24 listopada 2016

Rozdział 13



Wysiadam z samolotu późnym wieczorem i wzdrygam się na temperaturę tu panującą. Mimo tego, że jest cieplej, nie oznacza, że będzie tak ciepło, jak za oceanem. Zmęczona odbieram bagaż i piszę do mamy SMS, że wylądowałam. Idę do taksówki, która zawozi mnie do mieszkania. Jest 1:00 kiedy ostatecznie rozpakowuję się i biorę prysznic, być gotowa na szkołę, bo Hunter nie odpuści opuszczenia sprawdzianu, na który uczyłam się w samolocie.
Odpowiadam na wiadomość od Hails i zasypiam.

~~~
-Musisz mnie w takim razie bardzo ładnie przeprosić...- mówię, czując coraz większą ekscytację widokiem przyjaciela.
-Oj przeproszę Cię... Najładniej, jak potrafię...- szepcze mi do ucha i wpija się w moje usta.



-Stęskniłem się za tobą, Kylie...- mówi mi w usta.
Nie odpowiadam i przenoszę swoją dłoń na jego pokaźny biceps. Czuję, jak jego usta schodzą niżej i niżej, aż właściwie pod mój stanik. Nosem łaskocze moją skórę, na co chichoczę i wyląduję palce w jego włosy, które ostatnio zapuścił.
Wraca do moich ust, na co uśmiecham się i mruczę mu w usta. Jego język walczy z moim doprowadzając mnie właściwie do śmiechu, czym reaguje zdziwiony.
-Z czego się śmiejesz?- pyta mnie obściskując moją szyję.
-Z niczego...- mówię.-...kontynuuj...
Wpatruję się w sufit i zastanawiam się, co zamierza zrobić potem. Znów mnie całuje, obściskuje szyję i tak w kółko.
-Jus...- mówię.- Uprawiajmy już ten seks.
-Uwielbiam twoją bezpośredniość.- mówi z uśmiechem.
Ściąga mi majtki i zrzuca stanik, po czym on sam zrzuca bokserki i przystępuje do działania. Robi kilka pchnięć, które właściwie nie robią na mnie wrażenia.
~~~
I się budzę.
-Nie ma to jak wspomnienie kolejnego nieudanego seksu...- mruczę pod nosem i niechętnie wstaje z łóżka. Idę włączyć czajnik i włożyć tosty do opiekacza. Następnie myje twarz i nakładam makijaż, który ukryje moje cienie pod oczami. Narzucam dżinsy i dużą bluzę dresową. Dziś nie mam siły na modelowanie się. Włosy spinam w niechlujnego koła. Jem śniadanie i właściwie wychodzę do szkoły.
Wsiadam do auta i ruszam. Z uśmiechem stwierdzam, że w Londynie zaczyna być już wiosna.
W ciągu kilkunastu minut dojeżdżam i wita mnie energiczna machanie Eleanor, do której mrugam światłami.
Harry i Mike palą porannego papierosa, przy aucie Stylesa.
Wysiadam z pojazdu i trzaskam drzwiami.
-Cześć piękna!- krzyczy Mike, na co się śmieje.
-Hej!- odpowiadam mu, a Styles mruga do mnie okiem, na co się uśmiecham.
Dziewczyna przytula mnie i od razu wypala, jak bardzo się opaliłam. Idziemy ku szafkom i ta zdaje mi relację, co się działo, przez tydzień mojej nieobecności. Mówi o tym, jak Hunter zdenerwował się na naszą klasę, że się nic nie uczą, że pytał znów Harry'ego, który dostał kolejną jedynkę. Clice była z nas bardzo zadowolona na wycieczce i powiedziała, że jest dumna, że pokazaliśmy jej kulturalnych ludzi.
Opowiada o koncercie, na którym Holly zrobiła komuś dobrze po pijaku, o tym, że Harry mnie bronił przed The Rough.
-Czekaj co?- zatrzymuję jej słowotok.
-Mówili, że jesteś...- tu ścisza.-...niezłą dupą do ruchania...
Marszczę brwi.
-Tak o mnie mówią?- pytam zszokowana.
-Niestety tak... Nie chcę wchodzić w szczegóły Kylie, ale nie tylko to... Harry zaczął bronić twojego dobrego imienia...
Nagle w tyle słyszę śmiech Stylesa, odwracam głowę w tył i co zauważam, sumie wzrokiem po mojej sylwetce i uśmiecha się, gdy widzi, że go obserwuję.
-Tajemniczy człowiek.- mówię niesłyszalnie.
Dzwoni dzwonek, na co El prowadzi nas m wykłady do profesor Peiper. Tam siadam na swoim miejscu i nauczycielka pyta mnie, czy mam zaległy esej, który jej wręczam i znów spotykam się ze wzrokiem H.
-Moi drodzy!- klaszcze w dłonie nauczycielka.- Proszę się dobrać w pary i będziecie pracować nad kwestią operacji psychologicznych w przypadku zagrożenia wojennego.
Siedzę w pojedynczej ławce, więc chcę szturchnąć Amy, która siedzi o ławkę dalej, czy będzie ze mną, ale w momencie, gdy wszyscy szukają par - do mnie dosiada się Styles.
-Pana ktoś tu zapraszał?- unoszę brwi.
-Sam się wprosiłem...- mówi mi i przysuwa się bardzo blisko.
-A co pomyśli Holly?- pytam.
-Co kogo to obchodzi...- wzrusza ramionami.
Dostajemy materiały, w których zaczynam szukać informacji do zadań.
-Stalkowałeś mnie...- mówię, na co on podnosi wzrok z kartki.
-O czym mówisz?- pyta.
-Jak byłam w LA oglądałeś wszystkie snapy Hailey...- mówię z uśmiechem.-...to podchodzi pod paragraf...
-Już od dawna miałem ją w obserwowanych. Chociaż nie ukrywam, że snap stał się ciekawszy, kiedy pojawiłaś się tam...- mówi, na co zaczynam się śmiać i daje mu kuksańca w żebro.
-Szczególnie, jak Hailey ujęła Cię, jak byłaś podpita na urodzinach Justina Biebera...- akcentuje znacząco, na co się śmieje.-...i tańczyłaś bardzo seksowny taniec z Kylie Jenner.
-Do Work?! Boże, co za kompromitacja...- mówię, na co on zaczyna się śmiać.
-Bez przesady, wyglądałaś fajnie...- mówi.
Nauczycielka zwraca nam uwagę i wracamy do pracy.
-A potem zniknęłaś...- mówi ciszej.
Wzdycham cicho na wspomnienie o nocy, która jeszcze nigdy nie miała właściwie odpowiedniego biegu.
-Coś nie tak?
-Zniknelam, bo upr...- mówię, ale się powstrzymuję.
-Czemu zniknęłaś?- pyta podsuwając ucho bliżej.
-Ale nikomu nie mów...- mówię mu prawie do ucha.-...uprawiałam seks.- szepczę.
Harry podnosi wzrok na mnie i patrzy zszokowany.
-To Ty nie jesteś taką cnotką...- mówi, na co ja znów daje mu kuksańca.
Harry uśmiecha się, ale później jego uśmiech zmienia się na niepewny.
-Chcesz mnie o coś zapytać?- pytam widząc tę chęć w jego oczach.
-Bardzo chcę...- mówi, na co chichoczę.- To znaczy: Chciałbym.
-Dawaj...- wypisując fragmenty potrzebne do utworzenia notatki.
-A to był dobry seks? Taki dobry - dobry?
Podnoszę na niego wzrok i unoszę brwi.
-Czy Ty mnie pytasz, czy miałam to słowo na "o"?- pytam, czując jak moje policzki stają się czerwone.
Kiwa głową, na co ja opuszczam swoją i po chwili kręcę głową przecząc.
-Nie?!- szepcze głośno.
-Nie, Harry...- odpowiadam mu.
-Co za palant, no...- mówi.
Zaczynam się śmiać.
-Tylko Ty mi nie mów, że Ciebie obchodzi, czy kobieta jest usatysfakcjonowana...- mówię niedowierzając.
-A jak myślisz, dlaczego ona ciągle do mnie wracała?- pyta Hazz wskazując głową na Holly.- Bo dawałem jej możliwość doznania, a inni faceci nie. To co, że uprawiałem z nią tylko seks, skoro to ona wracała. Ja korzystałem - przez potrzeby.Ona przychodząc do mnie wieczorem już była po trzech innych... Dlatego ją tak traktowalem i traktuje.
Wysłuchuję go do końca i uśmiecham się pod nosem. Harry przysuwa usta do mojego ucha.
-Kiedyś ci to wynagrodzę...- mówi, na co wywraca oczami i zaczynam się śmiać.
-Nie wynagrodzisz...- upieram się, na co on uśmiecha się szeroko.
-Szybciej niż ci się wydaje.- mówi i nauczycielka każe nam przerwać pracę, by dodać parę szczegółów do naszych prac.
Czytam uważnie materiały i Harry odchrząka.
-Kylie?- mówi cicho.
-Hm?- mruczę sunąc wzrokiem po literach.
-Muszę ci coś przekazać...
-Co dokładnie?- pytam go.
-Facet, który nas nagrywał w studio Twojego znajomego zadzwonił do mnie przedwczoraj i zaproponował, abyśmy przyszli i żeby posłuchał jego kumpel, jak gramy, by potem grać u niego co sobotę.
-Wow Harry, to cudownie! -mówię z uśmiechem na twarzy.
-Może przyszłabyś hm?- pyta.-To jutro wieczorem...
-Bardzo chętnie, z wielką przyjemnością...- uśmiecham się.
-Super...- Harry ukazuje dołeczki.
Przepisuję notatkę.
-A... i Kylie nie mów nikomu... Być może dostaniemy tam robotę, nie chcę tłumu...
Uśmiecham i dotykam jego dłoni.
-Masz jak w banku...- odpowiadam.
Lekcja kończy się niedługo później, nauczycielka każe nam to dokończyć w domu, bo będą z tego oceny.
-Jedziesz dziś na siłownię?- pyta mnie Harry zasuwając krzesło.
-Jadę, jadę...- uśmiecham się.-...choć nie próżnowałam w LA.
-A co robiłaś?- pyta mnie, kiedy idziemy w stronę wyjścia.
-Kiedyś tam trenowałam, więc skorzystałam z okazji i wróciłam na kilka treningów do dawnego instruktora.
-Nabrała większych mięśni?- pyta Hazz.
-No pewnie...- śmieję się ironicznie.-A Ty co robiłeś?- pytam, gdy idziemy ku szafkom.
-Byłem u mojej mamy... Bo był dzień matki w UK... a potem szkoła. Dużo przesiedziałem w garażu z Joshem i kleiliśmy nowe kawałki.
Otwieram szafkę i chowam do niej książkę. Harry opiera się o tę obok i przygląda mi się.
-Kylie, Masz wory pod oczami...
-Wiem, że mam, nie wysłałam się dziś...- mówię.
-Czemu?
-Bo o północy wyladowałam. Nim się położyłam była 1-2...

(...)
Wracam do mieszkania i przebieram się w dresy. Chowam krótkie spodenki i stanik sportowy do torby i wychodzę z mieszkania. Właśnie zaczyna lać deszcz i co gorsza na niebie kotłują się burzowe chmury. Szybko wsiadam do auta i wtedy słyszę ogromny grzmot.
-Nie lubię burzy...- mówię pod nosem.
Jadę trochę dłużej niż zwykle właśnie przez lejące się strugi wody. Dojeżdżam i parkuję na tyłach, bo o dziwo dziś nie ma miejsca. Wchodzę tylnym wejściem i od razu podążam do szatni, ubieram sie, apotem idę do recepcjonistki i daje jej swój karnet. Trener siedzi na telefonie i przewija coś na ekranie.
-Doczekałem się Ciebie...- mówi mężczyzna, na co się szeroko uśmiecham.
-Już wróciłam.- wchodzę na matę.
Rozmawiam trochę z mężczyzną i zaczynam trening.

(...)
-KYLIE! MOCNIEJ! WALNIJ!
Wykonuję półobrót z walę w trzymaną przez trenera poduchę.
-Super!- krzyczy i daje mi odpocząć. Kładę się na macie dychając.
-Szkoda, że Harry nie przyszedł wcześniej...-mówi trener.-...pobilibyście się trochę..
-Miał przyjść...- mówię oddychając ciężko.
-Może się spóźni...- mówię, a trener kiwa głową.
Wtedy burza wali grzmotem tak mocno, że światła zaczynają mrugać.
-Zapowiada się niezła zawierucha.- mówi trener.
Dziękuję mu za trening i idę do szatni, gdzie potem słyszę kolejny potężny grzmot. Szybko wskakuje tam pod prysznic. Ubieram się i poprawiam włosy, które zaczęły się kręcić. Rozczesuje je i upinam w niechlujnego koka.
Biorę torbę na ramię i nakładam kaptur. Trener stoi na korytarzu i oczekuje na H.
-Wciąż go nie ma?- pytam zdziwiona.
-Może coś mu wypadło...-  mówię.
Żegnam się z trenerem i przechodzę przez drugą salę, by wyjść drzwiami tylnimi. Deszcz leje potwornie, ale jestem w stanie rozpoznać szamotających się mężczyzn. Jeden z nich jest wyższy od drugiego i zaraz ten niższy leży na ziemi, a tamten kopie go w brzuch, niższy skowycze z bólu. Przestraszona zaczynam krzyczeć, a ten wyższy przestrasza się, obraca się w moją stronę i zwiewa. Podbiegam do leżącego mężczyzny i moje serce zatrzymuje się na sekundę.
-Harry!- wykrzykuję przerażona i kucam, przy nim. Dotykam jego twarzy.- Harry! Harry! Słyszysz mnie?
-Kylie?- mruczy ledwo słyszalnie przez zagłuszający lejący deszcz.-Zabierz mnie stąd…- mruczy.
Próbuję go podnieść, ale proszę go, by mi pomógł – jest zbyt ciężki. Opiera się o mur i staje na nogach sycząc z bólu. Pomagam mu iść do auta, ale w dużej mierze radzi sobie sam. Wsiada, podaję mu ręcznik, by otarł sobie delikatnie twarz od wody.
-Jadę do szpitala…- mówię odpalając auto.
-Nie…- mówi.-… zaraz będą robić dochodzenie…
-Ale Harry, możesz mieć jakieś uszkodzenia wewnętrzne…
-…Kylie…- mówi cicho.-Zawieź mnie do domu…- mówi.
Wzdycham cicho.
-Masz tam apteczkę? Tabletki? Maści?- pytam go.
-Nie wiem, najwyżej podejdę do apteki…- poprawia się na fotelu sycząc.
Spoglądam na niego.
-Dobra, skoro nie chcesz szpitala to pojedziemy do mnie…- mówię.
-Ale Kylie…- mówi cicho.
-Nawet mnie nie denerwuj i nie odmawiaj mi.- mówię stanowczo i ruszam.
Wycieraczki pracują w te i we w te, nie nadążają zbierać wodę. Na ulicach jest mało aut, więc szybko dojeżdżam.
-Wjedź na drugie piętro windą i idź pod drzwi po lewej stronie – mieszkanie numer 7.
Kiwa głową.
-Pomóc ci?- pytam go, na co przeczy i wysiada.
Wtedy ja też wysiadam i łapię za jego torbę, z którą szedł na siłownię. Jedzie na górę, gdy ja już idę po schodach. Gdy on wysiada, ja pokonuję ostatnie półpiętro. Otwieram mieszkanie i wpuszczam go do środka.
-Usiądź na kanapie…- mówię mu, a on kręci głową.
-Pomoczę ci ją i ubrudzę…- mówi i siada na hokerze. Zamykam drzwi i patrzę na niego przez kilka sekund.
-Co masz w tej torbie?- pytam go.
-Dresy, ręcznik, koszulkę sportową…
-W takim razie…- mówię.- Pójdziesz do łazienki, wrzucisz swoje rzeczy do pralki, wszystko masz brudne od błota i przebierzesz się w dresy. Potem nałożę ci odpowiednie specyfiki na brwi, wargę i nałożysz sobie na brzuch.
Harry spogląda na mnie spod byka i nie wie co robić.
-Na co czekasz?- pytam go.- Chodź…- mówię.
Prowadzę go do łazienki i tam pokazuje jak włączyć moją pralkę. Wychodzę, ale przypominam sobie, że nie dałam mu ręczników.
-Harry, poczekaj…- mówię głośniej.- Ręczniki mam dla ciebie.
-Wejdź.- mówi ze środka.
Wchodzę i właśnie widzę, jak ściąga przemoczoną koszulkę. Kurde… Ale jest umięśniony… Ma wyraźnie wyrobiony tors, lekki sześciopak i co uwielbiam u mężczyzn: charakterystyczną literę V.
-Przy… przy… przyniosłam ręczniki…- mówię podając mu je.
Na jego twarzy zauważam cień uśmiechu.
-Zrobię coś do jedzenia…- mówię już odwracając się.
-Nie jestem głodny…- mówi za mną.
-A ja ciebie w ogóle nie słucham…- mówię zamykając drzwi.
Zastanawiam się co zrobić i decyduję się na zapiekankę z makaronem, którą zresztą miałam robić na następny dzień. Po 20 minutach słyszę jego wołanie.
-Kylie?
-Tak?
-Jak włączyć suszarkę?
-Włóż tam rzeczy, przekręć na 15 minut i włącz…
Wkładam zapiekankę do środka i włączam piekarnik na 20 minut, a zaraz po – czajnik. Idę do sypialni, by się przebrać też z przemoczonych ubrań, szukam wygodnych legginsów i koszulki, a gdy słyszę sygnał, że czajnik już wrze, wychodzę z pokoju przekładając przez głowę górną część garderoby. Włosy spinam w kucyka i nalewam wodę do kubków, gdy słyszę zgrzyt otwierających się drzwi od łazienki. Odwracam się do niego przodem i spoglądam na niego. Wygląda o wiele lepiej, ale marszczy brwi robiąc kolejne kroki.
-Boli cię brzuch?- pytam.
-Boli…- mówi cicho i siada na kanapie.-Ale nie ukrywam, że mniej niż wcześniej…- mówi.
Uśmiecham się lekko i podaję mu kubek herbaty. Cicho dziękuje i poprawia się na kanapie.
-Kylie?- mówi obracając się lekko.
-Tak?- wyciągam zapiekankę na blat i nakładam część jedzenia Harry’emu.
-Nie wiem, jak ci dziękować…- mówi cicho.
-Przestań…- uciszam go i wyciągam sztućce dla niego.
-Ale naprawdę… Nie podejrzewałbym, że zabierzesz mnie do swojego mieszkania, że dasz mi się tu ogarnąć, że się mną zajmiesz…- mówi.
Okrążam wyspę kuchenną i idę ku niemu, stawiając głuche kroki.
-Nie znasz mnie jeszcze…- uśmiecham się i podaję mu talerz.- Uważaj! Gorące…
Kilka minut później słyszę ciche mruczenie i stukanie widelcem.
-Ja pierdziele, ale to jest pyszne…- mówi z pełną buzią.
-Dziękuję…- uśmiecham się i siadam na fotelu. Zjadam część swojej porcji i przyglądam się jego podbitemu oku. Ma siniaka na ręce i widzę, jak czasami się krzywi.
-Masz bardzo ładne mieszkanie…-  ogląda się dookoła, uśmiecham się i wnet zauważam leżące i suszące się na kaloryferze stringi. Staram się tam nie patrzeć, bo wtedy on też się spojrzy. Obniżam wzrok na talerz.
-Moja mama je urządzała…
-Zadbała o twój kącik na pół roku…- uśmiecham się pod nosem. Harry kończy jeść, a ja prostuję nogę,wstaję by zanieść talerze.
-Połóż się teraz na kanapie, muszę ci oczyścić rany i nałożyć maści.- mówię.
Cicho jęcząc, kładzie się. Idę do schowka i wyciągam dużą apteczkę, którą mama mi kupiła, kładę ją na fotelu, a na widok wielkiego pojemnika robi duże oczy.
-To też twoja mama?- pyta.
-Bardzo mnie kocha…- uśmiecham się szeroko i biorę spirytus, watę i maść przyspieszającą gojenie.
Kucam przy nim, na co lekko się uśmiecha.
-Nie będę cię czarować, ale to będzie porządnie szczypać…- mówię patrząc w jego oczy.
-Przeżyję…- mówi i przykładam mu wacik nasączony alkoholem. Momentalnie zaczyna syczeć.
-Nie czarowałaś…- marszczy czoło, nachylam się bardziej nad nim i jeszcze dotykam.
-Możesz nie przerywać…- mruczy cicho, na co spoglądam na niego z góry i zdaję sobie sprawę, że właśnie przed oczami miał mój biust.
-Powstrzymaj się…- mówię czując, jak kąciki moich ust idą ku górze.
-Jaką ty masz miseczkę?- pyta uśmiechając się zawadiacko.
-Harry! Uspokój się!- zaczynam się śmiać.
-Oj Kylie… Droczę się z tobą…- mówi, a ja kręcę głową ze zrezygnowaniem.
Następnie nakładam mu maść na brew i rozcieram delikatnie sunąc opuszkiem o prawie całej długości.
-Ok, teraz posmarujesz sobie brzuch…- mówię mu wstając na równe nogi. Chcę odwrócić się do apteczki, ale łapie mnie za nogę i przytrzymuje.
-Posmaruj mi…- patrzy jak szczeniaczek.
-Pfff! – prycham.- Nie będę smarowała twojego brzucha.
-Oj Kylie, mnie jest niewygodnie…
-Harry…- jęczę z poirytowaniem.
-Nakarmiłam cię, umyłam, jeszcze żądasz, żebym smarowała ci brzuch tak?
-Umyłaś? Widzę, że twoja wyobraźnia jest bujna…- mówi uśmiechając się.- …jak chcesz to ja ciebie też mogę umyć…- porusza znacząco brwiami.
-…Harry! Zamknij się już!- zaczynam się śmiać.
On śmieje się głośniej widząc moją irytację i unosi koszulkę.
-Wskazuj, gdzie cię boli…- mówię mu.
W ciągu 5 minut nakładam mu cieniutką warstwę żelu, który wchłania się w mgnieniu oka. Każę mu tak leżeć, podczas gdy ja chowam apteczkę do schowka. Gdy się odwracam Harry już siedzi na kanapie i przygląda mi się.
-Twój tyłek genialnie wygląda w tych legginsach…- mówi zaczepnie.
Odwracam się w jego stronę i unoszę brwi.
-Godzinę temu byłeś umierający, a teraz już pełen sił…- mówię.
-To wszystko dzięki tobie…- mówi uśmiechając się, wracam do niego i siadam na kanapie koło niego. Schylam się i szukam ładowarkę do telefonu pod ławą w salonie i czuję, jak Harry nachyla się nade mną i sięga po swój telefon. Gdy ją łapię i podnoszę głowę moje oczy znajdują się kilka cm od twarzy Stylesa, który wpatruje się we mnie.
-Nie patrz się tak na mnie…- mówię, a on przybliża swoją twarz.
-Harry…- mówię cicho i bardzo ostrożnie.
-Nie przepuszczę takiej okazji…- mówi cicho i przybliża swoje usta do moich. Z wielkim zaskoczeniem obserwuję jego czyny, czując jak składa na moich ustach delikatne muśnięcia, które wręcz oczekują odwzajemnienia. Trąca mnie swoim nosem i dotyka delikatnie moich ust językiem, a to w jakiś sposób sprawia, że mięknę. Lekko zamykam oczy i przybliżam się do niego. Harry uśmiecha się lekko i unosi dłoń na mój policzek, a drugą ręką przyciąga mnie bliżej. Otwieram znaczniej usta wydając cichy pomruk w usta Styles’a i czuję, że przypominam sobie włoską imprezę, po której miałam... nie ważne co... Ale pamiętam, jak było mi dobrze... Swoją dłonią dotykam jego policzka, ucha, a potem miękkich jeszcze zmierzwionych wodą włosów. Moje palce wplatają się w nie, a z tym momentem Harry wsuwa język do moich ust i pocałunek zmienia się w nowe doświadczenie. Jest tak dynamiczny, że właściwie nie wiem, kiedy leżę na Harry'm, a on ściska moje pośladki.
*Harry*
Jej oczy są zamknięte, a głowa lekko uniesiona do góry, obdarowuję jej porcelanową szyję milionem mokrych pocałunków, które zostawiają mokry ślad. A te spięte pośladki, są jak dwa kamienie i to jeszcze bardziej mnie podnieca. Wracam na jej usta i... wow... jest nieźle... Jej język i mój są jak puzzle po prostu uzupełniają się pod każdym względem. Jeszcze to, jak mruczy mi w usta, jak wyjękuje moje imię.
*Kylie*
Czuję, jak temperatura rośnie w moim ciele, ale gdzie najbardziej? W podbrzuszu... Czuję cholerną potrzebę pójść o krok dalej, bo właśnie doświadczam czegoś, czego dawno nie miałam. Uwielbienia seksualnego facetem - i muszę to przyznać - Styles jest seksowny i mnie kręci i wiem też, że z nim nie miałabym tego, co z Justinem.
Jego palce dotykają mojej kości ozonowej, a dłoń wchodzi pod legginsy, zaraz ściska moje nagie pośladki, majstrując przy majtkach. Nie odsuwam się od jego ust, które cholera... są majstersztykiem w sztuce całowania.
-Kylie...- szepcze.-...na łóżku będzie nam wygodniej...
I wtedy coś mi strzela do głowy, jakby rozum powrócił do działania. Patrzę w jego oczy i wstaję natychmiastowo z niego i poprawiam ubrania. Wycieram usta.
-Kylie, co się stało?- pyta zdezorientowany, a jednocześnie przestraszony.
-Nie, to...- mówię cicho.-...my nie powinniśmy się całować...- mówię szybko i idę po pościel do schowka.
-Ale właściwie dlaczego? Jesteśmy wolnymi ludźmi...- pyta.
-Nie chce przekraczać swoich granic...- mówię i kładę mu na fotelu poduszkę i kołdrę.
-Jakich? O czym mówisz?- pyta wstając i podążając za mną.
-Moich granic... Idź spać, za dużo się dziś wydarzyło.- mówię szybko i zamykam drzwi od sypialni.
Przyciskam się plecami do nich i ciężko oddycham.
To, co się ze mną dzieje to coś dziwnego... Bardzo. Faceci facetami, ale to coś z Harry'm jest inne. Pożądam go, ale granice rozsądku mi na to nie pozwalają.
Poza tym, ja nie chcę być ubezwłasnowolnioną studiując.
Kuźwa, życie jest trudne.
Przebieram się pidżamy i wchodzę do łóżka.
Zasypiam.

***
Miłego! :)

3 komentarze:

  1. Cudowny rozdział. Bardzo lubie czytać twoje opowiadania! Jesteś genialna!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu cudowny jak zwykle

    OdpowiedzUsuń