić! Dziecko prawie
dławi się łzami i wtedy dzieje się coś niezwykłego. Łóżeczko przewraca
się pod wpływem wielkiej siły, która wpłynęła przez ścianę totalnie ją
rozwalając. Ja też leżę na podłodze, nic mnie nie boli, ale to cholerne
łóżeczko jest na moich nogach. Podnoszę się i chcę sprawdzić, jak z
dzieckiem, ale nie ma go tam. Rozglądam się dookoła i dopiero kilka
metrów ode mnie, zauważam niemowlę skulone i ze smutną twarzą, niezwykle
spokojną... i siną...
***
Budzę się gwałtownie łapiąc oddech, Harry zrywa się i patrzy na mnie przerażony.
-Co się stało?- pyta szybko.
-Sen,
miałam zły sen...- cicho odpowiadam. Moje serce bije jak młot, a ja
sama nie jestem w stanie opanować niezwykle szybkiego oddechu. Harry
kładzie się pomiędzy moimi nogami i opiera się na rękach chcąc przy
przybliżyć swoją twarz do mojej. Zamykam na chwilę oczy i czuję, że jest
lepiej i wtedy je otwieram. Harry wpatruje się we mnie tymi piekielnie
szmaragdowymi oczami, wręcz wierci mi w nich dziurę, dziurę w głowie.
-Pocałuj mnie...- mówię cicho chcąc go poczuć.
-Nie
musisz prosić dwa razy...- odzywa się cichym, niskim głosem. Dotyka
moje usta swoimi i zatapia się w nich całkowicie. Rozpływam się i czuję
się naprawdę błogo, ten pocałunek jest dziwny, bo Harry chce na 100% dać
mi jakieś ukojenie, sądzę nawet że sam nie jest tego świadom, ale to
robi i naprawdę idzie mu świetnie. Jest mi nie wygodnie, więc zaczynam
się podnosić i doprowadzam do tego, że siadam Harry'emu na kolanach i
ciągle kontynuuję pocałunek, nie przerywam, nie chcę, nie potrafię. Moje
palce znikają w jego włosach i tarmoszą je na wszystkie strony, wówczas
on zaczyna mruczeć i dotykać mojego ciała bardziej. Z wielką czułością
oddajemy sobie kolejne uczucia i nie chcemy przestać. Gdy jednak
nadchodzi moment zakończenia, przytulam się do niego opatulam ramionami
jego szyję i składam raz na jakiś czas pocałunki na jego szyi. Siedzimy w
zupełnej ciszy, co po tym dziwnym, szokującym i kompletnie
niezrozumiałym dla mnie śnie jest dla mnie dobre. Harry czuje, że tego
potrzebuję, więc pokornie siedzi i głaszcze moją skórę. Przysypiam na
jeszcze krótka chwilę i postanawiam wracać do nauki, a Harry czując
nagle jakieś dziwne poczucie obowiązku, zaczyna robić ciasto, które jest
jedyną rzeczą, która razem z naleśnikami wychodzi mu tak perfekcyjne.
Jedno ciasto z jabłkami. Zaczytuję się w lekturze, a Hazz szaleje w
kuchni. Przekładam się na brzuch i czytam dalej, w międzyczasie dzwoni
do mnie mama i pyta co się dzieje u mnie... Mówię, że robię ciasto i
mikser głośno chodzi. Dobrze, że Harry tego nie słyszy... Odkładam
telefon i widzę jak skupia się na równomiernym ułożeniu jabłek, męczą
mnie te definicje, więc siadam na hokerze i przyglądam mu się, wtedy
odrywa się od zajęcia i uśmiecha się do mnie.
-Ky,
czytaj to co masz czytać, bo jak skończę chcę się z tobą trochę...-
mówi, a na jego twarzy rośnie i rośnie uśmiech. Ja chichoczę i nawet nie
kwestionuję tego, a po prostu wracam do książek :).
Nie
wiem ile tak siedzę, ale wydaje mi się, że długo, bo kończę czytać i
zamykam z hukiem plik kartek. Harry siedzi na wyspie po turecku i pisze
coś na telefonie. W pokoju panuje cisza, a jedynie zagłusza ją cichy
dźwięk chodzącego piekarnika. Kładę książkę na stoliku i wstaję z
kanapy, czując jak spływają mi do nóg odpowiednie ilości krwi. Staję za
wyspą i obejmuję jego brzuch od tyłu wtulając twarz w jego zgarbione
plecy.
-Już, piękna?- pyta, na co mruczę twierdząco.
-Jestem
cała twoja.- odpowiadam cicho. Harry aż odwraca lekko głowę, na co się
uśmiecham i okrążam wyspę, by stanąć przed nim. Nalewka sobie wody i
wypijam ją duszkiem... Odkładam do zmywarki i spoglądam do piekarnika,
ciasto wygląda wybitnie. Siadam na blacie i przyglądam się Harry'emu,
który wydaje mi się, że jest w trakcie pisania wiadomości, ale przerwał
ją. Bo patrzy na mnie...
Uśmiecham się do niego, on do mnie, coraz szerzej i szerzej.
-Rozbierzesz się dla mnie?- pyta prosto z mostu, na co otwieram szerzej oczy i zaczynam się śmiać.
-Jak będziemy szli pod prysznic, pewnie...- mówię, na co ona chichocze. Patrzę na niego niezrozumiale.
-Rozbierz się dla mnie...- mówi z uśmiechem i spokojem.- Teraz...- dodaje.- Teraz...- odrzeka, na co unoszę brwi.
-Mam się rozebrać tutaj i teraz?- muszę się upewnić.
Kiwa głową, na co czuję, że zaczynam czuć palące policzki.
-Nie będę się tak po prostu przed tobą rozbierała...- krzyżuję ręce na piersiach.
-Nie
ograniczaj ich...- poucza mnie Harry, na co puszczam ręce i kładę je na
kolanach.- Rozbierz się... Masz takie piękne ciało...- mówi, na co
otwieram lekko usta.
-Nie będę ci robiła
striprizu Styles.- odpowiadam i zeskakuję z blatu czując, że skóra
przykleiła mi się do blatu. Pocieram lekko dłonią uda i sprawdzam
ciasto.
-Już nie przypadkiem koniec czasu?- pytam Harry'ego. On cały czas się uśmiecha do mnie, co jest naprawdę podejrzane...
-Nie rozbiorę się...- mówię mu nim otworzy usta.
Chichocze
za moimi plecami i schodzi z wyspy blokując telefon i zostawiając go na
blacie. Sprawdza i potwierdza moje słowa, wyłącza piekarnik i wyciąga
blachę, kładzie ją na blacie i wącha.
-Bosko... Trochę ostygnie i zjemy...- mówi, na co kiwam głową. Harry spogląda na mnie i uśmiecha się szeroko.
-Idziemy pod prysznic?- pyta mnie, na co cicho chichoczę i potwierdzam jego słowa.
-Pójdę
po ręczniki, a Ty rozkrój ciasto, żeby szybciej ostygło...- mówię mu,
na co uśmiecha się szeroko i wykonuje moje polecenia. Zanoszę ręczniki
do łazienki i wyciągam z szafki żel do mycia ciała. Kładę go na półce,
ściągam top przez głowę, wrzucam go i spodenki do prania.
-Kylie,
a masz łopatkę do ciasta? -pyta z kuchni, na co podążam do niej, by dać
mu ją. Gdy przechodzę przez próg kuchni uśmiecha się na mój widok i
lustruje od góry do dołu. Wyciągam łopatkę z szuflady i podaję mu ją w
dłoń.
-Już się rozebrałaś? A tak się wzbraniałaś...- mówi i patrzy się w mój biust.
-Pośpiesz
się, bo ja wchodzę pod prysznic...- mówię, na co on szybko zabiera się
do roboty. W drodze do łazienki ściągam stanik, na co słyszę z kuchni
ciche: "Kurwa...". Włączam prysznic, bo lubię, gdy łazienka jest
zaparowana i rozpuszczam włosy. Ściągam dolną partię bielizny i owijam
się ręcznikiem. Wychodzę z łazienki i przenoszę pudełko prezerwatyw w
pudełku. Kładę je na pralce i ściągam z siebie ręcznik, wówczas wchodzi
do łazienki i uśmiecha się na moje nagie ciało.
-Gotowa?- pyta.
-A
Ty?- pytam i wchodzę do kabiny. Przez zaparowaną szybę widzę jak się
rozbiera, naprawdę szybko, jak się zbliża... otwiera kabinę, wchodzi do
środka... Marszczy lekko czoło na gorącą wodę lejącą się ze słuchawki,
ale nie zważa na to i przybliża się do mnie kładąc dłonie na moich
lędźwiach i zjezdzajac nimi na pośladki. Przybliża swoją twarz do mojej i
obserwuje moje poczynania. Chce złapać zębami moją dolną wargę, ale gdy
się uśmiecham uniemożliwiam mu to, on też się uśmiecha i robi krok do
przodu chcąc przesunąć swoje nagie ciało bliżej mojego. Jego twarz nie
kieruje się w stronę mojej, ale w stronę szyi, w której zatapia swoje
usta, bardzo namiętnie, bardzo drapieżnie. Podrywa moje ciało
emocjonalnością, która przez niego przemawia, zaciska dłonie na moich
pośladkach mocno i aż syczę, gdy jednocześnie gryzie skórę na mojej szyi
i zaciska dłonie na pośladkach. Po mojej twarzy spływa woda, dużo wody,
upajam się jego dotykiem, choć brutalnym to seksownym. Harry zmienia
taktykę i odsuwa twarz od mojej szyi, przyciska mnie do szklanej ściany
plecami i przyciska się bliżej, tak, że aż zagryzam wargi. Jego wzrok
spada na moje piersi, które unoszą się podczas gwałtownego oddechu.
Swoimi dłońmi je obejmuje i dotyka patrząc mi w oczy, na co ja sięgam
dłonią po jego przyjaciela. Obserwuje mnie z wielkim skupieniem i gdy
tylko ściskam go mocniej zaznacza się to w jego mimice. Zagryza malinową
wargę, na co ja puszczam swoją i wpatruje się w to zjawisko jak w
obrazek. Wystarczy coś takiego, by mnie rozpalić. Rozchylam usta i aż
chcę, by moje usta dotknęły tę pokrytą skazą ucisku wargę, pragnę
dotyku. Przenoszę swoją dłoń wyżej i niżej, wyżej i niżej, wyżej i...
-Kylie...- roznosi się jego jęk w kabinie pełnej szumu.
Puszcza
mój biust i przysuwa swoją twarz do mojej, a mój wzrok zatapia się w
jego ustach i gdy już jest wystarczająco blisko łapię zębami dolną wargę
Hazzy i zaraz ją puszczam składając na niej delikatny pocałunek. Na
jego twarzy pojawia się delikatny uśmiech, a dłonie przenoszą się na
moje żebra i suną w dół.
-Jesteś tak piękna, że
nie mogę się tobą nacieszyć...- mówi.- Taka...- dodaje i wpija się w
moje usta nie ustępując. Jest zachłanny, chce więcej, znacznie więcej.
Ja jedynie co chcę teraz to pocałunek pełen upojenia i taki jest. Nawet
nie wiem co myśleć, skupiam się na nim... Wplatam palce w jego mokre
włosy chcąc przybliżyć się do niego bardziej, bliżej. Otwieram szerzej
usta przeklinając mu prosto w nie, a on się uśmiecha i w tym momencie
łapie mnie za żebra unosi tak bym oplotła go wokół pasa, a plecami
dotykam szklanej obudowy kabiny. Wciąż.
-Gdzie są gumki?- pyta.
-Są
na pralce...- mówię szybko, na co opuszcza mnie i wychodzi. Ocieram
parę z szyby i patrzę co robi, Harry łapie za ręcznik, wyciera swoje
przyrodzenie zagryzając usta i wyciąga prezerwatywę. Nakłada ją i
kładzie opakowanie na pralce, wraca do mnie i oblewany przez wodę z
prysznica mruży oczy. Kylie, uspokój się... Dopiero teraz się zacznie...
Oj zacznie się... Harry bierze mnie do góry, tak bym oplotła nogi wokół
jego bioder i wchodzi we mnie, na co z moich ust wychodzi głośny jęk.
-Nigdy nie robiłem tego pod prysznicem...- mówi cicho i wykonuje drugie pchnięcie.
-Ja też...- mówię przyciągając jego ciało bliżej.
-Tracimy dziewictwo pod prysznicem...- mówi, na co uśmiecham się szeroko.
-Zamknij
się głupku, oczekuję, że zaraz będę krzyczała.- mówię, na co on daje mi
klapsa w tyłek. I wykonuje kolejne pchnięcia, kolejne i kolejne...
-A poproś ładnie to zaraz poczujesz się lepiej...- mówi powtarzając ruchy.
-Proszę...- mówię cicho wbijając paznokcie w jego plecy.
-To nie jest to czego chciałem...- mówi, na co ja cicho jęczę, czując ucisk.
-Już?- pyta.- Oczekiwałem czegoś bardziej spektakularnego po takich głębokich wejściach. To już daleko za twoim punktem G.
Wchodzi głębiej chcąc mi zawrócić w głowie i podgłośnić mnie.
-Wiesz gdzie jest mój punkt G?- pytam i cicho wzdycham.
-Co to za pytanie, czuć go tak bardzo...- mówi, na co przytrzymując się jego unoszę lekko biodra i opuszczam je.
-Mmm...
Kochanie, a co Ty tu wyrabiasz?- pyta i ściska moje pośladki. Podnosi
mnie wyżej i wtedy przyspiesza jak wariat. Nie jestem w stanie złapać
oddechu, więc tylko cicho skomlę jego imię, uśmiecha się i wchodzi
głęboko, że aż odchylam głowę do tyłu.
-Co ty...- mówię cicho.- ...robisz...
-Spójrz
na mnie...- mówi i znów uderza w mojego pośladka. Wykonuję to zadanie z
trudnością, ale spoglądam w jego oczy. Są szeroko otwarte, źrenice
także, mają w sobie cień tajemniczości i podniecenia. Dużo podniecenia.
-Dziś...-
mówi.-... dojdziesz nie raz...- dodaje. Patrząc w jego oczy sięgam
dłonią do jego twarzy. Wsuwam swojego środkowego palca do jego ust i
uśmiecham się...
-Mam nadzieję...- mówię i
wyciągam palca i ucałowuję jego dolną wargę. Zaczynam spinać pośladki i
unosić je, by wprowadzić trochę mojego pierwiastka. Trochę kobiecego
seksapilu.
-Lubisz to?- pytam, na co się uśmiecha.
-Lubię Ciebie, napaloną Ciebie... - mówi z uśmiechem, na co ja obniżam się bardziej i widzę zmianę jego wyrazu twarzy.
-A to?- pytam, na co mruczy potwierdzając moje słowa. - Postaw mnie na ziemi..- mówię mu na co on otwiera oczy z przerażenia.
-Spokojnie
kochanie...- mówię całując jego usta.- Będzie lepiej...- mówię.
Posłusznie stawia mnie na ziemi, na co nie wyciągając go z siebie
przyciskam go do ściany plecami i wypinam się pośladkami w jego stronę
przytrzymując się o szklaną szybę po przeciwległej stronie. I zaczynam
się poruszać, a Hazz mi w tym pomaga. Wręcz nachyla się nade mną, by
czuć go bliżej. Dyszy mi do ucha, a ja zagryzam wargę do bólu. Jest taki
wielki, tak głęboko w środku, rozwala mnie. Emocjonalnie i fizycznie.
Stara się wejść jeszcze dalej, ale jest już cały i wtedy aż walę pięścią
o szybę, z moich ust wychodzi ciche: Och Harry!
On kontynuuje i nie zamierza przestawać, ja poruszam pośladkami, podryguję nimi chcąc czuć więcej.
-Kylie,
jesteś niesamowita...- mówi i ściska moje piersi przy kolejnym wejściu.
Naprawdę nie zwalnia, a ja zaczynam coraz głośniej dyszeć i jęczeć. Mój
głos jest urywany, nie wiem co mówię, bo czuję się tak bosko tak....
-O kurwa!- piszczę i znów walę pięścią o szybę.- Szybciej!
Hazz
nachyla się nade mną i droczy się powolnymi ruchami, ale głębokimi tak,
że chyba jego przyjaciel wchodzi mi do macicy. Uśmiecham się pod nosem
na to określenie i czuję, jak jego palce schodzą w stronę mojej
kobiecości. I zaczynają... Nie wiem co się wówczas dzieje, nie pamiętam,
ale jest naprawdę mega. Nie wiem ile razy obdarowuję Harry'ego
orgazmem, ale jest mega. Jest kurwa mega. On jest mega. Świat jest mega.
Wow!
Wychodzi ze mnie i opiera się cicho o moje ciało. Ja próbuję złapać oddech, on próbuje złapać oddech.
-Mógłbym uprawiać z tobą seks do końca mojego życia...- mówi i całuje moje plecy.
Uśmiecham się.
-Znudziłabym ci się...- mówię, na co on od razu przeczy.
-Za każdym razem odkrywam nową Ciebie...- mówi, na co uśmiecham się szeroko.
-I
nawzajem.- mówię, na co znów całuje moje plecy. Idzie wyrzucić
prezerwatywę i wraca do mnie, by spokojnie dokończyć kąpiel. Oczywiście,
która była tylko pretekstem do seksu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz